niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 72



Pierwszym komunikatem, który usłyszała Atari po wylądowaniu na Mon Callmari, była informacja o śmierci Generała Grievousa. Drugą było zwycięstwo Republiki i koniec wojny. Trzeciej nie musiała słyszeć. Trzecią czuła. Czuła całą sobą. Mózgiem, sercem. Bolało bardziej, niż kiedykolwiek. Nie mogła nic zrobić. Klęczała jedynie w sterowni i nie potrafiła uwierzyć w to, co się dzieje. Tysiące istot... wszyscy nagle zniknęli. W jednej chwili, w ciągu kilku sekund. W tak krótkim czasie zmarło tak wielu wspaniałych, potężnych ludzi. Kto to zrobił, kto był temu winny? Kto ZDRADZIŁ. Kto był w stanie dokonać tak bezdusznej i okrutnej zbrodni?
To był cios w Republikę, w Zakon. Nie, to była całkowita eksterminacja Jedi. Słyszała ich krzyki, czuła przerażenie młodzików. Nie było już prawie nikogo. Ashla, Katooni, ich śmierć odczuła mocno. Widziała ich przerażone twarze, marną próbę obrony. Przed oczami stali jej koledzy ze Świątyni. Jej rówieśnicy, z którymi spędziła wiele lat. Wszyscy byli martwi. Wszyscy. Widziała Barriss zastrzeloną przez postacie w białych zbrojach. Przez... klony. Ale czy to było możliwe?
To byli dobrzy ludzie, towarzysze walk, zaufani żołnierze. Przyjaciele. Oddani sprawie i dowódcom. Wierni Republice i Kanclerzowi.
- Zawsze wykonujący rozkazy - szepnęła do siebie przez łzy.
Podniosła się z ziemi, nie mogła zostać na tej planecie ani sekundy dłużej. Nie mogła opanować trzęsących się rąk, ale po kilku próbach odpalenia systemów statku, dała radę. Wyprowadzenie promu z lądowiska było trudniejsze, niż się spodziewała, ale jakoś to zrobiła. Statkiem zatrzęsło, ale nie opadł na beton. Poleciał w górę z każdą chwilą oddalając się od planety.
Przed jej oczami stała Świątynia w ogniu. Jej dom był w ruinie. Przełknęła żółć, napływającą jej do ust. Widziała zwłoki padawanów i rycerzy, przysmażone ogniem blasterowych strzałów lub miecza świetlnego. Dokonało się, Sithowie wygrali. To był koniec Jedi. Koniec demokracji. Koniec Republiki.
Rozpoczęła się nowa era.
Era Imperium.
___________________________________________________
Taa... chyba mi się nudzi, bo dodaję rozdziały co tydzień xDD No cóż, wena przed wyjazdem :P
I dodam - to jest właściwie koniec pierwszej części bloga. Będzie jeszcze epilog i zaczynam kolejną część. Rozdzieli je prawdopodobnie one shot.
Niech Moc będzie z Wami!

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 71



Atari wylądowała w hangarze w Świątyni Jedi. Mimo, że Ahsoka nie była już w Zakonie, korzystała z Mocy i walczyła mieczem świetlnym. Pierwszeństwo do przesłuchania jej miała Rada. Atari nie chciała też, żeby przesłuchiwali ją żołnierze. To byłoby ogromne upokorzenie, na które Ahsoka nie zasłużyła. Już za pierwszym razem była to niesprawiedliwa kara. Atari w głębi serca nadal uważała Ahsokę za przyjaciółkę i siostrę i nie chciała, by ta cierpiała jeszcze bardziej.
Atari opuściła sterownię i skierowała się do prowizorycznego więzienia, które na co dzień służyło za niewielki magazyn.

Anja przez kratkę wentylacyjną przyglądała się trójce dzieci. Rozmawiały i śmiały się beztrosko, nie wiedziały co zaraz nastąpi, nie potrafiły wyczuć niebezpieczeństwa. Nawet mała Kana, niesamowicie wyczulona na Moc trzynastolatka, nie mogła wyczuć nic złego. Anja już jakiś czas temu zauważyła, że Jedi jej nie widzą, nawet jeśli celuje do nich ze snajperki. W końcu, cena za głowę choćby jednego z nich była bardzo wysoka. Konfederacja robiła wszystko, by się ich pozbyć.
Anja nie chciała zabijać tych dzieciaków. Jej zlecenie dotyczyło tylko tej małej, ale pozostawienie reszty przy życiu byłoby... nieprofesjonalne. Mogliby w przyszłości sprawiać kłopoty, a tego nie potrzebowała. Odbezpieczyła broń i wycelowała.
Kana zerwała się z kanapy i krzyknęła do przyjaciół, żeby się schowali. Ci wypełnili polecenie z niewielkim opóźnieniem. Schowali się za kanapą, jakby ta mogła ich w jakiś sposób ochronić. Dziewczyna wyczuła zagrożenie... dziwne. Najwyraźniej była wyczulona na to o wiele bardziej niż inni.
Jednakże nie mogła myśleć, że przeżyje.
Anja oceniła możliwe pozycje dzieci za kanapą. Nie była ona szczególnie duża. Pomieściłaby dwie dorosłe osoby. Musieli siedzieć ramię przy ramieniu.
Wycelowała i nacisnęła spust.
Tłumik idealnie stłumił strzał.
Rozległ się krzyk bólu. Na podłogę upadł czarnoskóry chłopak. Żył, ale z rany na jego piersi obficie wypływała krew. Musiał mieć przestrzelone prawe płuco.
Dzieci nie miały żadnej możliwości ucieczki. Gdyby spróbowały wybiec z pokoju, zdążyłaby bez problemu je zestrzelić.
Strzeliła po raz drugi. Kolejny krzyk poinformował ją o trafieniu.
Blondynka, która była w tej chwili jedną sprawną w pokoju zerwała się do biegu, zostawiając wykrwawiających się przyjaciół. Anja od razu strzeliła, ale dziewczyna uchyliła się i wbiegła do przedpokoju.
Łowczyni zaklęła. Wypchnęła kratkę wentylacyjną i zeskoczyła na podłogę. Drzwi wejściowe trzasnęły, a to oznaczało, że młoda zdołała uciec.
Anja strzeliła w głowę chłopakowi i Kanie, żeby skrócić ich cierpienia i wyszła z mieszkania. Klatka schodowa była, na szczęście, całkiem pusta. Anja podbiegła do najbliższej turbowindy i wcisnęła guzik. Winda od razu ruszyła w stronę najbliższego wyjścia, przy którym powinien czekać na nią Kol.
Kiedy stanęła przed drzwiami ujrzała dość niecodzienny widok. Piętnastolatka z wbitym w brzuch wibroostrzem i czarną dziurą w głowie nie była najprzyjemniejszym widokiem, ale estetyka zabijania nie była tym, czym kierowali się łowcy nagród.
- Ktoś ci uciekł - zauważył Kol.
Jego usta, jak zwykle, wykrzywione były w ironicznym uśmieszku.
- Brawo. Skąd wiedziałeś, że to jedna z nich? Nigdy nie pokazywałam ci ich wizerunków.
- Zgadywałem. Wydawała się być przerażona i uciekała. Wpadła na mnie, to ją dźgnąłem. Taki odruch samoobrony, nie? Zresztą przejrzałem twoje notatki z tej sprawy. Ja nigdy nie idę nieprzygotowany.
- Co robimy z ciałem?
- Tam jest schowek na części zapasowe. Jak się tam ich włoży to znajdą ją dopiero, kiedy zacznie się rozkładać.

Było ciemno, bardzo ciemno. Atari była pewna, że jeszcze przed chwilą był dzień. Dopiero po kilku minutach zdała sobie sprawę z tego, że ma zamknięte oczy. No i widzi gwiazdy.Zerwała się na równe nogi i przypomniała sobie wszystko.
Ledwo otworzyła drzwi od magazynu, została pchnięta Mocą na ścianę. A potem Ahsoka z całej siły kopnęła ją w głowę. I nastała ciemność.
Atari powinna jej poszukać, chociaż znając życie, to niemożliwe. Ahsoka potrafiła się ukrywać. Tylko tak łut szczęścia, jak wcześniej pozwoli ją zlokalizować. Trzeba było cierpliwie czekać.
Nagle zabrzęczał komunikator, odciągając dziewczynę od myśli o Ahsoce. Yala.
- Tak Mistrzyni?
- Uciekła ci, prawda?
- Skąd...
- Ahsoka jest sprytna. I silna. Nie bez powodu była padawanką Skywalkera. Leć na Mon Callmari. Odkryto tam bazę jednego z przywódców Konfederacji, którego trzeba postawić przed sądem Republiki. Nie zadręczaj się Ahsoką. Jeszcze ją spotkasz, jestem tego pewna.
- Dziękuję, Mistrzyni. Na Mon Callari dotrę tak szybko, jak zdołam.
- Niech Moc będzie z tobą, padawanko.
- Z tobą również, mistrzyni.
Atari jak najszybciej pobiegła do sterowni i poderwała statek do góry. Przez myśl przeszło jej, że jeszcze rok temu pobiegłaby szybko do Świątyni, pogadać choćby kilka chwil z Chazem, Mirleą i Wido. Albo żeby przynajmniej odwiedzić Arboretum. Ale teraz... teraz było inaczej.
_______________________________________________
Rozdział 71!! Ostrzegam, 72 będzie bardzo krótki xD
Ale na razie myślmy o tym, co jest, a nie o tym, co będzie xD
Tak... te dzieci powstały po to by zginąć. Wiecie, związek emocjonalny z czytelnikiem i te sprawy xDD Głupio było ich zabijać, ale jakoś tak wyszło xD To się musiało tak skończyć ;)
Dedyk dla wszystkich czytelników! I tych komentujących i tych, którzy nie komentują :*

Chcę was poinformować, że założyłam nowego bloga, którego możecie znaleźć TUTAJ. Jak na razie jest tylko pierwszy rozdział :) Zapraszam gorąco!

NMBZW!


niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 70





Kiedy tylko Ahsoka skończyła mówić, skoczyła na Atari. Jej krwistoczerwona klinga zmierzała w stronę serca Dathomirianki. Jedi zatrzymała cios z widocznym trudem. Złość dodawała Ahsoce siły. Zdecydowanie, stała się potężniejsza, o wiele potężniejsza. Czerpała Moc z mroku płynącego z jeziora. Atari była na słabszej pozycji. Tutaj nie było światła. Ciemna Strona spowijała wszystko.
Dathomirianka z trudem odbijała silne, przemyślane ciosy Tano.
Użyj swojej prawdziwej Mocy.
Usłyszała w głowie kobiecy głos. Nie znała go, nie była to ani Yala, ani druga część osobowości Atari, która już od dawna się nie odzywała. To był głos z głębi czasu, jakby odległe echo czyjegoś życia.
Jesteś Siostrą Nocy, to twoje dziedzictwo, twoje przeznaczenie. Ciemna Strona jest w tobie, użyj jej!
Atari odrzuciła tę poradę. Nie zamierzała korzystać z Ciemnej Strony. Jedi tego nie robią.
Odbiła kolejny cios Ahsoki, zrobiła piruet i zaatakowała od lewej. Ahsoka obróciła się, zablokowała miecz i kopnęła ją w brzuch. Atari zgięła się w pół, ale nie straciła koncentracji. Ukucnęła najszybciej, jak potrafiła, żeby czerwone ostrze nie skróciło jej o głowę i podcięła Ahsoce nogi. Odskoczyła od Togrutanki, żeby złapać równowagę i wróciła do obronnej pozycji. Tano podniosła się w mgnieniu oka i skoczyła na Atari. Dziewczyna zablokowała serię ciosów. Ich miecze starły się ze sobą. Atari napierała całym ciężarem ciała, chcąc pokazać swoją siłę. Ahsoka również nie dawała za wygraną. Przez chwilę stały nieruchomo z zaciętością wypisaną na twarzy. Nagle jednak potężna fala Mocy odepchnęła Atari od Ahsoki. Miecz wyleciał dziewczynie z ręki i wylądował wyłączony kilka metrów dalej. Ahsoka znów natarła, a Atari ledwo uniknęła śmiercionośnego ostrza. Wyłapując właściwy moment, złapała Ahsokę za rękę, w której trzymała miecz, a drugą uderzyła ją z pięści w twarz kilka razy. Ręojeść wypadła Ahsoce z ręki, a Atari odepchnęła ją kopnięciem, gdyż nie dała rady jej sięgnąć. Siłowały się przez chwilę na ręce, patrząc się na siebie wściekle. Tym razem Atari użyła Mocy, by odepchnąć Ahsokę i w mgnieniu oka przywołała do siebie swoją, już włączoną, broń. Ahsoka również wykorzystała z tej chwili przerwy, by chwycić swój miecz świetlny.
Przez chwilę krążyły naprzeciw siebie, czekając na idealny moment do ataku. Kiedy w końcu na siebie skoczyły, ich ruchy stały się jeszcze szybsze. Ostrza mieczy świetlnych stykały się ze sobą i od razu odskakiwały, tworząc niezliczone smugi błękitno-czerwonego światła. Dziewczyny wirowały w śmiercionośnym tańcu, wymieniając coraz to zmyślniejsze, ale i oszczędniejsze ciosy. Zdawały sobie sprawę, że jeśli nadal będą na siebie bezmyślnie szarżowały, szybko stracą wszystkie siły. Prowadziła je Moc i uczucia.
Bo Moc była tylko jedna, służyła wszystkim, nikogo nie faworyzowała. Nie Ciemna, nie Jasna. Po prostu Moc. Atari w końcu to zrozumiała. Wszystko stało się o wiele prostsze bez tego podziału.
- Wymiękasz? - rzuciła Ahsoka.
- Marzysz. 
Kolejna seria ciosów, obrót, blok, odskok, starcie. Atari zdała sobie sprawę z tego, że nie da rady wygrać tej walki siłą i umiejętnościami walki bronią. Były na tym samym poziomie, w końcu od lat ćwiczyły razem. Znały się na wylot. Tutaj trzeba było czegoś więcej - sprytnego podstępu, który tak trudno było wymyślić w wirze walki.
Atari ledwo nadążała z blokowaniem i zadawaniem ciosów, nie miała czasu na zbytnie myślenie. Moc kierowała jej ruchami, umysł był wolny. Podstęp był jedyną możliwością.
Jezioro.
Tajemniczy głos po raz kolejny rozbrzmiał jej w głowie, podsuwając rozwiązanie.
Nie myśląc nad tym, co robi, Atari pchnęła Ahsokę Mocą tak, że ta wylądowała w jeziorze, kilka metrów od brzegu. Nie czekając na to, aż dawna przyjaciółka się otrząśnie, Atari dzięki naturalnej magii Wiedźm z Dathomiry, uformowała z wody kulę i zamknęła w niej Ahsokę. Ciemna, mroczna woda falowała ponad taflą, burzona przez szamotaninę Ahsoki. Jednak Togrutnaka nic nie mogła zrobić. Atari poprzez wodę mogła wyczuć jej procesy życiowe. Wszystko. Magia Dathomiry, jedna ze ścieżek Mocy, dawała więcej możliwości niż te aspekty Mocy, które studiowali Jedi.
Ahsoka szybko straciła przytomność przez brak powietrza. Atari przeniosła ją na czerwony piasek i zakuła w kajdanki. Pozbyła się z płuc Ahsoki zbędnej wody, ale wstrzymała brak przytomności dziewczyny.
- Wygląda na to, że wygrałam - szepnęła sama do siebie.
Starała się nie dopuszczać do siebie myśli, że gdyby nie pomoc głosu, prędzej padłaby z wycieńczenia niż wygrała walkę. Ale fakt, że nie potrafiła myśleć w fetorze walki była na tyle nieprzyjemna, że wolała ją od siebie odsunąć.
Siostry Nocy posługują się Ciemną Stroną. Wiesz dobrze, że Mrok jest potężniejszy od Światła. Ta planeta jest świadkiem. Sam Sith'ari uznał ją za godne miejsce dla Sithów. 
- Kim jesteś?
Echem. Dalekim głosem tej planety. Tą, która uczyniła to miejsce takie, jakie jest. Jednakże teraz moja potęga ogranicza się jedynie do jeziora. To przez podobnego tobie. Uwięził moją Ciemną Stronę.
- To ty to zrobiłaś? Ty jesteś Sithańską wiedźmą, która próbowała podporządkować sobie planetę?
Nie zapomnieli o mnie? Jeszcze nie... czuję twoją Moc, dziewczyno. Przyjmij ten dar, jako dowód mojej sympatii. Jeszcze wiele przed tobą. Chociaż... nie czeka cię to, czego pragniesz.
- Co? O co chodzi? 
Głos jednak nie odezwał się po raz kolejny. Został po nim jedynie niewielki kryształ leżący obok Atari. Przyciągał wzrok swoją nietypową, fioletowo-srebrną barwą. Był piękny. Atari od razu przypomniała sobie opowieści o krysztale Luxum, który można było stworzyć z wód tego jeziora, używając Mocy. 
Atari uśmiechnęła się i cicho podziękowała, po czym wsadziła kryształ do kieszeni.
Dzięki Mocy uniosła Ahsokę i ruszyła w stronę statku. Togrutanka lewitowała obok niej.
Starała się zapomnieć o słowach wypowiedzianych przez Echo. W końcu, co wspomnienie przeszłosci może wiedzieć o przyszłości?

Chazer nie spodziewał się, że planowanie rozmów dyplomatycznych będzie tak przyjemne. Naprawdę mu się to spodobało. W końcu poczuł, że jest w czymś rzeczywiście dobry. Rozwiązania wpadały mu do głowy bez przerwy. Obmyślił kilka planów działania i z każdego był w miarę zadowolony. Zapoznał się z kulturą i obyczajami zwaśnionych narodów i wypisał wszystkie rzeczy, które ich łączyły. Nauczył się kilku zwrotów w obu językach i przestudiował historię planety. Zajęło mu to sporo czasu, ale dopiero kiedy Mirlea weszła do jego kajuty, zdał sobie sprawę, że jest naprawdę późno i że jest niesamowicie zmęczony.
- Prawdziwy z ciebie polityk, nie ma co. Potrafisz głowę stracić, by tylko wypaść jak najlepiej - powiedziała dziewczyna, przecierając zaspane oczy.
- Jeszcze nigdy nie brałem udziału w takiej misji. Chcę być przygotowany.
- Na nic się nie przydasz, jeśli będziesz ledwo żywy. Idź się prześpij. Jesteśmy w nadprzestrzeni, wyjdziemy z niej dopiero za trzy godziny. Lepiej wykorzystaj ten czas na spanie, dobrze ci to zrobi.
- No dobrze.
Włożył Datapad do kieszeni i poczłapał w kierunku łóżka. Rzeczywiście był wykończony, ledwo się położył, a już zapadł w głęboki sen.


Palpatine spacerował po swoim apartamencie, czekając na przybycie zabójcy, którego wyszkolił. Wyczuł jej obecność w Mocy zanim wkroczyła do gmachu senatu. Dopiero kilka minut później, Czerwony Gwardzista poinformował go o przybyciu Nichal. Zezwolił na wejście.
Do salonu weszła ciemnowłosa dziewczyna w czarnym kombinezonie. Sidious pochwalił ją w myślach za posiadanie na tyle wysokiej inteligencji, by zmienić swój wygląd, na mniej rozpoznawalny.
Dziewczyna uklękła, okazując mu tym szacunek.
- Powstań. Wierzę, że wykonałaś powierzone ci zadanie.
- Oczywiście mistrzu. Komenda jest już zaprogramowana. Wystarczą twoje słowa, by ją aktywować.
- Dobrze się spisałaś. Możesz odejść.
- Jak sobie życzysz, mistrzu.
Skłoniła się po raz kolejny i wyszła z apartamentu.
Palpatine uśmiechnął się sam do siebie. Jego długoletni plan, bez większym potknięć, zmierzał ku końcowi.
_________________________________________________
Wow, 70 rozdział xD Tak dużo :P
Dedyk dla wszystkich, aż dziwne, że dotarłam aż tutaj.


Niech Moc będzie z Wami!