niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 1 (73)



Dookoła było ciemno. Zewsząd napływała do niego energia ciemnej strony. Widział niewyraźne sylwetki wysokich drzew, które całkiem przykrywały niebo. Panował nieprzyjemny, przenikający ciało do szpiku kości chłód. Mimo, że Chazer nie dotykał ziemi, wiedział, że teren jest bagnisty i właściwie nie ma tutaj wielu suchych miejsc. Nawet ląd był błotnisty i mokry. Słychać było odgłosy przeróżnych dzikich zwierząt, które czasami wywoływały szybsze bicie serca. Nagle scena się zmieniła. Stał na podobnym terenie przed niewielkim, prawdopodobnie glinianym domkiem. Sufit miał zbyt nisko, żeby służył człowiekowi, ale ze środka wypadało migoczące światło pochodni, co świadczyło o tym, że istota zamieszkująca domek potrzebuje ciepła i światła. Chazer chciał wejść do środka, ale zorientował się, że nie może zrobić ani jednego kroku. Coś go blokowało. Nad jego głową latał dziwny, czarny ptak z ssawką zamiast dzioba. 
- Moc jest z tobą, młody Jedi. Pamiętaj o tym zawsze.

Obudził się zlany potem, podnosząc się automatycznie do pozycji siedzącej. Oddychał ciężko, starając się uspokoić za  pomocą technik relaksacyjnych. Zamknął oczy i wezwał Moc, by pomogła mu ukoić zmysły. W końcu, kiedy zaczął oddychać miarowo, a sen przestał mieszać się z rzeczywistością, pozwolił sobie na otworzenie oczu. Jego niewielka sypialnia była już oświetlona światłem słonecznym, chociaż Chazer myślał, że dopiero się położył. Sen wykończył go, ale chłopak nie mógł pozwolić sobie na dalszy sen. Od kiedy rozstał się z Mirleą i jej padawanem po Rozkazie 66, nie nawiedzały go żadne wizje. W ogóle jego życie było raczej nudne. Nie musiał robić nic, ojciec już o to zadbał.
- To nie był sen.- usłyszał nagle dziwnie odległy głos.
Zerwał się z łóżka, a w jego dłoni od razu znalazł się zapalony miecz świetlny.W kącie pokoju stała białowłosa dziewczyna otoczona niebieską poświatą. Ubrana była w tradycyjny strój Jedi. Nie miała jedynie płaszcza. Podeszła do łóżka i uśmiechnęła się do Chazera.
- Spokojnie. Nie mogę ci nic zrobić. Przyszłam ci pomóc, braciszku.
Chłopak przełknął slinę i zgasił ostrze, ale nadal trzymał kurczowo broń. Przyjrzał się dziewczynie, która nazwała go bratem. Nie widział jej od... Od roku. Od pamiętnych walentynek, w które objawiła mu się przy swoim grobie w Świątyni Jedi. Teraz miejsce jej spoczynku było przykryte gruzami zbombardowanej Świątyni. Zapewne do tej pory walały się w niej ciała martwych Jedi, młodzików, adeptów i padawanów.
- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę, Kayla.
- Mamy walentynki, braciszku. Urosłeś.
Kayla wglądała jak dwudziestoletnia kobieta, a przecież umarła jako trzynastolatka. To było podejrzane.
- Pokazuję się w takiej formie, jaką spodziewasz się zobaczyć. Dla ciebie wciąż jestem siostrą, nie chcesz żebym była martwa, więc możesz mnie zobaczyć jako dorosłą kobietę. - powiedziała, zupełnie jakby znała jego myśli.- Tak naprawdę moja prawdziwa forma nadal ma trzynaście lat. Niedługo jednak przestanę się starzeć. Twój umysł nie jest jeszcze ograniczony, ale kiedy dorośniesz... Nie będziesz posiadał tej dziecięcej wyobraźni. A ja będę już tylko odległym wspomnieniem. Duchem Mocy, który będzie się pokazywał w walentynki, jeśli będziesz mnie potrzebował.
- Potrzebuję cię codziennie. W każdej sekundzie mojego życia. Jesteś moją siostrą, Kayla. Nigdy nie mógłbym o tobie zapomnieć. Kocham cię przecież!
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. Podeszła do niego i spróbowała dotknąć jego policzka. Jej ręka przeniknęła przez skórę Chazera. Chłopak poczuł przyjemne ciepło.
- Ja też... Bardzo mocno - szepnęła.- Jednak nie przyszłam tutaj bez celu. To co widziałeś w nocy nie było snem, tylko wizją. Wizją pewnej planety na zewnętrznych rubieżach.
Chłopak przypiął mecz do pasa pewny, że siostra jest prawdziwa, jeśli można tak nazwać Ducha Mocy.
- Ta planeta była przesiąknięta energią ciemnej strony... Czego miałbym na niej szukać?
Dziewczyna westchnęła, wskazała bratu łóżko. Chłopak usiadł, a dziewczyna w jakiś sposób zajęła miejsce obok niego. Postanowił nie pytać się o tą nielogiczną czynność.
- Wiele lat temu Minch, starożytny rycerz Jedi stoczył na tamtej planecie walkę z przywódcą bpfasshiańskich mrocznych Jedi. Jedi wygrał, ale tamten mroczny Jedi był tak potężny, że jego mroczna Moc wypełniła tamtą planetę sprawiając, że pogrążyła się ona w wiecznym mroku. To bardzo nieprzyjazny świat. Nie wykształciła się na nim żadna inteligentna rasa, ale zamieszkuje ją wiele zwierząt. To podmokły świat, daleko na rubieżach. Jest jednak wspaniałym miejscem do ukrycia. Po Rozkazie 66 kilku Jedi umknęło Imperium i ukryło się na nieodwiedzanych, zapomnianych przez świat planetach. Z dziesięciu tysięcy została nas jedynie garstka. Podobnie jak ty, wszyscy się ukrywają. Ty jesteś bezpieczny, nasi rodzice zapłacili Imperium wystarczająco dużo, byś został wykasowany z ich danych, dobrze o tym wiesz. Jednak nadal żyją najpotężniejsi mistrzowie...
- Yoda!- powiedział podekscytowany.
Kayla rozpromieniła się i chciała poklepać brata po plecach, ale kiedy jej ręka przeniknęła przez ciało brata, kobieta zmieszała się, a Chazer parsknął śmiechem.
- Dokładnie. Ta wizja... Nie wiem dokładnie, co oznaczała, ale skoro widziałeś Dagobah, bo właśnie na tej planecie ukrywa się Yoda, powinieneś się tam udać. Masz statek?
- Mam myśliwiec z hipernapędem. Wystarczy.
- To idealnie. Udasz się na Dagobah. Może mistrz Yoda pozwoli ci kontynuować nauki, może nauczy cię czegoś, co pozwoli ci na kontakty ze mną. Kieruj się Mocą, braciszku, a na pewno znajdziesz Yodę. Pamiętaj, że Dagobah nie została wybrana przez mistrza od tak. Imperator nie zdoła wykryć potęgi jasnej strony, która jest charakterystyczną cechą mistrza Yody, ponieważ będzie ona przysłaniana przez mrok. Musisz tam polecieć i podążać tam, gdzie chce Moc. Wtedy go znajdziesz. Nie mogę ci nic więcej powiedzieć, braciszku. Wiedz, że gdyby groziło ci jakiekolwiek niebezpieczeństwo, poinformowałabym cię o tym. Mogę się ujawniać tylko w walentynki, ale pamiętaj, że zawsze nad tobą czuwam. Miejsce, do którego trafimy po śmierci... Jednoczymy się z Mocą, więc nie możemy postępować źle. Żegnaj. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze. Nie chcę się z tobą rozstawać, ale mój czas tutaj jest ograniczony.- po jej policzku spłynęła widmowa łza.- Tak bardzo cię kocham...- szepnęła.
Zniknęła, ostatni raz próbując dotknąć policzka młodszego brata. Chazer powstrzymał łzy cisnące mu się do oczu i opadł ciężko na rozkopaną pościel. Sześć lat. Minęło sześć lat, a on pierwszy raz od tamtej pory nie będzie mógł odwiedzić grobu ukochanej siostry. Tak bardzo ją kochał, a nie pozostało mu po niej nic. Nawet grób i pomarańczowa, wiecznie żywa róża przepadły. Jeśli Yoda wiedział, jak skontaktować się z Duchem Mocy, musiał mu to powiedzieć. Nawet jeżeli trop jest błędny, a siostra to tylko kolejna senna mara, musi się o tym przekonać. Musi polecieć na Dagobah.

Przesunął wajchę w myśliwcu i już po chwili niebiesko-białe smugi światła zniknęły i znalazł się w nieodwiedzanym przez niego nigdy wcześniej systemie Dagobah. Kilkaset kilometrów dalej znajdowała się planeta. Spora, zielonoczarna. Nawet tutaj, w bezpiecznej kabinie myśliwca czuł ogromną siłę ciemnej strony, która promieniowała od Dagobah. Chazer wzdrygnął się, ale nie porzucił swojego celu. Zamknął oczy i pozwolił poprowadzić się Mocy. Zacisnął ręce na drążkach sterowniczych. Nic nie widział, ale czuł, że Moc go prowadzi. Nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk. Wszedł w atmosferę. Trudno było nie otworzyć teraz oczu, ale Chazer z całej siły skupił się na woli Mocy. Nie wiedział, gdzie ma wylądować. To tajemnicza siła, która była jego sprzymierzeńcem od najmłodszych lat życia prowadziła Chazera. Ufał jej, wiedział, że nie rozbije się, tylko wyląduje bezpiecznie. Statek zadrżał pokonując kolejne warstwy atmosfery. W końcu Chazer pociągnął w swoją stronę drążki i wyrównał lot. Zaczął powoli opadać w stronę powierzchni planety. Otworzył oczy. Wszędzie dookoła były drzewa i pnącza. Planeta była wyjątkowo mokrym miejscem. Chazer nie znosił wilgoci, deszczu, bagien i drzew gnarltree. W końcu wylądował, ale coś było nie tak. Wyczuł, że powierzchnia jest jakaś dziwna, inna niż zwykle. Moc jednak nie wysyłała informacji o zagrożeniu. Coś zabulgotało, a jego robot astromechaniczny R4 zapiszczał błagalnie. Na ekranie pojawiło się tłumaczenie.
- Cholera...- jęknął chłopak.
Nacisnął jeden z przycisków. R4 został uwolniony i od razy poleciał w stronę suchego ladu. Chaz otworzył kabinę i wyskoczył z niej, zabierając plecak, który jakoś udało mu się wepchnąć pod fotel, i miecz świetlny. Wspomagając się Mocą skoczył na miejsce obok R4. Z bólem spojrzał na myśliwiec, który zapadł się w bagnie już do połowy. Wydobycie go nie stanowiło większego problemu, ale Chazer obawiał się, że woda mogła przeniknąć do mechanizmów i przewodów i uszkodzić jakiś ważny element, z którego naprawą Chazer sobie nie poradzi.
Padawan wyciągnął przed siebie ręce i wyobraził sobie swojego ukochanego, podrasowanego Z-95. Skupił się mocno i otworzył się całkowicie na Moc, czerpiąc z niej siłę. Po chwili zaczął słyszeć bulgotanie. Najpierw czuł ogromny ciężar, ale zaczął on maleć, aż w końcu znikł, kiedy chłopak stał się jednością z Mocą. Czuł, jak przepływa ona przez jego ciało i umysł, dając mu siłę. Myśliwiec w końcu uniósł się nad powierzchnię bagnistego jeziorka. Chazer skierował go na w miarę suchą polanę, na której nie groziło mu utonięcie. Chłopak odetchnął głęboko. Chazer właściwie nie wiedział co robić. Przyleciał tutaj w poszukiwaniu Yody, który według błękitnego ducha zmarłej kilka lat temu Kayli, przebywa na tej ogromnej, bezludnej, zapomnianej przez całą Galaktykę planecie. Logiczne. W sumie, mógłby teraz zostawić statek i pójść na poszukiwania, ale to było jeszcze mniej logiczne. Nie znał terenu, planeta była zdradliwa. Wyczuwał na niej wiele form życia, których małe móżdżki pełne były agresji i prymitywnych żądz. Chazer nie miał ochoty na zagłębianie się w czeluściach nieznanej planety. Dlatego też po prostu usiadł, zamknął oczy i zaczął medytować, podświadomie ciesząc się, że jego kombinezon pilota myśliwca nie przepuszcza wody.
Wyczuwał wiele. Ogromna ilość prymitywnych emocji go przytłaczała, a potęga Ciemnej Strony, która pomniejszała jego umiejętności w czerpaniu z Mocy, stawała się szybko uciążliwa, przypominała o zdarzeniach sprzed kilku miesięcy, które tak często widywał w swoich nocnych koszmarach. Chazer nie mógł wyczuć Mistrza Jedi. Mrok przysłaniał światło. Nawet Jasną Stronę, która zwykle promieniowała od Yody. Jedyne co wyczuwał to cierpienie ofiar i żądzę krwi drapieżników. I nagle potężna fala Ciemnej Strony uderzyła w niego niespodziewanie. Strach, ból, cierpienie i smutek powróciły z ogromną siłą. Poczuł nienawiść i chęć zemsty silniej niż kiedykolwiek. Skrywał je w sobie od tak dawna. Od rozkazu 66 tłumił te emocje, starał się zmniejszyć je do minimum, a teraz uderzyły z niego z siłą o stokrotnie większą. Widział Anakina i armię klonów wspinających się po świątynnych schodach. Widział wykrzywioną nienawiścią twarz Ahsoki i przestraszoną Atari. Jego ukochaną Atari, której nie widział od tak dawna. Nie powiedział jej o swoich uczuciach, nigdy o tym się nie dowiedziała, a teraz Chazer musiał cierpieć przez swój ogromny błąd. Nic nie pozostało mu po największej miłości jego życia. Jedynie słaba, bardzo odległa obecność w Mocy, która często znikała, dawała mu nadzieję, że jego ukochana jeszcze żyje. To było fatum. Wszystkie osoby, które kochał, zniknęły. Nie było już nikogo, z kim spędził najlepsze lata życia. Została jedynie młodsza siostra, z którą dopiero udało mu się odnowić kontakty. Wido zniknął i z życia Chazera i z Mocy. Jednak chłopak nigdy nie poczuł śmierci najbliższego przyjaciela. Mirlea... Po niej też nie było śladu. Ahsoka się stoczyła i uciekła, a Obi-Wan Kenobi, jego mentor, prawdopodobnie zginął.
- Zadręczać, nie powinieneś się. Odpowiedzi, szybciej niż myślisz, przyjdą.
Chazer poderwał się błyskawicznie z ziemi, a jego palce zacisnęły się na znajomej rękojeści świetlnego miecza. Automatycznie przyjął pozycje bojową, wysuwając lewą nogę do przodu. Czuł ciepło miecza za plecami. Szybko się jednak opanował, kiedy zobaczył, kto przed nim stoi. Mistrz Yoda, jak zwykle ubrany był w lekko już wysłużoną szatę Jedi. Wydawało się, że postarzał się przez ostatnie miesiące, co było dość dziwne, bo mistrz zawsze, od kiedy Chazer pamiętał, wyglądał tak samo.
Chłopak skłonił się lekko i przypiął miecz do pasa.
- Uważny nie jesteś, coś twe myśli zaprząta. Przywiązanie na złą drogę prowadzi, o tym wiesz dobrze.
Chazer skrzywił się na wspomnienie Anakina Skywalkera, dawnego towarzysza walk i bohatera Republiki, który aktualnie znany był jako Darth Vader. Oczywiście, prawie nikt nie wiedział kim był wcześniej Lord Sithów. Mistrz Yoda miał prawo sądzić, że przywiązanie jest złe, ale Anakin musiał mieć jakieś powody, tak mu się przynajmniej wydawało, w końcu, człowiek tak oddany Jasnej Stronie nie mógł z powodu błahostek porzucić wszystkich swych ideałów.
- Moje uczucie do Atari nie sprowadzi mnie na Ciemną Stronę, mistrzu. To nie jest to samo. Ciemna Strona jest moim wrogiem. Nie ma w niej nic kuszącego.
- Nie ma? Pewny jesteś? Ahsoka Tano za wzór dla wielu uchodziła. Jednak ból i nienawiść ją zniszczyły.
- Ahsoka straciła wszystko.
- Wybór miała.
- Z całym szacunkiem, Mistrzu, ale w takiej sytuacji, w której była ona, nie było wyboru. Możemy porzucić tę dyskusję?
Yoda uśmiechnął się z pobłażaniem i zgodził się na propozycję Chazera. Usiadł na kamieniu, skrzyżował nogi i w milczeniu zaczął wpatrywać się w chłopca, a właściwie już młodego mężczyznę, ze spokojem i ciekawością. Chazer również usiadł jak do medytacji i odepchnął od siebie wszystkie negatywne emocje. Szybko ogarnął go spokój. Poczuł, że już może rozpocząć opowieść. Powiedział Yodzie o swojej wizji i wizycie ducha siostry. Yoda słuchał wszystkiego ze zrozumieniem wypisanym na pomarszczonej twarzy. Kiedy Chazer skończył, zapadła cisza, przerywana szumem drzew i odgłosami zwierząt. Yoda miał zamknięte oczy i wyglądał, jakby pogrążył się w głębokiej medytacji.
- Siostra twa potężna zawsze była. Za życia Mocy swej kontrolować nie mogła, lecz po śmierci udało jej się opanować umiejętności swoje. Ukazać się jednak, tylko w ważne dni dla was może. Bez wezwania twojego. Zaufać jej potrafiłeś, odnaleźć właściwe miejsce do lądowania radę dałeś. Silny się stałeś, choć szklenia nie zakończyłeś. Kontaktu z siostrą, nauczę cię. Rycerzem Jedi wtedy się staniesz.
Chazer zamarł. Nie był gotowy, był ledwie padawanem. Nie dokończył szkolenia w świątyni. Jeszcze nie skończył nawet osiemnastu lat! Nie był godzien, to było pewne. Mistrz Yoda przecież wiedział, że Chazer był zbyt porywczy, by zostać Rycerzem Jedi. No i była jeszcze Atari. Do tej pory Chazer myślał, że skoro ją kocha, łamie kodeks Jedi, a to było poważnym wykroczeniem.
- Wbrew temu, co myślisz, gotów już jesteś. Dojrzałeś już. Wady swoje dostrzegasz. Test przejdziesz. Jeśli go zdasz, Rycerzem Jedi cię mianuję. Jeśli nie podołasz, mój osąd błędnym się okaże. Chodź, padawanie. W otoczenie inne iść musimy. Tam inne sposoby z Mocy korzystania poznasz.
Chazer wstał i ukłonił się.
- Dziękuję za ten zaszczyt, Mistrzu.
Chazer czuł niepokój, Mistrz Yoda najwyraźniej dostrzegł w nim coś, czego Chazer sam nie potrafił odnaleźć. Na marne poszły jego próby uspokojenia się. Jego obawy były zbyt silne. Poszedł jednak za Wielkim Mistrzem.
- R4, pilnuj statku!- rzucił na odchodnym i zagłębił się w mroki Dagobah, starając się nie stracić niewielkiego Mistrza z oczu.
______________________________________________
I oto pierwszy (73) rozdział! :D Cieszę się, że w końcu mogę go opublikować, bo biedak czeka i czeka i doczekać się nie może xDD
Przeskok czasowy dwumiesięczny. Miał być rok, ale zmieniłam zdanie, więc jak znajdzexie jakieś błedy czasowe to walcie śmiało xD
PS. Niestety Moc pewnego mało słonecznego dnia nie była mi pomyślna i sprawiła, że zepsułam przez przypadek matrycę w lapku. To oznacza, że pisać mogę tylko na telefonie, a jak to z tym jest, każdy wie. Błędów nie podkreśla, słowa łączy i znaczki zamienia. Mam napisane 3 rozdziały i mam nadzieję, że drugi albo trzeci z nich wstawię już z naprawionego lapka.
NMBZW (i z laptopem też xD)!!

piątek, 17 czerwca 2016

Sto lat! Notka urodzinowa.


Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje żyyje naam! Nieeech żyyyyyyje naaam! A kto? BLOGASEK! *wyje*

Tak, to już dziś! Trzecie urodzinki bloga!!! :')
17 czerwca 2013 roku pojawił się wstęp i pierwszy rozdział. Nie spodziewałam się wtedy, że blog pociągnie tak długo i przyniesie mi tak wiele. Dzięki temu, że opublikowałam opowiadanie, zdobyłam najwspanialszą przyjaciółkę na świecie i kilku genialnych znajomych, z którymi uwielbiam gadać xD
Ten blog jest jak trzyletnie dziecko. Ma rączki i nóżki, wywraca się coraz mniej, potrafi mówić, zaczyna pisać, czytać. Nie płacze i staje się nieco bardziej samodzielne. Cieszę się, że doszłam do takiego poziomu w pisaniu. Nie jestem najlepsza, ale staram się za każdym razem poprawiać mój styl! 

Statystyka:
Opublikowanych postów: 86
Ogólnie postów (opublikowanych i nieopublikowanych): 106
Komentarze: 749
Wyświetlenia: 33046 (17:52, 16.06.2016r.)

Dzięki pisaniu bloga poznałam kilku naprawdę wspaniałych ludzi. 
Najlepszą przyjaciółkę na świecie - Kiwi <3
No i świetną koleżankę - Sonię :D 

Dziękuję, że jesteście ze mną!

Obudziła się z wyjątkowo nietypowym spokojem w duszy, którego nie czuła od rozpoczęcia wojny. Delektując się tym uczuciem, poszła pod odświeżacz, zastanawiając się, dlaczego mimo tego spokoju, ma wrażenie, że coś nie gra.
I nagle zrozumiała. Powinna być teraz w Imperial City i wysłuchiwać kłócących się Kola i Anję albo sprzeczać się z Sheelą i wyklinać w duchu Vadera za przydzielenie jej takiej drużyny. Oraz za to, ze starannie wymazał ze swojej pamięci to, że był mężem jej kuzynki i Jedi, bohaterem Republiki, Wybrańcem i z pewnością kimś tam jeszcze. 
Fakt, że właśnie stała w swojej łazience w Świątyni Jedi sprawił, że kilka razy się uszczypnęła w ramię z nadzieją, że obudzi się z tego koszmaru. Każda chwila przebywania w tym miejscu sprawiała, że przypominały jej się ruiny, które mogła oglądać z daleka każdego dnia. Bała się że jeśli wyjdzie z pokoju, zobaczy przed sobą gnijące ciała swoich dawnych towarzyszy.
Jednak ten wewnętrzny spokój kazał jej ubrać się, przypiąć znajomy miecz świetlny do pasa i wyjść. Korytarz się nie zmienił. Był taki sam jak kiedyś. Z wysokim sufitem, prostymi ścianami. Długi, sprawiający wrażenie nieskończonego. Całego efektu dopełniał jasnowłosy, wysportowany chłopak idący korytarzem. Wyglądał jak zawsze. Może trochę zmężniał. 
Podszedł do niej i po prostu pocałował. Namiętnie, romantycznie. Przelewając całe swoje uczucie.
- C-co jest? - zapytała zdezorientowana.
Nie żeby jej się nie podobało. Całowanie się z Chazerem Motessem, było w pierwszej trójce na liście jej największych marzeń. Ale było to dziwne. Chazer powinien być setki tysięcy lat świetnych oddalony od niej
- Kocham cię - odpowiedział. jakby nic w tej sytuacji nie było dziwne.
- Ja ciebie oczywiście też, ale tak troszkę nie rozumiem co tu się odwala.
- Ja też nie - odparł beztrosko. - Ale skoro cię widzę całą i zdrową, to po prostu mam ochotę cię pocałować, wziąć na spacer do arboretum i ogólnie spędzić z tobą czas. A że jestem tu chyba trochę dłużej od ciebie, więc wyjaśnię całą sytuację w kilku słowach: jaśnie nam panująca autorka stara się uszczęśliwić czytelników tym niekanonicznym rozdziałem.
- Świetny pomysł. A jest Soka? Muszę z nią poważnie pogadać... Ogłuszenie mnie i ucieczka nie były dobrym pomysłem.
- Zamknęłaś ją w schowku.
- Tak jakoś wyszło. Dobra, nie będę jej prawiła kazań, skoro sama pracuję dla Imperium. Idziemy na ten spacer?
- Pewnie! - wykrzyknął i złapał ją za rękę. - To alternatywny świat, tutaj można być zakochanym. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zresztą, kto by się tym przejmował? I tak niedługo wrócimy do rzeczywistości. Albo się obudzimy, czy coś takiego. 

Było tak jak dawniej. Żadnej wojny. Ona, Chazer, Mirlea, Wido i Ahsoka. Nie wypominali sobie niczego, nie zdradzali co robią aktualnie. Tylko Atari i Chazer nie musieli uciekać. Oboje nie zdradzali dlaczego - mieli swoje powody, by trzymać to w tajemnicy.
- Wiecie co? Mam nadzieję, że będziemy pamiętać o tym spotkaniu, kiedy już wszystko wróci do normalności - powiedziała Ahsoka.
Ona i Atari kiedy tylko się zobaczyły, rzuciły się sobie w ramiona i po prostu przytulały się w milczeniu, nie kryjąc łez. To spotkanie wypełniło ogromną dziurę, która powstała miedzy nimi po ich walce.
- Ja po Ciemnej Stronie nie jestem sobą, tylko jakąś zupełnie obcą mi osobą. Jeśli chociaż najmniejsza cząstka mnie będzie pamiętała o tym, że nie jestem sama, tylko mam was i że potrafię być szczęśliwa, nawrócenie będzie o wiele łatwiejsze. Wystarczy, że uwierzę.
- Jeśli to takie jak mówisz, mam nadzieję, że się nie stoczę - powiedziała Atari.
Chazer od razu objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie w opiekuńczym geście. Wtuliła się w niego i od razu poczuła przyjemna ciepło w sercu.
- Ati... pracujesz dla Imperium jako łowca nagród i jesteś wrażliwa na Moc. Będziesz musiało się bardzo starać, by się nie stoczyć - stwierdziła poważnie Mirlea.
Siedziała na kolanach Wido, który poza nią świata nie widział. Atari była pewna, że Ahsoka nie czuła się osamotniona. Znała ja idealnie i wiedziała, że po przygodzie z Luxem, nie interesują jej miłość czy zauroczenie.
- Ale mi nie siedzą w głowie Sithowie. 
- Oni nie są szkodliwi. Przynajmniej jak na razie.
- No ale nie spoileruj! - wykrzyknął Chazer.

_____________________________________________________
To był taki pozytywny rozdzialik ^^ Jest on jakby snem bohaterów, w którym wszyscy się naprawdę spotykają. No i jest kanoniczny :D

Jeszcze raz dziękuje wam z całego serca za to, że jesteście tu ze mną! :)

NMBZW!








niedziela, 12 czerwca 2016

Epilog Części I




Nie masz wpływu na działania innych bez względu na to, czy są dobre, czy złe. 
Każdy dokonuje własnych wyborów, by przetrwać.


Wróciła na Coruscant, mimo ogromnego niebezpieczeństwa, które tam na nią czekało. Ale po prostu musiała dowiedzieć się, co się stało z jej przyjaciółmi. Nie mogła po prostu o nich zapomnieć, nie potrafiła. Miała nadzieję, że przeżyli. Nie poczuła ich odejścia w Mocy. Kilka dni po Rozkazie poczuła śmierć wszystkich Jedi, z których szczególnie wyróżniła utratę Yali i Barris. Chazera, Mireli i Wido Atari nie czuła ani wtedy ani teraz. Może byli martwi albo nie chcieli zostać wykryci. ona również starała się maskować, ale nie było to takie proste. Obrzydliwa obecność Ciemnej Strony przytłaczała ją i sprawiała, że wyczuwanie czegokolwiek było trudne. Chociaż przyczyną mogło być coś zupełnie innego. Atari zaczęła powoli uświadamiać sobie, że oddaliła się od przyjaciół bardziej niż myślała. To, co uznała za dorosłość i wpływ wojny było tylko próbą odcięcia się od starego życia, od Bultar Swan, od pokoju i spokoju sprzed kilku lat. Yala była uosobieniem tego, czego Atari poszukiwała. Za późno odkryła, że jej niezdrowa fascynacja Mistrzynią, ślepe ufanie w jej mądrość i wiara w jej rady zepchnęło ją z właściwej ścieżki. Zbliżyła się niebezpiecznie do granicy, której Jedi nie mogli przekraczać. Może i to była ta tajemnicza Szara Strona Mocy, o której tyle słyszała, ale teraz wizja bycia tak blisko mroku przerażała ją, choć nie powinna. Bo strach prowadził na Ciemną Stronę. Ale ona już nie potrafiła zatopić się w spokoju i po prostu żyć w zgodzie ze wszystkim. Może dlatego wróciła. Chciała znów poczuć dreszczyk emocji, wyładować emocje na jakichś zabłąkanych klonach, które choćby spróbują podnieść na nią broń.

Ale jak wiadomo, nic nie jest takie proste jak w planach. Spotkała ICH. Morderców w białych, błyszczących czystością zbrojach. Kiedy tylko ją zobaczyli, zaczęli pogoń.
Nie mogła wiecznie uciekać, w końcu dopadło ją zmęczenie tak ogromne, że ledwo mogła utrzymać się na nogach, a co dopiero biec. Klony dopadły ją szybko. Odkryły jej słabość szybciej niż ona tego chciała. Teraz zostało jej, w najlepszym przypadku, kilka chwil życia.
Bała się. Od kiedy zaczęła się wojna starała sprawiać wrażenie idealnej, silnej. Osoby, która nigdy się nie boi i nie ma żadnych problemów. A teraz po prostu klęczała przed nimi, sparaliżowana ze strachu. Nie potrafiła nawet się poruszyć. Jej miecz świetlny leżał kilka metrów dalej, ale Atari nawet nie pomyślała, że mogłaby go przywołać i załatwić napastników. Nie potrafiła podnieść na nich broni. Bez trudu widziała ich twarze, mimo nałożonych hełmów. Przypominali jej się od razu Rex, Fives, Cody, Joke... ale to nie byli oni.
- Atari Orgeen? - zapytał jeden z nich tak spokojnie, jakby wcale nie trzymał odbezpieczonej broni, wycelowanej w jej głowę.
Skinęła głową, nie potrafiąc nic z siebie wydusić. Chciała żeby strzelili. Czekała na to.
- Ma pani dwie możliwości.
Zamarła jeszcze bardziej. O czym on mówił? O co tu w ogóle chodziło? Do innych Jedi strzelali od razu, a ci chcą z nią rozmawiać? Zawsze przecież wypełniali rozkazy, a w to, że mieli specjalny rozkaz dotyczący niej, trudno było uwierzyć.
- Imperator Palpatine chyba widzi w pani coś, czego nie mają inni Jedi. Wydał rozkaz, że jeśli ktoś spotka panią lub Mirleę Rossen, ma dać wybór.
- Jaki wybór... - zapytała cicho.
- Albo pójdzie pani z nami do pałacu imperialnego i wysłucha oferty Imperatora albo ja pociągnę za spust. Co pani woli.
Nie tego się spodziewała. Wszystkiego, tylko nie tego. Czego chciał od niej ten Sith? Poznęcać się, wykonać publiczną egzekucję? To ją przerastało, ale... przed chwilą chciała być postrzelona, a teraz boi się wybrać śmierć. A mówili jej kiedyś, że jest odważna. Nie chciała umierać, nie teraz, kiedy ma jakieś wyjście.

Wybrała swój los.

- Zacznę opowieść. Będzie ona długa, ale prawdopodobnie dowiesz się z niej więcej o sobie, niż wiedziałaś do tej pory.
Była przygotowana na to, że Imperator będzie kłamał, więc otworzyła się na Moc i chłonęła wszystko z otoczenia, co mogłoby potwierdzić jej przypuszczenia. Starała się odrzucić wątpliwości - część jej świadomości zastanawiała się, czemu Imperator w ogóle zechciał ją do siebie wezwać, jak starą znajomą, a nie Jedi oskarżoną o zdradę Republiki
- Dobrze wiesz, że jesteś silna Mocą. Jak większość przedstawicielek twojej rasy. Trzydzieści lat temu siedmioletnia wnuczka Matki Sióstr ze Śpiewającej Góry została zaskoczona przez burzę podczas wędrówki przez pustynię. Odnalazła ją kobieta z innego klanu. Nazywała się siostra Talzin. Niedługo później stała się Matką Sióstr Nocy. Widziała w twojej matce ogromny potencjał, a jako że przez pewien wypadek podczas praktykowania mrocznej magii stała się bezpłodna, przygarnęła małą Sideę. Wszystkie kobiety z twojej rodziny wyróżniają się niesamowitą potęgą, która z każdym pokoleniem rośnie. Dlatego to własnie twoja rodzina włada jednym z głównych klanów Dathomiry. Dlatego twoja matka po śmierci Talzin zostanie Matką dla wszystkich Sióstr Nocy. A ty zrodzona z dziedziczki światła, wychowana wśród czcicielek ciemności. Wiedźmy są jednością z naturą, a natura nie znosi, kiedy coś jest z nią niezgodne. Natura nienawidzi ciebie, Atari Orgeen.
Zamarła. Ta opowieść jej się nie podobała. Już teraz, mimo że nie osiągnęła jeszcze punktu kulminacyjnego. Wiedziała jednak do czego to prowadzi - Imperator chciał wyjaśnić to, nad czym ona się głowiła przez ostatnie dwa lata. Jak to możliwe, że Jedi - strażnicy pokoju i sprawiedliwości - zabrali ją od matki i wcielili w szeregi Zakonu. To było okrutne i niewytłumaczalne.
- Jesteś pierworodną córką z pierwszej ciąży. Gdyby to była druga ciąża twojej matki, bo jak zapewne wiesz, jeśli na Dathomirze ma urodzić się pierworodny syn, jest zabijany magią jeszcze w łonie matki, często przez nią samą. Ty dostałaś wszystko, co mogli ci przekazać rodzice. Byłaś szara od urodzenia. To było niezgodne ze wszelkimi prawami. Niemowlęta są pełne światła i niewinności. Moc robiła wszystko byś nie dożyła nawet swoich pierwszych słów.
Yoda widział trochę starszą ciebie, władającą żelazną ręką. Kłóciło to się nie tylko z jego koncepcją, ale i z moją. Ja bym cię zabił, a on, wieczny altruista, postanowił cię wyszkolić, mimo konieczności złamania tym jednej ze swoich zasad. Jedi nie mogą zabierać dzieci rodzicom wbrew ich woli. Jedi to zrobili ten jeden, jedyny raz. Wystarczyło by uratować Republikę przed kobietą, której Moc pomieszała w głowie. A przy tym ja nie musiałem zmieniać moich dalekosiężnych planów zawładnięcia nad światem. Przez starania obu stron wyrosłaś ty - Szara Jedi z głosem w głowie, który odzywa się raz na jakiś czas. Lepiej go nie słuchaj, to wersja ciebie, przed którą wszyscy cię uratowali.
- Dobra, do czego prowadzi ta cała historia? Rozumiem, fajnie wszystko się wyjaśniło. O dziwo, jestem przekonana, że nie kłamiesz. Ale nie uwierzę, że jest to bezcelowe. Sithowie nie postępują altruistycznie.
Imperator uśmiechnął się, jednak jego zniszczona twarz nie mogła już przybrać tego fałszywego, ukochanego przez Palpatine'a wyrazu ojcowskiej troski.
- Oczywiście. Chcę żebyś stała się zabójcą Imperium. Dokładniej Łowcą Nagród w naszej służbie. Oczywiście masz wybór. Druga opcją jest śmierć za zdradę galaktyki. To jak?
Ta propozycja nawet jej nie zdziwiła. Spodziewała się, że skoro Imperator z nią w ogóle rozmawia, to na pewno nie po to, by ją potem od tak wypuścić. Śmierć albo praca. Może kilka miesięcy temu Atari by się nad tym nawet nie zastanawiała i wybrałaby męczeńską śmierć za szlachetne ideały i Zakon. Ale teraz nadszedł czas na bycie egoistką.
- Oczywiście, że będę służyć Imperium - uśmiechnęła się sztucznie. - Nie uśmiecha mi się umieranie w tym wieku.

_______________________________________________________
Ta ta taaa, daaa dadada da... 
To jest już koniec ( nie ma już nic xDDD).
Oczywiście to koniec pierwszej części. Potem nastąpi część druga. 
Wybaczcie tygodniowe opóźnienie, ale skleroza boli :D
Dedykuję ten rozdział Kiwi, która jest ze mną od samego początku <3 Kocham siostro ^^
NMBZW