Razem
z Ashoką biegłam korytarzem gdyż rada Jedi wezwała nas w jakiejś
bardzo pilnej sprawie niecierpiącej zwłoki, więc mamy się stawić
tam jak najszybciej, bez zbędnych opóźnień w pełnym rynsztunku
bojowym ( Czyli ze srebrnym cylindrem przypiętym u pasa.) A, że
rada Jedi rzadko kiedy wzywa nas to pomyślałyśmy, że trzeba
odstawić na bok lakier do paznokci i prostownicę pobiec do rady na
jednej nodze. Przybrałyśmy takie tempo, że nagle na prawie pustym
korytarzu świątyni wpadłyśmy na kogoś przewracając się przy
okazji robiąc widowiskowe salto i lądując kilka metrów dalej na
tyłku. Już miałam nawrzeszczeć na tą osobę przez, którą
złamałyśmy nakaz rady „Bez zbędnych opóźnień”, ale w
głowie od razu obiła się zasada „Nie ma emocji jest spokój”.
Spojrzałam się na winowajców i zobaczyłam nikogo innego jak pana
Chazera Motessa.
-
Chazer - wydarłyśmy się na całe gardło. W związku z nim
pierwsza linijka kodeksu nigdy nas nie nękała.
-
Dziewczęta spokojnie. Wiem, że jestem ładny, ale nie musicie się
na mnie rzucać.
-
My się na ciebie nie rzucamy tylko sprawdzamy czy w świątyni
działa siła przyciągania ziemskiego.- Powiedziałam i strzeliłam
focha, a Ahsoka zrobiła to samo pokazując Motessowi język.
- A
tak przy okazji rada was tez wezwała, że się tak spieszycie?
-
Ciebie wezwała rada?!- Wykrzyknęłyśmy.
-
Tak, ale ja nie lecę jak szalony na spotkanie tylko idę spokojnym
krokiem, by uniknąć nieprzyjemnych wypadków jednak widzę, że one
same mnie znajdują. Więc może udamy sę do sali radu, by
mistrzowie nie musieli na nas dłużej czekać i cierpliwie
wysłuchamy tego, co mają nam do powiedzenia?
-
Wow Chazer. Zamieniasz się w mistrza Kenobiego.- Powiedziałam i
zaczęłam uciekać w kierunku sali posiedzeń rady ponieważ Motess
jak to Motess zaczął mnie gonić wymachując dziko rękojeścią
miecza świetlnego. Ahsoka biegła za nami głośno się śmiejąc.
Nie wiedząc w jaki sposób nagle znaleźliśmy się w sali rady
Jedi. Był to dosyć komiczny widok. Chazer stał za mną z
rękojeścią miecza świetlnego w dłoni z roztrzepanymi blond
kosmykami, które zawsze były nienagannie ułożone i srebrnym
kolistym kolczykiem w wardze, którego zapomniał zdjąć. Ahsoka
cała czerwona ze śmiechu i ja: Moje kruczoczarne włosy wcześniej
starannie ułożone były teraz roztrzepane na wszystkie strony, a
policzki były czerwone ze śmiechu i z biegu. Ta sytuacja jednak nie
bawiła mnie, ani moich przyjaciół. Mistrzowie spojrzeli na nas
krytycznie, ale niektórym ledwie udawało się ukryć rozbawienie.
Spojrzeliśmy na siebie, a Chazer jeszcze bardziej się zarumienił
przypominając sobie o kolczyku i o mieczu świetlnym. Szybko
przypiął cylinder do pasa i stanął na baczność przed mistrzami
salutując oraz poruszając głowa starając się doprowadzić włosy
do ładu.
-
Bez dwóch ton żelu sobie nie poradzisz. - Powiedziała Ahsoka ze
śmiechem.
-
Minimalnie Soka. Przecież zanim on wychodzi z kibla ykhm-
odchrząknęłam ze względu na obecność całej rady Jedi i
poprawiłam – toalety mija godzina.
-
Godzinę zajmuje mu same ułożenie włosów następne pół się
kąpie, a jeszcze pięć minut poświęca na włożenie kolczyka.
Zanim zdecyduję, którą tunikę włożyć mija dziesięć minut,
później spodnie, co zajmuje mu również z dziesięć minut, po
czym zastanawia się czy nałożyć łańcuszek czy nie, a to trwa
pięć minut. Równo dwie godziny.- Usłyszałyśmy głos od strony
drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam lidzką nastolatkę z brązowymi włosami z różowymi pasemkami, o janych oczach i
arystokratycznych rysach twarzy.
Zorientowałam
się, że już kiedyś widziałam tą osobę.
-
Mirlea!- Wykrzyknęłam i rzuciłam się dziewczynie na szyję.
-
Ati! Dawno cię nie wiedziałam stęskniłam się!- Również
wykrzyknęła szesnastolatka.
Mirleę poznałam, kiedy dopiero co przyjechałam do świątyni. Ja i Ahsoka miałyśmybwtedy trzy lata, a ona prawie sześć. Zaprzyjaźniłyśmy
się, ale potem rzadko mogłyśmy się widywać gdyż Mirlea uczyła
się w świątyni Jedi na innej planecie.
Miałam
już coś powiedzieć, ale nie pozwoliło na to znaczące
chrząknięcie. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy rozbawionych
mistrzów.
-
Kiedy łaskawie pozwoliliście nam przemówić pozwólcie, że
wytłumaczymy dlaczego waz wezwaliśmy.- Powiedział mistrz Kenobi.
-Na
misję wyruszycie. W czwórkę tylko. Zagubione odnajdziecie
dziecko.- Przemówił mistrz Yoda.
- A
gdzie polecimy?- Spytał Chazer.
-
Cierpliwości młody padawanie.- Przemówił znów Kenobi.
-
Polecicie na Dathomire. - Powiedział krotko, zwięźle i na temat
mistrz Windu.
Wytrzeszczyłam oczy, Ahsoka przybrała głupkowaty wyraz twarzy, Chazer zaczął się
krztusić, a Mirlea przybrała szczere zdziwienie na twarz. Jako
pierwsza się otrząsnęłam.
-
Czy poleci z nami jakiś mistrz?- Spytałam.
-
Nie. To wasz sprawdzian czy potraficie sobie poradzić w misji bez
nikogo. Na Dathomirze nie będzie wam potrzebna oddział klonów.
Siostry Nocy nie zaatakują osoby z ich rasy, która nie jest
zdrajcą.- Odezwał się mistrz Plo.
Zrobiło
mi się słabo. Wyglądałam jakbym chciała zwymiotować.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
-
Padawanko Orgeen. Coś się stało?- Zapytała mistrzyni Adi Gallia.
-
Nie. Tylko mi słabo troszkę mistrzyni.
Adi
Gallia była moją ulubioną mistrzynią. Kiedy przyjechała do
świątyni zawsze właśnie do niej przychodziłam, kiedy śnił mi się koszmar albo coś mnie bolało.
-
Dobrze. Jeśli już w wszystko w porządku możecie iść. Wasz
statek odleci za pół godziny. Będzie wam towarzyszył pilot.
Możecie odejść.- Zakończył mistrz Windu.
Wyszliśmy
z sali z niepewnymi odczuciami, co do misji. Byłam spięta. Jechałam
na moją rodzinną planetę. Powrót po latach... Przecież ja nawet
nie pamiętam moich rodziców. Dlaczego ja zostałam wybrana. I
dlaczego Barriss nie jedzie? Może na Dathomirze znajdę na pytanie,
które bez przerwy od czasu wizji krąży po mojej głowię –
Dlaczego Jedi się tak zachowali? Dlaczego? Przecież Jedi nigdy, by
nie zabrali dziecka od rodziców. Nagle oczy mi zaszły
mgłą już nie byłam w świątyni Jedi. Byłam w mojej wizji.
Znowu
to samo. Mistrz Windu i dwóch nie znanych mi mistrzów zabierają
mnie od rodziców. Pociekła mi łza z oczu. Otarłam ją. I olśniło
mnie! Teraz mogłam się ruszać. Wcześniej nie mogłam! Podbiegłam
i stanęłam naprzeciwko Jedi i mnie zmroziło. Ich oczy były bez
wyrazu. Puste.
Znowu
byłam w świątyni. Nikt nic nie zauważył. Kardy z moich
przyjaciół był w swoim odrębnym od szarego, ponurego świata
świecie. Pomachałam im i pobiegłam do swojego pokoju wziąć
najpotrzebniejsze rzeczy. Po pół godzinie sprawdziłam czy mam miecz
i wszystko, co potrzebne i pobiegłam na lądowisko gdzie czekał już
statek. Nie było tylko Chazera, ale on zawsze się spóźniał. Nie
musieliśmy jednak długo czekać. Po pięciu minutach przybiegł
Motess. Weszliśmy na statek. Po chwili statek wleciał w codzienny
ruch Coruscant.
___________________________________________________________
I
kolejny rozdział!!! Wiem, że nie jest ciekawy, ale w następnym
będzie się działo trochę więcej. Rozdział miał być
wczoraj, ale internet mi nie działał :C Coraz częściej się to
zdarza :(
NMBZW
I CZEKAM NA KOMENTARZE!!! Dedyk dla Wszystkich Ahsok, które
komentują :DDD Dla Martyny i Wiki. Jeśli kogoś pominęłam to też
dedyk. Dla tych co nie komentują też, ale mam FOCHA!!! FOCH
FOREVER!
EDIT - ten moment, kiedy człowiek patrzy na to, co kiedyś pisał po dwóch latach doświadczenia... wow. Dziecko, po prostu dziecko xD