czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 30

Mirlea

Dziwne miejsce... Pełne kolorów, a jednocześnie bezbarwne. Cicho tu, ale coś dudni mi w uszach. Nie czuję mojego ciała, ale świadomie mogę poruszać kończynami. Czy o realny świat, czy sen? Jeden z tych, które dręczą mnie w nocy? Nie... Nie ma tu ICH. Nie będą mi prawili kazań. Martwa rodzina. To chyba przez nich czuję się tak oderwana od codzienności. Nie pasuję do ludzi, z którymi na co dzień przebywam. Duchy to moja rodzina. Nie Jedi? Dlaczego więc jestem Jedi? Nie znam odpowiedzi. Mogłabym już dawno ICH posłuchać i odejść z zakonu, ale... Coś mnie w nim trzyma. Może jest to chęć zostania z przyjaciółmi, z mistrzynią? Albo chęć pomocy innym ludziom. Chociaż tyle samo ile im pomagamy, tyle szkodzimy. Wojna poglądów. ONI tak mówią. Zawsze wojny się toczyły przez idee rządzących. A teraz jest tak samo, a ja muszę żyć w tym okresie. Chociaż kto widział galaktykę niepogrążoną w wojnie lub sporach? Chyba nie istnieją tacy ludzie. W sumie to dobrze. Wojna to parszywa sprawa, a jak się bez przerwy powtarza nie jest taka straszna, jak gdyby była rzadko. 
- A w sumie gdzie ja jestem?- zastanowiła się nagłos.- Mogę myśleć, mogę mówić, mogę się ruszać. Takie sny są rzadkie. A u mnie to cud, bym śniła świadomie. A właściwie, to czy ja nie powinnam być teraz na Korribann? Grr... Ta durna planeta! Tylko ona tak dziwnie wpływa na moją psychikę. Mistrzowie wiedzieli, że nie powinni mnie posyłać na tą bitwę! Wszędzie, byle nie na Korribann! Jeszcze tego brakuje! Mistrz Yoda wie przecież, że mogę rozmawiać z Sithami i niektórymi Jedi, którzy zmarli. A ta planeta tylko wzmacnia moją dziwaczną umiejętność i doprowadza do szaleństwa! Czy oni mają jakiś interes w tym, bym była niezdolna do życia? Ja nie chcę być roślinką.
Nie zauważyłam nawet, kiedy obrazy wkoło wyostrzyły się i przybrały kształty. Znajdowałam się w jaskini. Nad głową wisiały mi setki kryształów. To nie jest bezpieczne. Jak będzie jakieś trzęsienie, czy coś wszystko pospada mi na głowę i mnie zabije. Albo obudzi. Zależy, czy to sen, czy jawa. Zdecydowałam, że skoro szczypanie się w ramię, (siniak będzie się długo trzymał) nie pomogło, to powinnam się rozejrzeć po tym miejscu. Sen, czy nie, ale zapowiadało się całkiem ciekawie.
***
Atari
Włączyłam ostrze miecza świetlnego. Błękitny blask klingi rozjaśnił panujące dookoła ciemności. Tak samo zrobiła Ahsoka. Nie włączyła shoto, tylko swój podstawowy, zielony miecz. Stanęłyśmy w bezruchu. Ktoś się zbliżał. Niesamowicie cicho. Zapewne nie byłoby to słyszalne dla człowieka. Ale Ahsoka była togrutanką i miała wyczulone zmysły drapieżnika, a ja dathomirianka zapewne nieświadomie posługiwałam się magią wyczulającą zmysły. Nagle zza naszych pleców wyskoczyła postać odzianą w czerń. W ciągu sekundy włączyła ona miecz świetlny. Czerwone, podwójne ostrze, zderzyło się z naszymi mieczami. Odskoczyłyśmy od siebie i przybrałyśmy bojową pozycję. Współpraca w takich chwilach była najważniejsza, a właśnie jej uczono nas przez ostatnie trzynaście lat pobytu w różnych świątyniach i enklawach. Przeszłyśmy do ataku. Nasze miecze ścierały się ze sobą. Iskry sypały się na wszelkie strony, czuć było zapach spalenizny. W pewnym momencie miecz przeciwnika przeciął miejsce, w którym przed sekundą znajdowała się moja głowa. Wiedziałam, że tym razem nie mogę myśleć o jakichś dziwnych i niezwiązanych z sytuacją rzeczach, tylko w pełni skupić się na walce. Odbiłam z całej siły miecz napastnika. Postać zachwiała się i odskoczyła kilka metrów w tył. Niestety nie spadł mu kaptur, który zasłaniał całą jego twarz. Natarłyśmy na nią, jednocześnie odbijając się od ziemi. Przeciwnik ledwo się zasłonił. I znów rozpoczęła się zacięta wymiana ciosów. Kolejny wyszkolony w walce mieczem świetlnym i w posługiwaniu się mocą wróg. Separatyści stają się coraz bardziej niebezpieczni. Jeżeli oczywiście napastnik jest sprzymierzony z separańcami. Ciekawe, dlaczego nas zaatakował?
Nagle z mojego gardła wydobył się jęk bólu. Miecz świetlny wypadł mi z ręki. Wróg trafił mnie w ramię. Tam gdzie ręka łączyła się z resztą ciała miałam dziurę. Na szczęście wszystkie części ciała trzymały się jeszcze na swoim miejscu, ale tą ręką dzisiaj walczyć nie będę mogła. Zapewne jutro i pojutrze też. Zaczęłam się powoli cofać, a Ahsoka zaciekle starała się mnie osłaniać. Zapewne przypomniała jej się historia, kiedy Klaus, młody Sith odciął jej rękę. Potem ta ręka została przez niego zniszczona. Nie wiadomo, kiedy, ale zdążył ją pociąć na małe kawałki. Zapewne, by nie można było jej przyszyć, a Ahsoka miała protezę. Bladoczerwone rękawiczki, które zaczęła od tamtej pory nosić zasłaniały srebrny metal. Całą siłą woli wyciągnęłam lewą rękę w stronę miecza leżącego kilka metrów dalej. Zauważyłam, że w takim stanie trudniej posłużyć się mocą. Skupiłam się mocno i wyobraziłam sobie broń przylatującą do mojej ręki. Pomagało to, kiedy byłam małą. Teraz też pomoże. Miecz poruszył się i leniwie potoczył się po ziemi jakiś metr, a potem stanął w miejscu. Podczołgać się po niego nie mogłam nie naruszając stanu rannej ręki. W końcu chcę jej używać do śmierci.
Kolejna próba przyciągnięcia do siebie miecza poszła zdecydowanie lepiej. Jednak oślepiona przeraźliwym bólem nic nie mogłam więcej zrobić. Albo ktoś zgasił księżyc i wszystkie gwiazdy, albo moje powieki zasłoniły widok, ale dalej pamiętałam tylko błogi stan, podczas którego po prostu się jest. Nic się nie czuje, nie słyszy, nie widzi. Stan otępienia. Jak w śpiączce.
Ahsoka
Widziałam próby przyjaciółki w celu odzyskania miecza, ale jej to nie wychodziło. Sama pamiętała, że kiedy straciła rękę nie mogła się skupić. Kiedy Atari zemdlała, togrutanka wiedziała, że teraz będzie musiała sobie radzić sama. Nikt nie przyjdzie jej z pomocą. Klony tylko straciłyby życie, a Chazer i Niro są zbyt daleko i możliwe, że w tej chwili również z kimś walczą.
Kopnęłam przeciwnika w brzuch. Odleciał do tyłu i mocno uderzył w ziemię. Pył podniósł się do góry i zaczął opadać powoli na ziemię. Kaptur nadal się trzymał. Musiał być jakiś specjalny, że nawet po czymś takim nie spadł. Doskoczyłam do napastnika i miałam już zamiar pozbawić go życia, kiedy poczułam, że tracę grunt pod nogami. Zganiłam się za swoją nieuwagę. Następne kilkanaście sekund polegało na bezmyślnej szarpaninie, podczas której zarobiłam kilka siniaków. Zadowolona usłyszałam chrzęst i sapnięcie bólu. W najlepszym wypadku wróg ma złamany nos. Niestety z wydanego dźwięku nie można było poznać, czy napastnik jest kobietą, czy mężczyzną. Świetnie walczył, co mnie najbardziej interesowało. Przywołałam miecz, którego klinga włączyła się jeszcze w locie. Mój miecz przeciął powietrze, a przeciwnik wylądował kilka metrów dalej. Włączona broń już znajdowała się w jego dłoni. Rozłączył on swój podwójny miecz na dwa zwykłe. W tym wypadku ja też włączyłam shoto i rzuciłam się na przeciwnika.Nacierałam dwa razy mocniej i zacieklej niż wcześniej. Chciałam w końcu zakończyć tą bezsensowną walkę. Znowu bez przerwy słyszałam dźwięk ścierania się o siebie energii laserowej. Mój miecz ze świstem przeciął miejsce, w którym powinna znajdować się głowa wroga. Cudem jednak napastnik odchylił się. I znów natarł. Ale coś się zmieniło. Nie w sposobie jego walki, ale w wyglądzie. I dopiero po dłuższej chwili spostrzegłam zmianę. Kaptur opadł przeciwnikowi na plecy. Właściwie, to przeciwniczce. Walczyłam z zielonooką blondynką. Coś w niej było znajomego. Od pierwszego spojrzenia czułam do niej dziwną nienawiść. I wtedy się zorientowałam. Tylko do jednej osoby czułam tak specyficzny rodzaj nienawiści.
- Deturi...-wyszeptałam, a w oczach znienawidzonej przez mnie osoby pojawił się dziwny blask.
______________________________________________________________
Tadadam :) Ten rozdział postanowiłam podzielić na pół i dalsze wydarzenia opisać w 31 xD 
W końcu trochę akcji :) 
Dedyk dla Kiwi za to, ze bez przerwy jest pierwsza xD
Oraz dla Mati, która pojawiła się po długiej nieobecności :)
NMBZW

2 komentarze:

  1. Po kilku zdaniach mnie zatkało. Idka Twój styl pisania tak się zmienia :o No po prostu cud melonik i Patataj :o *O* Co raz lepsze opisy, słownictwo... *O* ZATYKA!
    Wątek jest nie do opisania *O* Ja nie mogę :c Też tak chcę :c
    Teraz Atari :3
    Wow. Ten opis walk... nie no. Tego skomentować się nie da, ale w pozytywny sposób ;-; To jest zbyt... nie wiem, jak to nawet określić ;-; A teraz jeszcze ten opis Ati... *O* Jaram się tym ^^
    I jeszcze teraz Ahsoka... Idka ja też chcę tak.
    This is Deturi? :O NA MOC! To nie możliwe :O
    Rozdział jest nie do opisania i najlepszy, jaki napisałaś! *O*
    Niech Moc będzie z Tobą <3

    Twoja Wieżyczka ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, jest naprawdę... cudownie. Rozdział wyjątkowo mi się podoba, ciekawa akcja, opisy, nie ma lania wody... no po prostu mistrzostwo, jeden z najlepszych. Cóż. Czekam na kolejny i niech Moc będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń