Mirlea ledwo powstrzymała się przed przeklęciem. Gdyby tylko potrafiła działać szybciej, może udałoby się jej namówić Ahsokę do powrotu do świątyni. A tak, wszystko było stracone!
Jak na złość, nagle zapiszczał komunikator, jakby bardziej natarczywie niż zwykle. Mirlea zawahała się przed odebraniem. Mogłaby pobiec na najbliże lądowisko i szukać Ahsoki, ale... ona mogła teraz być w każdym zakątku galaktyki. Szansy na jej odnalezienie były mniejsze od zera.
- Jedi Rossen, słucham - powiedziała, odbierając połączenie.
- Została pani wezwana przez generała Kenobiego. Krążownik generała nie odpowiada na nasze wezwania od trzech dni. Ma pani rozkaz kontynuowania jego misji, razem z generałem i padawanami.
Mirlea nie usłyszała kto poniósł porażkę w kolejnej bitwie z Separatystami, ale jakoś nie poczuła potrzeby pytania się o to. Nie czuła żadnego niepokoju, więc wszystko musiało być w porządku.
- Teraz?
Aktualnie nie miała najmniejszej ochoty gdziekolwiek lecieć.
- Nie, za tydzień, generale - nie mógł powstrzymać się od kąśliwej uwagi. - Generał Kenobi i Komandor Motess czekają już w hangarze. Komandor Kaan nie został jeszcze poinformowany, to dość nagła misja.
- Zajmę się tym, bez odbioru.
Rozłączyła się i z bólem serca zawróciła w stronę Świątyni, biegiem pokonując całą odległość.Kilka minut później była już przed pokojem swojego padawana. Słońce dopiero co wzeszło, więc chłopak pewnie jeszcze spał. Mirlea zawsze planowała, że powie swojemu padawanowi o pierwszej w jego życiu misji z wyprzedzeniem, ale najwyraźniej bycie Rycerzem Jedi nie dawało jej przywileju dowiadywania się o wszystkim nieco wcześniej niż inni.
Dotknęła umysłu Kaana Mocą, żeby wybudzić go ze snu i przygotować na swoje przyjście. Nie musiała długo czekać na otwarcie drzwi. Stojący w nich trzynastolatek ewidentnie dopiero co wstał z łóżka. Na szybo założona tunika i spodnie były wymięte. Włosy Kaana roztrzepane były na wszystkie strony, a oczy miał zamglone i nie do końca otwarte. Padawan sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz zasnąć na stojąco.
- Co się stało? Jakiś poranny, niezapowiedziany trening? - zapytał, powstrzymując ziewnięcie.
- Zbieraj się, mamy misję - powiedziała.
- Misję?! - wykrzyknął podekscytowany.
Nagle zniknęło całe jego zmęczenie. Kaan zaczął latać po pokoju, pospiesznie wrzucając do plecaka wszystkie potrzebne rzeczy.
- A właściwie, to na czym polega ta misja? Będziemy walczyć? Czy dokonamy jakiegoś sabotażu?
Mirlea zdała sobie sprawę z tego, że właściwie nie ma pojęcia na czym ma polegać ta misja. Gdyby usłyszała nazwisko poległego generała Jedi, pewnie by wiedziała.
- Wszystkiego dowiesz się od Mistrza Kenobiego, który leci razem z nami. Jego padawan również się wybiera.
- O, to super! Przynajmniej będę miał jakieś towarzystwo. Ile on ma lat, ten padawan?
- Niedawno skończył siedemnaście. Na pewno się dogadacie.
Kaan uśmiechnął się radośnie na myśl o wspólnej misji z jednym z najpopularniejszych chłopaków w Świątyni.
- Gotowy?
- Pewnie.
- Idź do hangaru. Zaraz do ciebie dołączę.
- Dobrze.
Chłopak wyskoczył z pokoju i pobiegł jak burza we wskazane miejsce. Mirlea szybko wróciła do swojego pokoju, spakowała się i poszła na miejsce zbiórki. Nie było jeszcze jedynie Chazera, co było do przewidzenia. Nie znosił wstawać wcześnie.
- Gdzie Chaz? - zapytała Mistrza Kenobiego, który z naganą wpatrywał się w drzwi, jakby tylko czekał aż będzie mógł nawrzeszczeć na swojego padawana.
- Jak zwykle gdzieś go wywiało. O drugiej w nocy stwierdził, że pójdzie sobie na przechadzkę po Coruscant. Zawędrował na niższe poziomy i zanim wróci do Świątyni, pewnie minie mnóstwo czasu - powiedział z wyrzutem. - Już nawet Anakin nie był taki niezdyscyplinowany.
- On się zmienił, Mistrzu. Bardzo się zmienił. Na pewno to zauważyłeś. Dorósł, spoważniał. Coś się stało, nie wiem, ale ta wojna była przełomem.
- Nie tylko dla niego. Chazer na urodziny dostał propozycję. Mógł odejść od Zakonu, wrócić do rodziny, zacząć nowe życie jako polityk. Nie zgodził się. Nie myśl, że jest dla mnie kimś złym. Jestem z niego dumny. To dobry chłopak i świetny uczeń. Anakin jest dla mnie jak brat, a Chazer jak syn. Ale jak każdy ojciec, jestem surowy. A spóźnień w tak ważnych momentach nie toleruję.
W tym właśnie momencie do sali wszedł Chazer. Nie wyglądał na zmęczonego, czy przejętego. Przywitał się, przeprosił. Spokojnie, zupełnie jak nie on.
- Chaz, uderzyłeś się w głowę? - zapytała Mirlea.
- Ja? - zdziwił się. - Nie przypominam sobie. Chociaż... jak wchodziłem do swojego pokoju, żeby się spakować potknąłem się o próg i... w ogóle to nie znoszę tych durnych wejść. Normalnie zawsze się o nie potykam. Nie wiem, kto to projektował, ale był debilem. Jakby nie mógł zrobić prostej podłogi...
Czyli jednak z Chazerem wszystko było dobrze. A Mirlea już myślała, że naprawdę coś w nim się zmieniło i dorósł. Dopóki nie przestanie się potykać przy wejściu do pokoju, nadal będzie dzieckiem. Tak ustaliła ona, Atari i Ahsoka dziesięć lat temu.
- Swoją drogą, Mistrzu, gratuluję ostatniej misji. Śmierć Dooku jest przełomem w tej wojnie. Zwycięstwo jest bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Jeszcze tylko wystarczy żeby ktoś wykończył Griveousa i będzie po sprawie. - rozpromienił się.
- No właśnie. Wy lecicie do celu promem, a ja wraz z klonami udam się na Utapau, gdzie namierzono centrum dowodzenia Separatystów, a w nim samego Griveousa. Początkowo miałem lecieć z wami, ale teraz mnóstwo rzeczy dzieje się w tym samym momencie. Prawdopodobnie ominie was koniec wojny i zwycięstwo Republiki, ale jesteście Jedi, nie żołnierzami. Pamiętajcie, że ta wojna nie jest wasza.
- Trudno o tym pamiętać - przerwała mu Mirlea. - Bierzemy czynny udział w każdych działaniach zbrojnych. Proszę nie mydlić nam oczu. Ta wojna jest przede wszystkim wojną Jedi. Od kiedy dowiedzieliśmy się, że sterują nią Sithowie, jest to również wojna na poglądy.
- Mirleo, mi też nie podoba się ta wojna, ale stawką jest wolność i demokracja Republiki, które przyrzekaliśmy strzec.
Powstrzymała się od komentarza. Miała w sobie jeszcze tyle pokory, by nie kłócić się z szanowanym Mistrzem Jedi.
- Gdzie ten prom? - zapytała.
Obi-Wan skinął głowa na niewielki statek, stojący nieopodal. Wyglądał... niespecjalnie, delikatnie mówiąc. Mirlea nie spodziewała się, że ten złom oderwie się od ziemi, a co dopiero wskoczy w nadprzestrzeń.
- Mamy jakieś cięcia budżetowe, że nie stać nas na porządniejszy statek? - zapytał Chazer. - Ja wiem, że Republika ma deficyt budżetowy i kryzys, ale nawet złomiarze z Tatooine latają lepszym złomem.
- To jest kamuflaż - powiedział Obi-Wan, niczym profesor tłumaczący coś słabemu uczniowi. - Skoro poprzednia misja wysłana na tę planetę została zniszczona przez Separatystów, wy musicie być mniej widoczni.
- Czemu nie lecę z tobą na Utapau? - zapytał z ledwo słyszalnym wyrzutem. - Jak twój padawan, chyba powinienem latać razem z tobą.
- Nie jesteś już dzieckiem. Rada ciągle was sprawdza. Ufamy wam i dlatego nie boję się wysłać ciebie i Mirlei na tę misję. Chodzi o negocjacje pokojowe, a ty jesteś przecież synem polityków. Masz to we krwi. Wszystkie inne informacje macie w Datapadzie. Do zobaczenia. Niech Moc będzie z wami.
- I z tobą również Mistrzu - odpowiedzieli.
Kiedy weszli na pokład, okazało się, że w środku również konieczny był kamuflaż. Ściany były poobcierane, drzwi się zacinały i śmierdziało starym olejem.
- Ja coraz mniej wierzę w wersję Obi-Wana. Cięcia budżetowe jak nic - stwierdził Chaz.
- Pewnie nie mamy pilota, prawda?
Chazer spojrzał się na przyjaciółkę rozbawiony.
- Niestety, weź młodego i siądźcie za sterami. Ja zapoznam się ze szczegółami i coś wymyślę. Coś mi mówi, że to ja mam być głównym negocjatorem. Ty nie masz do tego talentu.
Mirlea prychnęła oburzona.
- A ty masz? Chaz, znam cię. Nie masz do tego cierpliwości i charakteru.
- Tak? Mój ojciec przyjaźni się z kanclerzem, a mama jest prezesem fundacji "Dla Galaktyki", której członkami są prawie wszyscy ważniejsi senatorowie. Mój pradziadek od strony matki był Najwyższym Kanclerzem. Długa tradycja, co nie? Mam to we krwi, nie przejmuj się. Przekonałem cię, prawda? Jestem w tym dobry, więc dam radę. Gdyby było inaczej. Obi-Wan w życiu nie puścił by nas na tę misję. Zaufaj mi.
I odszedł. Mirlea stała jeszcze przez chwilę na korytarzu w stanie osłupienia. Ten młodszy o trzy lata, nierozgarnięty dzieciak nie dał jej nawet dojść do słowa - ulubiona strategia polityków.
- Najwyraźniej coś w sobie ma... - przyznała niechętnie i skierowała się do kokpitu, gdzie czekał na nią Kaan.
Stałam obok Yali na mostku i z uwagą słuchałam jej nauki. Z każdym dniem moja wiara w mądrość Mistrzyni wzrastała. Yala była niesamowita. Zawsze mówiła ciekawie, a z jej słów można było wyciągnąć mnóstwo nauki.
- Szarzy Jedi nie są źli. To użytkownicy Mocy, którzy potrafią panować nad sobą tak dobrze, że czerpią siłę i z Ciemnej i z Jasnej strony, nie dając się zwieść żadnej z nich. Kierują się uczuciami i zdrowym rozsądkiem. Niedługo staniesz się jedną z nich, jedną z nas. Masz zadatki. Mistrz Yoda dobrze zrobił, zabierając cię do Zakonu. Stłumił twoje dziedzictwo.
- Czyli, że mam predyspozycje do bycia pomiędzy? To prawie niemożliwe.
- Nie takie trudne jak mówią na lekcjach w Świątyni. Zobaczysz. Pamiętaj, rozum i uczucia na tym samym miejscu. Daleko zajdziesz, jeśli zastosujesz się do tych nauk.
Kiwnęłam głową, rozważając słowa Mistrzyni. Miała rację. Na pewno.
- Coś się stało? - zapytałam, kiedy Mistrzyni zrobiła dość długą pauzę.
- Czuję coś dziwnego. Delikatnie zakłócenia w Mocy. Wsłuchaj się w nie, może dowiesz się czegoś więcej.
Spojrzałam się na nią zdziwiona, ponieważ nic nie wyczułam, ale zrobiłam, co kazała. Uspokoiłam się i zanurzyłam się w Moc, starając się wyłapać zaburzenia, które wyczuła Yala. Było mi trudno znaleźć cokolwiek, Mistrzyni była niesamowicie silna i wyszkolona w używaniu Mocy, a ja w porównaniu do niej byłam nikim. Mimo to, udało mi się w końcu uchwycić czegoś znaczącego, jakby bliskiemu mojego sercu, ale bardzo odległego.
Poczułam przeszywające zimno, pokład, Yala i niebiesko-biała nadprzestrzeń zniknęły na chwilę.
Przede mną stała żółtooka Togrutanka, która jednocześnie była mi bliska i daleka.
Ahsoka.
___________________________________________________
Ile mnie nie było? Długo. Bardzo długo. Zbyt długo. Ale wena nie sługa :/
Ponad miesiąc ;( Naprawdę przepraszam. Postaram się, żeby to więcej się nie zdarzyło. Wybaczcie.
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!
Mirlea nie usłyszała kto poniósł porażkę w kolejnej bitwie z Separatystami, ale jakoś nie poczuła potrzeby pytania się o to. Nie czuła żadnego niepokoju, więc wszystko musiało być w porządku.
- Teraz?
Aktualnie nie miała najmniejszej ochoty gdziekolwiek lecieć.
- Nie, za tydzień, generale - nie mógł powstrzymać się od kąśliwej uwagi. - Generał Kenobi i Komandor Motess czekają już w hangarze. Komandor Kaan nie został jeszcze poinformowany, to dość nagła misja.
- Zajmę się tym, bez odbioru.
Rozłączyła się i z bólem serca zawróciła w stronę Świątyni, biegiem pokonując całą odległość.Kilka minut później była już przed pokojem swojego padawana. Słońce dopiero co wzeszło, więc chłopak pewnie jeszcze spał. Mirlea zawsze planowała, że powie swojemu padawanowi o pierwszej w jego życiu misji z wyprzedzeniem, ale najwyraźniej bycie Rycerzem Jedi nie dawało jej przywileju dowiadywania się o wszystkim nieco wcześniej niż inni.
Dotknęła umysłu Kaana Mocą, żeby wybudzić go ze snu i przygotować na swoje przyjście. Nie musiała długo czekać na otwarcie drzwi. Stojący w nich trzynastolatek ewidentnie dopiero co wstał z łóżka. Na szybo założona tunika i spodnie były wymięte. Włosy Kaana roztrzepane były na wszystkie strony, a oczy miał zamglone i nie do końca otwarte. Padawan sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz zasnąć na stojąco.
- Co się stało? Jakiś poranny, niezapowiedziany trening? - zapytał, powstrzymując ziewnięcie.
- Zbieraj się, mamy misję - powiedziała.
- Misję?! - wykrzyknął podekscytowany.
Nagle zniknęło całe jego zmęczenie. Kaan zaczął latać po pokoju, pospiesznie wrzucając do plecaka wszystkie potrzebne rzeczy.
- A właściwie, to na czym polega ta misja? Będziemy walczyć? Czy dokonamy jakiegoś sabotażu?
Mirlea zdała sobie sprawę z tego, że właściwie nie ma pojęcia na czym ma polegać ta misja. Gdyby usłyszała nazwisko poległego generała Jedi, pewnie by wiedziała.
- Wszystkiego dowiesz się od Mistrza Kenobiego, który leci razem z nami. Jego padawan również się wybiera.
- O, to super! Przynajmniej będę miał jakieś towarzystwo. Ile on ma lat, ten padawan?
- Niedawno skończył siedemnaście. Na pewno się dogadacie.
Kaan uśmiechnął się radośnie na myśl o wspólnej misji z jednym z najpopularniejszych chłopaków w Świątyni.
- Gotowy?
- Pewnie.
- Idź do hangaru. Zaraz do ciebie dołączę.
- Dobrze.
Chłopak wyskoczył z pokoju i pobiegł jak burza we wskazane miejsce. Mirlea szybko wróciła do swojego pokoju, spakowała się i poszła na miejsce zbiórki. Nie było jeszcze jedynie Chazera, co było do przewidzenia. Nie znosił wstawać wcześnie.
- Gdzie Chaz? - zapytała Mistrza Kenobiego, który z naganą wpatrywał się w drzwi, jakby tylko czekał aż będzie mógł nawrzeszczeć na swojego padawana.
- Jak zwykle gdzieś go wywiało. O drugiej w nocy stwierdził, że pójdzie sobie na przechadzkę po Coruscant. Zawędrował na niższe poziomy i zanim wróci do Świątyni, pewnie minie mnóstwo czasu - powiedział z wyrzutem. - Już nawet Anakin nie był taki niezdyscyplinowany.
- On się zmienił, Mistrzu. Bardzo się zmienił. Na pewno to zauważyłeś. Dorósł, spoważniał. Coś się stało, nie wiem, ale ta wojna była przełomem.
- Nie tylko dla niego. Chazer na urodziny dostał propozycję. Mógł odejść od Zakonu, wrócić do rodziny, zacząć nowe życie jako polityk. Nie zgodził się. Nie myśl, że jest dla mnie kimś złym. Jestem z niego dumny. To dobry chłopak i świetny uczeń. Anakin jest dla mnie jak brat, a Chazer jak syn. Ale jak każdy ojciec, jestem surowy. A spóźnień w tak ważnych momentach nie toleruję.
W tym właśnie momencie do sali wszedł Chazer. Nie wyglądał na zmęczonego, czy przejętego. Przywitał się, przeprosił. Spokojnie, zupełnie jak nie on.
- Chaz, uderzyłeś się w głowę? - zapytała Mirlea.
- Ja? - zdziwił się. - Nie przypominam sobie. Chociaż... jak wchodziłem do swojego pokoju, żeby się spakować potknąłem się o próg i... w ogóle to nie znoszę tych durnych wejść. Normalnie zawsze się o nie potykam. Nie wiem, kto to projektował, ale był debilem. Jakby nie mógł zrobić prostej podłogi...
Czyli jednak z Chazerem wszystko było dobrze. A Mirlea już myślała, że naprawdę coś w nim się zmieniło i dorósł. Dopóki nie przestanie się potykać przy wejściu do pokoju, nadal będzie dzieckiem. Tak ustaliła ona, Atari i Ahsoka dziesięć lat temu.
- Swoją drogą, Mistrzu, gratuluję ostatniej misji. Śmierć Dooku jest przełomem w tej wojnie. Zwycięstwo jest bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Jeszcze tylko wystarczy żeby ktoś wykończył Griveousa i będzie po sprawie. - rozpromienił się.
- No właśnie. Wy lecicie do celu promem, a ja wraz z klonami udam się na Utapau, gdzie namierzono centrum dowodzenia Separatystów, a w nim samego Griveousa. Początkowo miałem lecieć z wami, ale teraz mnóstwo rzeczy dzieje się w tym samym momencie. Prawdopodobnie ominie was koniec wojny i zwycięstwo Republiki, ale jesteście Jedi, nie żołnierzami. Pamiętajcie, że ta wojna nie jest wasza.
- Trudno o tym pamiętać - przerwała mu Mirlea. - Bierzemy czynny udział w każdych działaniach zbrojnych. Proszę nie mydlić nam oczu. Ta wojna jest przede wszystkim wojną Jedi. Od kiedy dowiedzieliśmy się, że sterują nią Sithowie, jest to również wojna na poglądy.
- Mirleo, mi też nie podoba się ta wojna, ale stawką jest wolność i demokracja Republiki, które przyrzekaliśmy strzec.
Powstrzymała się od komentarza. Miała w sobie jeszcze tyle pokory, by nie kłócić się z szanowanym Mistrzem Jedi.
- Gdzie ten prom? - zapytała.
Obi-Wan skinął głowa na niewielki statek, stojący nieopodal. Wyglądał... niespecjalnie, delikatnie mówiąc. Mirlea nie spodziewała się, że ten złom oderwie się od ziemi, a co dopiero wskoczy w nadprzestrzeń.
- Mamy jakieś cięcia budżetowe, że nie stać nas na porządniejszy statek? - zapytał Chazer. - Ja wiem, że Republika ma deficyt budżetowy i kryzys, ale nawet złomiarze z Tatooine latają lepszym złomem.
- To jest kamuflaż - powiedział Obi-Wan, niczym profesor tłumaczący coś słabemu uczniowi. - Skoro poprzednia misja wysłana na tę planetę została zniszczona przez Separatystów, wy musicie być mniej widoczni.
- Czemu nie lecę z tobą na Utapau? - zapytał z ledwo słyszalnym wyrzutem. - Jak twój padawan, chyba powinienem latać razem z tobą.
- Nie jesteś już dzieckiem. Rada ciągle was sprawdza. Ufamy wam i dlatego nie boję się wysłać ciebie i Mirlei na tę misję. Chodzi o negocjacje pokojowe, a ty jesteś przecież synem polityków. Masz to we krwi. Wszystkie inne informacje macie w Datapadzie. Do zobaczenia. Niech Moc będzie z wami.
- I z tobą również Mistrzu - odpowiedzieli.
Kiedy weszli na pokład, okazało się, że w środku również konieczny był kamuflaż. Ściany były poobcierane, drzwi się zacinały i śmierdziało starym olejem.
- Ja coraz mniej wierzę w wersję Obi-Wana. Cięcia budżetowe jak nic - stwierdził Chaz.
- Pewnie nie mamy pilota, prawda?
Chazer spojrzał się na przyjaciółkę rozbawiony.
- Niestety, weź młodego i siądźcie za sterami. Ja zapoznam się ze szczegółami i coś wymyślę. Coś mi mówi, że to ja mam być głównym negocjatorem. Ty nie masz do tego talentu.
Mirlea prychnęła oburzona.
- A ty masz? Chaz, znam cię. Nie masz do tego cierpliwości i charakteru.
- Tak? Mój ojciec przyjaźni się z kanclerzem, a mama jest prezesem fundacji "Dla Galaktyki", której członkami są prawie wszyscy ważniejsi senatorowie. Mój pradziadek od strony matki był Najwyższym Kanclerzem. Długa tradycja, co nie? Mam to we krwi, nie przejmuj się. Przekonałem cię, prawda? Jestem w tym dobry, więc dam radę. Gdyby było inaczej. Obi-Wan w życiu nie puścił by nas na tę misję. Zaufaj mi.
I odszedł. Mirlea stała jeszcze przez chwilę na korytarzu w stanie osłupienia. Ten młodszy o trzy lata, nierozgarnięty dzieciak nie dał jej nawet dojść do słowa - ulubiona strategia polityków.
- Najwyraźniej coś w sobie ma... - przyznała niechętnie i skierowała się do kokpitu, gdzie czekał na nią Kaan.
Stałam obok Yali na mostku i z uwagą słuchałam jej nauki. Z każdym dniem moja wiara w mądrość Mistrzyni wzrastała. Yala była niesamowita. Zawsze mówiła ciekawie, a z jej słów można było wyciągnąć mnóstwo nauki.
- Szarzy Jedi nie są źli. To użytkownicy Mocy, którzy potrafią panować nad sobą tak dobrze, że czerpią siłę i z Ciemnej i z Jasnej strony, nie dając się zwieść żadnej z nich. Kierują się uczuciami i zdrowym rozsądkiem. Niedługo staniesz się jedną z nich, jedną z nas. Masz zadatki. Mistrz Yoda dobrze zrobił, zabierając cię do Zakonu. Stłumił twoje dziedzictwo.
- Czyli, że mam predyspozycje do bycia pomiędzy? To prawie niemożliwe.
- Nie takie trudne jak mówią na lekcjach w Świątyni. Zobaczysz. Pamiętaj, rozum i uczucia na tym samym miejscu. Daleko zajdziesz, jeśli zastosujesz się do tych nauk.
Kiwnęłam głową, rozważając słowa Mistrzyni. Miała rację. Na pewno.
- Coś się stało? - zapytałam, kiedy Mistrzyni zrobiła dość długą pauzę.
- Czuję coś dziwnego. Delikatnie zakłócenia w Mocy. Wsłuchaj się w nie, może dowiesz się czegoś więcej.
Spojrzałam się na nią zdziwiona, ponieważ nic nie wyczułam, ale zrobiłam, co kazała. Uspokoiłam się i zanurzyłam się w Moc, starając się wyłapać zaburzenia, które wyczuła Yala. Było mi trudno znaleźć cokolwiek, Mistrzyni była niesamowicie silna i wyszkolona w używaniu Mocy, a ja w porównaniu do niej byłam nikim. Mimo to, udało mi się w końcu uchwycić czegoś znaczącego, jakby bliskiemu mojego sercu, ale bardzo odległego.
Poczułam przeszywające zimno, pokład, Yala i niebiesko-biała nadprzestrzeń zniknęły na chwilę.
Przede mną stała żółtooka Togrutanka, która jednocześnie była mi bliska i daleka.
Ahsoka.
___________________________________________________
Ile mnie nie było? Długo. Bardzo długo. Zbyt długo. Ale wena nie sługa :/
Ponad miesiąc ;( Naprawdę przepraszam. Postaram się, żeby to więcej się nie zdarzyło. Wybaczcie.
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!
To ja też zniknę *puf* *foch z przytupem, ale za przytulaska mogę przerwać*
OdpowiedzUsuńNo co? Przecież wiesz ile ja mam na głowie. Ojciec Mateusz i Trzeci Oficer sami się nie obejrzą ;__________;
Usuń90210 też nie obejrzy samo swoje jeszcze 3 i pół sezonu :P
UsuńMam kanapki z nutellą i nie zawaham się ich użyć! Wiedziałam, że mam coś zrobić na bloggerze, ale nie wiedziałam co... no tak, skomentować i jak najszybciej skończyć pisać swoje, nauczyć się z chemii i WOS'u :D No i sprawdzian z niemca... jeju, jak im przypierwiastkuję za te wszystkie prace, to zrobię z nich roztwór nienasycony i potraktuję ich H2SO4, tak, że ich fotosynteza zdradzi z erozją >.<
Mirlea, napierdzielamy mitologię. Nić Ariadny i po ptokach. Ahsoka uziemiona, godojmy po ślunsku! Ahsoka to jeszcze siuśka (młoda), zmądrzeje :D
IN POST PRZYSZEDŁ! MAM BOMBĘ! (nie żeby coś, też cię kocham) <3
Ale wracając do nn, ja mam sklerozę, czy jak? Ominęło mnie dostanie padawana? O.o Lol, już wiem co czuł Revan, jak powiedziałam mu o Bejbe :D
Rozmowa o Chazu... obrabiają mu dupę, jak mogą. Fakt, zmądrzał i w ogóle.
Choć Ci tego nie mówiłam, to przez te zdjęcia zawsze mogło się wydawać - ona pisze bloga o zwykłych nastolatkach w świątyni, to będzie słabe. Nie gadałam o tym z Tobą, więc albo jak zwykle jesteś mądra i miałaś na nich pomysł, albo z biegiem czasu przyszło Ci zrobić z nich poważne postacie. Pamiętam początki, ale nie umiem zgadnąć, jeśli chodzi o ten temat :D
CHAZUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUŚ!O MAJ GACIE! CHAZUŚ PRZYSZEDŁ! NAJLEPSZY PADAWAN W ŻYCIU. ON OD DZISIAJ JEST MOIM PLANEM NA ŻYCIE. ON I BIOL-CHEM XDD
Kto projektował? A Bejbe czasem nie miał nam tego wyśledzić? :D Te ściany mnie dobijają, kto je tam, kurna, postawił?! To są zamachy na moje życie! Wgl, wiesz, że w marcu tamtym roku, ja ten mały palec chyba złamałam? :/
A skoro ma być tym dzieckiem przez potykanie się o progi, to zostanę żoną tego architekta. Jako dawna wdowa po skończonym żywocie biol-chem na mej drodze.
Czemu ja przeczytałam "Gdzie to porno?" XDDDDDDDDDDDDD Oni mnie zjadą za ten komentarz XD
O nie! On zmienił się, jak nic! Ta dziewoja, podająca się za jego siostrę, doszczętnie wyprała mu mózg. Co to za wytłumaczenie? Pytanie czy on tłumaczy, czy się przechwala, bo bije mu na dekiel?
Dobra, jednak nie, to nie biol-chem jest mym życiem. Po ostatnim wątku stwierdzam, że idę odprawiać egzorcyzmy. Specjalnie dla Yali. To, co ona robi z umysłem Atari jest tak chore, że do wyleczenia tego, biol-chem jest zbędny >.<
Wszystko jest ok i supcio, ale mam ochotę dać Yali po ryju >.< Powiedz, że Ahsoka ją zarżnie, błagam! Albo ja i moja armia Ewoków! Tak!
Niech Moc będzie z Tobą.
H2S pozdrawia, a HNO2 żegna.
Ta najlepsza i najcudowniejsza <3 (Skromność, bardzo :') )
Nie żeby coś, ale miałam dzisiaj z tego sprawdzian xDD H2SO3, H2SO4, H2CO3,HNO3, H3PO4, HCl, H2S... Dwa pierwsze zadabia były proste, apotem trzeba było pisać równiania dysocjacji elektrolitycznej ;___; Nie wiem, czy to umiem xDD
UsuńHejka! Nominuję cię do LBA! http://zycieahsokitano.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzyyybyyyłam ^^ ekhem, czm mam wrażenie że Chaz i Kaan jakoś NIE przypadną sobie do gustu? Why? XDD Oj Chaz, Chaz... TYLKO POLITYKA CI W GŁOWIE PFFFFFF... XDDD A Obi leci na Utapu a co to znaczy? IMPERIUM! Jawa zabije xddd ja wiem że ty i tak nie wysłuchasz mych błagań but still...
OdpowiedzUsuńWait, wait, wait! SOKA?! NA DS?! WTF?!! Co ty planujesz laska!
Ech... ja tam się nie zastanawiam, ide się uczyć do egzo
NMBZT!
Sonia
Nic szczególnego nie planuję xD Głównie chodzi o to, jak Yala mieszka Ati w mózgu xD Historia Ahsoki będzie raczej kanoniczna, bo akurat podoba mi się to, co działo się z nią w Rebels xDDD *tak bardzo ma nadzieję, że Ahsoka umarła*
UsuńAle Imperium nie da się ominąć xD Ono ma być i koniec xD Tylko coś mnie kusi, żeby nie zakuwać Anniego w zbroję :P
Tralalala... Byłam tu! Nie chce mi się nic pisać ^.^
OdpowiedzUsuń