sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 8

Rozdział 8
Nowy sith. Darth... 
Chłopakowi przerwało pikanie komunikatora. Pokręcił głową z niedowierzaniem i wyjął urządzenie. Pokazał się na nim hologram Dooku. Chłopak nie odwrócił się od nas i nie powiedział Dooku, że za chwile zadzwoni tylko najzwyczajniej w świecie powiedział.
- Hej mistrzu! Co cię sprowadza na tak odległe o światów środka... O kur...de! Zapomniałem jak się ten świat nazywa. Takie zadupie porośnięte trawą co ma coś tam z Jawów... Kilka ruin, statków porozbijanych i kilka trupów... Parę zwierząt.
- Yavin idioto! Jak można być takim debilem to ja już nie wiem!- Krzyknęła dziewczyna, która po chwili pojawiła się obok hologramu Dooku.
- No właśnie Nichal jak można być tak głupim.- Odgryzł się Darth.- Właśnie przerwaliście mi bardzo ważną rozmowę z padawankami Jedi.- Zmienił temat.
- Jakimi?- Spytał się Dooku.
- Z togrutanką i Miaralianką.
Dooku przerwał połączenie. Chłopak zrobił zdziwioną minę i zwrócił się do nas.
- Więc nazywam się Darth Claus.
- Wiesz nie chcę być nie miła, ale twoje imię nie brzmi wcale strasznie. Ja na przykład niedawno miałam wizję i widziałam faceta z śmietnikiem na głowie o imieniu Darth Vader, a wyglądał o wiele straszniej od ciebie.- Powiedziała Barriss.
- Facet ze śmietnikiem na głowie? Serio!?- Wykrzyknął chłopak rozbawiony.
- Wiesz. Claus to raczej imię dla czarnego bohatera z romansu dla nastolatek, a nie dla Dartha Sithów.
- Ech... Serio macie problem...- Powiedział, ale iskierki radości nie opuszczały jego oczu.
Ahsoka pomyślała, że może on jest bardziej po jasnej stronie mocy. Pewnie uda się go przeciągnąć na naszą i namówić, żeby wstąpił do Zakonu. Ahsoka od razu zaczęła realizować swoje myśli.
- Ile masz lat?
- Osiemnaście.
- A skąd pochodzisz?
- Z Oteis.
- Ta planeta jest pokojowo nastawiona do republiki. Prawda?
- Moja planeta jest pokojowo nastawiona i do republiki i do separatystów. Mój lud nie szuka problemów i nie rwie się do wojen.
- Twój lud?
- Moja siostra i ja jesteśmy dziećmi króla, a ona jest senator i Jedi. Ale to nie czas na rozmowy o tym co robiłem i kim jestem. - Powiedział pierwszy raz podczas spotkania poważnie.- Podejrzewam, że zgodnie ze świętą tradycją teraz musimy ze sobą walczyć, ja ucieknę ze śmiechem raniąc jedną z was i polecę do bazy?
- Podejrzewamy, że tak.- Powiedziała Barriss i dała znak klonom.

Ahsoka włączyła ponownie swoje miecze świetlne i ustawiła je w pozycji obronnej. Barriss zrobiła to samo ze swoim niebieskim mieczem. Claus uśmiechnął się cynicznie i w jego dłoni pojawił się włączony czerwony miecz o podwójnym ostrzu. Klony ustawiły się w pozycji. Ahsoka dała znak i razem z Barriss rzuciły się na mrocznego ucznia. Chłopak z łatwością zablokował ich ataki i odbił strzały klonów. Robił salto w tył uniemożliwiając klonom strzelanie. Natarł na padawanki z łatwością i odepchnął mocą Barriss. Odleciała kilkadziesiąt metrów i uderzyła głową w jedyne drzewo w zasięgu wzroku. Claus zaatakował Ahsokę szybko i sprawnie wykorzystując moment jej słabości. Ich miecze były widoczne dla ludzkiego oka jako czerwona i zielona smuga przecinająca się co jakiś czas. Ahsoka zaczynała tracić siły. Chłopak był silniejszy i większy od niej, a czerpał moc z potęgi ciemnej strony otaczającej ich z każdej strony i bijącej od pobliskiej Yavin IV. Chłopak jednak odskoczył od Ahsoki i wpadł pod ostrzał klonów zabijając Maxa, Louisa i Vedra. Rex i Cody znaleźli miejsce gdzie byli nie widoczni i poza zasięgiem, a mogli doskonale strzelać. Chłopak skoczył w stronę Ahsoki i jednym machnięciem miecza odciął jej rękę. Togrutanka krzyknęła z bólu. Chłopak uśmiechnął się złośliwie wypuścił z ręi błyskawice mocy i poraził nimi Ahsokę, po czym ogłuszył poprzez moc klony i pobiegł w stronę statku. Ahsoka czuła, że zaraz zemdleje. Nadal czuła strumyki mrocznej energii przechodzące przez jej ciało. Ostatkiem sił podniosła głowę i zobaczyła ciała martwych kolonów i Barriss zmierzającą niepewnie w jej kierunku. Poczuła silny ból w prawej ręce  Spróbowała poruszyć palcami i... Nie mogła. Nie znalazła mięśni, dzięki którym by to jej się udało. Nie czułą palców, ani przedramienia. Spojrzała z ogromnym wysiłkiem na prawą rękę i poczuła straszny ból, gdy zobaczyła, co się stało z jej przedramieniem. W ogóle go nie było. Jej ręka spoczywała kilka metrów dalej. A to co trzymało się ciała było tylko nadpalonym kikutem. Poczuła zawroty głowy i ostanie co widziała to Barriss upadająca obok niej z płaczem. Po chwili poczuła bliski kontakt z ziemią i straciła przytomność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dedyk dla Ahsoki :D

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 7


Od godziny w powietrzu czuć było napięcie i zniecierpliwienie, jednak atak nie następował. Wszystkie klony stały na baczność na posterunkach i wypatrywały wroga jednak zniecierpliwienie zaburzało im zmysł koncentracji. Ahsoka i Barriss też były zniecierpliwione. Barriss starała się siedzieć i medytować. Połączyć się z Mocą i wybiegać umysłem do lasu, ale za każdym razem, kiedy zobaczyła jakieś stworzenie czy słyszała jakiś dźwięk zrywała się na równe nogi i zapalała miecz świetlny. Ahsoka przyzwyczaiła się do tych nagłych ruchów, ale zawsze zachowywała czujność. Teraz opierała się o ścianę i oddychała miarowo wsłuchując się w ciszę przerywaną tylko oddechami Barriss i mistrzyni Luminary oraz włączania miecza świetlnego Barriss. Po chwili jednak wszystkie trzy zerwały się na równe nogi z włączonymi mieczami. Soka usłyszała jak Luminara nakazuje gotowość i drzwi się zaczęły powoli otwierać. Przybrały pozycje obronne i czekały na wtargnięcie intruzów. Tak jak się spodziewały przez główne drzwi weszli dwaj łowcy nagród, którzy nie spodziewali się, że będzie ono strzeżone przez Jedi. Jeden wyciągnął dwa miecze plazmowe zupełnie niepodobne do świetlnych i zaczął walczyć z Bariss. Style walki znał bardzo dobrze. Drugi miał plecak rakietowy i wzniósł się w powietrze, żeby po chwili zacząć strzelać z blastera do Ahsoki i Luminary. Jednak te zręcznie odbijały strzały. Ahsoka skoczyła nad łowcę i przecięła mu plecak rakietowy na pół zanim zdążył zorientować się co się dzieje. Łowca przed chwilą tak pewny siebie leżał teraz na podłodze. Ahsoka założyła mu szybko kajdanki elektryczne i przybrała pozycję obronną. W tym czasie Barris po krótkiej, ale męczącej walce pokazała, że Jedi nie mają sobie równych w walce mieczem. Wykonała zwód i precyzyjnym ruchem miecza, skróciła przeciwnika o głowę. Luminara połączyła się z Rexem. Słychać było strzały, a ten co chwila uchylał się i strzelał.
- Pani generał! Droidy wdarły się do bazy. Jest ich mnóstwo!
- Poradzicie sobie?
- Tak, ale będzie szybciej jeśli Jedi nam pomogą!
- Już do was idziemy.
- Dziękujemy generale... Agh!- krzyknął, bo w tej samej chwili został trafiony w ramie.- Bez odbioru!- Krzyknął i rozłączył się.
- Chodźcie dziewczyny. Musimy im pomóc.
Padawanki ruszyły za mistrzynią w kierunku głównego hangaru. Po chwili znalazły się w samym sercu bitwy. Padawnki ruszyły na droidy i od razu wywołały zamęt w ich szeregach. Pojawiły się droidy bojowe. Skoczyła i pozbawiła trzech głowy. Teraz mogła zobaczyć statek, którym przybyli. Wytężyła wzrok i zobaczyła postać ubraną w czarne szaty.
- Sith.- Szepnęła. Zaczęła przedzierać się w stronę mistrzyni. Po chwili stanęła przy niej zostawiając za sobą ścieżkę z ciał droidów.
- Pani. Mamy towarzystwo w postaci Sitha. Jest za niski na Dooku i to raczej nie jest Darth Sidious, ale nie wiem, bo nigdy go nie widziałam.
- Ach. Więc to są te zaburzenia w mocy. To nie jest Lord Sith, ani Dooku. Zaburzenia były by silniejsze, albo nie było by ich wcale.
- Co robimy?
- Weź z Barriss Rexa i kilka klonów. Zatrzymajcie go, a ja zresztą skończę walkę tutaj.
- Tak jest pani.
Przekazałam Rexowi wiadomość przez komunikator i pobiegłam po Barriss. Po chwili z Barriss, Rexem, Codym, Maxem, Luisem i Vedrem. Utorowaliśmy sobie drogę znacznie pomniejszając liczbę droidów i pobiegłyśmy w stronę Sitha, który pofatygował się, aby iść na piechotę, albo był tak pewien zwycięstwa, że myślał, że jak tam dojdzie będzie już po wszystkim. Dopiero teraz Ahsoka zauważyła, że chłopak od Sithów nie ma szaty, tylko czarny, przylegający do ciała strój. Tunikę  czarne spodnie. Ahsoka zaczęła mu się przyglądać. Był wysoki i szczupły. Umięśniony. Kilka lat starszy od niej. Miał kruczoczarne, nastroszone, krótkie włosy, zielone oczy, pełne usta, ładną budowę twarzy i kilka blizn na niej. Najbardziej odznaczała się biegnąca od prawej dolnej części twarzy przez usta, nos kończąca się przy oku. Zanim się spostrzegła byli kilka metrów od niego. Zatrzymał się. Podeszliśmy i zatrzymaliśmy się w odległości dwóch metrów. Ja i Bariss włączyłyśmy miecze świetlne, a klony przygotowały broń. Chłopak tylko się uśmiechnął i powiedział.
- Komu zawdzięczam tak miłą wizytę. Rzadko odwiedzają mnie tak piękne panie.- Powiedział z ironią.
- Nie twoja sprawa. I tak za kilka minut będziesz gryźć pach.- Powiedziała Ahsoka starając się być spokojna i nie rzucić się na Sitha.
- Tutaj nie ma piasku moja droga. Jest za to miękka trawa, na której bardzo przyjemnie się leży.- Powiedział i puścił jej oczko.
Ahsoka spojrzała na niego chłodno i spytała.
- Kim jesteś?
- Ja się akurat nie boję przyznać kim jestem. Mistrzem moim jest Lord Tyranus, a ja nazywam się Darth...
______________________________________________________________

Rozdział dzień wcześniej! Wiem, że nie będzie prezentu na koniec roku, ale chyba dzisiaj każdy ma wolne nie? To tak. Ten rozdział podzielony jest na dwie części, bo nie chce zdradzać imienia Dartha, a wszystko to powinno dziać się w tym rozdziale, więc... Dedykowany jest Ahsoce. 
Niech moc będzie z wami. I szczęśłiwych wakacji!

Idka ;D

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 6


Rozdział 6

Tym czasem na Yavin...


Luminara Unduli siedziała zamyślona w swoim pokoju w bazie republiki na Yavin. Nagle jej przemyślenia przerwało ciche stukanie do drzwi. Kobieta poderwała się z miejsca i sięgnęła poprzez moc do elektronicznego zamka. Po chwili w pokoju pojawił się Rex, Ahsoka i Barriss.
- Generale pilne połączenie bezpośrednio od Mistrza Windu.
- Dobrze. Możesz odejść. Barriss, Ahsoka.- skinęła na padawanki.
Dziewczyny stanęły po bokach mistrzyni lekko za nią.
Na konsolecie pojawił się hologram mistrza Windu i Bultar Swan.
- Co się stało?- Spytała Unduli- Gdzie jesteście? Oczekujemy waszej pomocy.
- Pomoc od nas nie przybędzie. Nasz statek został z sabotowany  Dopiero dzisiaj udało nam się przywrócić zasilanie i zwiększyć zasięg w komunikatorach. Republika przysyła posiłki. Będą na Yavin za cztery dni. My jeśli się nam poszczęści przybędziemy za tydzień. Jednak teraz bitwa jest mniej ważną sprawą. Atari Orgeen odkryła spisek Separatystów. Łowcy Nagród mieli pojmać padawanów i zaprowadzić ich do swoich przełożonych. Pojmaliśmy łowców i przeszukaliśmy ich obóz, w którym było kilka bardzo cennych informacji. Lord Sith, Darth Sidious wynajął tysiące łowców nagród, by pojmali wszystkich padawanów i przyprowadzili przed jego oblicze, aby stworzyć armię dzieci wrażliwych na moc pogrążonych w Ciemnej Stronie Mocy. 
- Podejmiemy odpowiednie działania, by nie pozwolić pojmać padawanek. Macie wielu rannych i zabitych?
- Ponad trzydzieści klonów zabitych i prawie stu rannych. Nasze siły są strasznie uszczuplone. Do tego moja padawanka Atari i padawan Obi-Wana, Chazer Motess zostali poważnie poturbowani podczas katastrofy Negocjatora.
- Co się im stało!- przerwały mistrzyni Swan Ahsoka i Barriss.
- Atari ma wstrząs mózgu, a Chazer jest ciężko ranny, ma złamane żebro, rękę, nogę i zwichnięty nadgarstek. Do tego dochodzą liczne otarcia, zadrapania, siniaki i bardzo duży siniak na lewym oku.- Odpowiedziała spokojnie mistrzyni. Mistrz Windu jednak spojrzał na nie z lekką dezaprobatą.
Padawanki spuściły głowy.
- Nie wstydźcie się swojego niepokoju o życie przyjaciół. Każdy Jedi powinien czuć strach i smutek, kiedy jego przyjaciele są bliscy śmierci, albo odnieśli poważne obrażenia.- Powiedział Windu.
- Ale przecież mistrz tak się spojrzał...- mruknęła Ahsoka.
- Z przyzwyczajenia, a teraz wróćmy do pierwszoplanowych spraw. Luminaro, musisz ogłosić alarm pierwszego stopnia. Na Ahsokę i Barriss też będą chcieli napaść. Musisz... Mistrzyni.... Licz -my...- Obraz zaczął znikać i się pojawiać. Głos mistrza Windu zaczął się urywać, aż w końcu zniknął.
- Pani co się dzieje?- spytała Ahsoka?
- Nie ma łączności... Ktoś zakłóca łączność. Szybko. Rex!
Do pomieszczenia wszedł dowódca.
- Ogłoś alarm pierwszego stopnia. Niech wszyscy mają na sobie zbroje i będą wyposażeni w broń. Powiększyć patrole i włączyć skanery okolicy. Wszyscy żołnierze mają być czujni, zwarci i gotowi. Spodziewamy się ataku droidów i Łowców Nagród.
- Tak jest sir.- powiedział i wybiegł z pomieszczenia.
Po chwili w całej bazie wył alarm. Na korytarzu można było spotkać tylko patrol złożony z dziesięciu żołnierzy. Ahsoka i Bariss pilnowały wejścia do bazy. Według Unduli teraz nigdzie nie było bezpiecznie. Łowcy nagród będą stosowali różne sztuczki. Wszyscy żołnierze i Jedi mieli nosić maski tlenowe na wszelki wypadek. Luminara bezskutecznie próbowała jeszcze przez godzinę połączyć się z Mistrzem Windu i Radą Jedi. Kiedy straciła nadzieję na połączenie, dołączyła do padawanek.
____________________________________________________________________

Rozdział nudny. Wiem, ale to tylko przejściowe. W następnym będzie kilka akcji i kilka poucinanych głów. Nie tylko ze strony wroga :D ( Dla sadystów) Następny rozdział dodam w piątek. Taki prezent na koniec roku :D Ahsoka dzięki za wytłumaczenie kim są ci Jedi z twojego rozdziału :D Dedyk dla ciebie i Wiki. Niech moc będzie z wami. Notka byłaby wcześniej, ale internet mi nawalił.

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 5




Siedziałam pod drzewem i starałam się skupić. Ostatnie wydarzenia nie dawały mi spokoju. Do tego pół godziny temu dowiedziałam się, że ta akcja ze statkiem to był sabotaż. To uczucie nienawiści i złości do osoby, przez którą tyle osób straciło życie, a mój najlepszy przyjaciel z każdą minutą je traci bez przerwy uderzało do mojej głowy i rozchodziło się po całym ciele. Czasami miałam ochotę włączyć miecz i pozabijać wszystkich, którzy mnie denerwowali. Tak bardzo chciałam powstrzymać te uczucia, ale coś mi mówiło, że powinnam się tak czuć, że wszyscy powinni zapłacić za to, co zrobili tym wszystkim osobom. I ta wściekłość za każdym razem kiedy widziałam poturbowane ciało Chazer'a. Jednak starałam sobie przypominać, że jestem Jedi i nie mogę poddawać się takim uczuciom jak gniew i nienawiść. Podniosłam się z mojego miejsca i podeszłam pod namiot z ciężko rannymi. Zobaczyłam spory tłumek robotów leczniczych przy łóżku Chazera. Wybuchła we mnie nadzieja. Podbiegłam do łóżka i przepchnęłam się przez tłum robotów. Żal ścisnął moje serce, kiedy zobaczyłam nieprzytomnego chłopaka leżącego na posłaniu. Poczułam łzy na policzkach. Podeszłam do jednego z robotów.
- Tak pani?- Spytał robot.
- Czy on żyje?
- Na razie tak pani, ale ma bardzo słabe szanse na...
Robot nie zdążył dokończyć. Roztrzaskałam mu głowę Mocą. Odwróciłam się do wyjścia i wybiegłam z namiotu płacząc. Kiedy pozbawiałam życia tego robota, jeżeli to można nazwać życiem czułam przepływającą przeze mnie potęgę Ciemnej Strony Mocy. Nie zatrzymałam się przy „moim” drzewie. Biegłam dalej przez las, który zaczynał się przy obozie. Nie wiedziałam ile biegłam. Chciałam, by gałęzie uderzające mnie w twarz zabiły wszystkie myśli. Byłam smutna i zła. Nie chciałam niszczyć tego robota. To był odruch, którego nie potrafiłam powstrzymać... Byłam przez to wściekła na siebie, Jedi nie powinien dać ponieść się emocjom i musiał przyjmować wszystkie problemy ze spokojem, a co właśnie robiłam? Uciekałam przed problemami, przed wojną i przed trudem podążania Jasną Stroną Mocy. Nie potrafiłam się jednak zatrzymać. Potrzebowałam tego szalonego biegu. Podczas niego udało mi się otworzyć na Moc, ta siła przepływała przez mnie swobodnie, uspokajając moje skołatane myśli i dając ukojenie mojemu umysłowi.
Nie spodziewałam się  że las tak szybko się skończy. Rozejrzałam się dookoła. Las nie skończył się jak myślałam na początku. To rzeka przedzieliła jedną stronę od drugiej. Miałam już ją przeskoczyć i biec dalej, kiedy poczułam zawirowanie w mocy. Padłam na ziemię w ostatniej chwili. Na przeciwległym brzegu pojawiły się dwie postacie. Wyglądali na łowców nagród. Mieli przy sobie sporo broni. Jeden był Rodianinem, a drugi Durosem. Duros miał na głowie kapelusz z szerokim rondem. Żuł źdźbło trawy.
   Zatrzymali się i zaczęli rozglądać. Na szczęście mnie nie zauważyli. Przez moc wyczuliłam mój zmysł słuchu i skupiłam się na rozmowie pomiędzy łowcami.
- … sabotaż. Teraz trzeba coś wymyślić jak porwać te dzieci Jedi. Tyle się tam kręci klonów i generałów...
- Są jeszcze ich mistrzowie. Darth Sidious chyba o tym zapomniał. Przecież te dzieciaki są szkolone w walce tymi ich laserowymi mieczykami.- Przerwał Rodianin.
- Nie panikuj Rodis to dopiero dzieci. Ile oni mogą mieć? Góra piętnaście lat. A ten chłopak jest ciężko ranny. Z dziewczynami sobie łatwo poradzimy.
- Te dziewczyny są dość bogate, nie? Ciekawe ile za nie dostaniemy. Myślisz, że gdybyśmy nie dostarczyli ich separatystom i zażądali okupu od ich rodzin, dostalibyśmy więcej kredytów?- zaproponował Rodianin.
- Nie. Bardzo często załatwiam sprawy dla Hrabiego Dooku i innych wpływowych Separatystów. Nie słyszałem wiele o tym całym Sidiousie, ale podobno to on jest przełożonym Dooku. To tylko plotki, ale Dooku nie wygląda na kogoś, kto działa sam. Zapewne gdybyśmy zrobili to, co proponujesz, zarobilibyśmy więcej, ale byłaby to nasza ostatnia robota dla Separatystów. Do tego, zaczęliby nas ścigać w celu zabicia lub uszkodzenia. To się nie opłaca. Nie mów o tym więcej, zajmijmy się naszą podstawową robotą. Najważniejsze jest podejść ich w nocy, najpierw zabrać chłopaka, a później napaść dziewczyny. Ta od senator bez przerwy siedzi pod drzewem i medytuje. Ją będzie najłatwiej porwać, a w ogóle nie wygląda na silną. Z tą Organą będzie trudniej. Ta jest w swoi namiocie i rzadko kiedy wychodzi. Jest najmłodsza, ale chyba najlepiej wyszkolona.
- Dobra. Wracajmy do obozu, a po obiedzie zajmiemy się robieniem przejścia nad tą rzeką.
Czekałam, aż ich kroki ucichną i zaczęłam czołgać się w kierunku obozu. Kiedy upewniłam się, że jestem już daleko od łowców nagród rzuciłam się biegiem do obozu. Wpadła do namiotu mistrzów. Oni poderwali się z ziemi i włączyli miecze świetlne, a kiedy spostrzegli, że to ja wyłączyli je i spojrzeli na mnie z dezaprobatą.
- Przepraszam, że tak wpadam bez pukania czy czegoś tam, bo nie wiem jak się puka do namiotu, ale mam coś bardzo ważnego do powiedzenia.- Powiedziała usiłując mówić ze spokojem, ale słabo mi to wychodziło. Byłam strasznie przejęta tym, co usłyszałam.- Byłam nad brzegiem rzeki w lesie i podsłuchałam rozmowę dwóch łowców nagród. Wiem mistrzowie, że nie wolno podsłuchiwać, ale dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy. Po pierwsze Lord Sithów nazywa się Darth Sidious, po drugie, że łowcy nagród chcą porwać mnie, Chazera i Van!
Mistrzowie mieli nieco zdezorientowane miny, ale mistrz Windu szybko się ogarnął.
- Dobrze Atari. Zajmiemy się tym, a ty tymczasem idź do namiotu twojego i padawanki Organy. Opowiedz jej to co usłyszałaś i powiedz jej, że ja karzę, byście nie oddalały się od siebie. Macie razem robić wszystko.
- Nawet chodzić do toalety?
- Tak!
- A właśnie mistrzu, ci... No... Jak oni tam... No...
Zanim jednak przypomniałam sobie jak się nazywali ci łowcy nagród... O właśnie! Łowcy nagród! Poczułam silne zawroty gowy i zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą namiotu. Ostatnie co mój mózg zarejestrował to zdziwiona mina mistrza Windu i okrzyk strachu Bultar. Następne co widziałam to ciemność...

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 4




   Weszłam na statek i od razu udałam się do mojej kabiny. Miała stalowe białe ściany, łóżko, okno na kosmos i szafkę. Były także drzwi prowadzące do toalety. Rzuciłam plecak na łóżko i wyszłam pokoju. Udałam się korytarzem o białych ścianach i zapukałam do pokoju o drzwiach całkowicie odznaczających się na zimnym, białym korytarzu. Był to pokój mojej czternastoletniej kuzynki, Van Stress Organy, siostrzenic Baila Organy. Zapukałam do drzwi. Poczekałam chwilkę i zapukałam ponownie. Westchnęłam i odeszłam od drzwi.
   Ze względu na brak zajęcia poszłam na mostek Negocjatora podenerwować ludzi. Zazwyczaj starali się nagle znikać, kiedy pojawiałam się na mostku zazwyczaj ludzie starali się schować i zwracać na siebie najmniej uwagi. Jednak dzisiaj było inaczej. Ludzie i kosmici w czarnych mundurach Sił Powietrznych Republiki biegali po pokładzie nie zwracając na mnie uwagi. Zauważyłam mistrzynię Bultar i Mistrza Windu. Podeszłam do nich i zobaczyłam, że mieli zaniepokojone miny. Nieopodal stała Van Stress i Chazer. Spojrzałam się na Bultar pytająco.
- Co się stało, mistrzyni?
Zamiast Bultar odezwał się mistrz Windu.
- Tracimy zasilanie. Możemy rozbić się na tej planecie, która jest pod nami.
- Jaka to planeta?- Spytałam się.
Teraz na pytanie skierowane do mistrza Windu odpowiedziała Bultar. Oni się chyba jakoś zmówili...
- To Ossens.
- Co to za...
- Nie czas teraz na pytania Atari.- Przerwał mi mistrz Windu.- Idź porozmawiać ze znajomymi lub wróć do kajuty.
- Dobrze mistrzu.
Ukłoniłam się i podeszłam do przyjaciela i kuzynki. Zaczęliśmy rozmawiać, gdy nagle coś porządnie wstrząsnęło statkiem. Albo to nasz niszczyciel klasy Ventor w coś uderzył, albo jakieś urządzenie przestało działać! Utrzymałam się na nogach, ale na krótko, nagle ktoś mnie pociągnął na ziemię. I dobrze zrobił, ponieważ statek przechylił się pionowo dziobem w stronę powierzchni planety i  zaczął w niesamowitym tempie spadać w stronę ziemi. Piloci starali się coś z tym zrobić, wyrównać lot statku, ale było to wyjątkowo trudne, ponieważ urządzenia podtrzymujące standardowa grawitację na statku, zostały uszkodzone.
  Van złapała mnie za rękę, żebym nie poleciała w stronę dziobu okrętu, jednocześnie sama chwyciła się kurczowo konsolety, żeby nie spaść razem ze mną. Podciągnęłam się i złapałam się tuż obok niej. Odetchnęłam z ulgą. Jednak nie cieszyłam się zbyt długo. Statek znowu się zatrząsł i zmienił kierunek lotu. Teraz był trochę bardziej równoległy do powierzchni planety. Niestety statek nadal leciał w zawrotnym tempie i nic nie dało hamowanie za pomocą wszystkich hamulców.
Na domiar wszystkiego, wśród tego całego harmidru usłyszałam okrzyk bólu. Odwróciłam się na tyle ile mogłam i zobaczyłam Chazera, który właśnie oberwał rurą, która oderwała się od ściany. Chłopak przez impet uderzenia, puścił się konsolety i poleciał w stronę ściany. Po chwili osunął się nieprzytomnie na pokład. Chciałam tam się jak najszybciej znaleźć i mu pomóc, ale w tej samej chwili statek stanął w płomieniach. Do mojej głowy napłynął natłok myśli. Jedna z nich tak bardzo przeze mnie nie pożądana brzmiała " Serio? Czy zawsze musi nas cos oddzielić od bitwy?" Najbardziej męczyło mnie jednak, co się stanie z Chazerem i gdzie jest mistrzyni Bultar i mistrz Windu. Nie zdążyłam się jednak nad wszystkimi zastanowić, ponieważ statek dotarł do powierzchni i z ogromną siłą uderzył w ziemię. Nagle urządzenia na mostku stanęły w ogniu, który już od jakiegoś czasu spowijał kadłub niszczyciela.
   Na szczęście, mimo okropnego wstrząsu, nie straciłam przytomności. Puściłam się konsolety, która bardzo szybko stawała się okropnie gorąca. Van pobiegła poszukać Mistrza Windu albo Bultar, a ja rzuciłam się w stronę Chazera. Nie był martwy, tylko nieprzytomny. Zauważyłam, że ma okropnie zniekształcone obie nogi i oddycha strasznie chrapliwie. Musiał mieć problem z płucami! Nie mogłam mu pomóc medycznie, ale dzięki Mocy, dotknęłam kojąco jego umysłu. Chętnie bym przy nim została, ale na okropnie było jeszcze mnóstwo żołnierzy i pracowników, którzy mogli mieć o wiele cięższe obrażenia niż Chazer.
- Komandorze, zajmiemy się nim, generał Swan panią wzywa.- obok mnie uklęknął medyk.
Podziękowałam mu i szybko odeszłam od ciężko poranionego ciała przyjaciela.
   Wyczułam w mocy obecność mistrzów i podbiegłam w kierunku przejścia na korytarz łączący mostek i sterownię. Stał tam Mistrz Windu i wydawał rozkazy komandorowi Iwo.
- Atari! Dobrze, że nic ci nie jest!- ucieszyła się Bultar.- Jesteś ranna.
Właśnie w tej chwili poczułam okropne pieczenie po zewnętrznej stronie uda, które ciągnęło się aż do kolana. Wcześniej nie zwracałam uwagi na ból byłam zbyt przejęta tym, co się działo wokół mnie, by dostrzec coś takiego. Z obawą zerknęłam na nogę i syknęłam. Miałam rozciętą dość sporą część nogi.
- Idź do medyka, potem pomożesz wynosić martwych i rannych ze statku. Na szczęście Ossens jest planetą tlenową.
- Od razu pomogę! To nie jest poważna rana...
- Atari!- sposób w jaki wypowiedziała moje imię powstrzymał mnie od dalszych sprzeciwów.
Nie byłam aż tak strasznie ranna, by zajmować czas medykom, ale Bultar zawsze nawet najmniejsze zadrapanie uważała za coś poważnego.
Po dość długiej, jak dla mnie, wizycie u medyka, zajęłam się wynoszeniem rannych. Klon, który zszywał mi nogę kazał mi się nie przeciążać, ale nie mogłam nic nie robić, kiedy tyle osób potrzebowało pomocy! Po kilku godzinach męczącej pracy wszyscy żyjący i martwi byli na zewnątrz. Jednak mi coś nie dawało spokoju. Starałam sobie przypomnieć i myślałam, że już mi się nie uda, kiedy nagle do głowy wleciało mi wspomnienie sprzed kilku godzin. Widok nieprzytomnego ciała Chazera po raz kolejny mną wstrząsnął.
- Chazer!- szepnęłam i puściłam się biegiem w stronę namiotu dla rannych. Szukałam rozpaczliwie Chazer'a i w końcu go zobaczyłam. Leżał prowizorycznym łóżku, czyli kocu, podłączony do przyniesionej ze statku, ocalałej aparatury medycznej. Na szczęście sala medyczna nie została bardzo zniszczona i wiele sprzętu pozostało w stanie prawie nienaruszonym. Kilka pielęgniarek - robotów stały nad nim i podawały leki i smarowały ciało jakimiś chemikaliami. Podbiegłam tam i spojrzałam na przyjaciela. Był nie przytomny. Jednak na jego bladej, wykrzywionej bólem twarzy widniał uśmiech.
- Oby tam gdzie teraz jesteś było ci lepiej.- Szepnęłam i odwróciłam się.
Nie chciałam patrzeć na Chazera. Nie mogłam znieść widoku zawsze wesołej twarzy chłopaka teraz nieprzytomnej i bladej. Spojrzałam się ostatni raz za siebie i odeszłam...
__________________________________________________________________

Dodałam! Wiem, że nie pożyję długo za to co tutaj nazmyślałam, ale ten rozdział byl pisany na szybko. Chociaż pisałam go chyba z pięćdziesiąt minut. Następny rozdział będzie, kiedy go napiszę, a kiedy to zrobię to nie mam pojęcia. Postaram się go dodać w niedzielę, albo w poniedziałek. Niech moc będzie ze wszystkimi czytelnikami.
Edit 1! W tym rozdziale było tyle nieścisłości i mniej logiki niż w innych rozdziałach... Postarałam się to naprawić i jakoś wytłumaczyć zdarzenia, chociaż nadal jest to dość... zagmatwane. Usunęłam też z dupy wzięte apostrofy... Już wcześniej powinnam zabrać się za naprawę błędów z 2013 roku...

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 3

Od trzech godzin w moim pokoju siedział Chazer i gadał jak najęty, nie pozwalając mi się odezwać. W końcu zamknęłam mu usta poprzez Moc i zapytałam go:
- Jak myślisz? Może ta cała misja będzie drugim Geonosis?
- Nie wiem, ale jest jedna wielka różnica.
- Jaka? - zapytałam się.
- Mistrz Kenobi został porwany na Yavin 4, geniuszu - powiedział dobitnie Chazer.
- Taa. Ale mi wielka różnica. Ja się po prostu martwię.
- Na pewno. Jedzie ośmiu Jedi, nie dwustu. I w ogóle to niedorzeczne - prawie się zdziwiłam.
Chazer Mottes nigdy nie był poważny. To była jego zaleta i wada jednocześnie.
- Okej. Może i nie jestem najmądrzejsza, ale to nie ja na Nar Schadaa dałam się oszukać, że Nall Hutta to cudowny klejnot - naprowadziłam rozmowę na mniej poważne tory, zbyt duża powaga wydawała się odbierać mi beztroskiego Chaza, którego tak kochałam. Oczywiście, jak brata.
Chłopak się zamyślił i nagle go olśniło.
- Ale to przecież Kaa'd dał się oszukać, nie ja!
- Wiem, ale chciałam zobaczyć, kiedy na to wpadniesz - dogryzłam mu i uchyliłam się przed nadlatującą poduszką.
Przez pół godziny biegaliśmy po pokoju i biliśmy się poduszkami, kiedy zabawę przerwał nam mistrz Windu i Bultar Swan. Kobieta uśmiechała się szeroko, ale czarnoskóry mistrz nie podzielał jej radości.
- Przestańcie zachowywać się jak małe dzieci i się przygotujcie. Za pół godziny wylatujemy. Szczególnie ty padawanie Motess powinieneś zachować powagę. Obi-Wan Kenobi to przecież twój mistrz - Powiedział Windu i udał się gdzieś w prawą stronę. Bultar jednak weszła do pokoju i się uśmiechnęła.
Prychnęłam cicho. Ciemnoskóry mistrz wielu uczniom działał na nerwy swoją postawą. Szanowałam go, to oczywiste, ale czasami ciężko było powstrzymać emocje i nie powiedzieć mu kilku nieprzyjemnych słów.
- Nie przejmujcie się tym starym zrzędzą. Kryzys wieku średniego, ot co.
Roześmialiśmy się. Od razu uleciały ze mnie wszelkie nieprzyjemne emocje.
- Czasami mam wrażenie, że mistrz Windu zapomniał o tym, że istnieje coś takiego jak śmiech - stwierdził Chazer.
Mistrzyni Bultar mogła mówić o starszych mistrzach dużo rzeczy. Była w końcu dopiero trzydziestoletnią rycerz Jedi. Świetnie się z nią dogadywałam, chociaż na początku naszej znajomości nie darzyłam jej wielką sympatią. Byłam jej wdzięczna za wzięcie mnie na padawana, ale bałam się jej zaufać. Miałam dziwne wrażenie, że nie powinnam wierzyć dorosłym. Miałam ciągłe wrażenie, że coś przede mną ukrywają. Często czułam się inna. Na przykład samo to, że nie miałam ograniczenia do spotykania się z rodziną, chociaż wszyscy inni Jedi byli odizolowani od swoich rodzin.To było podejrzane. Jako dziecko bardzo się z tego powodu cieszyłam, ale teraz, kiedy dorosłam, nie potrafiłam tego zrozumieć. Wręcz kazano mi chodzić na spotkania z moją kuzynką Padme, do której jestem nienaturalnie podobna. Oczywiście, bardzo ją kochałam, była moją najlepszą przyjaciółką, a jej rodzice, którzy mnie wychowali byli mi bardzo bliscy. Właściwie, to nie pamiętałam ich sprzed czasów, kiedy byłam w Świątyni. Miałam wrażenie, jakby moje życie zaczęło się w chwili podróży z rodzinnego domu na Coruscant. Zdałam sobie nagle sprawę z tego, że nie pamiętam siebie z rodzinnego domu. Nic, widziałam jedynie nieco przestraszoną, smutną dziewczynkę, siedzącą w kabinie statku kosmicznego.
- Atari? - głos mistrzyni dobiegł do mnie, jakby z daleka.
Obraz smutnej mnie sprzed lat zniknął, zamiast niego pojawił się mój pokój i nieco zaniepokojona Bultar, siedząca obok mnie. Chazer zniknął, najwyraźniej poszedł przygotować się wyprawy.
- Spakuj się. Za dwadzieścia minut masz być w hangarze, padawanko Orgeen – powiedziała i uśmiechnęła się złośliwie, wypowiadając ostatnie dwa słowa.
Gdy Bultar wyszła z pokoju i zamknęła drzwi, spakowałam się szybko. Miałam wiele ubrań, Padme nie dawała mi spokoju i ciągle mi coś przysyłała, ale ja i tak najczęściej ubierałam się w typowy strój Jedi, czyli jasną tunikę, skórzane spodnie i buty do kostek. Czułam się w nim najlepiej. Nie przeszkadzał w akrobacjach i walce.
Zarzuciłam plecach na ramię i jeszcze sprawdziłam, czy miecz świetlny jest dobrze przymocowany do pasa. Jak zwykle pewnie przyjdę zbyt wcześnie, ale musiałam się zająć czymkolwiek, by nie powracać znowu do zamglonych wspomnień z dzieciństwa. Wychodząc, ukradkiem spojrzałam w lustro. Byłam prawie idealnym sobowtórem Padme Amidali. Gdybym tylko zrezygnowała z szat Jedi i czesała się zgodnie z najnowszą modą Coruscant, a nie zaplatała włosów w skomplikowane warkocze, mogłabym być bez trudu pomylona z była królową Naboo. Właściwie, nie wiedziałam skąd u mnie zamiłowanie do tak wyjątkowych fryzur, ale nie zastanawiałam się nad tym. Jako Jedi zależało mi głównie na wygodzie, nie wyglądzie.
Opuściłam pokój, wystukując kod zabezpieczający drzwi na panelu wmontowanym w ścianę. W pokoju nie miałam nic cennego, ale Rada wymagała od mieszkańców Świątyni zachowania środków bezpieczeństwa. Wynikało to z tego, że jakieś dwadzieścia lat temu miał miejsce sabotaż, który przeprowadził upadły Jedi i zwiedziony na Ciemną Stronę padawan. Mistrz Kenobi, jeszcze jako padawan i Qui Gon Jinn byli bezpośrednio zaangażowani w tę sprawę. W końcu wszystko skończyło się dobrze, ale od tamtej pory zwiększono zabezpieczenia wewnętrzne.
Ruszyłam w stronę hangaru. Przeszłość pozostawiłam w pokoju. Przed misją musiałam mieć czysty umysł.
__________________________________________________

I nowa notka. Z dedykacją dla Ahsoki. Dzięki za uwagę związaną z rozdziałem drugim :D Następna notka powinna pojawić się jutro, ale nie wiem czy będę miała czas. Niech moc będzie z wami.

Edycja numer 2... Im częściej to edytuje, tym bardziej mi się nie podoba. Musiałabym wszystko napisać od początku, żeby było dobrze, ale nie mam czasu... 

Edycja number... 3! Podoba mi się, naprawdę mi się podoba! Nie musiałam pisać rozdziału od nowa, ale dodałam kilka wątków, które wcześniej nie występowały :D

Niech Moc będzie z Wami!

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 2



Atari spieszyła się na trening. Kiedy była już pod salą przypomniała sobie, że zapomniała miecza świetlnego. Pobiegła jak najszybciej w stronę pokoju. Chwyciła miecz i poleciała na sale treningową. Na podłodze siedziała już Bultar, a obok niej mistrz Windu.
Bultar Swan była mentorką Atari od dwóch lat, czyli od kiedy wróciła z akademii Jedi. Była między nimi wyjątkowo silna więź, która sprawiała, że w każdej chwili Atari wiedziała, co się dzieje z jej mistrzynią. Wyczuwała 
- Spóźniłaś się Atari.- Powiedziała mistrzyni nie otwierając oczu.
- Wybacz, pani. Chazer do mnie wpadł i mnie zagadał. 
- Dobrze. Usiądź obok - powiedziała, wskazując miejsce obok siebie.- Mistrz Kenobi został porwany padawanko. Dostaliśmy współrzędne. Wybieramy się tam jutro. Na planecie ma przebywać grupa ośmiu Jedi, w której skład my, oraz padawan Mottes, wchodzimy. 
- Po co aż tylu? - zdziwiła się. Nie miała jeszcze zbyt dużego doświadczenia w bitwach i misjach ratunkowych, ale tak wielu Jedi było nie było codziennością. Czterech Jedi, dwóch pełnoprawnych i dwóch padawanów, zwykle było maksymalną ilością. 
- Ponieważ mistrz Kenobi jest przetrzymywany w bazie separatystów, w której znajduje się Hrabia Dooku i Nute Gunray. Pewne źródła donoszą, że ma się tam pojawić również Lord Sith. Mistrzyni Luminara, jej padawanka i Ahoka Tano również tam będą. 
- Aha. Mistrzyni, kiedy wyjeżdżamy? 
- Jutro, Atari - powiedział mistrz Windu i podniósł się z podłogi.- Skontaktuj się z Rexem. Powiedz, by szykował legion.
- Tak jest, mistrzu!- wykrzyknęła dziewczyna i ukłoniła się, po czym wybiegła z Sali.
Będąc w połowie korytarza, poczuła lekkie zakłócenia w Mocy. Siła jakby zawirowała wokół niej, podsuwając przed jej oczy niezrozumiałe obrazy/ Podpowiadała jej, że coś ma się wydarzyć, ale Atari nie mogła zrozumieć co. Ścieżki Mocy były trudne do przejrzenia i nawet Mistrz Yoda, często nie mógł jej zrozumieć. 
Będę musiała powiedzieć mistrzyni Bultar o tych zakłóceniach - pomyślała padawanka i przyspieszyła kroku.
Oczywiście, mogła powiadomić Rexa przez komunikator, ale potrzebowała wyrwać się, choć na chwilę ze Świątyni. Dlatego też zdecydowała się, że poinformuje go o akcji osobiście.
Po chwili znajdowała się już w hangarze. Odszukała wzrokiem swojego ścigacza i wskoczyła do niego. Uruchomiła silnik i włączyła się do ruchu panującego na Coruscant. Wleciała do tunelu i znalazła się na przeciwko koszarów Republiki, które służyły za kwatery klonów. Podleciała na lądowisko i wyskoczyła z kokpitu.
Pobiegła przez lądowisko, by jak najszybciej znaleźć się w środku. Wpadła do sporego hangaru, w którym stało sporo kanonierek. Przeszła obok nich obojętnie, w końcu, nie raz i nie dwa widziała te statki.
Po kilku minutach stanęła przed drzwiami do centrum dowodzenia, gdzie Rex i inni dowódcy układali strategię i wykonywali swoje prace. Przycisnęła palec do terminalu na ścianie. Sczytał on jej linie papilarne i wyszukał jej dane w systemie. Nad drzwiami zapaliło się zielone światło, a drzwi rozsunęły się, wpuszczając ją do środka.
Pomieszczenie było pełne klonów w zbrojach lub mundurach Republiki. Atari coś ścisnęło w żołądku, kiedy zdała sobie sprawę, że właściwie żadnego z nich nie potrafi rozpoznać. Jedynie Rex, z oznaczeniami na zbroi, świadczącymi o jego stanowisku w armii i głową ogoloną na łyso, wyróżniał się wśród swoich braci. Oczywiście, każdy starał się robić coś ze swoim wyglądem, by się wyróżniać, ale trudno to zrobić, kiedy istnieje milion osób wyglądających tak samo.
- Cześć młoda - Rex przywitał się, kiedy Atari stanęła tuż obok niego.
- Hej Rex. Mistrz Windu mówi, że masz przygotować legion. Na jutro musicie być gotowi na statku mistrza Windu.
- Tak jest komandorze!
- Nie nazywaj mnie tak! - żachnęła się dziewczyna. Niecałe dwa lata temu wróciła z akademii Jedi na zewnętrznych rubieżach, w której wojna była odległym faktem, który nie zaprzątał głowy młodym Jedi. Mimo tego, że upłynęło już sporo czasu, nadal nie przyzwyczaiła się do stopni wojskowych, które nadano Jedi. Jednakże rozumiała to i szanowała. W końcu trwała wojna.
Rex tylko poczochrał ją po włosach i zaczął wydawać rozkazy innym klonom.
Dziewczyna pożegnała się, nie zwracając szczególnej uwagi na to, czy ktoś ją w ogóle usłyszał wśród tego gwaru i wyszła.
Po chwili już siedziała w swoim ścigaczu i mknęła przez Coruscant, omijając inne pojazdy. Uwielbiała prędkość. Oczywiście, przekraczała dozwoloną prędkość, ale nie przejmowała się tym. Nawet gdyby policja zwróciła na nią uwagę, ona bez problemu mogła się im wyślizgnąć.
Kiedy dotarła do Świątyni, dochodziła pora obiadowa, ale Atari nie była głodna, więc udała się do sali medytacyjnej, by w spokoju pogrążyć się w Mocy.
___________________________________________
Cześć! Mam nadzieję, że notka się spodoba, ale według mnie jest straszna :) Proszę o komentarze, bo one naprawdę pomagają przy pisaniu. Jutro wstawię nowy rozdział.
Niech moc będzie z wami!
Rozdział edytowany 3.12.2014r., 12.02.2016r.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 1


Atari Orgeen siedziała w swoim pokoju w świątyni Jedi na Coruscant. Jak zwykle czekała na swoje najlepsze przyjaciółki Ahsokę Tano i Barriss Offee. Nagle rozległo się pukanie. Atari poderwała się z łóżka i podeszła do drzwi, by je otworzyć. Zamiast oczekiwanych padawanek do pokoju wpadł chłopak. Dosłownie wpadł. Teraz leżał na ziemi i trzymał się za głowę. Miecz świetlny odczepił mu się od pasa i poleciał pod szafkę. Atari sięgnęła mocą po miecz i przypięła go sobie do pasa. Pomogła wstać chłopaków. Był on wysokim, całkiem przystojnym blondynem. Miał głębokie, brązowe oczy i szlachetne rysy twarzy. Nazywał się Chazer Mottes i od trzynastu lat był przyjacielem Atari. Kiedy tylko doprowadził się do porządku, rozłożył się na łóżku i zaczął mówić.
- Ahsoka i Barriss poleciały na misję razem z mistrzynią Luminarą, a mistrz Skywalkera został przydzielony do osobistej ochrony senator Amidali i lecą razem na Rodię, by przeprowadzić negocjacje. Teraz mogę cię męczyć przez cały dzień i nie możesz powiedzieć, że umówiłaś się z dziewczynami!- Zakończył triumfalnie.
Atari uśmiechnęła się, zepchnęła chłopaka z łóżka i sama na nim usiadła.
- Możesz pomarzyć, mam też inne koleżanki Chaz. I tak jutro ruszam na misję z mistrzynią Bultar i z mistrzem Windu.
- Będziesz podróżować z tym zgrzybiałym, pozbawionym poczucia humoru mistrzem?
- Tak. Może powiedzieć mu co o nim myślisz?
- A ja mam powiedzieć mistrzowi Plo-Koonowi, że uważasz go za pomarszczonego karalucha z astmą?
- Hej! To było trzy lata temu!- wykrzyknęła dziewczyna, udając oburzenie. I powiedziałam to na żarty.
- Dobra. Zgoda?
- Zgoda.
- To idziemy do stołówki? Za pięć minut zacznie się śniadanie, a mistrz Kenobi nie lubi, kiedy się spóźniam. To nie przystoi Jedi, jak powiada.
- Taa... gdyby to nie zdarzało się codziennie, to by tak nie mówił.
- Jak codziennie? Przesadzasz... 
Roześmiała się na widok jego niewinnej minki.
Chłopak wstał z podłogi i złapał się za miejsce, w którym zawsze ma miecz świetlny.
- Gdzie…!
- Ja go mam - przerwała chłopakowi Atari.
- Dzięki. Mistrz Skywalkera mówił, że Obi-Wan nie lubi, kiedy się gubi broń - powiedział odbierając miecz od dziewczyny. - Ten miecz to twoje życie, bla, bla, bla.
Atari przerwała gadanie chłopaka, wyciągając go brutalnie z pokoju.
- Kto pierwszy na stołówce! - krzyknął chłopak i pobiegł wspomagając się mocą.
Atari jednak miała bardzo szybka reakcje i jednym skokiem znalazła się obok Chazera. Wyłączyła swoje myśli i pozwoliła kierować Mocy swoim ciałem. Mistrzowie, których mijali przyzwyczaili się do porannych biegów Atari, Ahsoki, Barriss i Chazera. Prawdopodobnie wątpili w to, że każdy z tej grupki naprawdę ma po szesnaście lat, ale rozumieli to. Wiedzieli, że nastolatkowie dawno by przestali bawić się w takie głupoty, gdyby nie wojna. Każdy radził sobie z nią inaczej. Większość starszych uczniów zachowywało powagę, ale ta czwórka podeszła do tego zupełnie inaczej. Bronili się przed wszędobylskim smutkiem radością i nie powagą.
 Atari powoli wyprzedziła przyjaciela i wpadła przez drzwi na stołówkę. 
- Wygrałam!- Krzyknęła dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko do Chazera, który wbiegł do stołówki ułamek sekundy po niej. Podeszli do okienka i wybrali jedzenie, które najbardziej im pasowało. Oczywiście, jak zwykle posprzeczali się chwilę i w dobrych humorach ruszyli ku najbliższemu wolnemu stolikowi. Atari przywitała znajomych. Panowała tak przyjemna i beztroska atmosfera, że można było zapomnieć, że galaktykę trawi ogromna, wyniszczając wojna, obejmująca setki sektorów. 
________________________________________________
Jest zedytowane xD Wcześniej było do dupy, a teraz jest trochę mniej do dupy xD Edytuję po raz kolejny... nie spodziewałam się aż tylu byków ;).

NMBZW

Wstęp

Dobra, wstęp napiszę od początku, bo jest żenujący bardziej od początkowych rozdziałów. Wytłumaczę tutaj kilka rzeczy związanych z postaciami.
Blog opowiada o przygodach Atari Orgeen, która jest tutaj główną bohaterką i czwórki jej przyjaciół. Tylko Ahsoka Tano jest postacią kanoniczną. Reszta jest wymyślona przez mnie, bądź przez Kiwi. Są to:
- Chazer Motess
- Wido Niro
- Mirlea Rossen
Każde z nich zmaga się również z osobistymi problemami. Wszyscy przeżywają mniejsze lub większe tragedie. Oprócz tego codziennie przyczyniają się do zakończenia okrutnej wojny, która pochłonęła całą galaktykę.
Postać Atari przewija się przez chyba trzy inne blogi. Moja Atari była pierwsza, a u nich jest to tylko zapożyczenie za moją zgodą. Podobnie jest z Chazerem i Wido.
Deturi została wymyślona przez Kiwi, a ja za jej zgodą pożyczyłam tę postać. Razem ją rozwijamy.
Atari na blogu Kiwi nieco różni się od tej mojej.

Mam nadzieję, że wszystko mniej więcej zostało wytłumaczone.

NMBZW!