piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 52


Kol

Przedzierał się przez wąskie uliczki Nar Shaddaa. Nie wiedzieć czemu, jedynie w tej ostoi przestępców, przemytników, złodziei i łowców nagród, czuł się swobodnie, chociaż przecież nie był żadnym z nich. Był jedynie uciekinierem. Człowiekiem, który przeskoczył okres dorastania i jako dziecko stał się dorosłym. Rewolucja... Jego rodzice myśleli, że to wspaniały pomyśl, mieszkańcy uważali, że nadchodzi dla nich wybawienie. Nikt się nie spodziewał, że szlachetna idea rewolucjonistów będzie tak katastrofalna w skutkach. Nawet Jedi ich poparli. Republika stała za rewolucją murem... W końcu im się udało, ale zwycięstwo kosztowało wiele cierpienia cywilów. Niezliczone mordy, pół planety straciło życie z powodu wojny domowej. Może i nie byłoby to tak okropne, gdyby nie to, że rządy rewolucjonistów były jeszcze bardziej okrutne. Ale oni wspierali finansowo Republikę. Jeszcze większe cierpienie mieszkańców nie obchodziło Senatu. Mieli fundusze na tworzenie armii klonów i udoskonalanie swojego prywatnego życia. Za co Republika otrzymywała te pieniądze? Za milczenie. Nie mieli się mieszać do spraw wewnętrznych Virny. Za to właśnie Kol ich nienawidził. Virna należała do Republiki. Ludzie oczekiwali ich pomocy! Ale pomoc nie nadeszła... Codziennie z głodu umierali ludzie. Nie było pożywienia, często brakowało wody i podstawowych produktów. Za monarchii było lepiej. Może i był jeden władca absolutny, który uważał się za pomazańca, może i lud był prześladowany i dręczony, ale przynajmniej było co jeść. Lasy należały do korony, ale część zbirów była przeznaczona dla zwykłych ludzi. Teraz wszystko jest zabierane. Wszystko stanowi własność państwa. Początkowa idea rewolucjonistów zakładała równość i brak klas społecznych, jednak było to oszustwo. Partia, czyli przywódcy i sympatycy rewolucjonistów miała wszystko, a zwykły lud cierpiał z braku wszystkiego. Panował nepotyzm i symonia. Kol wiedział, że ktoś powinien temu zaradzić. Nie Jedi. Oni to popierali. Byli w Republice. Powinni bronić sprawiedliwości, ale tak naprawdę i oni i Republika były jak najbardziej skorumpowanymi instytucjami. Kol słyszał o kobiecie, której nie przeszkadzało podejmowanie się płatnych morderstw, a o to właśnie chodziło Kolowi. Zniszczyć Rewolucjonistów, stworzyć normalny rząd i przywrócić pokój na Virnie. Przy okazji zerwać układy planety z Republiką i sprzymierzyć się z Separatystami. Jedyną słuszną siłą.

Anja

Virna... Sprawdzona informacja. Tam przebywa Lois Geome. Ostatni poszukiwany człowiek rodziny.
Co ciekawsze, nie będzie to zwyczajny człowiek, a sam przywódca! Osoba, która włada planetą. Najwyższy człowiek Partii Robotniczej Virny. To dopiero będzie wyzwanie! Taka szycha pewnie ma sporą ochronę. Będzie trzeba wymyślić szczegółowy i bardzo misterny plan. Będzie musiała zachować wszelkie środki ostrożności, nie będzie mogła zostawić po sobie jakichkolwiek, choćby najmniejszych śladów. Co ważniejsze, sama nie da rady. Anja potrzebowała kogoś, kto od wewnątrz rozpracowałby całą partię. Sama chętnie by to zrobiła, ale nie mogła. Potrzebny był ktoś z Virny. Trudność jednak polegała na tym, że potrzebowała osoby, której może zaufać. Do tego ta osoba musi nie mieć żadnych powiązań z partią. Kogoś takiego będzie bardzo trudno znaleźć. Prawdę mówiąc, Anja nigdy wcześniej nie słyszała o Virnie. Biorąc pod uwagę to, że jej pamięć sięgała jedynie ostatnich czterech lat jej życia, nie było to nic dziwnego, ale mimo wszystko, dziewczyna musiała zdobyć jak najwięcej informacji, których niestety było niewiele. W holonecie pisało jedynie, że Virna jest bogatą w złoża Bronzium, Cortosis, Trimantium i Dragitu. Planeta miała bardzo zaawansowany przemysł, co dawało jej ogromne dochody. Planeta nie była wielka, ale posiadała aż dwie stocznie, z których wychodziło wiele, naprawdę wspaniałych statków, często krążowników, które zostawały sprzedawane Republice, z którą planeta była sprzymierzona. Virna posiadała sporą flotę powietrzną, a także liczne siły lądowe, mające dostęp do nowoczesnej technologii.
W informacjach przede wszystkim były wiadomości militarne. Niewiele tam było o mieszkańcach i o władzy. Jedynie dano odnośnik do strony poświęconej Loisowi Geome. Właśnie dzięki temu, zupełnie przez przypadek, Anja zdobyła informacje o swoim celu. Na stronie było niedokładne drzewo genealogiczne, w którym widniało nazwisko Kany Geome i jej martwego ojca.
Anja postanowiła, że teraz poleci na Virnę. Miała inne plany, ale teraz, kiedy okazało się, że Lois Geome to prawdziwa szycha, wolała się pospieszyć z jego zabójstwem. Tak wysoko postawiona osoba mogła dostać informacje o kimś kto zabija jego rodzinę. Każdy na jego miejscu wzmocniłby ochronę i wysłał ludzi ze zleceniem pozbycia się zabójcy. Anja wolała nie ryzykować ze zwlekaniem. Za kilka dni partia będzie musiała znaleźć sobie nowego przywódcę.

Atari

-To niemożliwe...
Stałam w ukrytym mieszkaniu, w którym spodziewałam się zobaczyć Padme. Niestety... Jej tutaj nie było. Nikogo nie było w środku. Pościel była porozrzucana, ściany były obdarte z tapety, a żarówka zwieszająca się migotała co jakiś czas słabym światłem.
- To jakaś... melina. Nikogo tutaj nie ma! Byłam pen,a że tutaj znajdę Padme...- szepnęłam cicho.
Osunęłam się na ziemię i pierwszy raz w życiu poczułam się zupełnie bezradna.
- Atari...- obok mnie ukucnęła Yala.
Mistrzyni Jedi rozglądała się uważnie po pomieszczeniu.
- Nie wierzę... Byłam tak pewna siebie. To pewnie był jedynie zwykły sen! Jestem głupia, że uwierzyłam, że to Moc mi podpowiada!
- Spokojnie.- powiedziała Yala.- Skup się. Senator Amidalę znam tylko z widzenia, ale mimo to czuję tutaj jej szczątkową obecność. Jeśli się uspokoisz i pozwolić Mocy swobodnie przez ciebie przepływasz, wyczujesz swoją przyjaciółkę. Dasz radę. Wierzę w ciebie. Padme na ciebie liczy. Cały Zakon na ciebie liczy. Jesteś silna. Dasz radę.
Przełknęłam łzy i usiadłam po turecku. Cała się trzęsłam i nie wiedziałam, jak mam się uspokoić. To było zbyt trudne! Padme mogła być teraz gdziekolwiek, a ja nie mogłam nic na to poradzić! Co mi da jakieś głupie uspokajanie się? Nie ma na to czasu! Jest tyle rzeczy do zrobienia, a ona każe mi medytować! Frytki i cola do tego?
- Atari. Wiem, że potrafisz.
Wal się, kuśwa! Nie potrafię. Nie potrafiłam nawet dobrze wskazać pobytu Padme! Jestem bezużyteczna!
Skończ się nad sobą użalać. Inni mają o wiele gorsze problemy.
Co? Co to było? Wydawało mi się, że usłyszałam głos w głowie. Czyżbym właśnie oszalała? Co się ze mną dzieję? Dlaczego jestem taka niestabilna? Najpierw płaczę, potem się wściekam, a teraz rozmyślam nad swoim stanem psychicznym?
Niektórzy już tak mają. Jesteś po prostu nienormalna. Zaczynasz mieć rozdwojenie jaźni, skoro mnie słyszysz. Jestem tobą. Ty jesteś mną. Jesteśmy jedną osobą, ale mamy dwa umysły. Nie zrozumiesz tego. Ja jestem tą bardziej inteligentną z naszej dwójki. 
Ja wcale nie słyszę tego głosu. Muszę się uspokoić. Wtedy to wszystko minie. Jestem po prostu rozchwiana...
Jesteś po prostu głupia. Inaczej tego nie wytłumaczysz. A tak swoją drogą, to brawo. Od trzech minut każą ci się uspokoić, a ty dopiero teraz na to wpadłaś. Ale nie uspokajaj się. Mogę się przebić tylko wtedy, kiedy dręczą cię silne emocje...
Odetchnęłam kilka razy i otworzyłam się na przepływ Mocy. Głos w mojej głowie był coraz cichszy, aż w końcu znikł zostawiając po sobie w umyśle nieprzyjemne wrażenie czyjejś obecności. Odepchnęłam to uczucie od siebie i skupiłam się na wybadaniu mieszkania. Przez jakiś czas mieszkały tu cztery osoby. Dość niedawno. Jeszcze dzisiaj rano. Czułam ślady obecności kobiety i trójki dzieci. Dwóch dziewczynek i jednego chłopca. Jeden ślad był mi bardzo bliski. Nie, zaraz! Obecność sześciu osób! Cztery zupełnie zwyczajne, a te dwie... Dziwne. Jakby niedorozwinięte. Czułam ich słaby umysł, mogłam zobaczyć małe, nierozwinięte jeszcze ciałka. Czułam na pewno Padme, a razem z Padme te dziwaczne osóbki. Czyżby... Czyżby to były jej dzieci? Przecież ona jest w ciąży! Urodzi bliźniaki? To cudownie!
- Skup się! Proszę!- dotarł do mnie głos Yali.
Z trudem odrzuciłam radosną nowiną i po raz kolejny wysondowałam mieszkanie. Tego ranka pojawiły się w nim cztery obce osoby. Następnie wszyscy opuścili mieszkanie... Skupiłam się jeszcze mocniej i zaczęłam śledzić ich ślady w Mocy. Szybko wyczułam ich poza miastem. Około kilometra od miasta. Pod ziemią. Na południowy wschód od mieszkania, w którym teraz przebywałyśmy.
Podniosłam się z ziemi.
- Została porwana. Czuję jej obecność na wschód stąd. Prawdopodobnie gdzieś w jaskini.
- Idealnie. Wiedziałam, że ci się uda, moja padawanko. Od razu wyruszymy po panią senator.

Ahsoka

Togrutanka stała przed sześcioma członkami Rady i Anakinem. Mistrz Yoda patrzył się na nią smutnym wzrokiem.
- Ahsoka, przepraszam za wszystko, co się stało.- powiedział Anakin.
- Chcieliśmy cię bardzo przeprosić, mała Ahsoko Rada popełniła wielki błąd..- dodał smutno Mistrz Plo.
-Pokazałaś ogromną siłę i walczyłaś z wielką determinacją, by udowodnić swoją niewinność.
- To cechy prawdziwego Rycerza Jedi. - dodał Ki Adi Mundi
- W pewnym sensie, był to dla ciebie test. Próba siły.- zaczął Windu, a Ahsoka zrobiła lekko niezadowoloną minę. Czarnoskóry próbował wytłumaczyć pomyłkę Rady i zmienić całą tę sytuację na coś zamierzonego.- Moc czasami działa w niezrozumiały dla nas sposób. Dzięki tej próbie stałaś się silniejszym i niezwyciężonym Jedi. 
- Wrócić do Zakonu, teraz możesz.
- Wróć do nas Ahsoko... Proszę cię, wróć.
Anakin stanął przed nią i wyciągnął w jej stronę dłoń, na której spoczywało jej miano padawana. 
Ahsoka zagryzła wargi. Teraz nadszedł moment, w którym będzie musiała wybrać. Nie wiedziała, czy potrafi. Kochała Zakon, kochała bycie Jedi. W Zakonie miała przyjaciół, którzy byli jej tak bliscy jak rodzeństwo. Miała Mistrza, który był dla niej najwspanialszym bratem na świecie. Nauczył jej wszystkiego. Oddał jej część siebie... Jednak z drugiej strony, kiedy została oskarżona o zamach, wszyscy ją opuścili. Może i Atari i reszta by ją poparli, ale aktualnie żadnego z nich nie było na Coruscant. Wiedziała, że kiedy wrócą do Świątyni, a jej nie będzie, będą czuli się tak, jak ona teraz. Jednak Ahsoka nie wiedziała, czy po tym wszystkim będzie potrafiła spojrzeć Mistrzom w twarz. Oskarżyli ją, chociaż przecież mogli przez Moc sprawdzić, czy kłamie, czy mówi prawdę. Przecież była w Zakonie! Walczyła ramię w ramię z większością z nich! Jak mogli potraktować ją jak przestępcę? Nie potrafiła jeszcze raz przyjąć swojego miana. Nie mogła. To bolałoby ja bardziej niż to, co ma zamiar teraz zrobić.
Ahsoka wyciągnęła rękę w stronę Anakina. Zawahała się. Tak bardzo chciała sięgnąć po miano i zapomnieć o wszystkim... Ale to nie było możliwe. Zamknęła dłoń Anakina.
- Przepraszam Mistrzu, ale nie chcę wracać.
Wraz z wypowiedzeń tych słów, poczuła jak serce łamie jej się na miliony kawałków. Odwróciła się szybko, by nikt nie zobaczył jej łez i wyszła szybko z sali Rady, czując, jak traci całe swoje dotychczasowe życie.
Szła przez korytarze świątyni, powstrzymując zły, które napływały jej do oczu. Mimo okropnego bólu w sercu, czuła, że dobrze wybrała. Nie potrafiła już ufać Zakonowi. Nie po tym wszystkim...
- Ahsoka!
Nie zatrzymała się.
- Ahsoka! Zaczekaj, chce porozmawiać!
Zatrzymała się mimowolnie. Anakin był jej byłym mistrzem... Mentorem, bratem, przyjacielem... Powinna mu dać ostatnią szansę na rozmowę. Odwróciła się w jego stronę.
- Dlaczego? Dlaczego odchodzisz?
- Rada Jedi mi nie ufała. Jak mam teraz zaufać sobie?- powiedziała z bólem.
- A co ze mną? Wierzyłem w ciebie. Robiłem co mogłem!
- Wiem, żę we mnie wierzysz Anakinie i jestem ci za to wdzięczna... Ale tu nie chodzi o ciebie. Nie mogę dłużej zostać. Nie teraz.
- Zakon to całe twoje życie! Robisz błąd, którego później będziesz żałować.
- Może... Ale teraz muszę to wszystko przemyśleć. Bez Rady Jedi.
Odwróciła się.
- I bez ciebie...- dodała cicho, ale tak, by Anakin mógł ją usłyszeć.
Miała już zamiar odejść, kiedy ponownie usłyszała swojego dawnego mistrza.
- Rozumiem. Nawet nie wiesz, jak bardzo rozumiem, co znaczy chcieć odejść z Zakonu.
- Tak, wiem. Niech tobie i Padme dobrze się wiedzie.- odpowiedziała cicho.
Odeszła, zostawiając za sobą zaszokowanego mistrza i całe swoje życie. Schodziła po wysokich świątynnych schodach, a wielki gmach jej dawnego domu oddalał się z każdym krokiem. Teraz łzy swobodnie spływały po jej policzkach, powoli wchłaniając się w ubranie. To koniec. Wiedziała, że teraz wszystko będzie już inne, ale to jej wybór. I wcale go nie żałuje.
_______________________________________________________________________
Rozdział! Od dawna, pierwszy w terminie :D Dokładnie tydzień po ostatnim. Ogólnie, rozdziały będą dodawane w piątki lub niedziele lub środy. Zależy jak mi się uda ;)
Dedyk dla wszystkich czytających! Jak obiecywałam, pojawił się Kol :D
Dwa dni temu, czyli 17.06.2015 minęły dwa lata od pojawienia się pierwszego wpisu na moim blogu. Jest to dla mnie bardzo wiele czasu. Kiedy zaczynałam, miałam tylko dwanaście lat. Nie potrafiłam wtedy dobrze pisać i popełniałam wiele błędów. Nie zwracałam większej uwagi na podkreślenia i często nie poprawiałam tych błędów, które wyłapali czytelnicy. Pierwsze kilka rozdziałów mojego bloga są bardzo niespójne. Jakieś pół roku temu zaczęłam poprawiać błędy i przerabiać nieco początkowe rozdziały. Efekt jakiś jest, ale i tak wolałabym napisać je od początku, czego nie zrobię, ponieważ chcę widzieć pewną zmianę w moim stylu pisania na przestrzeni tych dwóch lat. Dziękuję wszystkim osobom, które od samego początku dzielnie trwały na moim blogu i wspierały mnie. Te dwa lata były świetne. Miałam co robić, nie nudziłam się i miałam jakiś punkt zaczepienia :) Dzięki pisaniu poznałam mnóstwo świetnych osób i znalazłam najlepszą przyjaciółkę. Dziękuję wam za wszystko!

NMBZW!!



piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 51


Anja


Dwie godziny po odlocie z Nar Shaddaa, statek wyszedł z nadświetlnej i zaczął podchodzić do lądowania na jednej z platform na Bespinie. Anja zarzuciła torbę na ramię i już po chwili wyszła z dusznego wnętrza promu. Już zapomniała jak bardzo nienawidzi podróży kosmicznych. Zawsze po zejściu z pokładu było jej niedobrze i miała zawroty głowy. Nie znosiła choroby kosmicznej. Że też na najbardziej popularny sposób transportu w galaktyce musiała być chora... 
Rozejrzała się i znowu zlała ją ponura fala. Bespin też nie był jej ulubioną planetą. Było na niej zbyt kosmicznie i choroba musiała się jej trzymać jak rzep psiego ogona. Straszne, złe i okrutne. Musi jak najszybciej znaleźć cele i je wyeliminować. Może w drodze na kolejną planetę spotka Kola. Fajny człowiek. Da się z nim porozmawiać. 
Rodzina Jealin mieszkała na trzysta dwunastej alei w bloku tysiąc dwieście czterdziestym piątym. To były wszystkie informacje, które udało się jej zdobyć. Pochodziły od bardzo zaufanego informatora, więc były pewne na dziewięćdziesiąt siedem procent. Jedynie mieszkanie nie było podane. Biorąc jednak pid uwagę, że w blokach było do stu pięćdziesięciu mieszkań. Anja miała nadzieję, że projektant bloku był na tyle wspaniałomyślny, że zrobił spis mieszkańców i wywiesił nazwiska lokatorów przy domofonie. Byłoby wspaniale. 
Niestety, na Bespinie najwyraźniej nie było na tyle inteligentnej osoby, która dałaby rozpiskę mieszkańców i ich mieszkań. Anja nie miała zamiaru chodzić po ludziach i się ich pytać o Jealinów, ponieważ następnego dnia jej zdjęcie byłoby zamieszczone w większości gazet. Musiała być subtelna i niezauważona przez nikogo. W morderstwie idealnym chodziło o nie rzucanie się w oczy i niepozostawianie śladów. Anja nie wiedziała skąd właściwie wie jak mordować, skradać się, pilotować statki i tak szybko zdobywać informacje od ludzi. Po prostu to umiała, kiedy obudziła się nale pozbawiona pamięci. Zupełnie jakby szkoliła się w tym wiele lat.
Dziewczyna westchnęła i wyciągnęła swojego datapada. Wymieniła karty, włączyła tryb niewykrywalności i zaczęła szukać. Wpisała kilka kodów w wyszukiwarce, odnalazła właściwie strony, wykonała kilkanaście skomplikowanych kombinacji klawiszowych i po kilkunastu minut, przez które trwała w całkowitym skupieniu, strona ponownie si załadowała, a dziewczyna miała już dostęp do wszelkich zasobów dokumentalnych planety Bespin. Nauczył jej tego bliski przyjaciel, którego poznała jakieś trzy lata temu. Szybko zaczęła przesuwać palcem po spisie treści i w końcu doszła do właściwej strony. Mieszkańcy. Wpisała jeszcze dwa kody, żeby zapewnić sobie stuprocentową niewykrywalność i kliknęła w link. Na ekranie wyświetliły się setki tysięcy nazwisk, które uporządkowane były alfabetycznie. Zjechała na literkę "j" i zaczęła szukać. Jacceo, Jace, Jadow, Jagge, Jalle, Jawoy, Jeeaas, Jealin! W końcu! Kolejne trzy kody, tak na wszelki wypadek. Kliknęła nazwisko. Ogrom informacji ją przytłoczył. Bespin najwyraźniej bardzo interesował się życiem swoich mieszkańców. Wszystko było udokumentowane. Były nawet wzmianki o ślubie, poznaniu się, zakupie psa, holoodbiornika... Czemu Jealinowie są tak dokładnie opisani?
Liczba dzieci: dwoje.
Płeć dzieci: mężczyzna (Unte Jealin) i kobieta (Ivanne Jealin).
Adres zamieszkania: Trzysta dwunasta aleja, blok tysiąc dwieście czterdziesty piąty, mieszkanie numer trzydzieści siedem.
Mieszkańcy lokalu: Vianne, Kallen i Ivanne Jealinowie.
Informacje o dzieciach: Ivanne- lat 14, mieszka z rodzicami, uczęszcza do Szkoły imienia Kanclerza Palpatine'a, mieszka z rodzicami. Unte - lat 19, mieszka z wujem na Atzerri.
Reszta informacji nie była jej potrzebna. Teraz została już tylko jedna rzecz do zrobienia: wykonać misję, wyeliminować cele.
Rozejrzała się. Nikogo nie było w pobliżu. Podeszła do bocznych drzwi i weszła do bloku, używając elektronicznego wytrycha. Znalazła się na niewielkiej klatce schodowej, utrzymanej w pomarańczowych barwach. Uważnie przyjrzała się swojemu otoczeniu. Wysoko pod sufitem mieściła się kratka prowadząca do szybu wentylacyjnego. Anja uśmiechnęła się i podskoczyła. Cudem udało jej się złapać kratki. Podciągnęła się i zaczepiła stopą o wystający hak. Wyjęła z torby śrubokręt i odkręciła dwie śrubki. Wcześniej zauważyła, że w okolicy nie ma żadnych kamer, nawet jeśli by były, miała założony kaptur i bluzę, które zakrywały jej twarz i wszystkie szczegóły, które mogłyby zdradzić jej płeć, sylwetkę, wygląd i tym podobne. Di tego założyła jeszcze rękawiczki, żeby nie zostawiać odcisków palców. Szyb wentylacyjny okazał się być na tyle szeroki, że mogła iść przezeń na czworaka, bez schylania głowy. Włożyła kratkę na miejsce i przekręciła się. Szyb był szary, zwykły i pozbawiony zabezpieczeń. Mieszkańcy Bespin czuli się chyba zbyt bezpieczni. Dzisiaj się to zmieni. Wyciągnęła z torby niewielki aparat tlenowy i rozpylacz gazu. Za pas wcisnęła ostry sztylet. Wspięła się kilka pięter wyżej, używając do tego pionowych szybów. Był to sposób wymagający od niej stuprocentowej koncentracji i idealnej koordynacji ruchowej, ale w końcu doszła na właściwy poziom. Wyciągnęła skaner i przeczesała nim okolicę. Kamera była dokładnie pod nią, na korytarzu i za zakrętem, idealnie przy kratce wentylacyjnej w mieszkaniu Jealinów. Wyciągnęła paralizator, który powinien wyłączyć zasilanie w kamerze. Już wcześniej, na Tatooine, otoczyła go na wszelki wypadek materiałem, żeby nie robił hałasu. Potoczyła go delikatnie po podłodze szybu. Paralizator potoczył się kilka metrów, odbił od ściany i zakręcił w stronę kamery, tak jak powinien. Po sekundzie rozległ się nieprzyjemny elektroniczny zgrzyt, a szyb wypełnił się dymem, który jednak szybko się rozwiał. Anja przesunęła się dalej, starając się nie narobić żadnego hałasu, po czym doszła do kratki. Kamera była spopielona i raczej już nigdy nie będzie mogła pełnić swoich obowiązków. Spojrzała się przez kratkę. Zobaczyła duży, ładny salon. Przy stole na środku pokoju siedziały trzy osoby i właśnie spożywały obiad. Przy ścianie, metr od drzwi, jedynych w pomieszczeniu, stał robot. Prawdopodobnie zwykły służący, ale Anja zauważyła, że posiadał kilka cech, które posiadały droidy bojowe. Dziewczyna wyjęła z kieszeni bluzy buteleczkę z rurką odprowadzającą. Zbliżyła rurkę do kratki i nacisnęła zielony guzik na butelce. Usłyszała cichy, prawie niesłyszalny syk. Założyła szybko niewielki aparat tlenowy. Rozpylanie się gazu mogło chwilę potrwać. Nie był on silnie trujący, ale mógł zabić. Ewentualnie pozbawić przytomności, więc dziewczyna musiała się upewnić, czy na pewno wszyscy są martwi.
- Źle się czuję.- powiedziała Ivanne i chwiejnie wstała.
Nagle złapała się za usta i upadła na podłogę. Jej rodzice poderwali się z krzeseł, ale nagle dopadły ich skutki wdychania trucizny. Vianne jęknęła i usunęła się na ziemię. Robot podszedł do swoich właścicieli.
- Powiadomić służby ratownicze?- zapytał.
- ...
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Upadł na kolana, po czym stracił przytomność. Anja szybko wykopała kratę i wskoczyła do mieszkania. Od razu poleciały w jej stronę dwa strzały, których zwinnie uniknęła. Sięgnęła do pasa i zamarłą. Nie miała broni. Była pewna, że jeszcze pięć minut temu, miała ją przy pasie! Musiała ją zgubić, kiedy szła przez szyb... Za pomocą noży nic nie zrobi robotowi. Przeskoczyła za kanapę w idealnej chwili. Miejsce gdzie przed chwilą stała, przeciął błękitny laser. Obok kominka stał pogrzebacz, a w torbie miała karabin snajperski. Tylko rozłożony... Cholera!, pomyślała. Mogła ich wszystkich za jego pomocą wybić! Robot pewnie już wezwał pomoc! Wyjęła nóż i wychyliła się zza kanapy. Od razu się cofnęła, gdyż robot najwyraźniej miał dość dobre czujniki i z łatwością ją wykrywał.Następnie kilka strzałów trafiło w kanapę. Mebel na szczęście zatrzymał laser, ale Anja poczuła nieprzyjemny dreszcz. Zimny pot spływał jej po plecach, a ręce drżały. Sąsiedzi na pewno już usłyszeli strzały i wezwali pomoc! 
Wzięła głęboki oddech, by się uspokoić. Niewiele pomogło, ale przynajmniej spróbowała. Anja usłyszała kroki robota. Zbliżał się w stronę jej kryjówki. Anja mocniej zacisnęła palce na nożu. Kiedy robot stanął przed nią, błyskawicznie zrobiła zamach i rzuciła nożem. Narzędzie wbiło się robotowi w klatkę piersiową. Robot na chwile został wyłączony, ale już sekundę później włączył swój tryb awaryjny. Anja szybko podskoczyła do niego i wyrwała mu blaster, po czym strzeliła mu kilka razy w najważniejsze miejsca. Następnie podeszła do zatrutych osób. Sprawdziła im puls. Żyli. Dziewczyna przełknęła ślinę i przyłożyła nóż do tętnicy szyjnej Kallena. Przycisnęła nóż i podcięła Kallen'owi gardło. Krew obficie trysnęła i zaczęła wypływać w zawrotnym tempie. Następnie dziewczyna powtórzyła tę samą czynność z resztą i podeszła co robota. Skasowała pamieć jego resztkom. Usłyszała krzyki i kroki. Po chwili do drzwi mieszkania ktoś zapukał. Anja podbiegła do otworu wentylacyjnego, podciągnęła się i weszła do szybu. Założyła jeszcze kratkę, spakowała wszystkie swoje rzeczy i uciekła z miejsca zbrodni. 

___________________________________________________________________
Rozdział z opóźnieniem. Przepraszam. Poprawy, poprawy, muzyczna, egzaminy i wciąż tego dochodzi... Do tego w szkole zaczęli cisnąć jeszcze bardziej...
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Wiem, że nie wyszła mi scena morderstwa, ale ja zwykle nie opisuję takich rzeczy. Przepraszam za błędy, ale blogger nie wykrywa mi wszystkich, kiedy piszę na telefonie, a błędy sprawdzam na komputerze. Dedyk dla:
Soni
Kiwi

NMBZW!

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 50


Atari

Kiedy się obudziłam, czułam się wysączona z energii, chociaż spałam cały dzień. 
- Dobrze, że się już obudziłaś. Myślałam, że będziesz spała jeszcze co najmniej kilka godzin. Jak się czujesz?- zapytała się mnie Yala.
- Jakbym właśnie przebiegła kilometr sprintem. Jestem tak wykończona, jakbym w ogóle nie spała. 
- Czasami tak już jest. Dojrzewasz. To pewnie dlatego.
- Skoro tak mówisz...
Westchnęłam i znów się położyłam. Nie byłam głodna ani spragniona. Spać też mi się nie chciało. Po prostu czułam się wysączona. Ciekawe dlaczego tak się czuję... Co ja wczoraj takiego robiłam? 
Zamknęłam oczy i wyciszyłam się. Już po chwili przed oczami zaczęły przelatywać mi wspomnienia z wczorajszego dnia. Jasny korytarz, drzwi, bariera, pokój, dzieci... Krzyk...
- Padme!- wykrzyknęłam.
- Co takiego?- zapytała się zaskoczona Yala.
- Wiem gdzie ona jest! Wczoraj to widziałam! Musimy iść! 
- Spokojnie. Co takiego widziałaś.
Zaczęłam opowiadać Yali o wydarzeniach z mojej wizji. Powiedziałam jej również o tym, że mogłam pobrać Moc z jakiegoś potężnego źródła. Udało mi się zobaczyć drogę z naszego mieszkania aż do kawalerki, w której ukrywała się Padme.
- Potem porozmawiamy o tym, co się wczoraj stało. Teraz pójdziemy po Padme.- zdecydowała Mistrzyni. 

Anja

Zostawiła Tatooine daleko za sobą. Nie chciała się teraz zajmować tą małą dziewuchą. Niech zostanie na koniec. Jej głowa będzie wisienką na torcie złożonym z ciał jej krewnych. Głupi bachor się ukrywa, ale Anji to nie uwierało. Mogła zająć się w spokoju resztą nieświadomej rodziny, wrócić na Tatooine, zabić dziewuchę i odebrać ogromną nagrodę. Po tym zleceniu nie będzie musiała pracować przez wiele lat. Czeka ją życie w dostatku. Może przez ten czas Separatyści w końcu wygrają tę wojnę i zlecenia będą częstsze. 
Dziewczyna szła wąskim korytarzem statku kosmicznego, który prowadził do łazienek. Nagle drzwi obok których przechodziła, otworzyły się gwałtownie i gdyby nie szybki odskok Anji, oberwałaby mocno w głową. Kiedy już myślała, że jest bezpieczne, potknęła się na prostej drodze i upadła boleśnie na tył. 
- Nic ci nie jest?- nad nią stał młody, dwudziestoparo letni mężczyzna. Patrzył się na Anję zmartwiony i nieco rozbawiony.- Potknęłaś się o własne nogi?
- Powietrze bywa zdradliwe.- odparła zabójczyni i szybko się podniosła.- Mógłbyś bardziej uważać.
- To ty stałaś przy drzwiach!
- Przechodziłam obok nich. Nie moja wina, że w tym korytarzu ledwie mieści się szczupła osoba i trzeba iść przy drzwiach.
- Oj tam. Nie uderzyłem cię chyba, prawda?
- Nie. W porę odskoczyłam. 
- To dobrze. Przy okazji, nazywam się Kol.
- Anja.
- Gdzie lecisz?
- Na Bespin. 
- Ja na Nar Shaddaa.
- Uciekasz przed czymś, czy po prostu chcesz się ukryć?
- Sam nie wiem. Od dawna podróżuję. Właściwie, to zapomniałem już jaki był cel mojej podróży. Od tak dawna nie było mnie na rodzinnej planecie, że jest dla mnie jakby obca. Od dziesięciu lat nieustannie podróżuję i nie mogę znaleźć miejsca dla siebie. A ciebie co ciągnie na Bespin? To przecież gazowy gigant. Ludzie jeżdżą tam jedynie w interesach, a ty nie wyglądasz na kogoś takiego.
- Mam swoje... powody. Nie są podobne jak twoje, ale tak jak ty, w domu nie było mnie już wiele lat. Ledwo pamiętam ojca. Twarz matki mam jednak prawie zawsze przed oczyma.
- Ja opuściłem rodzinny dom po jednej z walk na planecie. Trwała na niej wojna domowa. Bardzo krwawa i brutalna. Planetą rządzi królewska dynastia, niestety ich rządy są straszne. Lud się często buntował, jednak każde powstanie zostawało krwawo stłumione. Po jakimś czasie na dworze zaczęły wybuchać kłótnie między rodziną. Mniejsza część uważała, że władcę trzeba obalić i ustanowić nowy system, ale jak wiadomo, ci którzy rządzą, nigdy nie mają zamiaru opuszczać stanowiska, bo im dobrze. Po jakimś czasie wybuchło największe powstanie w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Król został zabity, ale skrycie koronował się jego syn i kontynuował tyranię ojca. Wojsko ruszyło na kraj. Wioski i miasta w trzech okręgach zostały zrównane z ziemią i spalone. Wypalono wszystkie lasy, zniszczono uprawy i zabito zwierzęta. Gleba stała się jałowa. W mojej wiosce wybito wszystkich ludzi. Ci którzy się stawiali, zostali straceni na publicznej ceremonii w stolicy. Ja mieszkałem w jednej ze zniszczonych wiosek. Cudem udało mi się przetrwać. Uciekłem do lasu. Nie wiem ile wędrowałem samotnie, puszcza ciągnęła się przez setki kilometrów. Przez jakiś czas słyszałem jedynie krzyki bólu i rozpaczy mordowanych ludzi. Ziemia spłynęła krwią. Ja miałem wtedy  tylko trzynaście lat. Wiem, że wiele osób traci rodziny w młodszym wieku, ale myślę, że pięciolatki nie są jeszcze tak bardzo świadome tego, co się właściwie dzieje. Ja byłem tego jak najbardziej świadomy. Widziałem jak mój ojciec osłania matkę własnym ciałem przez laserami miotaczy. Pamiętam, jak mama kazała mi uciekać, kiedy żołnierze wywarzali drzwi naszego domu. Słyszałem jej krzyk, kiedy w miejscu, gdzie tata miał serce, pozostała ziejąca pustka dziura. Pamiętam to do dziś, mimo że minęło już dziesięć lat. Mi się udał. Potem uciekłem i zacząłem moją podróż. Nie potrafię założyć rodziny i osiąść na stałe w jednym miejscu. Od razu powracają wspomnienia...
- Czemu mówisz mi to wszystko? Przecież mnie nie znasz.
Zapanowała chwila przejmującej ciszy. Atmosfera była tak dziwnie napięta, że ciężko się oddychało.
- Nie wiem.- odezwał się w końcu.- Wydajesz się być do mnie podobna. Nie wiem dlaczego. Masz rację, nie znam cię, coś mi mówi, że nie można ci ufać, a jednak... Jednak coś mnie skłania do podzielenia się moją historią. Chciałem ci to wszystko opowiedzieć, chociaż nie miałem w tym żadnego sensu.
- Podobno działam tak na ludzi.- powiedziała cicho.- Coś każe im się przede mną otwierać, przekazywać swoje wspomnienia... Słyszałam tak wiele historii życia, że trudno mi je zliczyć. Każdą z nich pamiętam jednak doskonale. Imię każdego kto podzielił się ze mną swoim życiem, jest wyryte na stałe w mojej pamięci. Zupełnie jakby ktoś chciał zalepić lukę w mojej pamięci...
- Jaką lukę?
Anja oparła się o ścianę i osunęła powoli na zimną podłogę. Kol usiadł obok mnie, czekając na opowieść.
- Nie pamiętam wiele. Wydaje mi się, jakby moje życie zaczęło się cztery lata temu. Obudziłam się w samotności na Coruscant. Byłam w podziemiach na jednym z niższych poziomów. Nie wiedziałam skąd pochodzę, kim są moi rodzice i co tutaj robię. Moje wspomnienia były jedną wielką czarną dziurą. Wiedziałam tylko jak się nazywam i ile mam lat. Nie wiedziałam nawet jak się pisze i czyta. Akurat to szybko sobie przypomniałam, ale i tak było ciężko. Nie miałam pojęcia o Galaktyce, Republice, Separatystach, systemie rządów, a nawet o wojnie. Nie wiedziałam, czy mam jakiekolwiek wykształcenie, a nawet gdybym miała, nie potrafiłabym sobie nic przypomnieć. Nie miałam snów, zasypiałam i budziłam się z wrażeniem, że dopiero co zamknęłam oczy i się położyłam. Po jakimś czasie w moich snach zaczęła pojawiać się kobieta, a ja mogłam się jej dokładnie przyjrzeć i zapamiętać wszystkie szczegóły jej twarzy. Rano kiedy się budziłam, pamiętałam, że we śnie widziałam twarz kobiety. Miała czarne włosy związane w warkocz, delikatne rysy twarzy, prosty, lekko zadarty nos... Zmarszczki od śmiechu, pełne, truskawkowe usta i zielone oczy, w których błyskały ogniki radości. Pamiętam jeszcze wiele szczegółów. Zaróżowione policzki,
jasna cera i przyjazny uśmiech. Zaczęłam zauważać, że jest do mnie podobna. Serce podpowiadało mi, że jest to moja mama... Pokochałam ją, chociaż nie mam pojęcia, jak ma na imię i czy na pewno jest ze mną spokrewniona. Nie wiem nawet, czy ona istnieje! Może być przecież jedynie wytworem mojej wyobraźni, która chce zapełnić jakoś pustki w pamięci.
- Dziękuję.
- Za co?
- Czasami dobrze jest porozmawiać z kimś kogo się nie zna. Otworzyć się i powiedzieć coś od serca. Jestem teraz szczęśliwy, co jest wyjątkowo dla mnie rzadkie. Nie wiem, czy gorzej jest zapomnieć, czy pamiętać. To musi być dla ciebie bardzo trudne.
- Twoje życie też nie jest usłane różami.
- Od tamtego czasu minęło już dziesięciolecie. Ty radzisz sobie z tym wszystkim od ledwie czterech lat.
*Proszę wrócić na swoje miejsca. Podchodzimy do lądowania na platformie L43P4. Za dziesięć minut będziemy na Nar Shaddaa.*- naszą rozmowę przerwał żeński głos robota, dochodzący z głośników.
- Miło było cię poznać Anja. Jesteś drugą osobą, której opowiedziałem moją historię.
- Kim jest ta osoba?
- To Laure Gvaar. Moja wielka przyjaciółka. Może się spotkacie. Ona również mieszka na Bespin.
- Możliwe, pozdrowię ją od ciebie, jeśli nasze drogi się zejdą. Cieszę się, że się spotkaliśmy. Mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś też będziemy mogli porozmawiać.
- Tylko żeby następnym razem powietrze i drzwi nie uknuły kolejnego spisku przeciwko tobie.
Anja uśmiechnęła się serdecznie i przytuliła Kola.
- Nie daj się zabić na tej Nar Shaddaa. To raj przemytników i wszelkich szumowin.
- Dobrej drogi, Anja.- powiedział chłopak i zniknął za drzwiami.

_______________________________________________________________________
Ostatni fragment dziwny i wydaje się być z dupy wzięty, ale i Kol i Anja za kilka rozdziałów staną się jednymi z głównych bohaterów i prawdopodobnie to właśnie oni zostaną głównymi antagonistami na tym blogu (Palpi niech się chowa! Młodsze pokolenie go wygryzie! Ha!).
Rozdział 50 z dużym opóźnieniem, jak większość rozdziałów, ale ważne, że jest. Nie jest ona jakiś mega, super i tak dalej, a wątek jest, rozbudowana historia bohaterów też jest, niewielki zwrot akcji również jest, więc wydaje się, że wszystko może być. Z pierwszego fragmentu zadowolona nie jestem, ale za to drugi jak najbardziej mi się podoba. Może i nie zmieni on raczej waszego stosunku do Anji, ale przynajmniej wyprostuje jej historię i chociaż nie wyjaśnia czemu została zabójcą, przynajmniej przybliża trochę jej postać. Kol jest... nagłym pomysłem i typowym człowiekiem ze straszną historią. Niedługo pojawi się jego postać w zakładce Bohaterowie. Jak na razie to chyba wszystko. Mam nadzieję, że nie jesteście wkurzeni tą przerwą. W wakacje się poprawię!

NMBZW!