czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 13


Razem z Ashoką biegłam korytarzem gdyż rada Jedi wezwała nas w jakiejś bardzo pilnej sprawie niecierpiącej zwłoki, więc mamy się stawić tam jak najszybciej, bez zbędnych opóźnień w pełnym rynsztunku bojowym ( Czyli ze srebrnym cylindrem przypiętym u pasa.) A, że rada Jedi rzadko kiedy wzywa nas to pomyślałyśmy, że trzeba odstawić na bok lakier do paznokci i prostownicę pobiec do rady na jednej nodze. Przybrałyśmy takie tempo, że nagle na prawie pustym korytarzu świątyni wpadłyśmy na kogoś przewracając się przy okazji robiąc widowiskowe salto i lądując kilka metrów dalej na tyłku. Już miałam nawrzeszczeć na tą osobę przez, którą złamałyśmy nakaz rady „Bez zbędnych opóźnień”, ale w głowie od razu obiła się zasada „Nie ma emocji jest spokój”. Spojrzałam się na winowajców i zobaczyłam nikogo innego jak pana Chazera Motessa.
- Chazer - wydarłyśmy się na całe gardło. W związku z nim pierwsza linijka kodeksu nigdy nas nie nękała.
- Dziewczęta spokojnie. Wiem, że jestem ładny, ale nie musicie się na mnie rzucać.
- My się na ciebie nie rzucamy tylko sprawdzamy czy w świątyni działa siła przyciągania ziemskiego.- Powiedziałam i strzeliłam focha, a Ahsoka zrobiła to samo pokazując Motessowi język.
- A tak przy okazji rada was tez wezwała, że się tak spieszycie?
- Ciebie wezwała rada?!- Wykrzyknęłyśmy.
- Tak, ale ja nie lecę jak szalony na spotkanie tylko idę spokojnym krokiem, by uniknąć nieprzyjemnych wypadków jednak widzę, że one same mnie znajdują. Więc może udamy sę do sali radu, by mistrzowie nie musieli na nas dłużej czekać i cierpliwie wysłuchamy tego, co mają nam do powiedzenia?
- Wow Chazer. Zamieniasz się w mistrza Kenobiego.- Powiedziałam i zaczęłam uciekać w kierunku sali posiedzeń rady ponieważ Motess jak to Motess zaczął mnie gonić wymachując dziko rękojeścią miecza świetlnego. Ahsoka biegła za nami głośno się śmiejąc. Nie wiedząc w jaki sposób nagle znaleźliśmy się w sali rady Jedi. Był to dosyć komiczny widok. Chazer stał za mną z rękojeścią miecza świetlnego w dłoni z roztrzepanymi blond kosmykami, które zawsze były nienagannie ułożone i srebrnym kolistym kolczykiem w wardze, którego zapomniał zdjąć. Ahsoka cała czerwona ze śmiechu i ja: Moje kruczoczarne włosy wcześniej starannie ułożone były teraz roztrzepane na wszystkie strony, a policzki były czerwone ze śmiechu i z biegu. Ta sytuacja jednak nie bawiła mnie, ani moich przyjaciół. Mistrzowie spojrzeli na nas krytycznie, ale niektórym ledwie udawało się ukryć rozbawienie. Spojrzeliśmy na siebie, a Chazer jeszcze bardziej się zarumienił przypominając sobie o kolczyku i o mieczu świetlnym. Szybko przypiął cylinder do pasa i stanął na baczność przed mistrzami salutując oraz poruszając głowa starając się doprowadzić włosy do ładu.
- Bez dwóch ton żelu sobie nie poradzisz. - Powiedziała Ahsoka ze śmiechem.
- Minimalnie Soka. Przecież zanim on wychodzi z kibla ykhm- odchrząknęłam ze względu na obecność całej rady Jedi i poprawiłam – toalety mija godzina.
- Godzinę zajmuje mu same ułożenie włosów następne pół się kąpie, a jeszcze pięć minut poświęca na włożenie kolczyka. Zanim zdecyduję, którą tunikę włożyć mija dziesięć minut, później spodnie, co zajmuje mu również z dziesięć minut, po czym zastanawia się czy nałożyć łańcuszek czy nie, a to trwa pięć minut. Równo dwie godziny.- Usłyszałyśmy głos od strony drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam lidzką nastolatkę z brązowymi włosami z różowymi pasemkami, o janych oczach i arystokratycznych rysach twarzy.
Zorientowałam się, że już kiedyś widziałam tą osobę.
- Mirlea!- Wykrzyknęłam i rzuciłam się dziewczynie na szyję.
- Ati! Dawno cię nie wiedziałam stęskniłam się!- Również wykrzyknęła szesnastolatka.
Mirleę poznałam, kiedy dopiero co przyjechałam do świątyni. Ja i Ahsoka miałyśmybwtedy trzy lata, a ona prawie sześć. Zaprzyjaźniłyśmy się, ale potem rzadko mogłyśmy się widywać gdyż Mirlea uczyła się w świątyni Jedi na innej planecie.
Miałam już coś powiedzieć, ale nie pozwoliło na to znaczące chrząknięcie. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy rozbawionych mistrzów.
- Kiedy łaskawie pozwoliliście nam przemówić pozwólcie, że wytłumaczymy dlaczego waz wezwaliśmy.- Powiedział mistrz Kenobi.
-Na misję wyruszycie. W czwórkę tylko. Zagubione odnajdziecie dziecko.- Przemówił mistrz Yoda.
- A gdzie polecimy?- Spytał Chazer.
- Cierpliwości młody padawanie.- Przemówił znów Kenobi.
- Polecicie na Dathomire. - Powiedział krotko, zwięźle i na temat mistrz Windu.
Wytrzeszczyłam oczy, Ahsoka przybrała głupkowaty wyraz twarzy, Chazer zaczął się krztusić, a Mirlea przybrała szczere zdziwienie na twarz. Jako pierwsza się otrząsnęłam.
- Czy poleci z nami jakiś mistrz?- Spytałam.
- Nie. To wasz sprawdzian czy potraficie sobie poradzić w misji bez nikogo. Na Dathomirze nie będzie wam potrzebna oddział klonów. Siostry Nocy nie zaatakują osoby z ich rasy, która nie jest zdrajcą.- Odezwał się mistrz Plo.
Zrobiło mi się słabo. Wyglądałam jakbym chciała zwymiotować. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Padawanko Orgeen. Coś się stało?- Zapytała mistrzyni Adi Gallia.
- Nie. Tylko mi słabo troszkę mistrzyni.
Adi Gallia była moją ulubioną mistrzynią. Kiedy przyjechała do świątyni zawsze właśnie do niej przychodziłam, kiedy śnił mi się koszmar albo coś mnie bolało.
- Dobrze. Jeśli już w wszystko w porządku możecie iść. Wasz statek odleci za pół godziny. Będzie wam towarzyszył pilot. Możecie odejść.- Zakończył mistrz Windu.
Wyszliśmy z sali z niepewnymi odczuciami, co do misji. Byłam spięta. Jechałam na moją rodzinną planetę. Powrót po latach... Przecież ja nawet nie pamiętam moich rodziców. Dlaczego ja zostałam wybrana. I dlaczego Barriss nie jedzie? Może na Dathomirze znajdę na pytanie, które bez przerwy od czasu wizji krąży po mojej głowię – Dlaczego Jedi się tak zachowali? Dlaczego? Przecież Jedi nigdy, by nie zabrali dziecka od rodziców. Nagle oczy mi zaszły mgłą już nie byłam w świątyni Jedi. Byłam w mojej wizji.

Znowu to samo. Mistrz Windu i dwóch nie znanych mi mistrzów zabierają mnie od rodziców. Pociekła mi łza z oczu. Otarłam ją. I olśniło mnie! Teraz mogłam się ruszać. Wcześniej nie mogłam! Podbiegłam i stanęłam naprzeciwko Jedi i mnie zmroziło. Ich oczy były bez wyrazu. Puste.


Znowu byłam w świątyni. Nikt nic nie zauważył. Kardy z moich przyjaciół był w swoim odrębnym od szarego, ponurego świata świecie. Pomachałam im i pobiegłam do swojego pokoju wziąć najpotrzebniejsze rzeczy. Po pół godzinie sprawdziłam czy mam miecz i wszystko, co potrzebne i pobiegłam na lądowisko gdzie czekał już statek. Nie było tylko Chazera, ale on zawsze się spóźniał. Nie musieliśmy jednak długo czekać. Po pięciu minutach przybiegł Motess. Weszliśmy na statek. Po chwili statek wleciał w codzienny ruch Coruscant.

___________________________________________________________
I kolejny rozdział!!! Wiem, że nie jest ciekawy, ale w następnym będzie się działo trochę więcej. Rozdział miał być wczoraj, ale internet mi nie działał :C Coraz częściej się to zdarza :(


NMBZW I CZEKAM NA KOMENTARZE!!! Dedyk dla Wszystkich Ahsok, które komentują :DDD Dla Martyny i Wiki. Jeśli kogoś pominęłam to też dedyk. Dla tych co nie komentują też, ale mam FOCHA!!! FOCH FOREVER!

EDIT - ten moment, kiedy człowiek patrzy na to, co kiedyś pisał po dwóch latach doświadczenia... wow. Dziecko, po prostu dziecko xD