wtorek, 14 lutego 2017

Przyjaciel



     Gdy ktoś zapytał go, kim jest jego najlepszy przyjaciel, nie zastanawiał się nawet przez moment. Odpowiedz była dla niego oczywista, zresztą nie zmieniła się od kilkunastu lat, czyli samego początku znajomości. Wielu nawet się nie pytało - wszyscy doskonale wiedzieli, że są nierozłączni. 
     Ta, którą tytułował jako najlepszą przyjaciółkę, stała znacznie niżej. Może dlatego, że u niej naczelne miejsce zajmowała Ahsoka. Może też z tego powodu, że zniknęła na wiele lat, a ich kontakt się urwał. Jakkolwiek, Wido Niro był odpowiedzią.

     Chazer nie mógł ukryć podekscytowania. Był bardzo mały, kiedy Kayla odeszła, by zostać wielką Jedi. Teraz on miał pójść w jej ślady. Nie patrzył na rodziców i małą, obrażoną siostrę, kiedy odchodził razem z wysokim, postawnym Mistrzem Jedi Mace'em Windu w stronę ścigacza. Pojazd nie był tak wielki, jak statki tatusia ani zgrabny jak te należące do mamusi, ale było w nim coś magicznego. Był znakiem nowego, wspaniałego życia. Z dala od niewygodnych, sztywnych kołnierzyków, delikatnych ubrań, których nie można było pobrudzić oraz restrykcyjnych reguł wyższego świata. Fajnie było mieć bogatych rodziców, ale wiązało się to z wieloma rzeczami, których żaden trzylatek nie chciał robić. Teraz nie musiał, bo miał Moc.
     Mistrz Jedi uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, kiedy wsiadali do ścigacza.
    - Twoja siostra bardzo dobrze sobie radzi. Jest silna Mocą, tak samo jak ty.
    - Będę mógł ją spotkać? - zapytał z nadzieją.
    - Oczywiście! Najpierw jednak poznasz kolegów ze swojego nowego klanu.
    - Klanu? - zdziwił się.
     Niewiele wiedział o nauce w Świątyni. Tylko to, co wszyscy inni - uczy się tam walki niesamowitym mieczem świetlnym, który potrafi przeciąć dosłownie wszystko oraz umiejętności władania super siłą, którą nazywają Mocą.
    - Tak. Każdy adept zostaje włączony do klanu, żeby ułatwić mu integrację - cierpliwie wyjaśniał. - W klanie zazwyczaj jest kilka osób. Pięć, najwyżej sześć. Adepci uczą się i spędzają czas razem. Dobiera się ich tak, by klan był różnorodny. Dzieci powinny należeć do różnych ras i mieć różne pochodzenie społeczne. 
     Chazer uśmiechnął się szeroko. Nie znał jeszcze nikogo biednego, chociaż bardzo chciał. Rodzice jednak mu nie pozwalali. Dzieci senatorów były nudne, bo nie chciały się bawić w coś więcej niż oglądanie kreskówek, czy układanie klocków pod czujnym okiem droida - niani. 
    - A oni mnie polubią? - zapytał z nutą obawy w głosie.
     Do tej pory nigdy nie bał się o to, czy ktoś obdarzy go sympatią - nie musiał. Sam nie chciał się zaprzyjaźniać z dziećmi senatorów i generałów. (Nie ma wojny i klonów, więc te stanowiska zajmują pp ludzie i istoty) Lubił właściwie tylko Wyrny i to mu wystarczyło, była w końcu jego malutką siostrzyczką.
    - Zaraz będziemy.
     Chaz usiadł na kolanach, żeby lepiej widzieć widok za szybą, a było na co patrzeć. Ogromna Świątynia stanowiła charakterystyczny punkt planety - jest strzeliste wieżyczki wznosiły się ku niebu, a ogromne, długie schody wprawiały każdego w zachwyt.
     Kierowca wylądował w hangarze wśród wielu podobnych pojazdów. Ciemnoskóry Mistrz Jedi podniósł chłopca ze ścigacza i postawił na ziemi. 
     Chazer rozglądał się po Świątyni zachwycony. Przy jego wzroście, wysokie korytarze wydawały się być ogromne. Jasne ściany sprawiały jednak przyjemne wrażenie.
      Wszyscy ludzie, którzy go mijali byli ubrani w podobne szaty i stroje w przeróżnych odcieniach brązu. Wyróżniał się wśród nich w swoim jedwabnym, czarno-zielonym stroju. 
     Po dość długiej drodze, doszli do jeszcze większej sali treningowej, w której ćwiczyło dwoje dzieci pod czujnym okiem Mistrza Yody.
     Chazer z ciekawością obserwował niziutkiego, zielonego Jedi z kępką szarych włosów na głowie. Wyglądał jak gremlin z jednej z kreskówek, którą od jakiegoś czasu puszczano w HoloNecie.
    - Witaj Mistrzu - przywitał go Windu.
    - Adepta widzę przyprowadziłeś. Chłopcze, podejdź tutaj.
Chazer spojrzał się niepewnie na Mistrza Windu, ale zachęcony jego uśmiechem wykonał polecenie.
    - W Świątyni Jedi, witaj. Do siostry, podobny bardzo jesteś.
    - Dziękuję - powiedział.
Uznał, że o to, gdzie znajdzie Kaylę, zapyta się później.
    - Rad jestem, że rodzice zdecydowali się ciebie posłać. Wierzę, że czuł się dobrze będziesz. A teraz swoich nowych towarzyszy poznaj. Wido Niro i Deturi Killara się oni zwą. Do swej grupy, Chazera przyjmiecie, mam nadzieję.
     Oddalił się wraz z Mistrzem Windu, zostawiając ich, by mogli się poznać.
    - Jestem Chazer Motess - powiedział wesoło. - Miło mi was poznać. Jestem z Coruscant.
    - Deturi Killara. Mandalorianka z Brigii. 
    - Wido Niro, Alderaan. Będziesz naszym przyjacielem?
    - Jasne! - wykrzyknął chłopiec uradowany miłym przyjęciem.

     Po trzynastu latach dziecięce relacje w większości się posypały. Deturi nadal uważał za dobrą koleżankę, ale rozmowa z nią w obecności Ahsoki była niemożliwa, dziewczyny się nienawidziły.
Z Atari było nieco lepiej, bo ta nigdy nie odczuła od strony Deturi złośliwości, ale jako przyjaciółka Ahsoki, stała za nią murem w każdej kłótni.
    W większości, bo Wido jak zaczął, tak wciąż się trzymał, zostawiając konkurencję daleko w tyle.
 
     Chazer, jak zwykle, wpadł do pokoju Wido nie przejmując się takimi niuansami, jak zachowanie spokoju i pokoju ducha, o których wspominał najważniejszy dokument jego życia, który potrafił wyrecytować nawet obudzony w środku nocy po pięciu godzinach treningu z sadystą powszechnie znanym jako Obi-Wan Kenobi.
    - Coś się stało? - zapytał chłopak, jakby nic się nie stało.
     Dla niego to była codzienność, norma. Nawet nie podniósł wzroku znad książki, gdyż doskonale wiedział, kto właśnie stoi w jego pokoju. Tak bardzo przyzwyczaił się do tego typu zachowania przyjaciela, że pewnie nawet nie wybudziłoby go ono ze snu. Może i wielu wzięłoby bezpośredniość Chazera za brak kultury, Wido zupełnie to nie przeszkadzało. Wiedział zresztą, że chłopak potrafi zachowywać się nienagannie, kiedy się tego od niego wymaga.
    - Atari mówi, że Mirlea znalazła jakiś fajny klub w Dzielnicy Komercyjnej. Dzisiaj piątek, mamy wolne do niedzieli - uniósł brwi sugestywnie, spoglądając na przyjaciela.
    Wido poczuł się naprawdę dziwnie, czując to spojrzenie. Charakterystyczne dla Chazera, wydawało się być specyficzne. Pociągające.
    Wyrzucił z głowy tę niedorzeczną myśl. Uważał, że Chazer był przystojny, ale nie żeby od razu myśleć o nim w taki sposób.
    - Chętnie - powiedział, żeby zająć myśli czymś innym.
    - To świetnie, dziewczyny będą na nas czekały przy wyjściu. Ubierz się jakoś normalnie.
    - Nie musisz mi mówić, jak mam ubierać się do klubu.
    - Muszę, nie masz ani grama stylu.
     W ogóle nie zwracając uwagi na protesty Wido, Chazer podszedł do jego szafy i zaczął przeglądać ubrania przyjaciela z krytyczną miną. Wido podszedł do niego i zajrzał mu przez ramię, żeby w miarę kontrolować poczynania Chaza.
    Nic nie przypadło mu najwyraźniej do gustu, więc odwrócił się od szafy, stają prosto przed zaskoczonym Wido. Zdecydowanie zbyt blisko, jak na jego gust. Chazer uśmiechnął się rozbawiony, zupełnie nieskrępowany tą pozycją.
    - Stary, czy ty masz tylko ubrania Jedi?
    - Nie potrzebuję innych - mruknął Wido, odsuwając się.
     Miał kilka cywilnych ubrań, ale Chazer, jak to on, najwyraźniej nawet nie wziął ich pod uwagę uznając za niegodne jego uwagi.
    - Dobrze, że masz mój rozmiar, pożyczę ci coś swojego - powiedział zrezygnowany.
     Pokój Chazera przeczył całkowicie jego osobowości. Wszyscy ludzie spodziewaliby się po nim bałaganu, ale w środku był całkowity, wręcz pedantyczny porządek. Wido doskonale pamiętał, jaki szok przeżył trzyletni wtedy Chaz, kiedy okazało się, że Jedi nie mają służących i muszą sprzątać samodzielnie. Deturi rzuciła, że to uczy odpowiedzialności, a to najważniejsze, czego musi nauczyć się Jedi. Zadziałało.
     Chazer podszedł do szafy i szybko wyciągnął z niej kilka ubrań. Podobnie jak Atari, miał ich mnóstwo. Wido zupełnie nie rozumiał ich szału na zakupy, nie brał udziału w ich wyprawach, zresztą nie miał prywatnego konta z całkiem sporą kwotą na nim, jak dwójka jego przyjaciół, więc nie miałby nawet ochoty wydawać bez sensu pieniędzy.
    - Przymierz.
     Wido pierwszy raz w życiu czuł się skrępowany w obecności przyjaciela, ale spełnił szybko jego prośbę. Ubrania oczywiście pasowały, nic nie zmieniło się przez te lata, zawsze byli tacy sami. Chazer wybrał dla niego czarną koszulę z czerwonym kołnierzykiem i dość ciasne dżinsy.
    - Nigdy nie zrozumiem, co ty widzisz w takich spodniach - mruknął Wido.
    - Są wygodne. Pospiesz się, zaraz idziemy.
    - Zaraz? Myślałem, że mamy jeszcze kilka godzin.
    - Tak jakby... powiedziałem ci na ostatnią chwilę. Ale się spieszyłem.
    - A gdybym miał jakieś plany? - prychnął.
    - Stary... na obiedzie żaliłeś się, że skoro nie mamy wieczornego treningu, to nie masz co robić. Serio, może i nie jestem idealnym partnerem do rozmowy, ale jak już ty postanowisz się odezwać raz na rok, to cię słucham. Chociaż obiad był trzy godziny temu... zmieniłeś planu od tamtej pory? - zapytał zaniepokojony. - Bo jak tak, to przepraszam, jakby co powiem dziewczynom, że nie mogłeś...
     Wido roześmiał się, słysząc rozpaczliwe tłumaczenie Chazera. Wytłumaczył mu szybko, że nie zmienił planów, żeby chłopak przestał się tak zadręczać bez powodu.
     Atari, Ahsoka i Mirlea, tak jak zapowiedziały, czekały na nich przy jednym z bocznych wyjść, którym zazwyczaj wychodzili. Od szesnastego roku życia padawani mogli chodzić do klubów legalnie, nie bawiąc się w podchody, ale oni mieli już swoje rytuały, których nie chcieli łamać.
     Klub rzeczywiście był tak dobry, jak mówiła przez większość drogi Mirlea. Przeznaczony głównie dla młodzieży i młodych dorosłych zachęcał brakiem smrodu taniego alkoholu wątpliwego pochodzenia i pijanych ludzi. Kluby młodzieżowe musiały spełniać tak wiele odgórnych wytycznych i były tak często sprawdzane, że cieszyły się popularnością również wśród starszych ludzi, którzy pragnęli zabawić się gdzieś, gdzie nie musieli przejmować się tym, że natkną się na kogoś niebezpiecznego.
     Atari od razu wzięła Chazera na parkiet, zostawiając Wido z przyjaciółkami. Te pociągnęły go do najbliższego wolnego stolika, których o tej porze nie pozostało już zbyt wiele.
     Chazer tańczył i rozmawiał z Atari. Nie wyglądali jak przyjaciele, tylko prawdziwa para. Może i nie pokazywali tego, ale uśmiechy jakie sobie posyłali, przypadkowe dotknięcia - mówiły więcej niż tysiąc słów.
     Przyłapał się na zbyt mocnym wpatrywaniu w Chaza, więc szybko odwrócił głowę. Mirlea przyglądała mu się z ciekawością.
    - Coś się stało między tobą i Chazem? - zapytała ostrożnie.
    - Nie, dlaczego pytasz?
    - Dziwnie się zachowujecie od jakiegoś czasu. Jakby coś między wami było?
    - W jakim sensie? - zapytał, odczuwając irracjonalną panikę.
    - Jakbyście się pokłócili... czy coś.
     "Czy coś" Mirlei miało w sobie tyle podtekstu, że wolał nawet nie myśleć o tym, co dziewczyna może mieć na myśli, bo mógłby wymyślić naprawdę abstrakcyjne rzeczy.
    - Patrzy się na ciebie - powiedziała, a on odwrócił się błyskawicznie.
     Chazer uśmiechnął się do niego znad ramienia Atari. Wystarczyło, żeby Wido wstał z wygodnej kanapy i podszedł do przyjaciela, odprowadzony przez rozbawione spojrzenie Mirlei. Atari prychnęła cicho, kiedy oznajmił jej, że musi porozmawiać z Chazerem, ale na jego szczęście, od razu do tańca poprosił ją obcy chłopak, na co przystała z uśmiechem.
    - Chcesz zatańczyć?
    - Co?
      Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i złapał Wido za rękę. Prąd który przeszedł chłopaka przywrócił mu zdolność logicznego myślenia.
    - Porozmawiać - warknął i pociągnął Chazera na zewnątrz. - O co ci chodzi?
    - Mi? To ty mnie wyciągasz z klubu - był rozbawiony, jakby zdenerwowanie przyjaciele nie robiło na nim żadnego wrażenia.
     Wido zacisnął pięści. Jeszcze nigdy Chaz nie wyprowadził go z równowagi tak łatwo. Od jakiegoś czasu irytował go swoim zachowaniem, chociaż było ono takie jak zawsze wcześniej.
    - Będziemy czy gadać, czy patrzyć się sobie w oczy?
    - Ty i Atari.
    - Co?
    - Coś jest... no wiesz.
     Chazer parsknął śmiechem.
    - Ona się zgrywa. W życiu nie złamie kodeksu, a ja nie widzę w niej nikogo ponad przyjaciółkę, jeśli o to ci chodzi. To wszystko?
    - Właściwie to nie.
     Raz się żyje, pomyślał. Popchnął Chazera na ścianę i pocałował go namiętnie. Motess odwzajemnił pocałunek, jakby tylko na to czekał. Wplótł rękę we włosy Wido i przycisnął go do siebie jeszcze bardziej, pogłębiając pieszczotę. Wiedziony instynktem zszedł ustami na szyję chłopaka.
     Całe napięcie, które w sobie nosił zelżało, teraz liczył się ten cholernie gorący chłopak, którego za długo nazywał przyjacielem. Nie obchodziło go, że któraś z dziewczyn może ich zobaczyć, zaciekawiona ich długą nieobecnością. Za bardzo był skupiony na rękach Chazera, które jakoś znalazły się pod pożyczoną koszulą, która szybko znalazła się na ziemi. Tym razem Chaz wbił się w jego usta, przygryzając wargę Wido.
     Cichy jęk, który wyrwał się z jego gardła pod wpływem pocałunku Chazera, przywrócił Wido zdrowy rozsądek. Odsunął się od niego gwałtownie, czując ucisk w żołądku.
     Chaz patrzył się na niego zaskoczony, ale wyraźnie zadowolony. Guziki jego koszulki były rozpięte, a na szyi widniała czerwona malinka.
    - Jak tak mają wyglądać nasze rozmowy, to musimy rozmawiać częściej - mruknął i przyciągnął do siebie przyjaciela.

_____________________________________________
Dziękuję Kiwi za zainspirowanie mnie xDDD Masz solidny dedyk ode mnie.
Wiem, wracam po trzech tygodniach, a zamiast rozdziału one shot walentynkowy o pierwszej alternatywnej parze homoseksualnej. Ogólnie ten parring podoba mi się bardziej niż Chazer i Atari, ale niestety nie może zaistnieć.
Jak się podobało? Stwierdziłam, że zrobię akapity, bo tak.
Co więcej, zaczęły się ferie, więc równocześnie z nimi przyszło trochę weny, a co najważniejsze - odpoczynek.

NMBZW!