niedziela, 14 lutego 2016

Błękitne Walentynki



Niebieskoskóra Twi'lekanka przemierzała pewnie ulice Theed. Nie wiedziała, czemu nie lubi tego miasta. Może przez to pseudo szczęście, które od niego wręcz promieniowało? Albo dlatego, że akurat trafiła na jakiś wyjątkowo głośny festiwal, który objął całe miasto. Ludzie i Gunganie wylegli na ulice miasta. Chyba nikt nie pozostał w domu, sprawiając, że przez ulice ciężko było się przecisnąć. Nawet boczne uliczki były zapełnione przez ludzi, którzy chcieli ominąć główny tłum. Sheela nie znosiła tłoku. Miała wrażenie, że zaraz zacznie się dusić z powodu braku powietrza.
Co gorsza, święto państwowe było w tym samym terminie, co Walentynki, a to sprawiało, że młodzież obnosiła się ze swoimi tymczasowymi związkami, śliniąc się na każdym kroku i trzymając za ręce. Sheela nie miała nic do zakochanych, ale takie zachowanie wydawało się jej być wyjątkowo fałszywe. O dziwo, jedynie ludzie tak bardzo celebrowali to obyczajowe święto. Gunganie po prostu radowali się z powodu rocznicy, zupełnie nie zwracając uwagi na serca, róże i inne ozdoby, przypominające o Walentynkach. Sheela od razu ich polubiła.
Nie mogła jednak, przyglądać się zachowaniu tutejszej ludności zbyt długo. Miała zlecenie do wykonania. Miała porwać człowieka, który dziesięć lat temu, wzbogacił się na czarnych interesach, posyłając swojego wspólnika, który pomógł mu w osiągnięciu fortuny, na dno. Nie było to trudne zadanie, ale zleceniodawca był tak wściekły na zdrajcę, że zaproponował pokaźną sumę za tak proste zlecenie. Jako, że jej cel - Nur Leijin, prowadził sporą firmę, bez trudu znalazła jego adres zamieszkania, zdjęcie i dane. Wystarczyło włamać się do bazy danych jego firmy, a tam wszystko było wypisane. Jej droid w kilkanaście minut złamał zabezpieczenia i pobrał dane, nie zostawiając po sobie ani śladu.
Znała wygląd Nura Leijina na pamięć. Już wcześniej kojarzyła jego nazwisko, więc dodało to smaczku jej zadaniu. Nie trudno było się dowiedzieć, że jej cel na pewno nie posługuje się prawdziwymi danymi. Rodzina Leijin miała spore wpływy w Senacie, a jeden jej z członków był senatorem swojego rodzinnego układu - Abregado. 
Po kilkunastu minutach wędrówki, dotarła w samo serce festiwalu - plac przed pałacem. Za jakieś pół godziny królowa Apailana i Lyonie - przywódca Gungan mieli wygłosić razem przemówienie, w którym opiewają przyjaźń wcześniej zwaśnionych narodów. Sheela zastanawiała się, jak pominą sprawę dwóch Jedi, którzy bardzo się zasłużyli w całej historii tej sympatii. Mówienie o Jedi nie było zakazane, ale pochwalania ich nie przyjmowano z radością. W końcu byli zdrajcami Imperium i samego Imperatora. Twi'lekanka nie wierzyła w spisek Jedi przeciwko, wtedy jeszcze, Republice i Kanclerzowi, ale podobno jest tak, że władza ma zawsze rację, a słowo Imperatora jest prawdą. Cła galaktyka przyjęła ten sposób myślenia, więc Sheela jedynie wzruszała na to ramionami i żyła dalej. Przecież nie raz zdarzyło jej się pracować dla Imperium. Nie widziała sensu w sprzeciwianiu się jego potędze. 
Nagle stanęła jak wryta, kiedy kilka metrów przed nią, mignęła jej twarz człowieka, którego wizerunek wyrył się w jej pamięci i pojawiał przed oczyma, kiedy tylko je zamykała. Nur Leijin we własnej osobie. Ich spojrzenia spotkały się, a Sheela nie mogła powstrzymać uśmiechu. Mężczyzna go odwzajemnił. W głowie łowczyni pojawił się plan, całkowicie sprzeczny ze swoim pierwowzorem. W końcu, dzisiaj Walentynki. Czemu by nie pojmać tego oszusta w nieco bardziej zmyślny sposób?
Jak przystało na kobietę ze swojej rasy, nie brakowało jej urody i kobiecości. Przyciągała zainteresowanie mężczyzn, kiedy tego chciała. 
Nur podszedł do niej i uśmiechnął się zalotnie. Był przystojny i dość młody, jak na biznesmena wyższej klasy. Najwyraźniej gospodarowanie fortuną która w połowie nie należała do niego, bardzo dobrze mu szło.
- Nazywam się Nur Leijin - powiedział.
Miał przyjemny, męski głos. Może i by zainteresowała się tym człowiekiem, gdyby nie chciała go ogłuszyć, porwać i oddać komuś, kto nie będzie obchodził się z nim tak łagodnie, jak ona. Bo w końcu Sheela była ucieleśnieniem łagodności. Nosiła przy sobie tylko trzy blastery, dwa noże, cztery ukryte ostrza, termodetonator, paralizator i zatrute strzałki. Standardowe wyposażenie... łowcy nagród. Potrafiła złamać rękę w czterech miejscach, znała słabe punkty przedstawicieli każdej rasy. 
- Iella - przedstawiła się pierwszym imieniem, które przyszło jej do głowy, a którego wcześniej nie używała. Poznała chyba ostatnio jakąś dziewczynkę o tym imieniu.
- Niedaleko jest przyjemna kantyna, zapraszam cię na drinka.
- Chętnie, prowadź. - Uśmiechnęła się figlarnie i chwyciła go delikatnie za ramię.
Musiał być pewny jej zainteresowania. I ona będzie miała zabawę, a on... cóż, spędzi kilka miłych chwil przed tym, co nieuniknione. 
Najlepiej żeby poszli razem do mieszkania. Jej mieszkania. Wtedy po prostu wbije mu igłę w żyłę i będzie po sprawie. Ale najpierw go upije. Wtedy nie będzie się stawiał.
Doszli do całkiem przyjemnej, jak na ten rodzaj miejscówek, kantyny. Fioletowe światło sprawiało, że normalny człowiek nie miał zbyt dużego pola widzenia, ale ona przecież była Twi'lekanką - drapieżnikiem. Jej oczy były idealnie dostosowane do ciemności. Niestety głupie, uległe kobiety z jej rasy nie potrafiły wykorzystać swoich naturalnych umiejętności i zostawały niewolnicami. Gardziła nimi. Kiedy tylko widziała, jak płaszczą się przed swoimi właścicielami, chciała wyciągnąć blaster i je zastrzelić. Niszczyły wizerunek Twi'leków. Sprawiały, że ich rasa wydawała się słaba, uległa i bezbronna. W oczach Sheeli były ścierwem, które można było przeznaczyć jako przekąskę dla rancornów. 
- Barman! - Nur przywołał krępego, czterorękiego kosmitę, który jednocześnie czyścił dwie szklanki, brudną szmatą. - Co dla ciebie, moja droga?
- Wino tarul - powiedziała.
Nie było ono zbyt mocne. Należało do drogich trunków, ale najwyraźniej na Lijinie cena nie robiła żadnego wrażenia.
- Dla mnie niech będzie jogańska rakija z lodem.
Barman mruknął coś w odpowiedzi. Nie zabrzmiało to zbyt przyjemnie, ale Sheela od dawna nie zwracała uwagi na humorki istot, które jej nie interesowały. Obserwowała go jednak uważnie. Był to nawyk wynikający z jej pracy, którego nie mogła i nie chciała się pozbywać. Często ratował jej życie. Na wszystkich, z którymi współpracowała, miała haki. Zanim przystępowała do akcji,uważnie analizowała. Trzy czwarte życia łowców nagród składało się z obserwacji i analizy, akcja trwała kilka minut i była skazana na zwycięstwo. Dlatego też ten zawód był tak popularny, chociaż wcale nie oblegany. Łowcą nagród trzeba było się urodzić. Sheela od kiedy zrozumiała, jakie mechanizmy rządzą galaktyką, wiedziała kim chce być. 
Nur coś do niej mówił. Słuchała go, ale nie interesowało jej to. Mówił o swojej firmie, pracownikach, dzisiejszym święcie i królowej. Po dwóch drinkach zaczął paplać jeszcze więcej, coraz bardziej zbaczając na tematy polityczne. Sheela miała nadzieję, że w kantynie nie ma żadnych nadgorliwych Imperialnych. Tacy, to potrafili aresztować za jedno złe słowo w stronę Imperium czy Imperatora. 
Jogańska rakija była mocnym drinkiem. Sheela miała kiedyś okazję ją pić i zdecydowanie wolała tego nie powtarzać. Była smaczna, ale... przez następne kilka godzin gardło Twi'lekanki płonęło żywym ogniem.
- Powiedz coś o sobie - Nur nagle zmienił temat. 
Wpatrywał się w nią tak natarczywie, że było to wręcz niekomfortowe.
- Pochodzę z Ryloth - zaczęła. Nie wiedziała, co ma właściwie powiedzieć. Musiała wymyślić jakąś historyjkę, która będzie wydawała się wiarygodna. - Odleciałam stamtąd zaraz po przejęciu władzy przez Imperatora. Buntownicy o wolność na mojej ojczystej planecie są nieprzewidywalni i stanowią zagrożenie - wypowiedziała formułkę, którą tak często słyszała w wiadomościach na temat jej planety. Chciała sprawić wrażenie niewinnej, całym sercem wierzącej w rząd dziewczyny. - Potem pracowałam jako tancerka na Coruscant, a następnie przyleciałam tutaj  poszukiwaniu szczęścia.
- Znalazłaś - czknął - je. 
Poczuła jego dłoń na swoim udzie. Uznała, że jest wystarczająco pijany, by bez problemy przystał na jej propozycję. Zbliżyła się do niego i wyszeptała do jego ucha:
- Chodźmy do mnie. - Zdobyła się na jak najbardziej zalotny głos, mimo że wypowiadając te słowa, miała ochotę zwrócić wszystko, co tego dnia zjadła.
 Mężczyzna zaczął cuchnąć alkoholem, smród drażnił jej wrażliwy nos. Ledwo powstrzymała się od wzdrygnięcia. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że mimo wszystko ten plan był o wiele lepszy od poprzedniego, w którym miała po prostu przytknąć broń do pleców Leijina i zaprowadzić go na statek. Było to bardzo ryzykowne, ale zazwyczaj się sprawdzało. Aktualny plan był subtelny. Najpierw myślała, że może i ona będzie zadowolona z tej krótkiej znajomości, ale zmieniła zdanie. To nie był jej typ.
Mężczyzna ochoczo wstał i gdyby nie silne ramiona Sheeli, już by leżał rozpłaszczony na podłodze. Miał słabą głowę. 
- Chodźmy - szepnęła. 
Wyprowadziła go z kantyny. Tłum jaki panował na ulicach ponad godzinę temu rozrzedził się. Prawdopodobnie zebrał się na placu, omijając ciemne, mało interesujące uliczki. Sheela znała na pamięć rozkład centrum Theed, więc bez trudu odnalazła się w gąszczu starych, zadbanych uliczek.
Leijin jej zdecydowanie ciążył. Mimo szczupłej sylwetki, był ciężki. Twi'lekanka była przyzwyczajona do dźwigania ciężkiego, koniecznego wyposażenia łowcy nagród, ale on osiągał piętnaście kilo, nie siedemdziesiąt. I zdecydowanie nie wyśpiewywał pijackich piosenek, ledwo powłócząc nogami. Sheela miała ochotę walnąć swoją ofiarę, ale resztki zdrowego rozsądku przypominały, że wtedy straci niewielkie wsparcie, próbującego iść człowieka i będzie musiała taszczyć go do mieszkania. I tak nie uśmiechało jej się to, że będzie musiała go jakoś przetransportować na statek. Lądowisko mieściło się niecałe dwie minuty drogi od jej kwatery, ale nieprzytomny, znany biznesmen raczej zwróci uwagę miejscowej policji.
Kiedy dotarli przed drzwi mieszkania, Sheela ledwie powstrzymała się przed odepchnięciem Leijina. Plecy ją bolały, a bębenki pękały. Jak można było aż tak bardzo nie mieć słuchu muzycznego? 
Wystukała kod na panelu w ścianie, a drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. Światło w korytarzu automatycznie się zapaliło, a klimatyzacja zaczęła szumieć.
Skierowała się do sypialni, ciągnąc Nura za rękę. Ten potykał się o własne stopy, powietrze, kurz, podłogę i wszystko, co spotykał na swojej drodze. Wchodząc do pokoju, puściła go, nie mając zamiaru dłużej go asekurować. Leijin nie zauważył wysokiego progu i rozpłaszczył się tuż przed jej nogami. Szturchnęła go czubkiem buta, sprawdzając, czy jest przytomny.
Zajęczał i usiadł. 
- Jestem złym człowiekiem - zaczął niespodziewanie. - Jestem tak złym człowiekiem...
- No co ty nie powiesz? - sarknęła.
- Okłamałem mojego przyjaciela - wyjęczał. - On pewnie teraz nie ma nic... jak bardzo mu współczuję. Ale przecież nie wrócę do niego! Nie wiem gdzie jest, nie wiem czy żyje. Pewnie siedzi w więzieniu! Tak wiele kłamałem w moim życiu, nawet ciebie okłamałem, moja piękna!
- Jakbym nie widziała...
- Och, wiem, że nie wiedziałaś!
Przylgnął do jej nogi, wtulając się w nią. Sheela spróbowała go strząsnąć, ale uczepił się jej na dobre. Nawet delikatny kopniak nic nie dał. A raczej jedynie spowodował wzmocnienie uścisku.
- No to, co takiego przede mną zataiłeś? - miała nadzieję, że mężczyzna uśnie, wtedy będzie mogła się uwolnić.
- Nazywam się Lenura Vaan - wyjąkał. 
Sheelę zatkało. Wspomnienia, których dawno nie przywoływała napłynęły nagle do jej głowy, wywołując nieprzyjemne uczucie w żołądku.

Młoda, niebieskoskóra Twi'lekanka siedziała na ławce. Obok niej siedział ludzki chłopak i zabrakańska dziewczyna. Rozmawiali ze sobą beztrosko, co chwila wybuchając śmiechem. 
- Ej, Sheela, widziałem cię na treningu. Nieźle dostałaś od nauczyciela! - zaśmiał się chłopak.
- Och, nie chcę ci przypominać Lenura, ale ty ostatnio dostałeś tak, że musiałeś pływać w Bakcie kilka godzin!
Instruktorzy w tajnej akademii na Byss nie oszczędzali swoich wychowanków. Często uczniowie wracali z treningów z poważnymi obrażeniami, ale trenerzy uważali, że jedynie to pozwoli im zostać najlepszymi wojownikami. Wszyscy w końcu szkolili się w jednym celu - zostaniu mistrzami w technikach walk, strzelectwa, tropienia, krycia się i szpiegostwa. Uczniowie byli elitą, wybrani z setek innych istot z podobnymi aspiracjami.
- Jesteście irytujący - szepnęła zabrakanka. - Wszyscy obrywają po równo, tak już tu jest. Ale nadejdą czasy, kiedy przewyższymy nauczycieli. Razem.
- No, Alora jak zwykle mówi z sensem - poparła przyjaciółkę Sheela.
- Wiadomo! Zawsze razem, przecież to sobie obiecaliśmy już na samym początku!
Chłopak objął przyjaciółki i roześmiał się szczerze. Końcówki lekku Sheeli pociemniały, zdradzając rumieniec. 

Tak, jako nastolatka była na zabój zakochana w Lenurze. Kiedy ich więź się urwała? Przecież obiecywali sobie, że będą zawsze razem... gdyby tylko Alora tu była, wszystko byłoby prostsze.

To była ich kolejna wspólna misja. Razem ukończyli akademię, razem zostali łowcami nagród, stanowili jedną drużynę. Ale tym razem nie wszystko poszło po ich myśli. Nie zauważyli ładunków wybuchowych podłożonych przez ich przeciwników. Kiedy Sheela uruchomiła detonator, spowodowała reakcję łańcuchową. Uciekali do wyjścia z korytarza, ścigając się z bezlitosną falą uderzeniową i walącym się sufitem. Pędząca siła zrzuciła ich z nóg, powodując, że polecieli kilka metrów w przód. Sheela nie bacząc na nieprzyjemny trzask w nadgarstku i ogromny ból, rozchodzący się po całej ręce, wstała i zdrową ręką pociągnęła Lenura, który dopiero co się podnosić. Wszystko szło mu wolniej przez naderwane ścięgno w nodze. Mimo okładu nasączonego bactą, naruszenie urazu jeszcze bardziej mogło spowodować że chłopak straci czucie w nodze, dopóki nie zostanie poddany opiece medycznej.
- Szybciej, pospieszcie się! - krzyknęła Alora, która była już na nogach i biegła ku wyjściu. 
Jej było łatwiej, miała w końcu całą tę mistyczną Moc. Nie była Jedi, ale jedna z trenerek przez jakiś czas uczyła się w Świątyni i pomogła Alorze poznać część wiedzy Jedi.
Sheela, ciągnąc ukochanego za rękę, biegła szybciej, niż myślała, że to możliwe. Lenur też dawał z siebie wszystko, nie zważając na rozrywający ból w nodze. Szybko dogonili Alorę. Kiedy biegli razem, było im raźniej, nawet mimo sufitu walącego im się na głowę. Wszystko wydawało się dziać w zwolnionym tempie. Sheela wyraźnie widziała odłamki, które sypały się z góry. Nie wiedziała, czy biegną dwie minuty czy pół godziny. Pod wpływem strachu i adrenaliny, jej wewnętrzny zegar szalał. Teraz była w stanie jedynie biec, błagając wszystkie siły tego świata, by dały im siłę do przeżycia. 
Za zakrętem, nadzieja i ulga wręcz w nich zawrzały. Jakieś sto metrów przed nimi widać było otwarte drzwi. Nie przyspieszyli, ale też nie zwolnili. Nadzieja odegnała ich pesymistyczne myśli.
- Lenura! - wrzasnęła Alora, która biegła nieco za nimi.
Sheela obejrzała się i jakby w zwolnionym tempie obserwowała, jak spory kawał sufitu spada prosto na jej ukochanego.
- Nie! - wrzasnęła po raz kolejny Alora. 
Zatrzymała się i wyciągnęła przed siebie ręce. Sheela nie zdążyła krzyknąć, by przyjaciółka przestała się wygłupiać. Potężna fala mistycznej energii zwaliła ją z nóg i posłała ku wyjściu. Sheela i Lenura uderzyli z łoskotem w drzwi, wyważając je siłą rozpędu. Wypadli z budynku w ostatniej chwili. Cała budowla zawaliła się, pozostawiając po sobie jedynie gruzy. Sheela wybuchła płaczem, przyglądając się ruinie, która stanowiła grób jej przyjaciółki, jej siostry. Lenura tępo wpatrywał się w gruzowisko, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. On również szlochał. Misja zakończyła się sukcesem, ale oni czuli się, jakby przegrali wszystko. Bo tak też było. Alora była ich życiem, ich siostrą, ich towarzyszką. Zawsze mówili, że będą razem, to była ich przysięga. Kiedy ona zniknęła, serce Sheeli wypełniła bolesna pustka. Alora była dla niej wszystkim.

- To wszystko przez ciebie! - wrzasnęła wściekle i kopnęła wolną nogą Lenura. 
On nawet się nie podniósł, nie zrobił nic. Był żałosny, tak jak wtedy. Gdyby się nie ociągał, gdyby bardziej uważał, nigdy nie naciągnąłby tego ścięgna, nie spowalniałby ich! Wybiegliby z budynku przed zawaleniem! 
- To przez ciebie zginęła Alora! - nie mogła powstrzymać łez. Minęło jedenaście lat od tamtej misji, a ona nadal czuła pustkę w sercu, której nic, ani nikt, nie potrafił wypełnić.
- Sheela? - zapytał zdziwiony.
Kobieta uklękła i wbiła mu strzykawkę z substancją usypiającą w żyłę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo go nienawidzi.
- Jak ja mogłam cię kochać? - zapytała na głos.
- Byłaś dla mnie wszystkim - szepnął ostatkiem sił, po czym opadł na podłogę uśpiony.
- A ty jesteś dla mnie niczym - odpowiedziała, chociaż wiedziała, że on jej nie usłyszy.
__________________________________________
Zapewne zastanawiacie się, co to za Sheela i co ona w ogóle tu robi. Oj, ona jeszcze się tu pojawi, podobnie jak rodzina Leijin. To nie jest typowy one-shot walentynkowy, ale... chyba lubię pisać takie one shoty. Ostatnio, równo rok temu, również nie pisałam o miłości romantycznej. Tutaj prawie w ogóle jej nie było. Mam nadzieję, że pasuje taki typ ^____^

Dedykacja dla Sonii <3 (Twój OTP na zawsze moim xDD)

Niech Moc będzie z Wami!

9 komentarzy:

  1. Błękitne? Percy Jackson przybył? :v
    Nawinęły się gdzieś błędy interpunkcyjne, literówki, orto, zła odmiana... xD
    Ale treść jak najbardziej na 5+ ^^ :* Jak Ty uwielbiasz pozbawiać bohaterów przyjaciół xD To widać po notkach :P
    Niech Moc będzie z Tobą <3

    Kiwi ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah xD Tak, to moje ulubione zajęcia xD W dzień uczennica, w nocy morderca przyjaciół bohaterów xD
      Orto? Gdzie ty widzisz orto? Przecież blogger by podkreślił... chodzi o zwykłe literówki? A jak ortograficzne, to chociaż napisz gdzie, poprawiłabym.

      Usuń
    2. A ten błękit w tytule jakoś tak mi pasował, nie wiem czemu :P Po prostu od razu wiedziałam, ze to jest ten tytuł i nie może być żaden inny :D

      Usuń
  2. Wiiiiii ^^ Wreszcie! Jawa, dałaś mi to, czego potrzebowałam: porządnego kopa w dupę wszsytkim walentynkowiczom!
    Bardzo mi się podoba postać Sheeli ^^ I choć na początku mnie strollowałaś (byłam pewna,że to jeszcze Republika) to ci wybaczam ^^
    Śmierć Alory... :( Cholibcia to musiało być straszne, szczególnie dla jej przyjaciół...
    Dobrze Sheela, dokop mu jeszcze bardziej! Niech cierpi, to była jego wina!
    I dziękuję za dedyk! ^^ #teamSobi na zawsze!! :*
    NMBZTIPTS4E!
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach te skróty <3 Stare czasy się przypominają xDD

      Usuń
  3. Szkoda, że to tylko one shot - dałoby się wyciągnąć ten wątek na o wiele więcej notek. No, ale trudno. xD
    Cóż, liczyłam na coś romantycznego, miłego, czułego, wzruszającego, poruszającego, pięknego, niesamowitego..eee okej stop xD
    Przesadziłam, bo opowiadanie było niesamowite. ;d Ciekawy temat, łowca nagród, zlecenie i wgl. Gdyby to nie był one shot to napisałabym, że wszystko poszło zbyt łatwo, no ale przecież takiego one shota nie będziesz rozpisywała na 92387985792456 stron w wordzie. -,-
    Szaleję na punkcie zakończenia. :)
    Trochę smutne, no ale co zrobisz. ^^ Nic nie zrobisz.

    Wybacz, że pojawiam się tak późno. Niby mam ferie, ale mam więcej roboty niż przypuszczałam. -,-
    Pozdrawiam i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest zawsze z tymi feriami xD Os pisany był pod wpływem impulsu, ale jednocześnie mocno go przemyślałam xD Wątek samej Sheeli będzie rozwinięty, ale do tego jeszcze trochę xD

      Usuń
  4. Kobieto, nie znęcaj się nad nami i pisz kolejny !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisze się xDD Ale wiesz, rekolekcje to trudny czas :P
      Pojawi się jutro. Może jeszcze dzisiaj

      Usuń