poniedziałek, 22 lipca 2013

Roździał 12

Rozdział 12

I byliśmy już na Yolari. Zastaliśmy ją w pięknym nienaruszonym stanie. Albo przynajmniej planeta sprawiała wrażenie takiej. Jednak Barriss mówiła, że ta planeta jest chora. I płacze. Płacze nad swoimi dziećmi, które cierpią przez jej ból. I Atari także czuła ból planety taki sam jak czuła kiedyś na Dathomirze. Przynajmniej tak jej się wydaje. Często przypominało jej się ogromne cierpienie z dzieciństwa i to samo cierpienie było tutaj wyczuwalne. Tylko dziesięć razy mocniej. Atari oddaliła się trochę od obozu. Chciała pooglądać tutejszą roślinność. Nie była uzdrowicielką, ale kiedy się jeszcze uczyła to interesowała się botaniką. Rośliny dawały jej energię, a jałowe planety przytłaczały ją. A tutaj miała co oglądać. Piękne pnie o barwie dojrzałych śliwek i błękitne liście z żółtymi kropkami oraz pomarańczowa trawa były fascynujące. Ati nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się ciemno, a sama oddaliła się bardzo od obozu. Zachowała jednak spokój, którego pozazdrościć jej mógł nie jeden padawan, a nawet rycerz Jedi. Teraz drzewa były przerażające, a trawa stawała się w wyobraźni wrzącą lawą. Jednak Atari została wyszkolona, by nie dopuszczać do siebie takich myśli. Spojrzała się na niebo i zobaczyła obłoczki dymu. To albo miasto, albo nasze obozowisko, albo obozowisko naszego kochanego Clausa. Pobiegłam w tamtą stronę. Gdy znalazłam się blisko zatrzymałam się i padłam na ziemię. Miałam rację. To było obozowisko tego trzeciego. Wyszedł z namiotu.
On jest w samych bokserkach!!!!!! Ale ma klatę!!!!
Atari! O czym ty myślisz!
Ale jest słodki.
To Sith!
Kim ty w ogóle jesteś, że się ze mną kłócisz?
Jestem tobą.
Sobą to ja jestem.
Twoim sumieniem. Pasuje?
Nie! Wyłącz się sumienie.
Nie mogę. Sumienie się włącza kiedy robisz coś głupiego.
A jak skakałam do tego krateru na Korriban to jakoś się nie włączyłaś.
Bo to było jedyne wyjście. Pamiętasz?

Atari stała u podnóża wielkiego wulkanu.
- Ech. A więc Ahsoka i Barriss są tam w środku w grocie skalnej. A lawa się ciągle podnosi. Jeśli chcę ich uratować muszę skoczyć na lawę i poskakać sobie po kamyczkach. Spoko. Dam radę. Na pewno. A jak nie trafię na kamyk to tylko się sfajczę. Co tam. Jak mi się jedna nóżka spali to mam jeszcze drugą. Hej! Co ja gadam do siebie? Jakaś nienormalna ze mnie osoba. Dobra. Najpierw trzeba wejść na górę. Agh! Nadal ze sobą gadam. Czy ja nie mogę rozmyślać w myślach! No to miało być powiedziane w myślach! I to też! No kurde! Cholera jasna jak będę tak krzyczeć to się wulkan zawali. O widzę szlak! Miałam nie krzyczeć. Ehh. Jestem nie normalna.

Tak. Pamiętam bardzo dobrze.
No i właśnie lamię swoje słowo, że nie będę ze sobą gadać. Grr.
A weź idź go zaatakuj i będzie po sprawie.
Wyjątkowo się z tobą zgadzam.
Atari Wyskoczyła z krzaków z mieczem i natarła na chłopaka, który zdążył chwycić miecz świetlny. Był bardzo dobrze wyszkolony, ale ona była świetnie wyszkolona i miała praktyki z Hrabią Dooku. Na razie tylko trzy razy, ale udało jej się wyjść żywa więc... Chłopak kopiował styl walki swojego mistrza. Nieźle mu to wychodziło, ale nie perfekcyjnie. A Atari znała słaby punkt słabego... To znaczy Hrabiego. Przeskoczyła chłopaka, i kiedy on się odwracał zrobiłam salto i wbiła my miecz o kilka centymetrów dalej od miejsca, w które zamierzała wbić miecz, ale i tak ostrze gładko wcięło się w ramie chłopaka, który wrzasnął jak mała dziewczynka.
- To za Soke.- Powiedziała twardo i znów natarła.
Chłopak bardzo osłabiony już ledwo poruszał mieczem, a rana jeszcze pogarszała jego stan psychiczny dawał mi mnóstwo szans. I chłopak nie bronił lewej ręki, w którą go zraniła. Zamachnęła się i po chwili Słabiutki Claus, który według Atari nie zasługiwał na tytuł Dartha był pozbawiony rączki i upadł na ziemię.
- Słaby jesteś. Nie zasługujesz na tytuł Dartha, a nawet na tytuł ucznia. Jesteś zwykłą marionetką. Teraz to widzę. Szmacianą lalka w rękach Dooku, z którą może robić co chce.
- Twoje koleżanki pokonałem. T-ty po p-prostu jesteś si-silniejsza.- Wyjąkał.
- Bo moje koleżanki były już zmęczone walką z blaszakami, a ty byłeś wypoczęty. A i fajnie się z tobą walczy, kiedy jesteś w samych gaciach.- Powiedziała z nutką ironii.
- Zaatakowałaś mnie po kąpieli.- Powiedział starając przybrać oskarżający ton, ale udało mu się tylko osiągnąć brak zająknięć.
Po chwili Atari usłyszała szybkie kroki i na polanie pojawiły się trzy postacie. Męska i dwie żeńskie. Dokładnie togrutanka, miralianka i człowiek.
- Dobra Ati dawaj zabij go i kończymy.
- Nie mogę go zabić. Jest bezbronny i pokonany. Musi poczekać na sąd i zapewne stracenie, ale to już nie z moich rąk.
- ATARI!!- Wrzasnęli!
Odwróciła się w ostatniej chwili, by zablokować cios. Wiedziała, co za chwile nastąpi. Jej przyjaciele rzucili się na chłopaka z włączonymi mieczami, a ona przebiła mu serce w tej samej chwili, kiedy Ahsoka odcięła mu łeb. Wyłączyli miecze i zabrali miecz świetlny chłopakowi. Kryształ był zielony. Mógł się komuś przydać. Po dosłownie sekundzie na polankę, na której rozegrała się cała akcja wbiegli mistrzowie. Popatrzyli się na Atari z uznaniem, a Bultar ją przytuliła.
- Świetnie się spisałaś moja padawanko.
- Mogę się założyć, e już długo nią nie będziesz.- Powiedział mistrz Kenobi. Może nawet wszyscy będziecie nimi jeszcze krótki czas.

- Dziękujemy mistrzu,- Powiedzieli chórem.


Dedyk dla was wszystkich, ale szczególnie dla Ahsoki i Wiki, które jako jedyne komentują, a po wejściach widzę, że jest was o wiele więcej. Boicie dodać koma? 
Tłumaczenie dla Ahsoki: Niech Moc Będzie Z Tobą Z Twoimi Zajebistymi Pomysłami I Zjebanym Wiedźmim Łbem!

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 11


Rozdział 11

Atari chodziła przez cały dzień od pokoju Chazera, do Barriss i do siebie. Była podekscytowana. Ten Sith Darth Claus, o którym opowiadała Barriss, i który odciął Ahsoce rękę uaktywnił się i sieje spustoszenie na pokojowej planecie Yolari. Jutro razem z Barriss, Luminarą Unduli, Bultar, Anakinem, Ahsoką i Mistrzem Kenobim oraz Chazerem tam lecą. Dathomirianka długo się zastanawiała dlaczego potrzeba aż czworo mistrzów i ich czworo padawanów. Czyli ósemkę Jedi. Mistrzyni oczywiście nic jej nie powiedziała jasno, a mistrz Yoda jak zwykle gadał zagadkami. Mistrz Kenobi tylko się uśmiechnął, Anakin nie wiedział i był tak samo zdezorientowany jak ona, pani Luminara powiedziała, ze wszystko odkryje czas. A do tego Yolaria była planetą położoną na szarym końcu galaktyki. Ciekawe jak interes ma Hrabia Dooku i jego mistrz w atakowaniu światów zewnętrznych zewnętrznych rubieży.(To nie jest błąd tylko zewnętrzne zewnętrzne rubieże jkbc.) Chociaż może mistrz mistrza Clausa ma to gdzieś, co robi przywódca separatystów. Jakoś mi się po prostu wydaje, że ten mistrz mistrza ucznia, a dokładnie mistrz Hrabiego Dooku ma wszystko poukładane i teraz to dopiero wstęp do tego co się będzie działo niedługo lub pod koniec wojen klonów. I ten facet z koszem na głowie, o którym mówiła Barriss... Może wydawał się śmieszny, ale możliwe, że ten ktoś jest bardzo blisko nas i na razie nie wie o swoim przeznaczeniu. Przecież ten Darth jak mu tam coś na Va... O! Vader może jeszcze nie istnieje tylko w jakiejś osobie głęboko ukrywa się zalążek ciemności i czeka na odpowiedni moment, by wybuchnąć całą swą mocą.
Ahsoka

Ahsoka klęczała w swoim pokoju w świątyni na podłodze i medytowała. Od jakiegoś czasu nawiedzały ją obrazy zrujnowanych planet, faceta w czarnym płaszczy z kapturem, Dartha Vadera, o którym opowiadała Barriss przy ich wspólnym pierwszym spotkaniu z uczniem Hrabiego Dooku i najgorsze. Coś czego Ahsoka tak bardzo nie chciała dopuścić do swojego umysły, co jednak po walce z przyjemnymi myślami typu kwiatki, bratki i skowronki wygrywały. Widziała Anakina z oczami pełnymi nienawiści. W czarnym płaszczu Sitha. Atari też czasem widziała. Ale ta była to zamazana sylwetka szczupłej Dathomirianki więc może nie było to jej przeznaczeniem. Teraz Ahsoka jednak miała ważniejsze rzeczy na głowie niż zastanawianie się co będzie za kilka lat. Jutro razem z siódemka innych Jedi, a dokładnie z czwórką mistrzów i trójką padawanów na odległą planetę położoną na krańcu galaktyki o nazwie Yolari. Była to planeta o przyjemnym ciepłym klimacie i deszczach padających na tyle często, by roślinność mogła żyć i się rozwijać. Planeta była zamieszkana przez rasę stworzeń podobnych do małych twi'leków bez głowogonów. Była bardzo ciekawa tej planety i tych stworzeń, ale przylecą tam walczyć z Clausem, a nie badać faunę i florę zapomnianej przez wszystkich planety. Zastanawiało ją jednak dlaczego akurat Yolari, a nie naprzykład Lechon czy jak kto woli Rakatan Prime. Korriban też był miejscem, w którym ciemna strona była silna, a jakoś jej nie atakowali. Ahsoka jednak ze zmęczenia nie mogła już myśleć logicznie, a jej myśli powędrowały na tor „Ciekawe jak by wyglądał Anakin w jasno blond włosach.”`Albo „Czy mistrz Kenobi miał kiedyś dziewczynę?” Lub też „ Czy mistrz Yoda pamięta swoich rodziców?” Z takimi myślami nie wiedząc, kiedy pogrążyła się w głębokim śnie na podłodze swojego świątynnego pokoju.

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 10





Anakin

Anakin już od kilku minut był całkowicie wybudzony, jednak nie chciał przerywać tej cudownej chwili, kiedy może czuć swoją ukochaną tuż obok siebie przytuloną do niego z głową na jego torsie. Pogłaskał ją po pięknych, długich, brązowych włosach spływającymi na plecy kaskadą loków. Padme poruszyła się lekko i otworzyła oczy. Na jej śliczną twarz wstąpił cudowny uśmiech odsłaniający równe białe zęby. Kobieta uniosła się na rękach i pocałowała z pasą męża. Anakin odwzajemnił pocałunek. Oderwali się od siebie dopiero, kiedy zabrakło im powietrza. Padme cmoknęła jeszcze raz Anakina i wyszła z łóżka. Mężczyzna przytrzymał żonę w pasie i pociągnął na łóżko.
- Ani.- Szepnęła- Muszę się przebrać i odświeżyć.
- Masz na to cały dzień...- powiedział Anakin zanurzając twarz w brązowych lokach Padme.
Padme jednak wyswobodziła się z objęć ukochanego i podeszła do szafy.
- Idź zrób śniadanie, Ani.
- Tak jest, pani senator.- powiedział oficjalnym tonem i wyszedł z sypialni.
Padme tylko westchnęła i pokręciła głową z nie dowierzaniem.
- Kiedy on wreszcie dojrzeje.- mruknęła i zaczęła szukać w szafie ubrania.
Anakin tymczasem kuchni dwoił się i troił jak obsługuje się mikrofalówkę.
Ahsoka

Ahsoka siedział w swoim świątynnym pokoju i przypatrywała się swojej ręce. Jeszcze niedawno, była ona normalna, pomarańczowa. Stworzona z prawdziwej skóry i kości. Teraz jej dłoń i połowa przedramienia, zastąpiona była przez czarną, mechaniczną kończynę. Nie czuła żadnej różnicy i to właśnie ją przerażało. Myślała, że reszta jej ciała nie zaakceptuje mechanicznej ręki jako części organizmu, ale tak się nie stało. Sztuczna dłoń przyjęła się idealnie. Ahsoka odczuwała wszystkie bodźce płynące ze zmysłów mechanicznej reki, ale jej umysł nie mógł zaakceptować tego, że teraz ta metalowa, przerażająca część, jest jednością z ciałem Togrutanki. Dziewczyna rozumiała, że taka jest wojna, że czasami trzeba ponieść ofiarę. Takie było życie. Kiedyś często słyszała, że Jedi nie wolno posiadać dóbr materialnych, a jeśli już je posiadają, nie mogą żałować po ich stracie. Teraz zastanawiała się, czy żal po utracie ręki przystoi Jedi. Anakin nigdy nie wydawał się przejmować stratą dłoni. Nie powinna się nad sobą użalać. Zdecydowanym ruchem naciągnęła na mechaniczną dłoń czerwoną rękawiczkę bez palców i podniosła się z łóżka. 
Zwykle o tej porze wychodziła przejść się po Coruscnat, lecz teraz niepełnoletni nie mogli wychodzić samotnie bez dorosłej osoby poza mury świątyni, ponieważ Separatyści bezustannie napadali na Jedi i ich eliminowali. Ahsokę denerwował ten zakaz. Walczyła już z Grievousem, z Ventress! Jakiś marny łowca nie był w stanie jej pokonać. Niestety, na nic były jej sprzeciwy. Atari i Barriss w ogóle się tym nie przejmowały i siedziały w świątyni. Właśnie! Ostatnio rzadko widywała się z Ati. Ahsoka zganiła się w myślach za zaniedbanie przyjaciółki. Atari w sumie, nie odwiedzała Togrutanki, ale taki był już charakter Orgeen. Zauważyła, że Ahsoka w ogóle nie wychodzi ze swojego pokoju, więc stwierdziła, że chce pobyć przez jakiś czas sama. 
Ahsoka wyszła z pokoju i pobiegła do pokoju Atari. Koniec zamykania się na cztery spusty w zaciszu pokoju! Ahsoka Tano musi wrócić! 
Szaleńczy bieg do pokoju Atari przerwało zderzenie się z jakimś twardym obiektem i bolesny upadek na podłogę... Uniosła swe niebieskie oczęta i ją zatkało. Oto stał przed nią zupełnie zdrowy, wyprostowany, jedyny w swoim rodzaju, największy idiota w całym Zakonie.
- Chazer! Chwała Mocy, nic ci nie jest! Co ty tu robisz? Powinieneś leżeć w szpitali, przecież tak niewiele czasu minęło od wypadku!
Rzuciła mu się na szyję, ciesząc się jak dziecko.
- Co ja robię tu...- zanucił.- Cóż... Szedłem sobie spokojnie korytarzami naszej pięknej Świątyni, wracając z pokoju Atari, aż tu nagle jakaś pomarańczowo-czerwona masa wpadła na mnie, próbując mnie zamordować. W sumie, to powinienem czuć się zaszczycony. Ledwo wyleczyły się najpoważniejsze rany po zamachu na, między innymi, moją osobę, pojawia się kolejna osoba, próbująca mnie zabić
Roześmiała się serdecznie, ściskając go jeszcze mocniej. Nie do końca mogła uwierzyć, że jej przyjaciel, który jeszcze dwa tygodnie temu w stanie krytycznym leżał w szpitalu, teraz normalnie chodzi i żartuje, jakby nic się nie stało.
- Słyszałem o twojej ręce. Radzisz sobie z tym jakoś?
Zmarszył lekko czoło i zmartwiony spojrzał się na rękę Torutanki.
- Wszystko dobrze.- uśmiechnęła się.- Ciało bardzo dobrze przyjęło mechanizm. Tylko psychicznie ciężko było mi się z tym pogodzić, ale już dobrze.
- Możesz walczyć?
- Pewnie, pogadajmy lepiej o tobie. Kiedy wyszedłeś? Wyleczyłeś się już całkowicie,
- Zwolnili mnie wczoraj. Nadal mam kilka ran, ale już wszystko OK. Treningi zaczynam za trzy dni.
- Treningi? O Mocy, zapomniałam o treningu z Obi-Wanem! Jestem już spóźniona! Nie przeżyję tego...- jęknęła.- Wolałabym z tobą pogadać, ale nie mogę, wybacz, przyjdę do ciebie po treningu!
Uścisnęła go szybko i rzuciła się biegiem ku sali treningowej, modląc się, by Kenobi wyjątkowo się spóźnił, albo zapomniał o treningu.
Wpadła na salę, dysząc ciężko. Mistrz stał nieopodal. Jego postawa wyrażała niezadowolenie. Zmierzył padawankę karcącym spojrzeniem.
- Spóźniona.- powiedział chłodno
- Wiem mistrzu Kenobi, ale Chazer mnie zatrzymał i...
- Rozumiem, ale następnym razem pamiętaj o treningu i staraj się nie spóźniać. Wyjątkowo nie każę ci robić karnych powtórzeń, wiem, że to twój przyjaciel. Na początek zrób dwadzieścia kółek wokół sali.
- Tak jest mistrzu.
Staraj się nie zmęczyć ponieważ to nie będzie koniec treningu. I nie skracaj trasy! Będę cię uważnie obserwował.
Ahsoka z kwaśną miną zabrała się do ćwiczeń.
_________________________________________________________________
Dedyk dla Ahsoki i Wiki :)
EDIT: 31.10.2015r. 

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 9









   Atari kręciła się niespokojnie na swoim łóżku w akademii Jedi na Corusant. Ostatnio wydarzyło się mnóstwo rzeczy. Na przykład zupełne niespodziewanie Dooku odwołał łowców nagród i kazał i zostawić statek na planecie, aby można było odlecieć, jego uczeń nie zabił Ahsoki chociaż mógł i nic mu nie stało na drodze, na Tatooine lecący z misją dyplomatyczną senatorzy zostali mile przywitani przez huttów i to naprawdę miło, a Mistrz Kenobi od tak, pojawił się w środku nocy na schodach świątyni, nieprzytomny, ale żywy. Wszystko się niby ułożyło, jeśli ułożeniem można nazwać wojnę, która szybko obejmowała całą Galaktykę. Na razie trwał pozorny spokój, jednak Atari nawiedzały koszmary. Zazwyczaj widziała płaczącą kobietę, a po tym wielką czerwoną planetę.

   Atari stała w jakiejś wiosce. Niedaleko niej rozgrywała się jakaś scena. Podeszła bliżej i zobaczyła kobietę trzymającą w ramionach małą dziewczynkę. Miała najwyżej trzy latka. Naprzeciwko kobiety stał... Mistrz Windu! A co on robi tutaj! Jednak skupiłam się na rozgrywającej się scenie.
- Nie możecie mi jej zabrać! Jest księżniczką, a jej przeznaczeniem jest zostanie na Dathomirze i stanie się siostrą nocy!
- Jest zbyt niebezpieczna, by zostać tutaj. W zakonie Jedi nauczy się panować nad mocą. Tu stwarza zagrożenie!- Argumentował mistrz Windu.
- Nie możecie zabrać dziecka Sidei! Później nie wracają! A co się stało z Asajj, z Frix czy Dorrin? Zabrali je ci wasi mistrzowie. I co? Moja matka nie wróciła już nigdy! Moją córkę też zabrano! A siostra Minns Dorrrin też została zabrana i nawet nie zdążyli wylecieć z atmosfery, a już ich zabili!
- Niestety, ale musimy ją wziąć.- Odparował mistrz Windu tracąc pewność siebie.
- Ale ja nie chce iść.- Powiedziała cichutko dziewczynka, o którą toczyła się ta cała rozmowa.- Ja chcę zostać z mamą.
I w tej chwili stało się coś niespodziewanego. Mistrz Windu włączył miecz świetlny i to samo zrobili dwaj mistrzowie Jedi po jego bokach. Wyrwał dziewczynkę z rąk matki i odbiegli. Kobieta rzuciła się na ziemię i zaczęła płakać. Kilka kobiet przytuliło ją i wprowadziło do namiotu. Jednak największą uwagę Atari zwróciła kobieta ubrana w dziwną szatę.
- Nie płacz siostro. Twoja Atari jeszcze wróci na tę planetę i wtedy zemścisz się na Jedi za zabranie twojej córki.

   Nagle wszystko zaczęło wirować, a ja poczuła narastającą senność i...
Leżałam na czymś twardym. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. To nie mógł być sen. To wszystko było tak realistyczne i wyraźne.
   Ubrałam się i przypięła, miecz świetlny do pasa. Musiałam za wszelką cenę zobaczyć się z Mistrzem Yodą. Czuła, trudny do opisania niepokój i... tęsknotę? Tak, to chyba było to uczucie. Rzadko za czymś tęskniłam, więc nie potrafiłam dokładnie wiedzieć, jak się czuje człowiek, który umiera z tęsknoty. Teraz jednak wiedziałam. Było to bolesne, rozdzierające uczucie. Było mi przeraźliwie smutno i chciała, jak najszybciej zobaczyć... no właśnie. Nie wiedziałam kogo tak bardzo chcę w końcu zobaczyć, dotknąć i przytulić. Dla Jedi takie dziwaczne emocje były niedopuszczalne i chciałam się ich jak najszybciej pozbyć, a w tym na pewno pomoże mi wizyta u mądrego, starego Mistrza Yody.
   Zanim wyszła, z pokoju sprawdziła gdzie jest mistrz Yoda i czy nie śpi za pomocą mocy. Na szczęście był przytomny i medytował w sali rady. Biegłam przez puste korytarze i dopiero przed salą rady zwolniłam. Uspokoiłam oddech i weszła do sali rady. Mistrz Yoda siedział ze skrzyżowanymi nogami na pufie i medytował. Usiadłam w takiej samej pozycji naprzeciwko niego i oczyściłam swój umysł. Mistrz Yoda powoli otworzył oczy. Zrobiłam to samo i wstałam.
- Mistrzu Yoda. Muszę mistrzowi coś powiedzieć.
- Mów padawanko.
- No więc... miałam wizję.
- Wizję tak? Pewna jesteś?
- Tak. To było tak realne mistrzu, że to nie mógł być sen. Widziałam jak mistrz Windu i dwaj nie znani mi z imienia Jedi zabierają dziecko kobiecie. Ta planeta, na której to się działo to Dathomira.
- Wygląd tej kobiety określić potrafisz?
- Tak mistrzu.- Nie musiałam sobie nic przypominać. Cała wizja stała mi przed oczami.- Miała czarne włosy obcięte po lewej stronie głowy, fioletowe pasemka i żółte oczy. Ubrana w tunikę z pomarańczowym kapturem i leginsy. Wyglądała jak typowa Dathomirianka. Mistrz Windu oraz tamci dwaj mówili, że dziewczynka jest zbyt nie bezpieczna, ale one nie chciały jej oddać i mistrzowie zagrozili im mieczami, po czym uciekli wyrywając kobiecie dziecko. Pod koniec pojawiła się kobieta, która matkę dziewczynki nazwała córką i powiedziała, że ta mała kiedyś przyleci na Dathomire i one będą mogły zemścić się na Jedi. To było okropne. Zachowanie Mistrzów, ale... rozumiem to. Skoro dziecko było niebezpieczne i miała tak duży potencjał, trzeba było je zabrać, ale... nie tak brutalnie. Można byłoby posłużyć się dyplomacją. Utrata dziecka strasznie boli, a te kobiety mówiły, że większość córek, które wysyłały do światyni na Coruscant, nigdy nie kończyły szkolenia.
- Przeszłość zobaczyłaś. Twoją przeszłość.- Powiedział mistrz.
- Jak to moją? Nigdy nie byłam na Dathomirze! Urodziłam się i wychowałam na Naboo!
Mistrz Yoda chyba mnie z kimś pomylił! Przecież pamiętałam swoją przeszłość! Od zawsze mieszkałam na Naboo, a w wieki trzech lat trafiłam do świątyni! Pamietałam tamten dzień, jakby był wczoraj!
- Nie padawanko. Na Dathomirze urodziłaś się, a dziewczynka ta to ty.
- Niemożliwe. Pamiętam okres swojego dzieciństwa.
- Zmienione wspomnienia są twoje. Również wygląd i charakter.
- To przestępstwo. Nie można bez zgody innych...- zaczęłam oburzona.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jak Rada Jedi mogła mi zrobić coś takiego? Nie żałowałam swojej nauki w Zakonie i nigdy nie chciałabym innego życia, ale to było okrutne! Przez kilkanaście lat życia byłam okłamywana przez ludzi, którym najbardziej ufałam... Przez Padme, Ruwee, Jowal, przez cała moją rodzinę. Jak oni mogli?
- Cechy przywrócone ci zostaną.
- Jak?
I w tej chwili poczułam napływające wspomnienia i dziwne uczucia. Jak szybko się zaczęło tak skończyło. Spojrzałam się zdziwiona na mistrza.
- Już. Do swojej kajuty wróć.
- Ale... To przecież... Dobrze mistrzu.- powiedziała i wyszłam z sali.
Szybko wróciłam do swojej kajuty i spojrzałam w lustro. Wcale nie wyglądałam jakoś inaczej. Nadal  poznawałam siebie. Nigdy nie byłam idealną kopią Padme, byłyśmy do siebie podobne, ale na pewno nie byłyśmy sobowtórami. Miałam własne rysy twarzy i inny nos. Teraz moja podobizna do niej spadła do zera, ale zachowałam swoje rysy twarzy, swoje falowane włosy i swój nos. Kolor włosów jednak się zmienił na kruczoczarny, a oczy stały się żółte. Moja skóra zrobiła się o kilka tonów jaśniejsza. Nie była chorobliwie blada, to nie była po prostu skóra człowieka, tylko Dathomirianki. Jednak najważniejsze było odczucie mocy. Przepływała przeze mnie mocniej niż zwykle i wyczuwałam ją mocniej. Prawie ją widziałam. 
Uspokoiłam się. Dzisiejsze wiadomości były dla mnie wstrząsem i nadal czułam się oszołomiona, ale nie byłam wściekła. Od małego, od kiedy z domu na Naboo, w którym rzeczywiście mieszkałam półtora roku, czyli cały czas od porwania, wyleciałam na Coruscant żeby szkolić się na Jedi, uczyłam się panowania nad swoimi emocjami. 
Nie ma emocji, jest spokój.
Nie ma ignorancji, jest wiedza.
Nie ma namiętności, jest pogoda ducha.
Nie ma chaosu, jest harmonia.
Nie ma śmierci, jest Moc.
Pięć linijek. Dla miliardów ludzi w galaktyce były to tylko słowa. Dla mnie Kodeks Jedi był najważniejszym spisem zasad w życiu. Podstawą mojego życia, na którym opierałam całą swoją przyszłość. Pierwsza linijka mówi, że Jedi nie powinni kierować się emocjami, powinni zachowywać zawsze spokój. Trzecia linijka nakazywała odsunięcie się od przywiązania, które prowadzi na Ciemną Stronę Mocy. W tej sytuacji właśnie nimi się kierowałam. Nie znałam swojej matki. Większość Jedi tak ma. Niektórzy nawet nie pamiętają rodzinnego domu i swoich rodziców. Nie jestem w tym odosobniona. Tak naprawdę, wszyscy zostali zabrani w młodym wieku z domu i się nie denerwują. Ja też nie powinnam. Nie będę. Nie mogę zaćmiewać umysłu tak błahymi sprawami. Muszę zająć się treningiem.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na zegarek. Było za pięć ósma. Jeszcze chwila, a do pokoju wpadną jej przyjaciółki. Dziesięć... trzy... dwa... jeden...
Do pokoju wleciała Barriss, a za nią Ahsoka. Kiedy mnie zobaczyły włączyły miecze świetlne i rzuciły się na przyjaciółkę, która z ogromną łatwością obroniła się przed mieczami przyjaciółek i odepchnęła napastniczki Mocą na kanapę. I zatrzymałam je tam.
- Myślałam, że się przyjaźńmy!- Powiedziałam z wyrzutem.
- Atari?- Zdziwiła się Barriss.
- Przeszłaś operację plastyczną?- Zapytała się pół żartem Soka.
- Nie. Słuchajcie...- I opowiedziałam im mój sen i nocną wizytę u mistrza Yody.
- Wow! Ciekawe jak zareaguje Chazer. Przecież on jest w tobie zakochany na zabój!
- Wiem Barriss. Chazer chyba nie jest taki głupi żeby udusić kogoś na środku stołówki. Prawda?
- Nie jestem pewna...
- Ja też. – zawtórowała Ahska
- Pożyjemy zobaczymy. Teraz musimy iść na śniadanie.
- Ati! Ty przecież masz żółte oczy!- Wrzasnęła Soka.
- A ty nie. Dathomirianki mają żółte oczy.
- Aha. Cóż, będziemy musiały się przyzwyczaić. Ciekawe jak zareaguje Bultar. 
- Myślę, że ona wiedziała, od czasu, kiedy przyjęła mnie na swoją padawankę.
Z uśmiechem na ustach udałyśmy się na stołówkę.
_______________________________________________________________________
Wiem! Nic się ciekawego nie dzieje, ale następna będzie ciekawsza :D. Dedyk dla Wiki i Ashoki.
Edit 1 - czemu ja napisałam, że nic ciekawego się nie dzieje? Tak ważna scena, a ja myślałam, że nudy... Dwanaście lat to dziwny wiek. Patrząc z perspektywy czasu, nie rozumiem, dlaczego wszystko wydawało mi się takie logiczne... Ale większość poprawiłam! Mam nadzieję...