niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 49


Avis

Obudziło ją przeraźliwe gorąco. Zauważyła, że prawie całe jej ciało jest przykryte piaskiem. Szybko otrzepała się z niego i rozejrzała wokoło. Odległe miasto było słabo widoczne. W oddali majaczył gmach pałacu Jabby. W nocy wydawało jej się, że odbiegła o wiele dalej. Czyżby wszystko jej się wydawało? Piach w miejscu, w którym leżała był zakrwawiony. Obejrzała rany na rękach i nogach. Nie wyglądało to ciekawie. Krew przestała już płynąć, ale wiele ran zostało zalepionych piaskiem. Bluzkę miała poszarpaną, a na brzuchu sporą, głęboką ranę. Nie czuła jej w nocy, ale najwyraźniej o coś musiała mocno uderzyć. Rana na szczęście zaczęła się już zasklepiać, ale tylko dzięki pomocy piasków Tatooine. Avis musiała jak najszybciej znaleźć wodę i oczyścić rany. Inaczej wda się jej zakażenie i będzie nie dobrze. Piasek może i zasklepił rany, ale sprawił, że zanieczyszczenia wniknęły do organizmu.Mimo to była szczęśliwa. Przestała być niewolnicą. Teraz musiała jedynie dostać się na Coruscant i znaleźć jakąś pracę. To nie będzie takie trudne...

Chazer

Chazer siedział samotnie w swoim niewielkim pokoju. W ręce ściskał list. List od ludzi, z którymi rozmawiał raz na kilka lat. Z ludźmi, którzy nigdy nie zwracali na niego uwagi i sami wybierali jego drogę życia. Może to właśnie dlatego zaczął się buntować? Kolczyki, tatuaże i głupie kawały. Tak. Głupie. Jeszcze kilka miesięcy temu uważał to za świetną zabawę i wielką kreatywność, ale teraz jego postrzeganie świata nieco się zmieniło. Ta wojna odmieniła każdego. Z dzieci zmieniła ich w dorosłych w ciałach nastolatków. Siedemnastolatek nigdy nie chciał takiego życia. Gdyby rodzice nie oddaliby go Zakonowi, wszystko byłoby inne. Teraz zapewne byłby młodym politykiem, lub senatorem którejś z planet należącej do jego rodziców. Nigdy nawet nie pomyślałby o przechadzkach po dolnych poziomach Coruscant i wymykaniu się z domu. Teraz nie mógł już zmienić swojego życia. Nawet jeśli rodzice oferują coś na czym bardzo mu zależy. Zapomnienie. Nie potrafił jednak zostawić tego wszystkiego i odciąć się od wszelkich problemów. Nie mógł by żyć ze świadomością, że gdzieś na innych planetach toczą się wielkie bitwy między Republiką, a Separatystami. Nie przeżyłby świadomości tego, że on siedzi sobie z założonymi rękoma w wygodnym, przestronnym i bezpiecznym apartamencie, a jego przyjaciele walczą gdzieś daleko i poświęcają swe życia dla pokoju... Jak to absurdalnie brzmi! Walczą dla pokoju... To brzmi co najmniej dziwnie. Uważał, że o pokój powinni walczyć politycy. Nie na broń, lecz na argumenty. W końcu by się do czegoś przydali. Teraz tylko siedzą w senacie i mówią o tym, jak im źle, i jak to ich planety cierpią... Mogliby chociaż odwiedzić planety, które reprezentują i porozmawiać z prostymi ludźmi. Większość Senatorów potrafi tylko gadać. Nic nie robią tylko się kłócą. Ich gadanie nic nie zmienia. Rozmawiają jedynie z sojusznikami, a do Dooku nawet się nie odzywają. Oczywiście nie wszyscy Padme jest bardzo aktywna. Negocjuje z Huttami, czasami nawet odwiedza światy popierające Seperatystów. Podobnie senator Riyo Chuchi była bardzo zaangażowana w pokój i ze wszystkich sił starała się go przywrócić.
Chazer odrzucił od siebie myśli o polityce. Takie sprawy nie powinny mu zaprzątać głowy. Jest Jedi, nie politykiem. Rozwinął po raz kolejny list i zaczął go czytać mimo, że znał jego treść na pamięć.

Chazer

Prosimy, opuść Zakon! Mógłbyś żyć razem z nami z dala od wojny. Polecielibyśmy na Metellos. Zostałbyś senatorem. Mieszkałbyś razem z nami. Miałbyś kontakt ze swoimi znajomymi ze Świątyni. W końcu jako Senator często przebywałbyś na Coruscant. Prosimy cię Chazer. W końcu spędziłbyś czas ze swoją siostrą. Przecież ona za Tobą tęskni! Spotykacie się tylko raz w roku. Powinniście mieć ze sobą lepszy kontakt. Jesteście rodzeństwem. 
Wojna jest coraz bardziej krwawa. Możliwe, że i Ciebie dosięgnie jakiś strzał i już nigdy nie będziesz mógł wrócić do Świątyni Jedi. Kiedy zamieszkasz z nami znajdziesz w końcu spokój i dostatek. Jesteśmy przecież bogaci. Dostaniesz wszystko, co będziesz chciał. W końcu zapomnisz o tym, co widziałeś na wojnie. Będziesz szczęśliwy. Prosimy cie, synku... Wróć do nas. Nie chcemy Cię stracić!


Rodzice

Chłopak zacisnął palce mocniej na kartce, po czym jednym, zgrabnym ruchem przedarł ją na pół. Następnie darł ją na kolejne kawałki, dopóki nie pozostały z niej same strzępy. Z każdym ruchem przychodził ogromny ból w sercu. Łzy spływały mu po twarzy nieprzerwanymi strugami. Maya tęskniła? Maya Motess... Jego młodsza, kochana siostrzyczka. Czasami zapominał jak wyglądała. Miała chyba długie, jasne włosy i przenikliwe, intensywnie zielone oczy. Ostatnio widział się z nią dwa lata temu. Wcześniej spotykali się co roku, czasami nawet co pół roku. Jakoś z tym żyli, ale teraz nie widział jej już dwa lata. Pewnie teraz miała piętnaście lat... Nie pamiętał jak wygląda jego matka. Ojca często widywał w holonecie, ale matka się nie pokazywała. Czy to właściwe? Czy syn może nie pamiętać własnej matki? To nie normalne.
- Cholera...- jęknął i najzwyczajniej w świecie się rozpłakał. 

Yala

Postanowiła nie mówić Atari o tym, co się wydarzyło kilka godzin wcześniej. Dziewczyna zapewne nawet nie była świadoma tego, co się właściwie zdarzyło. Mistrzyni Jedi planowała jedynie powiedzieć dziewczynie o tym, że przemęczanie się i pozwolenie Mocy na zbyt wiele może doprowadzić do śmierci jej użytkownika. Umiejętność kontrolowania Mocy w stopniu zaawansowanym jest dziedziną od setek lat zaginioną. Atari ma szczątkową umiejętność nagięcia Mocy do swojej woli. Wyssanie Mocy to sztuka Ciemnej Strony. W niektórych przypadkach przydatna, ale bez odpowiedniego szkolenia, którego nikt jej nie da, ta umiejętność będzie czyniła zło w o wiele większym stopniu. Jeśli Atari z jakiegoś powodu przeszłaby na Ciemną Stronę Mocy, ta umiejętność mogłaby zostać źle wykorzystana. Yali trafiła się niesamowita padawanka. Tykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć, jeśli coś się nie powiedzie przy jej rozbrajaniu. Yala chciała jednak uczyć jedynie Atari. Nastolatka potrzebował mentorki, która miała inne spojrzenie na świat i podobnie jak uczennica dostrzegała nie tylko te dobre strony Jedi. 

Darth Sidious

- Nie przejmuj się mój uczniu. Ty musisz na razie prowadzić wojnę z Republiką. Ja mam już pomysł, jak pozbyć się tej przeklętej padawanki Skywalkera. Sam się tym zajmę. Nie mogę pozwolić, byś znowu zepsuł moje wspaniałe plany.- powiedziała postać odziana w czarny płaszcz i rozłączyła się. 
Lord Sidious przebywał w prywatny apartamencie Najwyższego Kanclerza Republiki. Tak w rzeczywistości to on i Kanclerz Palpatine byli jedną i tą samą osobą. Oczywiście nikt o tym nie wiedział i właśnie dlatego była to największa intryga wszech czasów. Teraz w jego głowie pojawił się kolejny wielki plan. Uczennica Anakina Skywalker'a, Ahsoka Tano uwierała mu od dawna. Teraz musiał ją usunąć z planszy, na której stały jego pionki. Tano nie musiała umierać. To by zepsuło całą zabawę. Ahsoka Tano musiała zwątpić w Zakon. Musiała pogrążyć się w rozpaczy i popaść w depresję. Musiała opuścić Zakon i już nigdy więcej do niego nie powrócić, mimo swojego Mistrza i przyjaciół. Ale żeby to się udało, musiała zostać zdradzona przez kogoś komu bardzo ufała. Musi doznać poważnej zdrady ze strony jednej ze swoich ukochanych przyjaciółek. Chłopcy oczywiście odpadają. jeśli któryś z nich ją zdradzi, wtedy przyjaciółki ją pocieszą. To nie może być też Mirlea Rossen. Dziewczyna jest zbyt utalentowana, by spisać ją na straty. Ktoś, kto potrafi w dowolnej chwili ucinać sobie pogawędki z takimi wielkimi Sithami jak sam Darth Bane, Naga Sadow czy Ludo Kressh jest zbyt cenny, by poświęcić go nawet dla tak poważnej sprawy jaką jest Ahsoka Tano.
Atari Orgeen też oczywiście odpadała. Ta dziewczyna była inna. Za każdym razem, kiedy ją widział, Ciemna Strona była w niej coraz silniejsza. Możliwe, że jeszcze kiedyś się przyda. Sidious planował pozostawić te dwie młode Jedi przy życiu. Rossen miała dostęp do wielu informacji, które teraz były niedostępne, a ta Orgeen... Dziewczyna miała tak bardzo widoczne predyspozycje do posługiwania się Ciemną Stroną... Aż trudno uwierzyć, że Jedi kogoś takiego szkolą. Zapewne ten Yoda coś przeczuł i wziął ją pod skrzydła Zakonu. Dla Yody to nie było najlepsze posunięcie, ale Palpatine pierwszy raz w życiu zgadzał się z decyzję swojego wroga. Kolejnym wyborem Yody, z którym Sidious się zgadzał, było wybranie nastolatce Mistrzyni. Yala Gar'o może i była lojalna Zakonowi, ale miała poglądy różniące się od tych, które głosili Jedi. Oczywiście Yala nie sprowadzi jej na Ciemną Stronę, ale przynajmniej zaszczepi w niej pewne przekonania, z których Zakon nie będzie zadowolony. Resztą rzeczy zajmie się on. 
Zostaje już tylko jedna z przyjaciółek młodej Tano. Barriss Offee. Młoda Rycerz Jedi. Uzdrowicielka. Niczym się nie wyróżnia Jedynie ten niesamowity talent do uzdrawiania... Cóż, inne uzdrowicielki też są. 
Palpatine ułożył już w głowie plan. Najpierw jeden z droidów poprosi ja, by udała się za nim, ponieważ senator Chuchi chce z nią porozmawiać, zaprowadzi ją w stronę apartamentów Kanclerza, po czym ją ogłuszy. Następnie zacznie się rola Sitha. Najpierw wstrzyknie jej narkotyk, który został przygotowany przez największych chemików pracujących w służbie Separatystów. Dziewczyna będzie całkiem posłuszna. Oczywiście Wielki Lord Sithów nie zapomniał również o przebraniu. Nałoży hologramowy kamuflaż, który upodobni go do kogoś zupełnie innego na wypadek, gdyby Offee sobie cokolwiek przypomniała.  Następnie każe jej dokonać zamachu, o który zostanie oczywiście osądzona Tano przez kilka "przypadkowych" zbiegów okoliczności. Zakon ją wydali, potem jednak wszystko się wyjaśni. Barriss da się złapać, przyzna się do wszystkiego, wykrzyczy kilka uwag na temat Jedi, po czym zostanie zamknięta, a Tano opuści Zakon i problem na zawsze zniknie! 
Palpatine odwiesił szatę Sitha na wieszaku i rozsiadł się wygodnie na krześle, stykając palce swoich dłoni. 
- Jakie ja mam wspaniałe plany.- powiedział pełen zadowolenia, a na jego twarzy zagościł diaboliczny uśmiech.

_______________________________________________________________________
Dzisiaj rozdział nieco dłuższy niż zwykle ;) Przynajmniej mam taką nadzieję... Pisałam go pięć godzin z przerwami :D Oczywiście przez większość tego czasu prowadziłam konwersację z Kiwi. Za wszelkie błędy związane z pojawianiem się wielkich liter gdzie popadnie, przepraszam, ale Caps Lock mi szwankuje. Starałam się wszystko poprawiać, ale oczywiście mogłam coś przeoczyć. 

NMBZW!

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 48


Avis

Plan jej ucieczki nie wypalił. Wszystko się posypało. Avis już jutro miała zostać sprzedana. Wtedy straci szansę na ucieczkę. Zamieszka na farmie oddalonej kilkanaście kilometrów od najbliższego portu lotniczego i będzie pilnowana przez właściciela dwadzieścia trzy godziny na dobę*. Siedziała w komnacie niewolników. Musiała czekać na właściwy moment. Wszyscy już spali. Wybiła druga w nocy. Tej nocy ma ostatnia okazję na ucieczkę. Będzie musiała obejść wszystkie straże i zabezpieczenia pałacu... Śmiertelnie niebezpieczna robota, ale konieczna. W komnacie słychać było jedynie miarowe oddechy zniewolonych istot i szum wiatru dobiegający zza okien. Za drzwiami stał Gamorreański strażnik. Każdy niewolnik miał łańcuch przyczepiony do kajdan na nodze. Wyjęła z włosów wsuwkę. Kajdany były stare. Ze zwyczajnym zamkiem na klucz. Nikt nawet nie pomyślał o tym, że niewolnicy mogliby uciec. Avis wsadziła spinkę w zamek i zaczęła w nim szperać. Musiał się uwolnić za wszelką cenę. Zamknęłam oczy. Nie musiała widzieć tego, co robi. Koncentracja pomagała jej o wiele bardziej niż zmysł wzroku. Wydawało jej się jakby widziała części mechanizmu. Coś cicho kliknęło i zamek się rozsunął. Wyswobodziła się od kajdan i odłożyła je na koc, starając się narobić jak najmniej hałasu. Trzy księżyce Tatooine zostały zakryte przez chmury. Na pustyni temperatura spadła poniżej zera. Nastał idealny moment. Wstała cicho i przeszła między ciałami do okna. Było zamknięte na klucz, ale to nie było dla niej problemem. Szybko otworzyła je za pomocą spinki. Od piasku dzieliło ją około piętnastu metrów. Musiała je pokonać bez asekuracji. Pamiętała, że miny są rozmieszczone co dwa metry, więc wielkiej swobody mieć nie będzie, ale zmieści się spokojnie między strategicznymi punktami. Usiadłam na parapecie i przymknęłam okno uważając, by nie zsunąć się z wąskiego parapetu.
- Dobra, dam radę.- szepnęła cicho.
Przekręciła się i złapała się kurczowo brzegu parapetu i powoli opuściła się w dół. Miała napięte wszystkie mięśnie. Ramiona zaczęły boleć ją od wysiłku. Kobieta Rozluźniła mięśnie, luźno zwisając i zaczęła się powoli przesuwać w stronę ściany. Czekała ją teraz najtrudniejsza część. Na szczęście pałac Jabby był już stary i w glinie, z której został wykonany powstały spore wgłębienia. Zaczepiła palce jednej ręki w sporej dziurze. Oparła nogi w płytkich zagłębieniach. Następnie przeniosła kolejną rękę i złapała się kurczowo ściany. Zaczęła powoli schodzić na dół. Miała duszę na ramieniu. Serce kołatało jej jak oszalałe. Przed oczami miała wizję jej rozbijającej się o lodowaty piasek Tatooine.
Powoli przesuwała się w dół. Mimo że to wszystko trwało tylko chwilę, wydawało się jej, że trzyma się tej ściany wieczność. Ręka, noga, ręka, noga. I tak w kółko. Nagle stopa wyślizgnęła się ze szczeliny i zjechała kilkadziesiąt centymetrów w dół. Na chwilę serce jej stanęło. Odetchnęła głęboko i poszukała kolejnej szczeliny. Musiała przez kilka minut nie wykonywać żadnego ruchu, by uspokoić bijące szaleńczo serce. Czuła się tak, jakby ten narząd miał mi zaraz wyskoczyć z piersi.
Avis zaczęła znowu posuwać powoli po ścianie. Czuła jak jakaś lepka ciecz spływa jej po palcach. Musiała zedrzeć sobie nadgarstki podczas prób znalezienia szczeliny. Całe ciało ją bolało. Nie spodziewała się, że schodzenie po ścianie może być aż tak męczące i nieprzyjemne. Zapewne gdyby miała jakąś linę bądź haki wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. Nagle poczuła pod swoją stopą jakiś dziwną wypukłość. Ledwo zdusiła okrzyk przerażenia i szybko zabrała nogę. Kilka centymetrów pod Avis mina zaiskrzyła się na niebiesko i poraziła prądem wszystko, co ją dotykało. Kobieta poczuła nieprzyjemny impuls wysyłany przez urządzenie. W budynku zaczął wyć alarm. Ogarnęła ją panika. Spojrzała się w dół. Do ziemi miała jeszcze około pięciu metrów. Przełknęła ślinę i puściła się. Leciała dosłownie ułamek sekundy. Upadła na kolana i poczuła okropny ból. Jej dłonie, którymi podparła się podczas upadku zaczęły intensywnie krwawić. Avis zwilżyła wargi i zaczęła biec w stronę odległych świateł miasta. Bose stopy ślizgały się jej na zimnym piasku. Czuła przeszywające zimno w miejscach, które dotykały piasku. Avis nienawidziła temperatur na pustyni. Cieszyła się jednak, że jest noc. Gdyby uciekała w dzień, stopy by się jej paliły z gorąco.
Kobieta słyszała podniesione głosy dobiegające zza jej pleców i charczenie strażników. Przyspieszyła, chociaż wydawało jej się to niemożliwe. Pot zalewał jej oczy, ale ona nadal biegła, żeby tylko oddalić się od pałacu Jabby i niewoli. Po kilkunastu minutach niesamowitego wysiłku, poślizgnęła się i upadła na piasek. Znajdowała się sama na bezkresnej pustyni. Miasto się nie przybliżyło, ale pałac Jabby był już odległą plamą światła na tle czarnego nieba. Kobieta nie zważając na ból całego ciała i poranione stopy i ręce, zwinęła się na piasku i zapadła w głęboki sen.

Anakin

Stał przed Radą i czekał na zadanie, które mieli mu przydzielić. Mistrz Yoda wpatrywał się w niego tym swoim przenikliwym spojrzeniem. Obi-Wan siedział na swoim fotelu obok Windu. Czarnoskóry Mistrz przyglądał się Anakinowi z dozą niechęci. Ręce jak zwykle miał splecione pod brodą. Oprócz nich w pomieszczeniu przebywał jeszcze Plo Koon, Shaak Ti, KI-Adi-Mundi i Kit Fisto. Anakin czuł się nieswojo, kiedy tyle osób się na niego patrzyło. Wolał kameralne spotkania. Najlepiej we dwoje. Kiedy tą drugą osobą była Padme... W łóżku... Zapędził się nieco. 
- Mamy dla ciebie nową misję, Skywalker.- powiedział Windu.
Anakin nigdy nie przepadał za tym mężczyzną. Nie chciał go przyjąć do Zakonu, zawsze był niesamowicie poważny i zawsze zachowywał spokój. Zapewne nawet gdyby świątynia była bombardowana, on siedziałby na tym swoim pokoju i wyglądał tak, jakby nic się nie działo.
- Wraz z padawanką swoją, Ahsoką, na Cato Neimoidię udacie się.- powiedział Yoda.- Spod separatystów panowania, wyzwolić ją musicie. 
- Dobrze Mistrzu.- zgodził się Anakin.
Nie chciał opuszczać Coruscant, ale był świadomy tego, że i tak był tutaj już zbyt długo. Najgorsze jednak było to, że akurat wtedy, kiedy on przebywał na Coruscant, Padme była uwięziona gdzieś na Tatooine i nie dawała znaku życia. Republika zamiast wysłać jego i Ahsokę wysłała Atari Orgeen i Yalę Gar'o. Mistrzyni może i była doświadczona, ale do wielu rzeczy podchodziła sceptycznie, a Atari... Była inna. Po prost nie podobała się Anakinowi. Była tej samej rasy co Ventress i zapewne tak jak jej "siostry" miała skłonności do ciemnej strony.
- Skywalker? Chcesz się o coś zapytać?- z zamyślenia wyrwał go głos Mace'a Windu.
- Nie, przepraszam. Zamyśliłem się. Mogę już iść?
- Ostatnio myślami daleko jesteś, młody Skywalkerze. Jeśli dręczy cię coś, powiedz o tym nam.
- Nic się nie dzieje, Mistrz Yodo. Pozwól, że pójdę powiadomić Ahsokę o misji.
- Oczywiście. Niech Moc będzie z wami.
- Niech Moc będzie z tobą, Mistrzu.

Shira

Usłyszałam krzyk Kany. Pobiegłam w stronę ukrytego mieszkania, by jak najszybciej zobaczyć, co się dzieje. Wpadłam na klatkę i pobiegłam schodami do góry. Otworzyłam drzwi i wpadłam do mieszkania.
- Co się stało? - zapytałam starając się uspokoić oddech.
- Kana chyba miała koszmar...- powiedział zaspany Ander.
- Nie miałam koszmaru! Jestem pewna, że ktoś tutaj był! Niematerialnie... Po prostu poczułam czyjąś obecność. Wiem, że to niemożliwe, ale... Nie wiem jak to wytłumaczyć. Wydawało mi się, że widzę dziewczynę. 
- Jak wyglądała?- zainteresowała się Padme.
- Była świetlista i nie potrafiłam zbyt rozróżnić kolorów, ale była chyba ładna. Miała długie włosy. Czarne, jeśli się nie mylę. Była człowiekiem, ale miała w sobie coś z innej rasy. 
- Przyśniło ci się.- powiedział Ander i znów położył się na materacu.
- Myślę, że znam tę dziewczynę. Myślę, że już niedługo ktoś po nas przyjdzie. 
Usiadłam na łóżku. Jak to możliwe, że Kana widziała kogokolwiek? Obserwowałam uliczkę, w której było wejście na klatkę i nikogo tam nie widziałam. Jak ta dziewczyna mogłaby wejść do mieszkania? Przecież nie ma czegoś takiego jak ciało astralne i niewidzialność, więc co to mogło być? Pewnie Kanie coś się przyśniło, ale Padme wydawała się być przekonana, że Kana mówi prawdę. I kojarzyła tę dziewczynę, którą podobno widziała Kana. To się wszystko zaczyna robić dziwne. Mieliśmy jedynie uciec z domu, a wpakowaliśmy się w porachunki między Republiką, a Separatystami. Ukrywamy się razem z popularną i popieraną senator Naboo. Pomagamy niewolnikom... Zamiast jak najszybciej opuścić tę planetę, mieszamy się w rzeczy, które nas nie dotyczą. Po tym zamachu powinniśmy jak najszybciej uciec i nie iść nigdzie z tą kobietą. Rozumiem, że chciała nas chronić, ale przecież my znamy Tatooine jak własna kieszeń. Mogliśmy się ukryć  jednym z opuszczonych domów i poczekać aż sprawa z zamachem ucichnie i polecieć po kryjomu na Coruscant. Wszystko co planowaliśmy odeszło w niepamięć. Przecież i tak kiedy to wszystko się skończy zostaniemy sami i będziemy musieli lecieć na Coruscant. Tylko co potem? Nie przemyśleliśmy tego. Może gdyby nie było z nami Kany, moglibyśmy wrócić do domu i udawać, że to nigdy się nie stało, ale Kana nie mogła od tak wrócić do Watto. Zbiegła niewolnica jest wyjęta spod prawa i na Tatooine nie będzie miała przyszłości. Nie mogliśmy jej jednak zostawić w tym zaułku. Byłaby skazana na łaskę tego psychola, który ja zaatakował. Oczywiście mogliśmy tylko przyjąć jej podziękowania za pomoc i ją zostawić, ale wtedy chyba czułabym się źle. Niewolnictwo to najgorsze, co może być i skoro mieliśmy możliwość uratowania jednej osoby, nie mogliśmy zmarnować tej szansy. Kana dostała nowe życie. Powinniśmy uczynić je lepszym. Tylko jak? Kiedy już będziemy na Coruscant, będziemy musieli znaleźć mieszkanie, zapewnić sobie utrzymanie. Pieniądze szybko się nam skończą. To wszystko jest takie nieporadne i niesamowite jednocześnie. Chyba warto zostać w tym wszystkim na dłużej. Ciekawe co los nam przyniesie...



*Doba na Tatooine trwa dwadzieścia trzy godziny.

Witajcie! Po długiej przerwie powracam z rozdziałem. Mam nadzieję, że się wam podoba :)
W tym rozdziale powróciłam do Avis. Wiem, że opis jej ucieczki nie jest zbyt spektakularny, a opis jest dość słaby, ale pierwszy raz opisuję coś takiego i niestety nie potrafię jeszcze wszystkiego dobrze zrobić.
Przy okazji poinformuję was, że początkowe rozdziały są edytowane i staram się usunąć większość błędów.
Zauważyłam również, że ten blog w początkowych rozdziałach nie miał zbyt rozbudowanej fabuły, więc od kilku rozdziałach rozwinęłam kilka nowych wątków i dałam sobie więcej historii do rozbudowania. Ostrzegam was, że akcja w wolnej Republice będzie trwała jeszcze tylko przez kilka rozdziałów, może do sześćdziesiątego, więc jeśli kogoś nie kręcą tematy, które nie są ściśle związane z TCW, to niedługo własnie coś takiego nastąpi.

NMBZW!