niedziela, 13 września 2015

Rozdział 56



Uwaga
To jest ckliwe, słodkie i tęczowe. Jeśli ktoś czuje się nie na siłach, niech ominie drugą połowę pierwszego wątku. 

Chazer


Wyrwał się w końcu ze Świątyni. Miał już wszystkiego dość. Ciągłe misje, wojny, intrygi. Nie miał czasu dla siebie. Nie mógł nawet pójść na spacer w inne miejsce niż Arboretum, czy Komnata Tysiąca Fontann, które znał już na pamięć! Mistrz Kenobi udał się na misję razem ze swoim starym padawanem, Skywalkerem. Kanclerz został porwany, Chazera nikt nie wezwał, więc szybko czmychnął ze Świątyni, wyskakując przez okno w swoim pokoju. Przebrał się w normalne, młodzieżowe ciuchy (jedyna rzecz, na którą poszły pieniądze od rodziców, które dostawał co roku na gwiazdkę) i wtopił się w tłum normalnych ludzi. Bez tradycyjnego stroju Jedi, poczuł się na kilka chwil normalnym człowiekiem, który bezpiecznie żyje sobie na Coruscant i jedynymi jego stycznościami z wojną są codzienne relacje w Holonecie z informacjami o przebiegu walk i propagandowymi informacjami o zwycięstwach Republiki. Zwykli ludzie mieli dobrze. On miał pecha. Jego pech nie polegał na ciągłych wyjazdach na bitwy i codziennym narażaniu życia, tylko na pechu do przyjaźni. Jego najlepszy przyjaciel wyleciał z Coruscant i miał wrócić najwcześniej za pół roku. A jego przyjaciółka... Dziewczyna, którą przez czternaście lat traktował jak siostrę, uciekła! Zrezygnowała z bycia Jedi! Opuściła ich, nawet się nie żegnając! Był na nią wściekły. Jak mogła! Zachowała się jak zimna suka, która ma gdzieś uczucia innych. Może nie chciała się żegnać, może tak zawiodła się na Zakonie, że nawet przyjaciół nie chciała widzieć. Rozumiał to, ale złość na Ahsokę nie odchodziła. Togrutanka zraniła jego uczucia, a tego nie potrafił jej wybaczyć. Kochał ją jak siostrę, a ona zostawiła go i resztę ich "rodziny". Chazer czuł się okropnie. Spowiło go tyle negatywnych emocji, że chyba aura wściekłości emanowała od niego na kilka metrów. Miał ochotę coś kopnąć, wyżyć się na czymś! Zapragnął znaleźć się na polu bitwy i roznieść w pył tyle robotów, ile mu się pod ostrze miecza nawinie! - Nie.-szepnął do siebie.- Nie ma emocji, jest spokój. Nie powinien się unosić. Miał żal do Ahsoki, to było oczywiste, ale gniew i nienawiść karmiły ciemną stronę. Chazer przez czternaście lat uczył się, by odrzucić negatywną energię. Jeden incydent nie mógł zawalić filozofii, którą się kierował. Musiał być opanowany, jak na Jedi przystało. To było trudne, ponieważ cierpienie psychiczne nigdy nie odchodziło zbyt szybko. 
- Chazer?- z zadumy wyrwał go dziewczęcy głos. 
Centralnie przed nim stała ludzka nastolatka. Chazer był pewny, że gdzieś ją kiedyś widział, ale raczej nie byli ze sobą zbyt blisko. Inaczej zapamiętałby ją. Dziewczyna była dość niepozorna. Miała jasne, blond włosy i oczy w kolorze mlecznej czekolady. Wyglądała trochę podobnie do dawno martwej siostry Chazera, Kayli. 
- Przepraszam, czy my się znamy?
Dziewczyna zrobiła oburzoną minę i chwyciła się pod biodra, przybierając groźną pozę. 
- Czy my się znamy? Żartujesz, Chazer? Nie poznajesz mnie?- z każdym zdaniem, jej głos stawał się coraz bardziej oburzony. 
Chazer miał wrażenie, że usłyszał też nutkę rozpaczy w jej głosie, ale szybko odrzucił od siebie tę myśl. To była przecież jakaś nieznajoma nastolatka. 
- Nie mam pojęcia kim jesteś. 
Zagryzła wargi. W jej oczach zalśniły łzy. 
- Jesteś najgorszym bratem w całej galaktyce!- wrzasnęła wściekle i kopnęła go w piszczel. Teraz Chazer zrozumiał, dlaczego miał wrażenie, że skądś zna dziewczynę. Poczuł się strasznie głupio. Jak mógł nie poznać Vyrny? Kiedyś byli ze sobą blisko, a teraz nawet jej nie poznał... Stang! 
- Ja... Przeprasza Vyrny, wyglądasz zupełnie inaczej niż dwa lata temu.- spróbował się wytłumaczyć. 
- Twarz nadal mam taką samą! Pewnie gdybyś zobaczył mamę, nie wiedziałbyś, że jesteście w jakikolwiek sposób spokrewnieni! Jesteś debilem, Chazer! 
- Poznałbym mamę... Ojca też. Teraz po prostu byłem rozkojarzony, dlatego cię nie poznałem. Vyrny nie dała się przekonać. Wyglądała tak, jakby zamierzała sprać Chazera mocniej, niż kiedykolwiek. Ostatnio biła się z nim, kiedy miała siedem lat, ale Chazer nadal pamiętał, jak bolesne może być wbicie długich paznokci w twarz.  
- Taa, pewnie. Od pogrzebu Kayli nie rozmawiałeś z rodzicami i ze mną! Rodzina nic dla ciebie nie znaczy! 
Mieszkańcy Coruscant przechodzący obok z ciekawością wpatrywali się w kłócących się nastolatków. Takie sceny były codziennością, ale ludzie nie mogli się powstrzymać od słuchania i krytykowania ich w myślach, a nawet na głos, jeśli szli z kimś. Specjalnie mówili głośno, by wszyscy usłyszeli ich zdanie.  
- Znaczy wiele, ale dobrze wiesz, że przywiązanie prowadzi na Ciemną Stronę...
- Mam to gdzieś! -przerwała mu.- Jedi doszczętnie wyprali ci mózg! Przywiązanie i miłość nie są złe! Kayla cię kochała i nie przeszła na Ciemną Stronę, tej waszej pieprzonej Mocy! 
- Może nie pamiętasz, ale Kayla przez swoje przywiązanie była podatna na Ciemną Stronę! To właśnie przez nią zginęła!
Chazer wcale tak nie myślał, ale ani myślał przyznać siostrze rację. 
- Kayla zginęła na misji! Nie próbuj opowiadać mi jakichś niestworzonych historii! Dobrze wiem, czemu ona umarła! Przez Jedi i przez wasze durne przekonania! Gdyby nie one, Kayla dalej by żyła i zapewne przyjęłaby propozycję rodziców, nie tak jak ty! Jak mogłeś ją odrzucić?!  
Przeskakiwała między tematami wyjątkowo zwinnie. Wyrzucała mu wszystko, co leżało jej na duszy, całą swoją wściekłość i nienawiść gromadzoną od pogrzebu starszej siostry. 
- Zakon też jest moją rodziną! Nie mogę go od tak porzucić! Poświęciłem mu całe życie! Zakon to moje życie!  
Po policzkach Vyrny ciekły łzy. Nie powstrzymywała ich. Nie wstydziła się ich. Pokazywały, jak bardzo boli ją to, że brat pozostawił rodzinę dla Zakonu. Pokazywał jej cierpienie, które rosło z każdym dniem bez rodzeństwa. Vyrna nawet nie pamiętała swojej siostry, jako dziecko. Urodziła się rok po odejściu Kayli do Zakonu. Brata pamiętała tylko ze zdjęć. Miała dwa latka, kiedy Chazer został zabrany, by zostać Jedi. Miała im to za złe. Kochała i jednocześnie nienawidziła. Zawsze chciała, żeby jej rodzina była pełna i szczęśliwa. Jednak przez Zakon Jedi, nie buło to możliwe. 
- Nie rozumiesz, że rodzice się martwią? Ja też się martwię! Trwa wojna, w każdej chwili możesz zginąć! Zdaj sobie sprawę z tego, że komandor Motess ma rodzinę, która codziennie boi się, że cię straci! Twoja rodzina cię kocha! Zrozum to!- krzyknęła przez łzy.
Uderzyła Chazera w klatkę piersiową. Sięgała mu tylko do brody, więc było to najlepsze miejsce do uderzenia. Posypały się kolejne ciosy. Była bezsilna. Miała wrażenie, że Chazer jej już nie kocha. Blondyn przyjmował uderzenia bez sprzeciwu. Przyzwyczaił się do bólu. Gdyby nie łzy siostry, byłby niewzruszony, ale teraz dopadły go wyrzuty sumienia. Kochał Vyrnę, kochał też rodziców. Bał się przywiązania, ale nie potrafił go nie odczuwać. Zamrugał szybko, kiedy poczuł wilgoć w kącikach oczu. Przyciągnął do siebie siostrę i przytulił. Vyrna zaniosła się jeszcze większym szlochem i wtuliła w brata, mocząc mu łzami koszulkę. 
- Kocham was. Bardzo was kocham, ale w Zakonie jest pewna osoba, którą darzę ogromnym uczuciem.- szepnął cicho do jej ucha.- Czasem chcę opuścić Zakon, boję się jak każdy człowiek, myślę o was codziennie. Chciałbym móc spotykać się z wami codziennie, jeść razem posiłki i z tobą rozmawiać każdego dnia, ale ta dziewczyna w Zakonie jest dla mnie bardzo ważna. Kocham ją, tak bardzo ją kocham... Nie chcę stracić jej przyjaźni i zaufania. Proszę Vyrna, kiedy wojna się skończy, będę spotykał się z tobą po kryjomu. Nie chcę żebyś cierpiała. Nie chcę żebyś jeszcze kiedykolwiek płakała. Twoje łzy też mnie bolą, siostrzyczko...
Darth Sidious
*Powszechnie znany jako Wielki Kanclerz Republiki*


Wszystko przebiegała zgodnie z jego planem. Ledwie kilka godzin temu Darth Tyranus został zabity przez Anakina Skywalkera. Jego przyszły uczeń ślepo kroczył drogą, którą mu Sidious wyznaczył. Jedi nawet nie wiedział, jak bardzo jest kontrolowany! - Mistrzu.- do gabinetu przez tajne przejście wślizgnęła się postać odziana w czarny płaszcz. Spod kaptura skrywającego w cieniu twarz, wystawały jasne kosmyki długich włosów. Płaszcz idealnie ukrywał płeć przybysza, ale Sidious wiedział, że jest to jego zaufana, tajna uczennica. Darth Nichal* skłoniła się przed Lordem Sith i poczekała, aż jej Mistrz przemówi.
 - Masz wszystko, czego potrzebujemy do rozpoczęcia naszego planu? 
Dziewczyna wyprostowała się. Jej usta wykrzywiły się w w pełnym zadowolenia uśmiechu. 
- Oczywiście, Mistrzu. Wszystko gotowe. Wystarczy jedynie wprowadzić zmiany do głównego komputera na Kamino. Halle Burtoni zgłosiła, że wszystko zostało przygotowane, a Jedi, która zajmowała się szkoleniem klonów, opuściła Tipoca na dwa dni. Możliwe, że przyślą kogoś innego, ale Burtoni zarzekała, że nic takiego się nie wydarzy. 
- Jeśli zjawi się jakiś Jedi, zabij go. Burtoni zajmie się zatuszowaniem jej śmierci. 
 Darth Sidious miał nadzieję, że żaden Jedi się nie pojawi. Nie chciał jeszcze zaczynać działać tak mocno. Rozkaz 66 miał wykończyć ich wszystkich za jednym zamachem. Pojedyncze ofiary nie były mu potrzebne. To miała być szybka masakra. Przy życiu nie mógł pozostać żaden niepotrzebny mu Jedi. Tych, których potrzebował, Nichal już dawno usunęła z archiwum. 
 - Oczywiście, Mistrzu. Od razu włączyć tryb testowy? 
- Tak. Musimy być pewni, że Rozkaz 66 zostanie wykonany. 
- Tak jest Mistrzu. Twój rozkaz zostanie wykonany. 
Ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia tym samym ukrytym przejściem. Była idealną uczennicą. Zawsze mogła się wszędzie przedostać z pewnością, że nikt jej nie rozpozna. Do tego, doskonale znała się na programowaniu, dzięki czemu bez problemu mogła zaprogramować w umysłach kolonów nowy rozkaz, którego nie będą mogli nie wykonać. Jego włączenia spowoduje całkowite wyłączenie się u klonów własnej woli. To będzie wielkie zwycięstwo Sithów. Nie było innej możliwości. Wszystko planował wiele lat, a teraz jego plany miały się w końcu wydarzyć. To będzie koniec Jedi i ich Republiki. Nastanie czas Sithów, czas ich wielkiego Imperium! 
Nichal


Zgrabnie osadziła statek na gładkiej płycie lądowiska na Kamino. Zarzuciła czarny kaptur na głowę raczej z przyzwyczajenia, niż chęci ochrony włosów przed deszczem. Szaty były przemakalne. więc nie mogła liczyć na to, że nie zmoknie, ale przyjęła to bez większych emocji i wyszła na zewnątrz. Deszcz lał niemiłosiernie, wiatr wiał jej prosto w twarz, kierując największy deszcz w jej kierunku. Szybko przeszła przez drogę prowadzącą do drzwi i z ulgą weszła do ciepłego, białego korytarza. Czekała tam na nią już Halle Burtoni. Kaminoanka skłoniła się lekko i skierowała się w stronę korytarza. Sithanka podążyła za nią, zdejmując p drodze płaszcz i przewieszając go przez ramię.
Miasto Kaminoan było wyjątkowo piękne. Białe korytarze, które rozświetlały ścienne lampy raziły nieco w oczy, ale jednocześnie zachwycały swoiją prostotą i urodą.
- Jest pewien problem.- powiedziała cicho Burtoni.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Miało nie być żadnych problemów. Wszystko miało być przygotowane. Burtoni zbliżała się do niebezpiecznej granicy spokoju Nichal
- Przysłali Jedi. Jakąś cereańską padawankę.
- Cereańską?- Nichal od razu przypomniała sobie swoją starą przyjaciółkę właśnie tej rasy. Selomi była jedyną osobą, którą znosiła charakter Nichal i trwała przy niej przez cały czas.- Jeśli będzie mi przeszkadzać, zabiję ją. Zajmiesz się wszystkim, jeśli do tego dojdzie.
- Oczywiście.- nagle zapiszczał komunikator kaminoanki. Odebrała połączenie.- Tak?
- Pani Burtoni, wyczułam silną energię Ciemnej Strony. Na lądowisku pojawił się nowy statek. Podejrzewam, że mamy w mieście nieproszonego gościa.- Nichal skrzywiła się w myślach, słysząc bardzo dobrze znany jej dziewczęcy głos.
- To okropne.- stwierdziła Burtoni nieprzekonywająco.
- Mam już współrzędne pani pobytu. Proszę się nie ruszać. Zaraz do pani przyjdę. Mam panią ochraniać w razie ataku.
- Nie trzeba!
- Trzeba! Musze wykonać swoje zadanie. Proszę się nie ruszać. To może być Sith!
Padawanka rozłączyła się, a Nichal wyczuła, że jej obecność w Mocy nagle zaczęła się przybliżać. Nie wiedziała, czemu nie ukryła swojej obecności i nie poszukała ewentualnego zagrożenia w Mocy. No tak... Przecież szanowna pani Burtoni powiedziała, ze będzie informowała Nichal o wszystkich zmianach, a w szczególności o Jedi przebywających na terenie miasta!
Sithanka zaklęła w myślach. Odruchowo chwyciła swój miecz świetlny.
- Proszę tu poczekać. Ja zajmę się Jedi. Potem się rozliczymy.- zagroziła na odchodnym.
Odbiegła, nakładając na siebie szybko wilgotny płaszcz. Zarzuciła na głowę kaptur i pozwoliła pokierować się Mocy. Po chwili zatrzymała się na zakręcie i zacisnęła palce na rękojeści broni. Zgodnie z jej obliczeniami, Cereanka wyłoniła się po chwili zza zakrętu i zamarła, widząc Sithankę.
- Witaj.- powiedziała chłodnym głosem Nichal.- Nie miało cię tu być. Gdybyś mnie nie wykryło, nie musiałabym marnować czasu, zabijając cię. Niestety, teraz nie da się uniknąć ofiary.
- Kim jesteś! Co robisz na Kamino?!
Tak... Nichal dobrze znała tę padawankę. W końcu kiedyś należały do jednego klanu w Świątyni Jedi. Było, minęło. Sithanka nie przejęła się specjalnie tym, że będzie musiała zgładzić dawną koleżankę.
- Kim jestem? Znasz mnie bardzo dobrze, Selomi.
Na twarzy Cereanki pojawił się strach. Nie miała się czego bać. Jeszcze nie doszło do walki. Może już zaczęła odczuwać strach przed śmiercią? Tego też nie powinna się bać. Śmierć niebyła bolesna. Była jedynie kolejnym krokiem w życiu człowieka. Tym ostatnim. Cóż... Jedi pojmowali śmierć trochę inaczej. Nie ma śmierci, jest Moc. To było kłamstwo, które po prostu pomagało Jedi wysyłać na śmierć niezliczone ilości klonów, które odbierały kolejne życia, nie tylko żołnierzom, ale także cywilom. Tak, to był jedna z rzeczy, przez które opuściła Zakon.
- Kim ty...
Sithanka zgrabnym ruchem zrzuciła z siebie płaszcz, odsłaniając całą swoją postać.
- Ty... Deturi...


* Kochani moi czytelnicy. Zapewne nie pamiętacie, ale postać Nichal pojawiła się już w ósmym(!) rozdziale.
_____________________________________________________________________
Taa, zaczęła się jakaś tam akcja, a rodzina Chazera po raz kolejny się powiększyła. Jest chyba jedyną osobą, którego rodzina jest tak dobrze wszystkim znana. Może jeszcze Atari ma rozbudowany rodzinny wątek, ale u niej to się już skończyło. Rodzina Chazera jest dość ważna, ale na razie to nie jest ważne xD
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Skapnęłam się, że go nie dokończyłam, a muszę dzisiaj dodać, więc na szybko dokończyłam ostatni wątek. Miał on jeszcze zawierać walkę Deturi i Selomi, ale prawdopodobnie był nie zdążyła, więc dostajecie nieco okrojoną wersję rozdziału :)
Akapity mi się same robią i prawdę mówiąc, modyfikacja kodu HTML zabiera mi mnóstwo sił.

14 komentarzy:

  1. Nie wiem dlaczego, ale gdy czytałam wontek z Chazem to myślałam że spotka Ahsoke. Nie wiedziałam że była tu jakaś Kayla. Deturi!!!! Nie no dobre. Ciekawe dlaczego Jedi się nie skapnęli o tym ze jest Sith'em. Czekam na kolejny.

    NMBZT!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deturi już jakiś czas temu zwiała z Zakonu, a Kayla pojawiła się w one shocie walentynkowym :) I tylko tam jest opisane i wytłumaczone, czemu nie żyje i jak do tego doszło oraz jakie uczucia Chazer żywił do siostry :)

      Usuń
  2. No, ale żeby mnie nie powiadomić o nn?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 września,19:34 : Rozdział.
      Zibacz wiadomość na GG xD

      Usuń
  3. Jawuś, nie ma :P Nie dość, że nie umiesz łapać, to wiadomości nie umiesz rzucać xD :P
    Przyczepię się wyglądowi pierwszego wątku, nie pierdziel, że samo się skleiło ;-; Że dialogi z narracją ;-; Całe szczęście, że czytałam wcześniej, bo bym się pogubiła, uh.
    W drugim to samo ;-;
    To było takie nieeeeeeeecneeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee <3
    Rozdział taki trochę inny i bardzo dobrze! :D Proponuję to ogarnąć, te dialogi i jeszcze usuń "6" w zdaniu poprzedzające zdanie (tak xD) o rozkazie 66 :D
    Tak to, wszystko super, cód, miód maliny (Co to jest za dziewczyna, czy ktoś podpowie mi. Gdy ciało swe wygina - miód malina... Nie ma mocnych na Mariolę, którą całowałem w szkole! ~ Składanka mojego kuzyna xDDDDDDDDD)
    Niech Moc będzie z Tobą <3

    Kiwiś ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurna, te dialogi i narracja, to samo się skleiło. Musiałam pokombinować z kodami CSS, bo właśnie jakiś błąd mi się wkradł. Wszędzie robiły się akapity, a HTML nie chciał współpracować. Oczywiście, poprawię to

      Usuń
    2. A wiadomość u mbie jest, a że do ciebie nie doszła to ja nie wiem, bo nawet Ci pokazywałam, że jest.

      Usuń
    3. Już teraz poprawiłam przez telefon. Mam nadzieję, że niczego nie przeoczyłam. Blogger chyba też już zdołałam ogarnąć. Usunął też jedno zdanie wypowiedziane przez Chaza... Kurde, blogger czasem strasznie wkurza..

      Usuń
  4. Wciąż nadrabiam, ale jestem już blisko! :D pomimo, że nie przeczytałam keszcze wszystkich poprzednich rzozdziałów, to i tak czytam już na bierząco, aby potem nie mieć jeszcze więcej zaległości :)
    Rozdział jak zwykle świetny trochę trudno się połapać (pierwszy wątek) w dialogach przez to, że tekst jest tak równo z krawędzi do krawędzi, jednak nie jest to jakoś strasznie uciążliwe (przynajmniej dla mnie) ;)
    Cóż mogę jeszcze dodać? Czekam na kolejny! ;3

    PS. Nawet dobrze, że na końcu nie dałaś tej walki (będzie większa chęć do czytania następnego nn)
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten brak akapitów i posklejane dialogi to błąd kodu CSS i bloggera, którym zajmę się jutro po szkole :)

      Usuń
  5. OMG XD CHAZER TY TĘPA SZCZAŁO!!! Jak mogłeś własnej siostry nie poznać! Jakby,m ja była na jej miejscu... *diaboliczny śmiech Sonii* Co do Sisiousa... Kurna bele niech go ktoś walnie patelnią! Najlepiej taką z Hanem Solo (Kiwi wiesz o co cho XD) I na koniec ta Deturi... No majstersztyk ^^ ZABIJMY JĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄ! YAAAAAAAAAAAAAAAAAY! XDDD
    Nmbzt!
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deturi musi żyć! xD Deturi ma dzieciaka do urodzenia ;)

      Usuń
  6. Cześć, chcę Cię zjeść, jesteś strasznie przystojna :3

    OdpowiedzUsuń