niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 2(74)


Senat

Do biura Imperatora po godzinie czekania wszedł oczekujący na audiencję polityk. Ubrany w długą, czarną szatę z prawdziwego jedwabiu, przeplataną srebrnymi nićmi. Był dumnym człowiekiem, Szedł z wysoko podniesioną głową, sprawiając wrażenie osoby opanowanej i pewnej siebie. Imperialni strażnicy otworzyli przed nim drzwi do gabinetu Imperatora. Mężczyzna pewnie przeszedł przez próg. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, stanął naprzeciwko biurka przywódcy galaktyki. Palpatine powitał go skinieniem głowy i wskazał mu fotel. Mężczyzna posłusznie usiadł i czekał, aż Imperator rozpocznie rozmowę. Przy okazji, polityk przyglądał się zniszczonej twarzy swojego przełożonego. Mężczyzna nie spodziewał się, że Jedi są zdolni do uszkodzenia jakiegokolwiek człowieka w tak okrutny sposób. Imperator wyglądał jak sędziwy, słabowity człowiek, który już szykował się do śmierci. Było jednak inaczej. Jeszcze miesiąc temu, Imperator, wtedy Najwyższy Kanclerz Republiki, wyglądał jak normalny człowiek, który przekroczył sześćdziesiątkę. Zmiana ta nastąpiła z dnia na dzień. Kiedy Jedi zapragnęli przejąć władzę nad galaktyką, Kanclerz został poważnie oszpecony przez jednego z nich - Mace'a Windu. Senator uznał to za okropny czyn i przerażającą zdradę. Palpatine od dawien dawna był jego przyjacielem. Jeszcze, kiedy Imperator był senatorem Naboo, zawsze chętnie pomagał swojemu młodszemu koledze, który reprezentował Byss.
- Co pana do mnie sprowadza, senatorze?
- Mój syn...- zaczął.- Dobrze wiesz, że był Jedi. Ja... wiem, że Zakon zdradził, ale Chazer nigdy nie zdradziłby Republiki! Jego siostra często się z im spotykała przed Rozkazem 66 i jest pewna, że Chazer wierny był Republice.
- Taak, kojarzę go z dawnych lat. Zawsze był wyjątkowo wesołym chłopcem. Wygrał wiele bitew i marzył o końcu wojny.
- Dokładnie!
- Ale jest Jedi. Kto wie, co chodzi mu po głowie.
- Jestem pewien, że nic, co mogłoby zagrozić interesom Imperium.
- Jesteś wierny Imperium, drogi przyjacielu. Zawsze wspierałeś moją ideę. Chciałbym ufać twojemu synowi, był bardzo obiecującym człowiekiem.
- Może dałoby się go oczyścić z zarzutów. W końcu Służby Wywiadowcze, którymi kieruje mój brat nic na niego nie mają.
- Zastanowię się, drogi przyjacielu. Dobrze, ze tu przyszedłeś. Mam do ciebie kilka spraw.
Senator zmarszczył brwi, niepewny, do czego zmierza Imperator.
- Słyszałeś o budowie nowej broni Imperium?
- Oczywiście. Gwiazda Śmierci, to wspaniały projekt. Ale słyszałem, że trudno z funduszami.
Motess wpadł nagle na świetny pomysł.
- Możliwe.- odpowiedział Imperator niechętnie.
- W takim razie, chętnie wspomogę budowę. Ostatnimi czasy mam za dużo pieniędzy. Zapewne problemy finansowe zaprzątają panu głowę. Chętnie je rozwiążę. Będzie miał pan więcej czasu na obmyślenie sprawy mojego syna.
Imperator zaśmiał się cicho, zadowolony z propozycji senatora.
- Pańska pomoc, senatorze, bardzo nam się przyda. Przejdźmy do ustalenia kwoty, którą pan przeznaczy na wspomożenie interesów Imperium.
- Oczywiście, Imperatorze.

Ryloth

Przystawiła blaster do głowy twi'leka. Mężczyzna zakwiczał ze strachu, ale nie odważył się nawet poruszać, aby tylko nie sprowokować kobiety do naciśnięcia spustu.
- Wiesz, jak kończą zdrajcy idei? - zapytała spokojnie.
Rozchylił usta, ale żaden dźwięk nie przeszedł przez jego gardło.
- Nie wiesz? - uśmiechnęła się współczująco.- W takim razie ci powiem. Imperium bardzo nie lubi, kiedy ktoś oficjalnie stoi po jego stronie, a w rzeczywistości spiskuje przeciwko niemu. Myślisz, że ta twoja mała rebelia cokolwiek zmieni? Rządy Imperium są pozytywnie przyjmowane, tylko ta wasza głupia planeta zawsze się buntuje. Przeciwko Republice, Separatystom, a teraz i Imperium. Czego chcecie? Niepodległości? Ryloth zawsze było niepodległe, ale wy tego nie zauważaliście. To, że należycie do jakiegoś sojuszu, nie odbiera wam autonomii. Oczywiście, nie rozmiecie tego. Karą za bunt jest śmierć. Masz coś do powiedzenia, przed ostateczną sprawiedliwością Imperium?
Twi'lek przestał się nagle trząść. Wyprostował się i przybrał dumny wyraz twarzy.
- Imperium kiedyś upadnie, a Ryloth będzie wolne. Nie zniszczycie naszej Rebelii, choćbyście wysłali wszystkich Inkwizytorów i zabójców, którzy dla was służą.
- Rebelii? - roześmiała się chłodno. - To małe powstanie nazywasz Rebelią? Jesteście n i c z y m w porównaniu z p o t ę g ą Imperium. Zostaniecie zniszczeni zanim ktoś usłyszy o waszym buncie.
- Nigdy nie zniszczycie ducha wolności Ryloth i całej ga... - jego wzniosłą mowę przerwała laserowa błyskawica, która wysłana z tak bliskiej odległości rozsadziła mu czaszkę.
Atari schowała blaster do kabury i prychnęła, widząc pozbawione sporej części głowy ciało, leżące u jej stóp.
- Imperium powinno mi zlecać trudniejsze  zadania - westchnęła. - Ten słabeusz nie był żadnym wyzwaniem.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że twoje ego jest dwa razy większe od ciebie?
Obok niej jakby znikąd pojawiła się niebieskoskóra Twi'lekanka.
- Tak, Sheela. Powtarzasz mi to codziennie. Uporałaś się z tamtą grupą?
- Tak. Nie czułam jednak potrzeby bawienia się z nimi w twoim stylu.
- Lubię po prostu słuchać tego, co mają do powiedzenia. Ten tutaj nawet mi się spodobał. Wierzył w urojone zwycięstwo do samego końca.
- Tacy jak on nigdy nie kończą dobrze. Spadamy stąd, czy chcesz załatwić coś jeszcze?
- Nie, lećmy stąd. Niedobrze mi się robi, jak patrzę na tego żałosnego gościa.
Kobiety weszły w korytarz, mijając trupy twi'leków i nielicznych ludzi, którzy mieli nieszczęście stanąć na drodze dwóch łowczyń nagród.
Atari skrzywiła się nagle. Przed jej oczami stanęło wspomnienie wypełnionej trupami klonów i Jedi Świątyni. 
- Co jest? - zapytała Sheela, jakby od niechcenia.
- Nic - odparła. - To tylko ten smród. 
Twi'lekanka roześmiała się.
- Od kiedy masz taki wrażliwy nosek, Quari?
- Och, przymknij się w końcu!
Atari, a właściwie Quari Dara, bo dokumenty na takie nazwisko wręczył jej oficer imperialnego wywiadu, jednocześnie lubiła i nie znosiła Sheeli. Dziewczyna bez problemu rozgryzła, że jasnowłosa, niebieskooka Quari to w rzeczywistości Atari Orgeen, przybrana kuzynka Padme Amidali i jedna z bohaterek Republiki. Kiedy były same, Sheela często z tego żartowała, chcąc dopiec towarzyszce.
- Zawsze byłam przeciwna dzieciom w szeregach łowców nagród - powiedziała.
- Dzieciom? - oburzyła się Atari. - Mam prawie osiemnaście lat!
- A ja dwadzieścia osiem. Zresztą siedemnaście lat i trzy miesiące to nie jest prawie osiemnaście.
- Jestem o wiele bardziej doświadczona niż ci się wydaje - odpowiedziała ze złością.
Sheela prychnęła rozbawiona. Dalej szły w ciszy, pogrążone we własnych myślach. Atari zanurzyła się w Mocy, czerpiąc z niej siłę. Przy okazji, spróbowała znaleźć choć ślad obecności, któregoś z jej starych przyjaciół, ale nic to nie dało. Albo się maskowali, albo nie żyli. W sumie, Atari bardziej odpowiadała ta druga opcja. Przynajmniej nie musieliby chować się po najdalszych skrajach galaktyki, uciekając przed czujnym okiem Imperatora. Wszyscy byli zapisani w Imperialnych bazach. Prawie wszyscy... jedynie Atari i Mirlea nie były poszukiwane przez IBB. Barriss była martwa. Cała ich przyjaźń runęła, ostały się po niej jedynie szczęśliwe wspomnienia. Atari nie wiedziała, czemu osoba Mirlei została całkowicie wymazana z baz danych, ale podejrzewała, że ją również zwerbował Imperator. W końcu mało kto potrafił bez większych problemow porozumiewać się z martwymi,
- Myślisz, że może być więcej takich komórek rebeliantów - zapytała nagle Twi'lekanka.
- Minęły dopiero dwa miesiące od przejęcia władzy przez Imperium, Sheela. To nie są ludzie niezadowoleni z rządów Imperatora, tylko zwolennicy korupcji i zakłamania, które panowało nad Republiką. Zresztą, to nie nasze zmartwienie. Robię to, za co mi płacą. A biorąc pod uwagę, że Imperium oferuje dużo kredytów za szerzenie sprawiedliwości, nie mam zamiaru zmieniać pracodawcy. Ani partnerki.
Trochę przekłamała, gdyż zmiana pracodawcy równała się jedynie ze śmiercią, ale o tym Sheela nie musiała wiedzieć.
- Najwyraźniej jeszcze trochę razem powalczymy, Quari. Mamy już następne zlecenie.
- Jakie? Kiedy przyszło?
- Wywiad się ze mną skontaktował, kiedy bawiłaś się tamtym Twi'lekiem. Mamy rozwiązać pewną organizację piratów, sprawiającą kłopoty na jednej z imperialnych tras transportowych. Będziemy mieć towarzystwo.
- Co? Przydzielili nam kogoś?
- Tak. Anję Staen oraz jest partnera, Kola Varesa.
- O nie... - jęknęła dziewczyna, mimowolnie.
- Znasz ich?
- Nie osobiście.
- Chodzi ci o twoją przeszłość?
- Cicho - warknęła Atari. - Możliwe. Nie wspominaj o tym.
- Spotkałaś ich jeszcze wtedy, kiedy byłaś...
- Zamknij się. Po prostu o nich słyszałam. Zlikwidowali kilka osób, za które czułam się odpowiedzialna.
- Twoje szczęście jest powalające - zachichotała.
- Zaraz serio ci przyłożę.
- Tak, tak, padawanko Orgeen.
- Nie używaj tego nazwiska, idiotko!
- Jak ja cię lubię, Atari. - roześmiała się i uchyliła, żeby uniknąć ciosu wymierzonego przez partnerkę.
- A ja cię nie znoszę - prychnęła.
___________________________________________________________
Na spokojnie mi teraz idzie pisanie rozdziałów :D 
Chill 100 pro xD
Dedyk dla Kiwi.
I Olgi za jej niecierpliwość i przypomnienie mi, że dzisiaj jest niedziela xDD
NMBZW!