niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 69


Biegnąc przez korytarze gwiezdnego krążownika, Atari nie myślała o tym, co robi. Wsiadając do kokpitu swojego myśliwca, nie zastanawiała się na tym, czy to, co ma zamiar zrobić, jest rozsądne. Wylatując przez śluzę hangaru, jej myśli zaprzątała tylko jedna osoba. 
- Ahsoka, co ty ze sobą zrobiłaś? - rzuciła przez łzy, jakby przyjaciółka miała ją w magiczny sposób usłyszeć, mimo że znajdowała się miliony kilometrów dalej.
Atari nie była pewna, czy jest wściekła, smutna, czy zagubiona. Chciała odnaleźć Ahsokę bardziej niż kiedykolwiek, ale nie wiedziała, co potem. Jeśli Moc dawała prawdziwe wskazówki i Ahsoka przeszła na Ciemną Stronę Mocy... jako Mroczny Jedi może sprawiać kłopoty i powinno się ją postawić przed oblicze Najwyższej Rady Jedi, ale to była Ahsoka. Przyjaciółka, towarzyszka. Siostra. Nie mogła być zła, zawsze była pełna dobra. Odejście ze świątyni było przecież jej wyborem, nie mogła przecież stoczyć się przez to, po prostu nie mogła!
Nagle zapiszczał komunikator w myśliwcu. Atari zawahała się chwilę, ale odebrała. Mistrzyni zasługiwała na wyjaśnienia.
- Atari, podążaj za głosem serca, za twoimi uczuciami. One są siłą Jedi. Jeśli Ahsoka przeszła na Ciemną Stronę, nie ma dla niej ratunku, Atari. Tylko nieliczni potrafią być Szarymi Jedi. Ahsoka miała szansę na to, ale zmarnowała ją. Jeśli się stoczyła, pokonasz ją. Umysł i serce to potężni sojusznicy. Niech Moc będzie z Tobą.
- Dziękuję Mistrzyni.
Yala się rozłączyła, a Atari od razu poczuła się pewniej. Mistrzyni była doskonałą nauczycielką. I chociaż Atari nie wierzyła w swoją równowagę, wiedziała, że skoro Yala mówi, że ja osiągnie, tak na pewno będzie.
A Ahsoka na pewno nie jest zła. Nie może być. Była przecież padawanką Anakina Skywalkera - Wybrańca Mocy.


Wido pochylał się nad ciałem małej dziewczynki. Od dwóch tygodni, czyli od czasu kiedy przebywał na planecie, nie otworzyła oczu. Jedynie jej pierś poruszała się w nierównym, często zbyt szybkim oddechu. Jej ciało trawiła silna gorączka. Próby jej zbicia kończyły się niczym. Choroba wydawał się niewyleczalna. Wido nie potrafił znaleźć jej źródła. Zaraza trawiła organizm, z każdym dniem zmniejszając, i tak niskie, szanse dziecka na wyzdrowienie.
Wido po raz kolejny wykorzystał Moc, by przejrzeć jej organizm. Ciecz z mózgu przedostała się do krwi, zostawiając mózg w dobrym stanie. Oprócz zakażonej krwi wszystko inne zdawało się być zdrowe. Wszystkie narządy wewnętrzne były sprawne, serce działało, mózg również. W jakiś sposób wirus w krwi wpływał na życie dziewczynki i innych zarażonych tak mocno, że każdy ich kolejny dzień stał pod znakiem zapytania. Gdyby byli w jednej z klinik Republiki, specjaliści daliby radę nawet całkowicie wymienić krew w ciele tych ludzi, a wykwalifikowani uzdrowiciele Jedi bez problemu usunęliby substancję, ale Wido nie miał ani umiejętności ani sprzętu, by to zrobić. Był bezradny, ale nie mógł zostawić tych ludzi na pastwę losu.
Czekał aż zachoruje kolejna osoba. Ci tubylcy nie prowadzili dokumentacji z przebiegu choroby, dlatego sam musiał to zrobić od początku. Miał nadzieję, że wtedy uda mu się powiązać ze sobą jakieś fakty, czy wpaść na jakiś genialny pomysł, chociaż takie nie były jego mocną stroną.
- Wido, chodź tu szybko!
Z sąsiedniej izby krzyknęła do niego Isaa - jedyna pielęgniarka, która jako tako znała się na w miarę nowoczesnych sposobach leczenia.
Zerwał się z miejsca i szybko podszedł do kobiety. Stała nad łóżkiem, na którym leżała ledwo przytomna dziewczyna. Mogła być w jego wieku.
- Podaj jej leki na obniżenie gorączki. Wprowadź w stan śpiączki. Kiedy już będziesz mogła, sporządź jej kartę pacjenta.
- Oczywiście. Poradzisz sobie?
- Tak myślę, jakby co, kogoś zawołam.
Pielęgniarka uśmiechnęła się i skupiła całą swoją uwagę na pacjentce. Wido przez chwile przyglądał się, jak Isaa wbiła w żyłę podobojczykową dziewczyny długi wenflon* podłączony do pompy infuzyjnej. Kiedy tylko pielęgniarka skończyła, Wido podszedł do nastolatki i zaczął uważnie skanować jej organizm. Zmarszczył czoło i po chwili uśmiechnął się. To było już coś.


Atari doskonale wiedziała gdzie lecieć, dlatego już kilka godzin po starcie, wylądowała na Ambrii. Nie była z tego ani trochę zadowolona. Nieudany sithański rytuał sprawił, że planetę ogarnęła Ciemna Strona, przez co życie na niej zniknęło. Mimo, że teraz całe zło zostało zamknięte w wodach jeziora Natth, bitwa stoczona tysiąc lat temu sprawiła, że Ambria zmieniła się w pobojowisko. Podobno kiedyś przebywał na niej sam Darth Bane - Sith'ari.
Jeśli Ahsoka wybrała tę planetę jako miejsce swojego pobytu, oznaczało to, że naprawdę chciała pogrążyć się w Ciemnej Stronie. A skoro tego pragnęła, najpewniej medytowała nad brzegiem jeziora Natth.
Wylądowała niedaleko brzegu, kilkadziesiąt metrów od niewielkiej, klęczącej postaci. Bez problemu poznała Ahsokę, mimo tak sporej odległości. Atai opuściła pokład i powoli pokonała odległość dzielącą ją od przyjaciółki. Z każdym krokiem zaczęły ogarniać ją wątpliwości. Miała wrażenie, że nie potrafiłaby podnieść ręki na Ahsokę,
Jeśli Ahsoka przeszła na Ciemną Stronę, nie ma dla niej ratunku.
Słowa Yali rozbrzmiały w głowie Dathomirianki, odganiając wszelkie wątpliwości. Mistrzyni miała rację. Ktoś kto się stoczył, musi być nawrócony na właściwą drogę. Nie ma innego wyjścia.
Ahsoka przestała medytować i wstała. Wyglądała inaczej niż zwykle. Jej skóra poszarzała i przecinały ją czarne żyłki, oczy stały się żółte. Uśmiechała się drwiąco.
- No, no, nie wierzę. Sama Atari Orgeen złożyła mi wizytę. Yala ci kazała? Bo innej opcji nie widzę.
- Sama przyszłam - odparła spokojnie.
- Ojej, zdobyłaś się na samowolkę? A myślałam, że nadal trzymają cię na smyczy.
- Co się z tobą stało? Jesteś zupełnie inna niż kiedyś, a przecież minęło ledwie kilka tygodni. Może zrobili ci to samo, co Barriss...
Atari spojrzała współczująco na przyjaciółkę. Zachowywała się, jakby była mocno naćpana.
- Nie wspominaj przy mnie jej imienia. Zniszczyła mi życie - syknęła Ahsoka, odpinając miecz świetlny od pasa.
Atari zmarszczyła brwi. Skoro Ahsoka zamierzała walczyć, ona tez musi. Skoro przyjaciółka zapomniała kim jest, obowiązkiem Jedi jest jej to przypomnieć.
Atari włączyła miecz świetlny. Błękitne ostrze z cichym sykiem przecięło powietrze.
- Pokonam cię i przyprowadzę przed oblicze rady. Poddaj się bez walki, a postaram się nie zrobić tobie krzywdy.
- Nie zrobisz tego. Nie dasz rady. Jesteś słaba, posługujesz się marną siłą Jasnej Strony. Nie znasz prawdziwej potęgi, nie możesz ze mną wygrać! - wykrzyknęła Ahsoka, rozbawiona groźbą byłej przyjaciółki. - No i przecież byłyśmy przyjaciółkami, prawda? Dasz radę zabić swoją siostrę?
- Czy ja mówiłam coś o zabijaniu? Czy Ciemna Strona aż tak bardzo wypacza umysł, że wszystko sprowadza się do tak prymitywnych metod? Nie poznaję cię. Ty na pewno jesteś Ahsoką Tano? Czy może Killara się za ciebie przebrała, żeby mnie zmylić?
Ahsoka roześmiała się tak, jak zwykle. Jak w Świątyni. Zabolało bardziej niż cios mieczem. Przed Atari stała osoba jednocześnie znajoma i obca. To było okropne.
Ahsoka nie odczuwała żadnych emocji, które byłyby na tyle silne, by Atari je odczuła. Togrutanka w Mocy przypominała pustą skorupę. Atari również postanowiła stłumić niepotrzebne emocje. Spokój w takich momentach był najważniejszy.
- Nie jesteśmy przyjaciółkami, a już na pewno nie siostrami. Nie łączy nas żadna więź. Może i nie znam potęgi Ciemnej Strony, ale nie uważam cię za potężną, chociaż posługujesz się sztuczkami Sithów. Nie chcę z tobą walczyć, ale moja Mistrzyni poleciła mi kierowanie się moimi odczuciami, a one mówią, że to jedyna dobra opcja. Uważam, że jeżeli pozostaniesz na wolności możesz zrobić coś nieodpowiedniego. Jedną z możliwości jest zajęcie miejsca Killary. Nie mogę pozwolić byś skrzywdziła innych ludzi. Dlatego cię pokonam - powiedziała, chociaż wcale tego nie chciała.
Ta wypowiedź była największym kłamstwem, na które Atari kiedykolwiek się zdobyła. Chciała, żeby to spotkanie w ogóle nie miało miejsca, albo przynajmniej przebiegało zupełnie inaczej. Chciała, żeby Ahsoka nadal była dobra. W ogóle nie chciała walczyć i krzywdzić Togrutanki. Wiedziała jednak, że właśnie takiej postawy oczekuje Yala.
- To raczej nie jest filozofia Jedi. Zmieniłaś się Atari, nie poznaję cię.
- A ty się nie zmieniłaś wcale - powiedziała ironicznie Dathomirianka.
- Skoro chcesz mnie zabić, nie będę tracić czasu na rozmowy z tobą. Mam jeszcze sprawy do załatwienia, Jedi - powiedziała Ahsoka z nienawiścią.
Kiedy tylko skończyła mówić, skoczyła na Atari. Jej krwistoczerwona klinga zmierzała w stronę serca Dathomirianki.
_____________________________________________________
* Wikipedia tak bardzo xDD Nie wiem, jak to robią w SW, ale załóżmy, że mają wenflony. Pompy infuzyjne też :P To przecież zacofana planeta :D Stara technologia i tyle :D I nie ma tam dostaw Bacty i innych środków leczniczych, bo w sumie nikt o Jakku nie pamięta ;).

Eee, tak, miałam napisać walkę w tym rozdziale, ale stwierdziłam, że jak zrobię krótszy rozdział, to zrobię już na zapas 70 i przynajmniej nie będzie takiej przerwy jak ostatnio :) Staram się spiąć i dlatego ten rozdział powstał dzień po opublikowaniu 68 - wyjątkowe tempo jak na mnie :P
Co do nieahsokoweo zachowania Ahsoki - wzorowałam sięna odcinku z Mortis, na którym Ahsoka po DS jest wredna i wścieka się na Anakina za coś, czeo nigdy nie miałaby mu za złe.
Dedyk dla  Kiwi, z którą pisanie tego rozdziału było wyjątkowo zabawne xDD
Bo 69 zobowiązuje (numer mojej dawnej podstawówki xDD) <3
Oraz dla Soni - należy się za te testy :) Życzę jak najlepszego wyniku ;)

Niech Moc będzie z Wami!!


niedziela, 17 kwietnia 2016

LBA


Zostałam nominowana do Liebster Award. Jako, że wszyscy wiedzą, co to jest, nie będę silić się na tłumaczenie xD.

Nominuję:
Kiwi
White Angel
Pysiowatą
Margaret
Sonię

Dlaczego? Ich blogi mają w sobie to, co sprawia, że każdy rozdział czyta się z zapartym tchem i z zawodem patrzy się na brak następnego posta. Potem czeka się z niecierpliwością na rozdział i kiedy tylko wyjdzie, pochłania się go i czeka znów na następny.

Moje pytania:

1. Czemu założyłeś/aś bloga?

2. Jaka jest Twoja ulubiona książka/manga/komiks?

3. Co myślisz o zdradzie ukochanej osoby?

4. Do jakiego książkowego świata przeniósłbyś/przeniosłabyś się gdybyś miał/a taką możliwość?

5. Co sądzisz o internetowych przyjaźniach? 

6. Wolisz aktywny wypoczynek, czy lenistwo?

7. O jakiej karierze zawodowej marzysz?

8. Jakie jest Twoje ulubione magiczne stworzenie?

9. Planujesz wycieczkę na wakacje. Gdzie ona się odbędzie? W Polsce, za granicą, czy w jakimś zupełnie innym równoległym świecie lub w książkowej rzeczywistości? 

10. Wolisz spokojne przedmieścia i wsie, czy duże, ruchliwe miasta jako miejsce zamieszkania?

11. Co jest Twoim największym, niemożliwym do spełnienia marzeniem?

Moje odpowiedzi:

1. Ulubiony autor.
J.K Rowling, of kors.

2. Jaki jest twój ulubiony rodzaj żelek?
Pewne fajne, różnokolorowe, kwaśne haribo, które można kupić w Niemczech <3

3. Podoba ci się postać Rey?
Tak.

4. Sithowie, czy Jedi? Uzasadnij krótko.
Sithowie. Mają lepsze moce. No i są cool.

5. Lubisz mleko?
W kilku słowach... Najchętniej potraktowałabym mleko tak, jak Kylo traktuje swoją sypialnię podczas napadów szału.

6. Najgorsza postać z SW.

O dziwo, nie jest to Jar Jar. Lubię gościa. Najbardziej wkurza mnie Kanan Jarrus z Rebels. Nawet nie skończył szkolenia, s zachowuje się, jakby pozjadał wszystkie rozumy...

7. Twoja ulubiona blogerka?
To nie jest bloggerka. Blogger też nie. To LITERA. Nazywa się Q i kocham go/ją za blog "Wszyscy Ludzie Genenerała".

8. Żelki, czy czekolada?
Both xD

9. Ulubiony przedmiot.
Szkolny, tak? Może polski, może chemia. Nie wiem xD

10. Jedna rzecz, bez której byś nie przeżył 
Internet. Bo jak się z Kiwi skontaktuję? xDD

11. Ulubiona melodia ze Star Wars
Victory Celebration, Rey's Theme, March of the Resistance, Throne Room Medley, Duel of the Fates, Across the Stars, Imperial March. Dużo tego. Jednej nie wybiorę, bo wszystkie kocham.


1. Czy jest coś czego panicznie się boisz?
Pająki!! Są straszne :o

2. Wolisz białą czekoladę, czy mleczną?
Mleczną.

3. Czy umiesz i lubisz śpiewać?
Podobno umiem. Lubie bardzo xD

4. 10 ulubionych książek?
"Zaginione Plemię Sithów"
"Nadchodząca Burza"
"Harry Potter i Komnata Tajemnic"
"Opowieści z Narnii: Koń i jego Chłopiec"
"Lordowie Sithów"
"Harry Potter i Kamień Filozoficzny"
"Cień Węża"
"Dzienny Patrol"
"Patrol Zmroku"
"Na pełnym morzu"
Nie są ułożone w kolejności. Są to książki, które w jakiś sposób zapadły mi w pamięć i do których lubię wracać. No i akurat w tej chwili przyszły mi do głowy.

5. Masz jakiegoś zwierzaka?
Psa.

6. Jest jakaś rzecz, która strasznie cię wkurza?
Syf w moim pokoju, którego nie potrafię ogarnąć.

7. Masz na coś uczulenie?
Nie wiem xD Czekam jeszcze na wyniki testów :P

8. Gdybyś nagle pojawiła się w świątyni Jedi, co byś zrobiła?
Nauczyła się walki mieczem świetlnym i korzystania z Mocy, a następnie spierdzieliła do Palpiego.

9. Jaki kolor oczu najbardziej lubisz?
Zielone *_*

10. Jaka jest twoja ulubiona bajka z dzieciństwa?
Scooby Doo

11. Jesteś lewo czy prawo ręczna?
Prawo ^^

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 68



Już na samym początku Mirlea zauważyła, że coś jest nie tak. Obecność Ahsoki nagle zaczęła się oddalać aż w końcu całkowicie zniknęła. Zupełnie jakby Togrutanka skoczyła w nadprzestrzeń!
Mirlea ledwo powstrzymała się przed przeklęciem. Gdyby tylko potrafiła działać szybciej, może udałoby się jej namówić Ahsokę do powrotu do świątyni. A tak, wszystko było stracone!
Jak na złość, nagle zapiszczał komunikator, jakby bardziej natarczywie niż zwykle. Mirlea zawahała się przed odebraniem. Mogłaby pobiec na najbliże lądowisko i szukać Ahsoki, ale... ona mogła teraz być w każdym zakątku galaktyki. Szansy na jej odnalezienie były mniejsze od zera.
- Jedi Rossen, słucham - powiedziała, odbierając połączenie.
- Została pani wezwana przez generała Kenobiego. Krążownik generała nie odpowiada na nasze wezwania od trzech dni. Ma pani rozkaz kontynuowania jego misji, razem z generałem i padawanami.
Mirlea nie usłyszała kto poniósł porażkę w kolejnej bitwie z Separatystami, ale jakoś nie poczuła potrzeby pytania się o to. Nie czuła żadnego niepokoju, więc wszystko musiało być w porządku.
- Teraz?
Aktualnie nie miała najmniejszej ochoty gdziekolwiek lecieć.
- Nie, za tydzień, generale - nie mógł powstrzymać się od kąśliwej uwagi. - Generał Kenobi i Komandor Motess czekają już w hangarze. Komandor Kaan nie został jeszcze poinformowany, to dość nagła misja.
- Zajmę się tym, bez odbioru.
Rozłączyła się i z bólem serca zawróciła w stronę Świątyni, biegiem pokonując całą odległość.Kilka minut później była już przed pokojem swojego padawana. Słońce dopiero co wzeszło, więc chłopak pewnie jeszcze spał. Mirlea zawsze planowała, że powie swojemu padawanowi o pierwszej w jego życiu misji z wyprzedzeniem, ale najwyraźniej bycie Rycerzem Jedi nie dawało jej przywileju dowiadywania się o wszystkim nieco wcześniej niż inni.
Dotknęła umysłu Kaana Mocą, żeby wybudzić go ze snu i przygotować na swoje przyjście. Nie musiała długo czekać na otwarcie drzwi. Stojący w nich trzynastolatek ewidentnie dopiero co wstał z łóżka. Na szybo założona tunika i spodnie były wymięte. Włosy Kaana roztrzepane były na wszystkie strony, a oczy miał zamglone i nie do końca otwarte. Padawan sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz zasnąć na stojąco.
- Co się stało? Jakiś poranny, niezapowiedziany trening? - zapytał, powstrzymując ziewnięcie.
- Zbieraj się, mamy misję - powiedziała.
- Misję?! - wykrzyknął podekscytowany.
Nagle zniknęło całe jego zmęczenie. Kaan zaczął latać po pokoju, pospiesznie wrzucając do plecaka wszystkie potrzebne rzeczy.
- A właściwie, to na czym polega ta misja? Będziemy walczyć? Czy dokonamy jakiegoś sabotażu?
Mirlea zdała sobie sprawę z tego, że właściwie nie ma pojęcia na czym ma polegać ta misja. Gdyby usłyszała nazwisko poległego generała Jedi, pewnie by wiedziała.
- Wszystkiego dowiesz się od Mistrza Kenobiego, który leci razem z nami. Jego padawan również się wybiera.
- O, to super! Przynajmniej będę miał jakieś towarzystwo. Ile on ma lat, ten padawan?
- Niedawno skończył siedemnaście. Na pewno się dogadacie.
Kaan uśmiechnął się radośnie na myśl o wspólnej misji z jednym z najpopularniejszych chłopaków w Świątyni.
- Gotowy?
- Pewnie.
- Idź do hangaru. Zaraz do ciebie dołączę.
- Dobrze.
Chłopak wyskoczył z pokoju i pobiegł jak burza we wskazane miejsce. Mirlea szybko wróciła do swojego pokoju, spakowała się i poszła na miejsce zbiórki. Nie było jeszcze jedynie Chazera, co było do przewidzenia. Nie znosił wstawać wcześnie.
- Gdzie Chaz? - zapytała Mistrza Kenobiego, który z naganą wpatrywał się w drzwi, jakby tylko czekał aż będzie mógł nawrzeszczeć na swojego padawana.
- Jak zwykle gdzieś go wywiało. O drugiej w nocy stwierdził, że pójdzie sobie na przechadzkę po Coruscant. Zawędrował na niższe poziomy i zanim wróci do Świątyni, pewnie minie mnóstwo czasu - powiedział z wyrzutem. - Już nawet Anakin nie był taki niezdyscyplinowany.
- On się zmienił, Mistrzu. Bardzo się zmienił. Na pewno to zauważyłeś. Dorósł, spoważniał. Coś się stało, nie wiem, ale ta wojna była przełomem.
- Nie tylko dla niego. Chazer na urodziny dostał propozycję. Mógł odejść od Zakonu, wrócić do rodziny, zacząć nowe życie jako polityk. Nie zgodził się. Nie myśl, że jest dla mnie kimś złym. Jestem z niego dumny. To dobry chłopak i świetny uczeń. Anakin jest dla mnie jak brat, a Chazer jak syn. Ale jak każdy ojciec, jestem surowy. A spóźnień w tak ważnych momentach nie toleruję.
W tym właśnie momencie do sali wszedł Chazer. Nie wyglądał na zmęczonego, czy przejętego. Przywitał się, przeprosił. Spokojnie, zupełnie jak nie on.
- Chaz, uderzyłeś się w głowę? - zapytała Mirlea.
- Ja? - zdziwił się. - Nie przypominam sobie. Chociaż... jak wchodziłem do swojego pokoju, żeby się spakować potknąłem się o próg i... w ogóle to nie znoszę tych durnych wejść. Normalnie zawsze się o nie potykam. Nie wiem, kto to projektował, ale był debilem. Jakby nie mógł zrobić prostej podłogi...
Czyli jednak z Chazerem wszystko było dobrze. A Mirlea już myślała, że naprawdę coś w nim się zmieniło i dorósł. Dopóki nie przestanie się potykać przy wejściu do pokoju, nadal będzie dzieckiem. Tak ustaliła ona, Atari i Ahsoka dziesięć lat temu.
- Swoją drogą, Mistrzu, gratuluję ostatniej misji. Śmierć Dooku jest przełomem w tej wojnie. Zwycięstwo jest bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Jeszcze tylko wystarczy żeby ktoś wykończył Griveousa i będzie po sprawie. - rozpromienił się.
- No właśnie. Wy lecicie do celu promem, a ja wraz z klonami udam się na Utapau, gdzie namierzono centrum dowodzenia Separatystów, a w nim samego Griveousa. Początkowo miałem lecieć z wami, ale teraz mnóstwo rzeczy dzieje się w tym samym momencie. Prawdopodobnie ominie was koniec wojny i zwycięstwo Republiki, ale jesteście Jedi, nie żołnierzami. Pamiętajcie, że ta wojna nie jest wasza.
- Trudno o tym pamiętać - przerwała mu Mirlea. - Bierzemy czynny udział w każdych działaniach zbrojnych. Proszę nie mydlić nam oczu. Ta wojna jest przede wszystkim wojną Jedi. Od kiedy dowiedzieliśmy się, że sterują nią Sithowie, jest to również wojna na poglądy.
- Mirleo, mi też nie podoba się ta wojna, ale stawką jest wolność i demokracja Republiki, które przyrzekaliśmy strzec.
Powstrzymała się od komentarza. Miała w sobie jeszcze tyle pokory, by nie kłócić się z szanowanym Mistrzem Jedi.
- Gdzie ten prom? - zapytała.
Obi-Wan skinął głowa na niewielki statek, stojący nieopodal. Wyglądał... niespecjalnie, delikatnie mówiąc. Mirlea nie spodziewała się, że ten złom oderwie się od ziemi, a co dopiero wskoczy w nadprzestrzeń.
- Mamy jakieś cięcia budżetowe, że nie stać nas na porządniejszy statek? - zapytał Chazer. - Ja wiem, że Republika ma deficyt budżetowy i kryzys, ale nawet złomiarze z Tatooine latają lepszym złomem.
- To jest kamuflaż - powiedział Obi-Wan, niczym profesor tłumaczący coś słabemu uczniowi. - Skoro poprzednia misja wysłana na tę planetę została zniszczona przez Separatystów, wy musicie być mniej widoczni.
- Czemu nie lecę z tobą na Utapau? - zapytał z ledwo słyszalnym wyrzutem. - Jak twój padawan, chyba powinienem latać razem z tobą.
- Nie jesteś już dzieckiem. Rada ciągle was sprawdza. Ufamy wam i dlatego nie boję się wysłać ciebie i Mirlei na tę misję. Chodzi o negocjacje pokojowe, a ty jesteś przecież synem polityków. Masz to we krwi. Wszystkie inne informacje macie w Datapadzie. Do zobaczenia. Niech Moc będzie z wami.
- I z tobą również Mistrzu - odpowiedzieli.

Kiedy weszli na pokład, okazało się, że w środku również konieczny był kamuflaż. Ściany były poobcierane, drzwi się zacinały i śmierdziało starym olejem.
- Ja coraz mniej wierzę w wersję Obi-Wana. Cięcia budżetowe jak nic - stwierdził Chaz.
- Pewnie nie mamy pilota, prawda?
Chazer spojrzał się na przyjaciółkę rozbawiony.
- Niestety, weź młodego i siądźcie za sterami. Ja zapoznam się ze szczegółami i coś wymyślę. Coś mi mówi, że to ja mam być głównym negocjatorem. Ty nie masz do tego talentu.
Mirlea prychnęła oburzona.
- A ty masz? Chaz, znam cię. Nie masz do tego cierpliwości i charakteru.
- Tak? Mój ojciec przyjaźni się z kanclerzem, a mama jest prezesem fundacji "Dla Galaktyki", której członkami są prawie wszyscy ważniejsi senatorowie. Mój pradziadek od strony matki był Najwyższym Kanclerzem. Długa tradycja, co nie? Mam to we krwi, nie przejmuj się. Przekonałem cię, prawda? Jestem w tym dobry, więc dam radę. Gdyby było inaczej. Obi-Wan w życiu nie puścił by nas na tę misję. Zaufaj mi.
I odszedł. Mirlea stała jeszcze przez chwilę na korytarzu w stanie osłupienia. Ten młodszy o trzy lata, nierozgarnięty dzieciak nie dał jej nawet dojść do słowa - ulubiona strategia polityków.
- Najwyraźniej coś w sobie ma... - przyznała niechętnie i skierowała się do kokpitu, gdzie czekał na nią Kaan.

Stałam obok Yali na mostku i z uwagą słuchałam jej nauki. Z każdym dniem moja wiara w mądrość Mistrzyni wzrastała. Yala była niesamowita. Zawsze mówiła ciekawie, a z jej słów można było wyciągnąć mnóstwo nauki.
- Szarzy Jedi nie są źli. To użytkownicy Mocy, którzy potrafią panować nad sobą tak dobrze, że czerpią siłę i z Ciemnej i z Jasnej strony, nie dając się zwieść żadnej z nich. Kierują się uczuciami i zdrowym rozsądkiem. Niedługo staniesz się jedną z nich, jedną z nas. Masz zadatki. Mistrz Yoda dobrze zrobił, zabierając cię do Zakonu. Stłumił twoje dziedzictwo.
- Czyli, że mam predyspozycje do bycia pomiędzy? To prawie niemożliwe.
- Nie takie trudne jak mówią na lekcjach w Świątyni. Zobaczysz. Pamiętaj, rozum i uczucia na tym samym miejscu. Daleko zajdziesz, jeśli zastosujesz się do tych nauk.
Kiwnęłam głową, rozważając słowa Mistrzyni. Miała rację. Na pewno.
- Coś się stało? - zapytałam, kiedy Mistrzyni zrobiła dość długą pauzę.
- Czuję coś dziwnego. Delikatnie zakłócenia w Mocy. Wsłuchaj się w nie, może dowiesz się czegoś więcej.
Spojrzałam się na nią zdziwiona, ponieważ nic nie wyczułam, ale zrobiłam, co kazała. Uspokoiłam się i zanurzyłam się w Moc, starając się wyłapać zaburzenia, które wyczuła Yala. Było mi trudno znaleźć cokolwiek, Mistrzyni była niesamowicie silna i wyszkolona w używaniu Mocy, a ja w porównaniu do niej byłam nikim. Mimo to, udało mi się w końcu uchwycić czegoś znaczącego, jakby bliskiemu mojego sercu, ale bardzo odległego.
Poczułam przeszywające zimno, pokład, Yala i niebiesko-biała nadprzestrzeń zniknęły na chwilę.
Przede mną stała żółtooka Togrutanka, która jednocześnie była mi bliska i daleka.
Ahsoka.

___________________________________________________
Ile mnie nie było? Długo. Bardzo długo. Zbyt długo. Ale wena nie sługa :/
Ponad miesiąc ;( Naprawdę przepraszam. Postaram się, żeby to więcej się nie zdarzyło. Wybaczcie.

NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!