Był wściekły. Na siebie, na tamtą kobietę, którą spotkał w promie, na informatora i na Jedi. Na siebie, bo był głupi. Na kobietę dlatego, że była osobą, której poszukiwał. Na informatora za to, że wcześniej nie powiedział mu kim jest łowczyni. Na Jedi był wściekły od tak. Ich zawsze nienawidził. Cały pobyt na Nar Shaddaa okazał się być jedną wielką pomyłką. Piętnaście razy próbowano go okraść, dwa razy zgwałcić, trzy nakłonić do wspólnego gwałtu, osiemnaście razy chcieli go upić, a raz wsypano mu coś do drinka. Normalnie cudowny pobyt. Każdy marzy o takich przygodach. Luksus. Gdyby nie ten idiota - informator, nie byłoby tak źle, ale oczywiście zawsze ktoś musi wszystko spieprzyć. No i czemu ta cała Anja nie mogła zostawić mu jakiegoś numeru, czy czegoś tam. Skontaktowałby się z nią i byłoby po wszystkim. Bo pewnie na Holonecie jej nie znajdzie. Tacy jak ona ukrywali się, a i tak w pewnym kręgach wszyscy o nich wiedzieli. Musiał ją znaleźć. Byli inni łowcy nagród, ale Anja go fascynowała. Nie miała przeszłości. No i nie żądała astronomicznych sum.
Zabicie Jedi nie było bardzo trudne. Jeśli miało się umiejętności, nawet Jedi byli łatwą zwierzyną. A ona je miała. Według jego źródeł, była świetna. Należała do elity w swoim fachu. Szybka i cicha. Ona da radę mu pomóc. Może nie wyzwolą razem jego planety. To może okazać się niemożliwe, ale przynajmniej pomoże zabić dowódców Jedi, tych, których tak bardzo nienawidził. Zniszczyli życie jemu i jego rodzinie. Niewybaczalne. Muszą zginąć. Plo Koon i Obi-Wan Kenobi powinni szykować się na śmierć...
Ahsoka
Ahsoka Tano przemierzała dolne poziomy Coruscant. Nie zeszła jeszcze tak nisko, by się bać, ale czuła się bezbronna bez swojego miecza i shoto. Gdyby niebezpieczeństwo się zbliżało, wyczułaby to, ale i tak była niespokojna. Wszędzie w cieniu czaili się ludzie i obce istoty. To nie było środowisko Jedi. Tutaj każdy kierował się egoizmem i miał swój cel. Jedi postępowali zupełnie inaczej, chroniąc galaktykę i oddając całe swoje życie dla służby cywilom. Jednak wydawało się, że ich wysiłki nic nie dają. Ludzie na niższych warstwach żyli w biedzie i w brudzie. Niektórzy leżeli na ulicy, pozbawieni chęci do życia z nadzieją, że może dadzą radę coś ukraść i przeżyć następny tydzień. Ona tak nie potrafiła. Musiała coś robić, musiała być aktywna, ale... To było niemożliwe. Myślała o wstąpieniu do marynarki Republiki, ale zapewne nie przyjęliby jej. Republika miała klony, a Ahsoka była teraz nikim. Anonimowym cywilem z wojskową przeszłością.Nic nie znaczącą siedemnastolatką, która kiedyś była Jedi. I tak nikt tego nie będzie wiedział. Zabawne było to, że mimo ciągłego pokazywania wizerunków Anakia i Ahsoki w Holonecie, jej twarz była tutaj nierozpoznawalna, chociaż Togrutanka wcale się nie kryła. Mieszkańcy Coruscant mijali ją obojętnie, czasami ktoś podejrzliwie spojrzał na jej strój. Nie był to tradycyjny strój ludzkich Jedi, a togrutańskich. Nikt jednak nie widział świetlnego miecza przy pasie, więc Ahsoka nie miała żadnych nieprzyjemności.
Jej miecz. Odchodząc z Zakonu nie mogła go zachować, ale oddała tylko shoto. Jej zwykły miecz zgubiła gdzieś niedaleko miejsca zamachu. Musiała się tam dostać i go zdobyć. Miecz był jej częścią. Przedłużeniem jej ręki, jej życiem. Anakin zawsze powtarzał, że Jedi nie może zgubić swojej broni. To było niewybaczalne. Ahsoka zamierzała posłuchać byłego mistrza. Musiała wrócić na miejsce zbrodni, a potem... Potem musiała zacząć żyć, nie jako komandor Tano, tylko zwyczajna Ahsoka Tano, togrutanka z Shili.
NMBZW!
Jej miecz. Odchodząc z Zakonu nie mogła go zachować, ale oddała tylko shoto. Jej zwykły miecz zgubiła gdzieś niedaleko miejsca zamachu. Musiała się tam dostać i go zdobyć. Miecz był jej częścią. Przedłużeniem jej ręki, jej życiem. Anakin zawsze powtarzał, że Jedi nie może zgubić swojej broni. To było niewybaczalne. Ahsoka zamierzała posłuchać byłego mistrza. Musiała wrócić na miejsce zbrodni, a potem... Potem musiała zacząć żyć, nie jako komandor Tano, tylko zwyczajna Ahsoka Tano, togrutanka z Shili.
Atari
Atari uspokoiła oddech, używając jednej z relaksacyjnych technik Jedi. Opierała się o ścianę i starała zmieścić między nią, a piaszczystą kolumną, która podtrzymywała strop jaskini. Było tam tak mało miejsca, że nie była pewna w jaki sposób w ogóle zdołała się tam zmieścić, ale nie miała czasu nad tym teraz rozmyślać. Gdzieś tam, po drugiej stronie jaskini, ukrywała się Yala, zaś na środku ogromnej sali, przykuta do kolumny zwisała Padme. Atari wyczuwała jeszcze trójkę dzieci, jedna dziewczynka była dość silna Mocą, a reszta wykazywała jej śladowe ilości. Jednak oni nie byli w tej chwili ważni. Liczyła się tylko Padme. Ocalenie jej było najważniejsze. Yala miała dać Atari sygnał przez Moc. Do tamtej pory dziewczyna miała przestudiować teren i to własnie zrobiła. Z drugiej strony kolumny stał strażnik. Ze swojego miejsca była całkowicie niewidoczna, ale tak blisko stojący wróg i tak ją dekoncentrował. Po jaskini przechadzało się jeszcze około dwudziestu osób, a w bocznych pomieszczeniach było ich około piętnastu. To dość spora siła, ale Atari miała nadzieję, że sobie poradzą. Yala w końcu jest mistrzynią Jedi i powinna sobie dać radę z co najmniej połową. W centralnej części jaskini było sporo urządzeń elektrycznych, ale trudno było określić do czego służą. Czekała spokojnie. Powoli jednoczyła się z Mocą, by w momencie walki być z nią w kompletnej harmonii. Poczuła stanowcze dotknięcie jej umysłu Mocą. Wyskoczyła z kryjówki, dokładnie w tej chwili, co Yala. Odcięła głowę strażnikowi, który właściwie nie zorientował się, że umarł. Atari poczuła ogromny ból w sercu. Ten człowiek był zły, ale... Był pierwszym człowiekiem, który poległ z jej ręki. Ruszyła dalej, pokonując ból. Pozwoliła, by Moc go wyparła, by ją poprowadziła do walki. Przecięła kolejnego mężczyznę, który dopiero co wyciągał blaster. Następnie odbiła kilka strzałów, nie zwracając uwagi na to dokąd je posyła. Pchnięciem Mocy posłała kolejnego porywacza na ścianę. Nabił się na jakiś wystający ze ściany pręt i zawisnął dwa metry nad ziemią. Atari z bólem rzuciła okiem na zakrwawiony pręt, który przebił się przez ciało, ale ruszyła dalej, prowadzona przez Moc. Zabiła kolejnych dwóch napastników. Moc dawała jej siłę, nie pozwala poczuć zmęczenia. Kierowała idealnie wyćwiczonymi przez wiele lat ruchami, zamieniając dziewczynę w mordercę. Tak samo było podczas wszystkich bitew, ale wtedy Atari zamieniała po prostu roboty w zwykły złom. Teraz było inaczej. To byli żywi ludzie, Mogli mieć rodzinę, przyjaciół... Ale to oni porwali Padme. To było niewybaczalne.Skoro zbicie ich było jedyną drogą do uwolnienia Padme, nie miała innego wyjścia. Musiała ich zabić dla większego dobra. To była niewielka ofiara.
Przebiła mieczem kolejnego napastnika. Spojrzał się na Atari oskarżającym wzrokiem, ale dziewczyna już się tym nie przejmowała. Wyrwała ostrze z jego ciał i kopnęło go w stronę jakiejś maszyny. Walka była jak taniec. Jej ostrze tańczyło w rytm śmiertelnej melodii. Moc podpowiadała jej, że to co robi jest jak najbardziej właściwie, a przecież Moc jest nieomylna. Jest właściwa. Pomaga, nie krzywdzi. To przyjaciółka wszystkich istot na nią wrażliwych. Nie okłamałaby Atari. Dziewczyna była tego pewna.
Odcięła głowę mężczyźnie, który chciał strzelić jej w serce. Nie zdążył. Jego głowa zbyt szybko została oddzielona od ciała. Na szczęście miecz świetlny wypalał rany i tamował wypływ krwi. Chociaż to i tak niewiele dawało, kiedy ciało było uszkodzone. Powoli liczba przeciwników malała. Yala z walczyła niedaleko zakładników, starając się, by nikt ich nie wyprowadził po cichu z centralnej części jaskini. Kiedy ostatni z porywaczy padł pocięty przez miecz Atari, dziewczyna poczuła, że opuszczają ją wszystkie siły. Musiała się oprzeć o ścianę, żeby nie osunąć się z wyczerpania na podłogę. Dyszała ciężko, a pot zalewał jej oczy, ale mimo to przypięła miecz do pasa i podbiegła do rozkutej już Padme. Kobieta przytuliła ją mocno do siebie.
- Nic ci nie jest.- szepnęła Padme szczęśliwa.- W pewnej chwili myślałam, że cię trafią.
Kobieta tak mocno tuliła Atari, jakby to padawanka była porwana i przytrzymywana w jaskini.
Atari odsunęła ją od siebie na odległość ramion.
- Przerażasz mnie, Padme. Zachowujesz się tak, jakby nic ci nie groziło, a ten pobyt w niewoli był co najmniej wakacyjnym odpoczynkiem.- zażartowała Atari.- Coś mogło się im stać.- powiedział tym razem poważnie, wskazując na zaokrąglony brzuch kobiety.
Padme instynktownie pogładziła brzuszek i uśmiechnęła się uspokajająco do kuzynki.
- Kim są te dzieciaki?
Za nimi stała Yala i trójka dzieciaków. Właściwie to już nastolatków. Atari kojarzyła ich z wizji. To właśnie ta najmłodsza ostrzegła wszystkich i zapewne ona stworzyła niewidzialną barierę, której Atari prawie nie potrafiła przebić. Zmarnowała na to mnóstwo Mocy i siły. Padme od razu odwróciła się w stronę kobiety, zwracając jej uwagę na swój stan błogosławiony. Atari poczuła, jak jest mistrzyni dotyka Padme za pomocą Mocy i wyczuwa jej dwójkę dzieci.
- To Shira, Kana i Ander. Rozmawiałam z nimi przed zamachem, a potem uciekłam razem z nimi z miejsca wybuchu. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Możecie im zaufać, ręczę za nich.
- Nie wyczuwam w nich złych zamiarów.- zameldowałam.- Jedynie... ból i smutek. Zostaliście zabrani od rodziców?
- Nie mamy rodziców.- powiedziała szybko Shira, zanim Padme spróbowała jej przerwać.- Nazywam się Shira Oyan. Ja i Ander, mój daleki kuzyn, od jakiegoś czasu zmierzamy na Coruscant. Znaleźliśmy Kanę, kiedy jakiś człowiek w mandaloriańskiej zbroi chciał ją zabić. Unieszkodliwiliśmy go i od tamtej pory trzymamy się razem. Kana była niewolnicą, której nadajnik był nieaktywny, więc tak jakby nakłoniliśmy ją d ucieczki. Wcześniej opowiedzieliśmy wszystko Padme...
- Senator Amidali.- przerwała jej Yala.- Dobrze. Powinnyśmy teraz sprawdzić czy na pewno nikt was nie szuka. Czuję, że ukrywacie całą prawdę. Kana powinna wrócić do swojego byłego pracodawcy, ale jako że niewolnictwo jest nielegalne w Republice, jako jej przedstawicielki nie możemy tego zrobić. Muszę poinformować o was Radę...
- Nie, mistrzyni Yalo. Te dzieci są pod moją opieką i ja zadecyduję o ich przyszłości. Polecą z nami na Coruscant, a tam jż sobie poradzimy.
- Nie wiem, czy mogę...
- Znam te dzieci, wiem o nich o wiele więcej, niż pani. Wracajmy na Coruscant.
Yala ukryła swoje rozdrażnienie, ale opuściła temat przybłęd i ruszyła w stronę wyjścia, kontynuując rozmowę. Przeszła na temat porwania, zamachu i powodu, dla którego to wszystko się stało.
Atari zamykała pochód, zasypywana pytaniami Andera i Kany. Shira szła cicho, pogrążona we własnych myślach. Nic dziwnego. W końcu została wplątana w konflikt między Republiką a Separatystami. Porwanie nie było niczym przyjemnym. Porywacze mogli dbać o Padme, ale raczej dzieci ich nie obchodziły. Atari wyczuwała ich strach. Kana próbowała ukryć swoje przerażenie ciekawością i dziecięcą niewinnością, ale w Mocy było widać wszystko.
- Jak właściwie doszło do porwania?- zapytała się w końcu Atari kiedy dzieciaki zrobiły przerwę od zasypywania jej gradem pytań.
Kana zamyśliła się przez chwilę.
- To było... Dość dziwne.
______________________________________________________________________
Wakacje! Nie odchodźcie błagam!! Dlaczego one tak szybko odchodzą? Już jutro do szkoły... Nie, czemu?!
Przebiła mieczem kolejnego napastnika. Spojrzał się na Atari oskarżającym wzrokiem, ale dziewczyna już się tym nie przejmowała. Wyrwała ostrze z jego ciał i kopnęło go w stronę jakiejś maszyny. Walka była jak taniec. Jej ostrze tańczyło w rytm śmiertelnej melodii. Moc podpowiadała jej, że to co robi jest jak najbardziej właściwie, a przecież Moc jest nieomylna. Jest właściwa. Pomaga, nie krzywdzi. To przyjaciółka wszystkich istot na nią wrażliwych. Nie okłamałaby Atari. Dziewczyna była tego pewna.
Odcięła głowę mężczyźnie, który chciał strzelić jej w serce. Nie zdążył. Jego głowa zbyt szybko została oddzielona od ciała. Na szczęście miecz świetlny wypalał rany i tamował wypływ krwi. Chociaż to i tak niewiele dawało, kiedy ciało było uszkodzone. Powoli liczba przeciwników malała. Yala z walczyła niedaleko zakładników, starając się, by nikt ich nie wyprowadził po cichu z centralnej części jaskini. Kiedy ostatni z porywaczy padł pocięty przez miecz Atari, dziewczyna poczuła, że opuszczają ją wszystkie siły. Musiała się oprzeć o ścianę, żeby nie osunąć się z wyczerpania na podłogę. Dyszała ciężko, a pot zalewał jej oczy, ale mimo to przypięła miecz do pasa i podbiegła do rozkutej już Padme. Kobieta przytuliła ją mocno do siebie.
- Nic ci nie jest.- szepnęła Padme szczęśliwa.- W pewnej chwili myślałam, że cię trafią.
Kobieta tak mocno tuliła Atari, jakby to padawanka była porwana i przytrzymywana w jaskini.
Atari odsunęła ją od siebie na odległość ramion.
- Przerażasz mnie, Padme. Zachowujesz się tak, jakby nic ci nie groziło, a ten pobyt w niewoli był co najmniej wakacyjnym odpoczynkiem.- zażartowała Atari.- Coś mogło się im stać.- powiedział tym razem poważnie, wskazując na zaokrąglony brzuch kobiety.
Padme instynktownie pogładziła brzuszek i uśmiechnęła się uspokajająco do kuzynki.
- Kim są te dzieciaki?
Za nimi stała Yala i trójka dzieciaków. Właściwie to już nastolatków. Atari kojarzyła ich z wizji. To właśnie ta najmłodsza ostrzegła wszystkich i zapewne ona stworzyła niewidzialną barierę, której Atari prawie nie potrafiła przebić. Zmarnowała na to mnóstwo Mocy i siły. Padme od razu odwróciła się w stronę kobiety, zwracając jej uwagę na swój stan błogosławiony. Atari poczuła, jak jest mistrzyni dotyka Padme za pomocą Mocy i wyczuwa jej dwójkę dzieci.
- To Shira, Kana i Ander. Rozmawiałam z nimi przed zamachem, a potem uciekłam razem z nimi z miejsca wybuchu. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Możecie im zaufać, ręczę za nich.
- Nie wyczuwam w nich złych zamiarów.- zameldowałam.- Jedynie... ból i smutek. Zostaliście zabrani od rodziców?
- Nie mamy rodziców.- powiedziała szybko Shira, zanim Padme spróbowała jej przerwać.- Nazywam się Shira Oyan. Ja i Ander, mój daleki kuzyn, od jakiegoś czasu zmierzamy na Coruscant. Znaleźliśmy Kanę, kiedy jakiś człowiek w mandaloriańskiej zbroi chciał ją zabić. Unieszkodliwiliśmy go i od tamtej pory trzymamy się razem. Kana była niewolnicą, której nadajnik był nieaktywny, więc tak jakby nakłoniliśmy ją d ucieczki. Wcześniej opowiedzieliśmy wszystko Padme...
- Senator Amidali.- przerwała jej Yala.- Dobrze. Powinnyśmy teraz sprawdzić czy na pewno nikt was nie szuka. Czuję, że ukrywacie całą prawdę. Kana powinna wrócić do swojego byłego pracodawcy, ale jako że niewolnictwo jest nielegalne w Republice, jako jej przedstawicielki nie możemy tego zrobić. Muszę poinformować o was Radę...
- Nie, mistrzyni Yalo. Te dzieci są pod moją opieką i ja zadecyduję o ich przyszłości. Polecą z nami na Coruscant, a tam jż sobie poradzimy.
- Nie wiem, czy mogę...
- Znam te dzieci, wiem o nich o wiele więcej, niż pani. Wracajmy na Coruscant.
Yala ukryła swoje rozdrażnienie, ale opuściła temat przybłęd i ruszyła w stronę wyjścia, kontynuując rozmowę. Przeszła na temat porwania, zamachu i powodu, dla którego to wszystko się stało.
Atari zamykała pochód, zasypywana pytaniami Andera i Kany. Shira szła cicho, pogrążona we własnych myślach. Nic dziwnego. W końcu została wplątana w konflikt między Republiką a Separatystami. Porwanie nie było niczym przyjemnym. Porywacze mogli dbać o Padme, ale raczej dzieci ich nie obchodziły. Atari wyczuwała ich strach. Kana próbowała ukryć swoje przerażenie ciekawością i dziecięcą niewinnością, ale w Mocy było widać wszystko.
- Jak właściwie doszło do porwania?- zapytała się w końcu Atari kiedy dzieciaki zrobiły przerwę od zasypywania jej gradem pytań.
Kana zamyśliła się przez chwilę.
- To było... Dość dziwne.
______________________________________________________________________
Wakacje! Nie odchodźcie błagam!! Dlaczego one tak szybko odchodzą? Już jutro do szkoły... Nie, czemu?!
Te wakacje były dobre. Najlepsze w nich było to, że spotkałam Mroczne Kiwi (Ewok). Te dwa spotkania były najlepsze!!!
Odpoczęłam przez te dwa miesiące. Wena mnie rozpiera (niestety atakuje tylko w dziwnych godzinach, na przykład za dwadzieścia pierwsza (oczywiście w nocy, jakże by inaczej)
Co do następnych rozdziałów... Komputer mi się psuje... Dzisiaj już pięć godzin (aktualnie jest godzina 12:33, komputer włączyłam jakoś tak za dziesięć ósma) uruchamiam komputer i nietety nic z tego. Błąd aktualizacji i dupa. Prawdopodobnie będę musiała oddać go do naprawy, więc nie wiem, co będzie z rozdziałami. Mam napisane do 56 bodajże. Mogę pisać na telefonie, tak jak teraz, ale wiadomo, że ich jakość będzie nieco gorsza... Nie wiem, jak to będzie, ale niech Moc będzie z moim kochanym laptopem (ja tam mam niezabezpieczone opowiadania ;__;)!!!
Co do rozdziału... Powinnam napisać jeszcze opowieść Kany, ale uznałam, że mogę zacząć od tego kolejny rozdział.
Dedyk dla wszystkich, którzy już jutro (;____;) wracają do tego okropnego miejsca zwanego szkołą!
Dedyk dla wszystkich, którzy już jutro (;____;) wracają do tego okropnego miejsca zwanego szkołą!
NMBZW!