Atari
Przy wejściu do jaskini nie stały żadne straże. Z głębi dobiegała mnie silna obecność Padme i kilku innych osób, które zostały uprowadzone wraz z nią.
Czemu tak bardzo nie chcesz wypełnić swojego przeznaczenia? Nie pasujesz tutaj.
Przewróciłam oczami. Czy ten cholerny głos musi gadać do mnie w tak ważnej chwili? To chyba jakiś objaw schizofrenii... Mam dość. Niech to w końcu się skończy.
- Idziemy.- zdecydowałam i nie czekając na Yalę ruszyłam w głąb ciemnej, piaszczystej jaskini. Skradałam się, starając się nie wydać z siebie żadnego, choćby najmniejszego dźwięku. Gruba warstwa piasku pod moimi nogami tłumiła moje kroki, ale utrudniała chodzenie. Otworzyłam się na Moc, siła przepływała przeze mnie bez problemu. Wskazywała mi drogę, pomagała odnaleźć Padme. Nie pozwalała zgubić się w labiryncie prawie identycznych korytarzy.
Po co ją ratujesz? To i tak pójdzie na marne. Już niedługo świat, który znasz, zmieni się nieodwracalnie.
Nie odpowiedziałam. Ona ciągle wymyślała jakieś teorie spiskowe, które zapewne nigdy nie miały się spełnić. Całkowicie zignorowałam głos i skierowałam się w stronę prowadzącego wyraźnie w dół korytarza.
- Na pewno tędy?- zapytała się Yala, która do tej pory pozostawała cicho.
- Tak myślę...- powiedziałam.
Ogarnęły mnie nagłe wątpliwości. A co jeśli Padme tam nie mia? Już raz zawiodłam się na moich przeczuciach, przecież teraz może być tak samo. Padme może już dawno nie żyć albo przebywać na innej planecie!
- Niech Moc cię prowadzi Atari. Nie znam senator Amidali. Nigdy jej nie spotkałam na żywo, więc na nic nie zdam się w tych poszukiwaniach. Musisz zaufać Mocy, moja padawanko. Kiedy już to zrobisz, nic nie będzie dla ciebie przeszkodą.
- Spróbuję.
- Nie próbuj. Rób albo nie rób. Nie ma próbowania. Nauki Mistrza Yody nie są bezcelowe, Atari. Zawierają niezliczone pokłady mądrości. Jeśli będziesz się nimi kierować, nie zbłądzisz.
- To chyba nie jest najlepszy czas na pogadanki na temat drogi Jedi.- przewróciłam oczami i przyspieszyłam tempa.
Usłyszałam pełne rezygnacji westchnięcie Yali.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Zignorowałam ją. Wyjęłam miecz świetlny na wszelki wypadek i oczyściłam myśli. Teraz jedynym priorytetem było uratowanie Padme i jej nienarodzonych dzieci. A te maluchy, które były razem z nią uratuje się przy okazji i odstawi do domu. Ich rodzice pewnie szaleją z niepokoju.
Po trudnej bitwie na Kashyyyk w końcu wrócił do Świątyni. Oprócz zwycięstwa zyskał również rękę złamaną w dwóch miejscach i cudowną ranę na plecach. Oczywiście Mistrza Kenobiego na Kashyyyk nie było. I do tej pory go nie ma. Nie żeby Chazer zabiegał o towarzystwo Obi-Wana Kenobiego, ale w końcu od trzech lat Chaz był jego padawanem i utworzyła się między nimi pewna więź. Przynajmniej Chazer ją odczuwał. Ale skoro Mistrz się nie odzywał i najwyraźniej nie miał czasu na spotkanie z padawanem, Chaz postanowił nie szukać Obi-Wana tylko czekać na wezwanie. Na razie chciał zająć się swoimi sprawami. Miał nadzieję na szybkie spotkanie z Atari i resztą. Dawno się nie widzieli. Wojna osłabiła nieco ich relacje, a on za wszelką cenę chciał przywrócić je do stanu przed wojny.
Atari, Wido i Mirlei nie było w Świątyni. Jedynie Ahsoka nie została jeszcze nigdzie wysłana, a Chaz chciał spędzić choć trochę czasu z przyjaciółką, więc nie tracąc wolnych chwil, ruszył w stronę pokoju Ahsoki.
Chłopak spokojnie przemierzał świątynne korytarze. Chciał znaleźć się jak najszybciej u Ahsoki, jednocześnie nie wywołując oburzenia innych Jedi. Chazer chciał pokazać wszystkim, że dorósł, że nie jest już tym samym dzieciakiem co kiedyś, Miał czternaście lat, kiedy wybuchła wojna, a teraz nawet nie zauważył, kiedy minęły dwa tygodnie od jego siedemnastych urodzin. Właśnie w dzień swoich urodzin dostał list, List, który jednocześnie miał być prezentem. Szansą na nowe życie. Oczywiście, Chaz nie byłby sobą, gdyby nie odrzucił propozycji. Przed lotem na Kashyyyk napisał krótką, taktowną i jak na gust chłopaka, zbyt polityczną odmowę, pozdrowienia i dość długi list do młodszej siostry, w którym opowiedział jej o wszystkim.
W końcu Chazer dotarł pod drzwi do pokoju Ahsoki. Jak zwykle,bez pukania, wszedł do pokoju przyjaciółki.
- Człowieku! Zwariowałeś? Nie wchodzi się do czyjegoś pokoju bez pukania!- usłyszał obcy, dziewczęcy głos.
Zanim zdążył cokolwiek zauważyć, dostał w twarz dość twardą poduszką.
- Co jest...- zamarł.
Dziewczyna, która stała zdenerwowana na środku pokoju na pewno nie była Ahsoką. Chociaż... Może Togrutanie mają możliwość transformacji i bez problemu zamieniają się w Zabraków.
Dziewczyna, patrząca na niego morderczym miała żółtą cerę, jasne włosy i niewielkie wyrostki kostne nad czołem.
- Nie jesteś chyba Ahsoką Tano, prawda?
- Nie znam żadnej Ahsoki. Nazywam się Varis Kote i przyleciałam tutaj z Dantooine. Poprzednia dziewczyna, która tutaj mieszkała odeszła z Zakonu. Może to własnie ta Ahsoka, czy jak jej tam.
- To... Cześć.
Chazer szybko wyszedł z pokoju. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Ahsoka... Jak ona mogła opuścić Zakon? Co się w ogóle stało? Dlaczego nic nie powiedziała! Czyżby nie obchodziło ją to, co poczuje Chaz, Atari i reszta, kiedy się dowiedzą o jej odejściu? Jak mogła tak...
- Ahsoka...- szepnął, powstrzymując łzy cisnące mu się do oczu.- Dlaczego?
Szybko spróbował nawiązać połączenie z Togrutanka, ale jej komunikator nie odpowiadał, a przecież zawsze miała go włączonego. Ale Ahsoka nigdy nie odeszłaby nie mówiąc o tym! Chazer, kiedy czwarta próba połączenia się z przyjaciółką nie wyszła, postanowił pójść do Anakina Skywalkera. Był w końcu jej mistrzem, powinien wiedzieć, gdzie ona jest. Pobiegł korytarzem w stronę pokoju Skywalkera. Wybraniec nie będzie miał mu chyba za złe, jeśli zakłóci jego spokój. Chwilę później już pukał, a właściwie walił do drzwi pokoju Wybrańca. Nagle Chaz poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.
- Anakina nie ma. Coś się stało, padawanie?
Obi-Wan...
- Mistrzu, jest sprawa. Byłem przed chwilą w pokoju Soki i... Czy ona...
- Dla wszystkich był to cios. Ahsoka została oskarżona o zamach, którego nie była sprawcą. Została wydalona z Zakonu, a kiedy Anakin złapał prawdziwego sprawcę, Ahsoka nie chciała już wrócić. Wiem, że była twoją dobrą znajomą...
- Była moją przyjaciółką. I dzięki Mistrzu, że mnie o tym poinformowałeś tak wcześnie. Bo wcale nie widziałeś przez te trzy lata i wcześniej, jak prawie każdy wolny dzień spędzaliśmy razem. Ja, Ahsoka, Atari, Wido i Mirlea. Oni pewnie też nie wiedzą... Po prostu... Super, Mistrzu.- powiedział z goryczą.
Odwrócił się i odszedł. Pierwszy raz w życiu żałował, że nie ma tu nigdzie armii droidów. Potrzebował czegoś na czym będzie mógł się wyżyć. Musiał zrobić cokolwiek, by na chwilę chociaż zapomnieć o bólu w sercu. Nie stracił przyjaciółki. Stracił siostrę, którą kochał całym sercem. Znali się czternaście lat, a on nadal pamiętał dzień,kiedy się poznali...
Trenowali. Trenowali ciężko, jak każdego dnia. Tata powiedział, że dzięki temu będzie silniejszy, że będzie miał moc, by chronić Republikę. Chazer nie chciał zawieść taty. Nie chciał zawieść nikogo. Nie chciał być Jedi, ale rodzice stwierdzili, że to wielka szansa, że nie powinien tego zmarnować. Przecież syn w Zakonie sprawi, że rodzina będzie jeszcze bardziej poważana. Tak powiedziała tata. Siostrzyczka nie miała tej Mocy, a nawet gdyby miała, mamusia nie chciała jej oddawać. Mamusia bardzo ją kochała. Chazera też kochała. Tak mówiła. Ale i tak oddała go do Zakonu. To było przykre. Stracił rodzinę. Ale u Jedi nie było tak źle. Poznał Deturi i Wido. Oni byli super. Deturi była strasznie fajna. Zawsze mógł z nią porozmawiać, a Wido był zabawny. No i doszła jeszcze Atari. Ona nie była w klanie Sarlacców od początku. Najpierw przyszła Deturi. Potem ja i Wido tego samego dnia, a Ati doszła dwa tygodnie później. Była bardzo ładna. Deturi jej nie polubiła. Chazer nie wiedział czemu. Obie były ładne i miłe, a Atari nigdy nie kłóciła się z nikim. Deturi mówiła, że nie lubi odmieńców. Widziała w Ati coś odmiennego. Ale przecież Ati była normalna. Det próbowała mu to wytłumaczyć, ale on i tak nie rozumiał. Dziewczyn po prostu nie dało się zrozumieć!
Trenował codziennie, razem z resztą klanu. Tym razem zajmowali się formą trzecią. Mistrzyni Adi Gallia właśnie pochwaliła Chaza i Atari. Kazała też Deturi bardziej się postarać. Chłopiec był zadowolony z pochwały. Pracował ciężko, by spełnić oczekiwania innych i w końcu się udało.
Nagle usłyszał kroki. Do sali weszli czterej mistrzowie. Yoda, Plo Koon, Mace Windu i Qui Gon Jinn. Obok Plo Konna szła jakaś nieznajoma Togrutanka. Mogła mieć najwyżej trzy lata. Jej montrale i lekku nie były jeszcze zbyt rozwinięte. Dziewczynka miała pomarańczową skórę i duże niebieskie oczy, które pasowały do niej wręcz idealnie. Była dość niska. Chyba o głowę niższa od Chazera. Jedynie Deturi była podobnego wzrostu.
- Adebci, Ahsoka Tano to jest. W klanie Sarlacców od dziś będzie. Dobrze przyjmijcie ją. Koniec na dziś treningu. Musicie zapoznać się.
- J-jestem Ahsoka. Mam trzy lata...- powiedziała nieśmiało.
- Jestem Chazer Motess. Miło cię poznać. Nie musisz się bać, przecież nie gryziemy. Chodź. Ta blondynka to Deturi. Chłopak to Wido, a to jest Atari.- wskazał na czarnowłosą.
- Potrafimy się przedstawić. Miło cię poznać. Jestem Atari Oreen. Pokazać ci świątynię?
Tak się to zaczęło. Potem dołączyła jeszcze Mirlea. Ona tez dołączyła do ich klanu. Przeniosła się od smoków. Chociaż dzieliły ich dwa lata nauki, Mirlea nie zamierzała zostać w swoim klanie. Od tamtej pory ich piątka była nierozłączna. Nawet kiedy wojna rozrzuciła ich po odległych krańcach Galaktyki, nadal czuli tę więź między sobą. Zawsze kiedy się spotykali nie nudzili się. Ich przyjaźń była jak wiecznie pracująca maszyna, którą zasila pięć ogniw. Teraz jedno ogniwo zgasło... Bez Ahsoki nie będzie tak jak kiedyś.
_______________________________________________________________________
Jest nowy rozdział :) Napisany i dodany między wyjazdami. Niedawno wróciłam z Krakowa. Był tam internet, ale brakowało mi laptopa. Teraz sytuacja się zmienia. Jadę do Polanicy Zdrój razem z laptopem, ale prawdopodobnie będę przez tydzień pozbawiona internetu :/
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i serio proszę o komentarze, bo juz po raz kolejny zastanawiam się, czy mam dla kogo pisać. Bo Kiwi mogę przesyłać rozdziały przez FB xD
NMBZW
Czemu tak bardzo nie chcesz wypełnić swojego przeznaczenia? Nie pasujesz tutaj.
Przewróciłam oczami. Czy ten cholerny głos musi gadać do mnie w tak ważnej chwili? To chyba jakiś objaw schizofrenii... Mam dość. Niech to w końcu się skończy.
- Idziemy.- zdecydowałam i nie czekając na Yalę ruszyłam w głąb ciemnej, piaszczystej jaskini. Skradałam się, starając się nie wydać z siebie żadnego, choćby najmniejszego dźwięku. Gruba warstwa piasku pod moimi nogami tłumiła moje kroki, ale utrudniała chodzenie. Otworzyłam się na Moc, siła przepływała przeze mnie bez problemu. Wskazywała mi drogę, pomagała odnaleźć Padme. Nie pozwalała zgubić się w labiryncie prawie identycznych korytarzy.
Po co ją ratujesz? To i tak pójdzie na marne. Już niedługo świat, który znasz, zmieni się nieodwracalnie.
Nie odpowiedziałam. Ona ciągle wymyślała jakieś teorie spiskowe, które zapewne nigdy nie miały się spełnić. Całkowicie zignorowałam głos i skierowałam się w stronę prowadzącego wyraźnie w dół korytarza.
- Na pewno tędy?- zapytała się Yala, która do tej pory pozostawała cicho.
- Tak myślę...- powiedziałam.
Ogarnęły mnie nagłe wątpliwości. A co jeśli Padme tam nie mia? Już raz zawiodłam się na moich przeczuciach, przecież teraz może być tak samo. Padme może już dawno nie żyć albo przebywać na innej planecie!
- Niech Moc cię prowadzi Atari. Nie znam senator Amidali. Nigdy jej nie spotkałam na żywo, więc na nic nie zdam się w tych poszukiwaniach. Musisz zaufać Mocy, moja padawanko. Kiedy już to zrobisz, nic nie będzie dla ciebie przeszkodą.
- Spróbuję.
- Nie próbuj. Rób albo nie rób. Nie ma próbowania. Nauki Mistrza Yody nie są bezcelowe, Atari. Zawierają niezliczone pokłady mądrości. Jeśli będziesz się nimi kierować, nie zbłądzisz.
- To chyba nie jest najlepszy czas na pogadanki na temat drogi Jedi.- przewróciłam oczami i przyspieszyłam tempa.
Usłyszałam pełne rezygnacji westchnięcie Yali.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Zignorowałam ją. Wyjęłam miecz świetlny na wszelki wypadek i oczyściłam myśli. Teraz jedynym priorytetem było uratowanie Padme i jej nienarodzonych dzieci. A te maluchy, które były razem z nią uratuje się przy okazji i odstawi do domu. Ich rodzice pewnie szaleją z niepokoju.
Chazer
Po trudnej bitwie na Kashyyyk w końcu wrócił do Świątyni. Oprócz zwycięstwa zyskał również rękę złamaną w dwóch miejscach i cudowną ranę na plecach. Oczywiście Mistrza Kenobiego na Kashyyyk nie było. I do tej pory go nie ma. Nie żeby Chazer zabiegał o towarzystwo Obi-Wana Kenobiego, ale w końcu od trzech lat Chaz był jego padawanem i utworzyła się między nimi pewna więź. Przynajmniej Chazer ją odczuwał. Ale skoro Mistrz się nie odzywał i najwyraźniej nie miał czasu na spotkanie z padawanem, Chaz postanowił nie szukać Obi-Wana tylko czekać na wezwanie. Na razie chciał zająć się swoimi sprawami. Miał nadzieję na szybkie spotkanie z Atari i resztą. Dawno się nie widzieli. Wojna osłabiła nieco ich relacje, a on za wszelką cenę chciał przywrócić je do stanu przed wojny.
Atari, Wido i Mirlei nie było w Świątyni. Jedynie Ahsoka nie została jeszcze nigdzie wysłana, a Chaz chciał spędzić choć trochę czasu z przyjaciółką, więc nie tracąc wolnych chwil, ruszył w stronę pokoju Ahsoki.
Chłopak spokojnie przemierzał świątynne korytarze. Chciał znaleźć się jak najszybciej u Ahsoki, jednocześnie nie wywołując oburzenia innych Jedi. Chazer chciał pokazać wszystkim, że dorósł, że nie jest już tym samym dzieciakiem co kiedyś, Miał czternaście lat, kiedy wybuchła wojna, a teraz nawet nie zauważył, kiedy minęły dwa tygodnie od jego siedemnastych urodzin. Właśnie w dzień swoich urodzin dostał list, List, który jednocześnie miał być prezentem. Szansą na nowe życie. Oczywiście, Chaz nie byłby sobą, gdyby nie odrzucił propozycji. Przed lotem na Kashyyyk napisał krótką, taktowną i jak na gust chłopaka, zbyt polityczną odmowę, pozdrowienia i dość długi list do młodszej siostry, w którym opowiedział jej o wszystkim.
W końcu Chazer dotarł pod drzwi do pokoju Ahsoki. Jak zwykle,bez pukania, wszedł do pokoju przyjaciółki.
- Człowieku! Zwariowałeś? Nie wchodzi się do czyjegoś pokoju bez pukania!- usłyszał obcy, dziewczęcy głos.
Zanim zdążył cokolwiek zauważyć, dostał w twarz dość twardą poduszką.
- Co jest...- zamarł.
Dziewczyna, która stała zdenerwowana na środku pokoju na pewno nie była Ahsoką. Chociaż... Może Togrutanie mają możliwość transformacji i bez problemu zamieniają się w Zabraków.
Dziewczyna, patrząca na niego morderczym miała żółtą cerę, jasne włosy i niewielkie wyrostki kostne nad czołem.
- Nie jesteś chyba Ahsoką Tano, prawda?
- Nie znam żadnej Ahsoki. Nazywam się Varis Kote i przyleciałam tutaj z Dantooine. Poprzednia dziewczyna, która tutaj mieszkała odeszła z Zakonu. Może to własnie ta Ahsoka, czy jak jej tam.
- To... Cześć.
Chazer szybko wyszedł z pokoju. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Ahsoka... Jak ona mogła opuścić Zakon? Co się w ogóle stało? Dlaczego nic nie powiedziała! Czyżby nie obchodziło ją to, co poczuje Chaz, Atari i reszta, kiedy się dowiedzą o jej odejściu? Jak mogła tak...
- Ahsoka...- szepnął, powstrzymując łzy cisnące mu się do oczu.- Dlaczego?
Szybko spróbował nawiązać połączenie z Togrutanka, ale jej komunikator nie odpowiadał, a przecież zawsze miała go włączonego. Ale Ahsoka nigdy nie odeszłaby nie mówiąc o tym! Chazer, kiedy czwarta próba połączenia się z przyjaciółką nie wyszła, postanowił pójść do Anakina Skywalkera. Był w końcu jej mistrzem, powinien wiedzieć, gdzie ona jest. Pobiegł korytarzem w stronę pokoju Skywalkera. Wybraniec nie będzie miał mu chyba za złe, jeśli zakłóci jego spokój. Chwilę później już pukał, a właściwie walił do drzwi pokoju Wybrańca. Nagle Chaz poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.
- Anakina nie ma. Coś się stało, padawanie?
Obi-Wan...
- Mistrzu, jest sprawa. Byłem przed chwilą w pokoju Soki i... Czy ona...
- Dla wszystkich był to cios. Ahsoka została oskarżona o zamach, którego nie była sprawcą. Została wydalona z Zakonu, a kiedy Anakin złapał prawdziwego sprawcę, Ahsoka nie chciała już wrócić. Wiem, że była twoją dobrą znajomą...
- Była moją przyjaciółką. I dzięki Mistrzu, że mnie o tym poinformowałeś tak wcześnie. Bo wcale nie widziałeś przez te trzy lata i wcześniej, jak prawie każdy wolny dzień spędzaliśmy razem. Ja, Ahsoka, Atari, Wido i Mirlea. Oni pewnie też nie wiedzą... Po prostu... Super, Mistrzu.- powiedział z goryczą.
Odwrócił się i odszedł. Pierwszy raz w życiu żałował, że nie ma tu nigdzie armii droidów. Potrzebował czegoś na czym będzie mógł się wyżyć. Musiał zrobić cokolwiek, by na chwilę chociaż zapomnieć o bólu w sercu. Nie stracił przyjaciółki. Stracił siostrę, którą kochał całym sercem. Znali się czternaście lat, a on nadal pamiętał dzień,kiedy się poznali...
Trenowali. Trenowali ciężko, jak każdego dnia. Tata powiedział, że dzięki temu będzie silniejszy, że będzie miał moc, by chronić Republikę. Chazer nie chciał zawieść taty. Nie chciał zawieść nikogo. Nie chciał być Jedi, ale rodzice stwierdzili, że to wielka szansa, że nie powinien tego zmarnować. Przecież syn w Zakonie sprawi, że rodzina będzie jeszcze bardziej poważana. Tak powiedziała tata. Siostrzyczka nie miała tej Mocy, a nawet gdyby miała, mamusia nie chciała jej oddawać. Mamusia bardzo ją kochała. Chazera też kochała. Tak mówiła. Ale i tak oddała go do Zakonu. To było przykre. Stracił rodzinę. Ale u Jedi nie było tak źle. Poznał Deturi i Wido. Oni byli super. Deturi była strasznie fajna. Zawsze mógł z nią porozmawiać, a Wido był zabawny. No i doszła jeszcze Atari. Ona nie była w klanie Sarlacców od początku. Najpierw przyszła Deturi. Potem ja i Wido tego samego dnia, a Ati doszła dwa tygodnie później. Była bardzo ładna. Deturi jej nie polubiła. Chazer nie wiedział czemu. Obie były ładne i miłe, a Atari nigdy nie kłóciła się z nikim. Deturi mówiła, że nie lubi odmieńców. Widziała w Ati coś odmiennego. Ale przecież Ati była normalna. Det próbowała mu to wytłumaczyć, ale on i tak nie rozumiał. Dziewczyn po prostu nie dało się zrozumieć!
Trenował codziennie, razem z resztą klanu. Tym razem zajmowali się formą trzecią. Mistrzyni Adi Gallia właśnie pochwaliła Chaza i Atari. Kazała też Deturi bardziej się postarać. Chłopiec był zadowolony z pochwały. Pracował ciężko, by spełnić oczekiwania innych i w końcu się udało.
Nagle usłyszał kroki. Do sali weszli czterej mistrzowie. Yoda, Plo Koon, Mace Windu i Qui Gon Jinn. Obok Plo Konna szła jakaś nieznajoma Togrutanka. Mogła mieć najwyżej trzy lata. Jej montrale i lekku nie były jeszcze zbyt rozwinięte. Dziewczynka miała pomarańczową skórę i duże niebieskie oczy, które pasowały do niej wręcz idealnie. Była dość niska. Chyba o głowę niższa od Chazera. Jedynie Deturi była podobnego wzrostu.
- Adebci, Ahsoka Tano to jest. W klanie Sarlacców od dziś będzie. Dobrze przyjmijcie ją. Koniec na dziś treningu. Musicie zapoznać się.
- J-jestem Ahsoka. Mam trzy lata...- powiedziała nieśmiało.
- Jestem Chazer Motess. Miło cię poznać. Nie musisz się bać, przecież nie gryziemy. Chodź. Ta blondynka to Deturi. Chłopak to Wido, a to jest Atari.- wskazał na czarnowłosą.
- Potrafimy się przedstawić. Miło cię poznać. Jestem Atari Oreen. Pokazać ci świątynię?
Tak się to zaczęło. Potem dołączyła jeszcze Mirlea. Ona tez dołączyła do ich klanu. Przeniosła się od smoków. Chociaż dzieliły ich dwa lata nauki, Mirlea nie zamierzała zostać w swoim klanie. Od tamtej pory ich piątka była nierozłączna. Nawet kiedy wojna rozrzuciła ich po odległych krańcach Galaktyki, nadal czuli tę więź między sobą. Zawsze kiedy się spotykali nie nudzili się. Ich przyjaźń była jak wiecznie pracująca maszyna, którą zasila pięć ogniw. Teraz jedno ogniwo zgasło... Bez Ahsoki nie będzie tak jak kiedyś.
_______________________________________________________________________
Jest nowy rozdział :) Napisany i dodany między wyjazdami. Niedawno wróciłam z Krakowa. Był tam internet, ale brakowało mi laptopa. Teraz sytuacja się zmienia. Jadę do Polanicy Zdrój razem z laptopem, ale prawdopodobnie będę przez tydzień pozbawiona internetu :/
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i serio proszę o komentarze, bo juz po raz kolejny zastanawiam się, czy mam dla kogo pisać. Bo Kiwi mogę przesyłać rozdziały przez FB xD
NMBZW
Czekaj, czekaj. Gdzie Mistrzowskie potknięcie Chazera? Gdzie wspomnienie o zręczynach żelkiem? xD Dobra, kij. Żartuje, ludzie. To nie musi być powiązane :P
OdpowiedzUsuńDobre, wszystko dobre! Tylko tak wszyscy stracili humor... czekam ba reakcję Ati... jakoś tak mam wrażenie, że rzuci się na Barriss nawet jeśli to nie jest droga Jedi.
Cudownie! *-*
Niech Moc będzie z Tobą! :*
Twoja Kiwi ^-^
Nauki mistrza Yody zawsze mogą się przydać :)
OdpowiedzUsuńObi-Wan coś nie dba i tego swojego padawana xD powinien trochę bardziej się zaangażować, nie wspominąjc o poinformowaniu Charera o odejściu przyjaciółki...
Świetnie piszesz! Przepraszam jak nie komnutje, ale wciąż nadrabiam pare rozdziałów ;)
NMBZT!
Dziękuję :) Cieszę się, że czytasz. Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją, sama to rozumiesz, w końcu piszesz bloga :D.
UsuńHejo ^^
OdpowiedzUsuńNa początek wybacz, że tak późno. Ja to czytałam ale nie miałam jak komnąć :/ Ale już jestem i komentuję XD Atari... WEŹ TY ZAŁÓŻ KNEBEL NA TEN TWÓJ "objaw schizofrenii" XD Nie no ale tak na serio to mi cię trochę żal :/ A teraz Chazer... NA CHAMA WBIJAMY DO OBCEJ LASKI! YAAAAAAAY! Bardzo mi się podobało to wspomnienie Chazera ^^ Niestety sprawiło, że chcę cię bić aż do śmierci za poprzednie nn I NIE UDAWAJ ŻE NIE WIESZ O CO KOMAN!
Ogólnie jest OK, błędów nie widziałam :P
NMBZT!
Sonia
Haha, dzięki ;) Wiem, że mnie nienawidzisz za odejście Ahsoki, ale ona pojawi się już w następnym rozdziale i właściwie będzie się pojawiać prawie co rozdział, ponieważ wpadłam na pewien pomysł, który już mniej więcej sobie rozpisałam i mam dla niej historię na następny rok w historii).
Usuń