niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział 7(79)






Atari

Wulkaniczny krajobraz planety działał na Atari uspokajająco i chociaż więcej było tutaj charakteryzujących ciemną stronę śmierci, cierpienia i zniszczenia wynikające z wulkanicznego krajobrazu planety oraz niestabilnej sytuacji politycznej. Atari czerpała z jasności, wyjątkowo słabej, ale nadal istniejącej. Żywe istoty zawsze ją tworzyły, dzięki swoim dobrym uczuciom, których Sullustanom nie brakowało. Ostatnio czuła się tak jedynie za czasów sprzed Wojen Klonów, kiedy nikt nawet nie myślał o tym, że nastanie wojna, która ogarnie całą galaktykę. Fakt odsunięcia się od jasnej strony zabolał. Dopiero teraz nastolatka uświadomiła sobie, jak długo była na tej rozchwianej, niepewnej granicy. Teraz nagle cofnęła się kilka kroków wstecz, jakby znowu miała dwanaście lat.
Pomogło. Obecności za którymi podążała stały się jeszcze wyraźniejsze. Daleko za sobą wyczuwała zdezorientowanych Kola i Anję. Zostawiła ich dość gwałtownie, ale Sheelan znała ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że Atari niedługo wróci.
Atari spojrzała na drogę, którą wcześniej ignorowała zdając się całkiem na Moc. Taka umiejętność była całkiem przydatna, niestety na bitwie była bezużyteczna, wszystko było zbyt niespodziewane i gwałtowne.
Zatrzymała się gwałtownie, kiedy zrozumiała do kogo zmierzała. Ahsoka Tano i Deturi Killara pogrążone w głębokiej dyskusji stały kilka metrów od Atari.

Ahsoka

- Nie jesteś na nią wściekła? To ona włączyła Rozkaz 66! - wykrzyknęła Ahsoka, raczej oburzona niż zdenerwowana
Atari powoli zaczynała irytować ją swoim chłodem i obojętnością. Togrutanka nie znosiła takiego zachowania, szczególnie u tej Dathomirianki, którą znała z zupełnie innej strony.
- Wiem, przy okazji sprawiła, że mój życiowy cel, czyli zostanie Jedi, jakby to nie było jasne, nie może zostać wypełniony.
- Serio, Atari? Mam jedno pytanie, na które powinnaś być w stanie odpowiedzieć. Co się, do cholery, stało z tamtą dziewczyną, którą bez zastanowienia mogłam nazwać siostrą i przyjaciółką na śmierć i życie? Bo mam wrażenie, że albo umarła, albo z całej siły jebnęła głową o kamień. Przy okazji na ten kamień spadając ze stu metrów. Bo chociaż ja też dorosłam i się zmieniłam, nadal pamiętam o ludziach,  którymi spędziłam najwspanialsze chwile. Ta pamięć pozwoliła mi wygrać z Ciemną Stroną, a ty...
- Ahsoka... - zaczęła Atari, ale Togrutanka od razu jej przerwała.
- Wiesz, naszła mnie właśnie dziwna myśl, że za kilka lat, gdy usłyszę moje imię wypowiadane tym samym tonem, następnymi słowami będzie "Więc umrzesz". Ale to taka małą dygresja, nie przeszkadzaj sobie.*
- Jak mam sobie nie przeszkadzać, jak mi przerywasz? I kto niby chciałby cię zabić?
Tym razem przerwało ostentacyjne westchnięcie Deturi. Przy okazji, Atari przypomniała sobie o jej obecności w tej galaktyce.
- Teraz już wiem, czemu zdradziłam Zakon. Po prostu miałam dość obcowania z wami dwoma jednocześnie - skomentowała. - To na dłuższa metę może doprowadzić do trwałego uszczerbku na zdrowiu psychicznym. A, no tak, Mirlea Rossen i Kayla Motess idealnymi przykładami.
- Przymknij się Death! I nie porównuj Mirlei z Kaylą.
- Kolejny powód - nienawidziłam tej ksywki. Kto był takim geniuszem, że ją wymyślił? Motess czy Niro?
- Akurat Selomi - odparła Atari. - Ta Cereanka, była w klanie razem z Mirleą. Chyba nawet się kolegowałyście.
- Och... tak. Była moją przyjaciółką. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Prawdziwy uśmiech na twarzy Deturi był naprawdę wyjątkowy. Kiedy były młodsze, zachowywała się obojętnie albo wywyższała nad innych. Ahsoka nawet nie podejrzewała, że Killara potrafi się uśmiechać.
- To co, zemścisz się na niej za tę jakże uwłaczającą część twojego życia? - zażartowała.
Zabójczyni zmrużyła groźnie oczy, ale po chwili wzruszyła ramionami.
- Niestety jestem pozbawiona tej, jakże kuszącej, możliwości. Zginęła mniej więcej w czasie tej akcji z Zamachem Świątyni.
- Zawsze mnie wkurzała - stwierdziła Atari bez większych emocji. - Zachowywała się tak, jakby Mirlea nie należała do tego samego klanu, co ona. Dobrałyście się.
- Zabiłaś ją? - zapytała Ahsoka, raczej z ciekawości niż zdenerwowania.
Po opuszczeniu Zakonu fakt zabijania ludzi i Jedi nie był dla niej tak nieprzyjemny, jak wcześniej.
- Przeszkodziła mi w pewnej bardzo ważnej akcji na Kamino. Wiesz której.
- Coś kojarzę. - Ahsoka przewróciła oczami.
Jeszcze niedawno za to, co Deturi powiedziała, Togrutanka rzuciłaby się na nią bez zastanowienia, ale teraz była już bardziej dojrzała
Deturi odpaliła swój Datapad, chwilowo ignorując towarzyszki, po czym jęknęła cicho.
- Dobra, dziewczyny, trochę się zagadałyśmy i moje zlecenie zmierza właśnie do portu lotniczego i chyba planuje zwiać z tej pięknej planety, a to nieco mi nie pasuje, więc sorki, ale powalczymy albo pogadamy kiedy indziej. Możemy nawet herbatę razem wypić, bo stanie na wietrze mi się nie uśmiecha.
Wskoczyła na swój grawiskuter zanim byle padawanki zdołały cokolwiek odpowiedzieć i po kilku sekundach była kilkadziesiąt metrów dalej.
Ahsoka przez chwilę zastanawiała się, czy nie udać się za Zabójczynią, ale najwyraźniej sobie odpuściła, bo usiadła na najbliższym kamieniu i odchyliła głowę do tyłu.
- To odpowiesz mi w końcu na to pytanie, Ati?
Dathomirianka uśmiechnęła się radośnie i usiadła obok Ahsoki. Poczuła ulgę, że w końcu może zrzucić przed kimś maskę i być sobą. Ahsoka była najlepszą osobą do tego.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to znowu ty, Soka - powiedziała tonem zupełnie innym niż kilka chwil wcześniej. - Dopóki Deturi tu była nie mogłam ci wiele powiedzieć, ale wiedz, że się nie zmieniłam. Nadal jestem tą samą dziewczyną, którą poznałaś w Świątyni. Po prostu pracując dla Imperium nie mogę być zbyt wylewna, nie sądzisz?
- To czemu to robisz? - prawie wykrzyknęła Ahsoka. - Możesz uciec, zaszyć się gdzieś na Zewnętrznych Rubieżach, gdzie nie sięga Imperium - tam nigdy cię nie znajdą!
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię. Nie potrafiłabym żyć w ten sposób, znasz mnie przecież.. Potrzebuję adrenaliny, niebezpieczeństwa. Nie mogłabym siedzieć w jednym miejscu, nie teraz. Może za dziesięć lat, kiedy będę już dorosłą kobietą i zacznie mnie ciągnąć do czegoś stałego. Zresztą, praca w Imperium nie jest taka zła. No wiesz, płacą dobrze, atmosfera całkiem niezła, a szturmowcy prywatnie są całkiem mili. Zresztą teraz, kiedy jestem w Inkwizycji jestem pod bezpośrednimi rozkazami Vadera, nie Imperatora, więc jest lepiej.
Ahsoka uśmiechnęła się smutno. Atari miała całkowitą rację, jesli chodzi o jej charakter, ale praca dla Imperium nie mogła być dobra.
- Chciałabym powiedzieć, że to nie prawda, ale okłamałabym samą siebie - powiedziała po chwili. - Znaczy to, że nie wytrzymasz bezczynnie na jakimś zadupiu, a nie że szturmowcy są całkiem spoko - roześmiała się nerwowo. - To klony?
- Większość tak, ale z akademii wojskowych ciągle napływają ludzcy kadeci. - Uśmiechnęła się wesoło. - Nie uważasz w ogóle, że ta rozmowa z Deturi była nieco... absurdalna?
- Przyzwyczaiłam się, że żyję w oparach absurdu - roześmiała się Togrutanka.
- Co teraz z tobą będzie? - Atari zmieniła temat. - Ja wracam do "swoich", jeśli mogę tak powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że nie powtórzy się ta sytuacja sprzed kilku miesięcy z tobą w roli głównej.
- Nie powtórzy się. Wyczuwam, że przede mną stoi ciemność, ale w postaci innej osoby. Ja zostanę taka jak teraz - odpowiedziała.
Za każdym razem, kiedy próbowała spojrzeć w przyszłość, za każdym razem przed oczami stawała jej postać w czerni, boleśnie znajoma i nieznajoma jednocześnie. Jednak nie Atari, Dathomirianka była jasna i chociaż przez jakiś czas Ahsoka podejrzewała, że zejdzie na drogę swojego klanu, jej ścieżka była jasna, mimo wykonywanej pracy.
- Oby - odparła Atari. - Nie chcę żeby Lord Vader w przyszłości wysłał mnie do walki z tobą.
Ahsoka od razu podjęła temat. Ten Sith był największą zagadką nowego porządku panującego na świecie. Pojawił się znikąd, przynosząc zgubę Republice.
- Własnie, Vader. Kim on jest?
- Nie mam pojęcia, ale mam wrażenie, że go znam... chociaż pewnie tylko mi się wydaje. Nie przejmuj się nim, teraz głównie Inkwizytorzy polują na Jedi, a większość z nich nie da szans osobie szkolonej przez Anakina - uśmiechnęła się serdecznie.
Te kilka zdań nieco podniosło Ahsokę na duchu. Zapomniała nawet o swoim wcześniejszym oburzeniu. Dobrze było w końcu porozmawiać z Atari będącą przyjaciółką, a nie przeciwniczką.

___________________________________________________
* Pozdro dla tych, którzy oglądają Rebels. Fajny serial, ale dopiero od końca drugiego sezonu. Wcześniej dość żałosny.
Jak widzicie, wróciłam do oznaczania perspektywy, żeby wszystko było nieco bardziej czytelne :)
Okazało się, że czytanie blogów daje coś czego mi permanentnie brakuje - wenę. 
Dlatego dedyk dla Magdy za danie mi linka do swojego bloga xD

NMBZW!

niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział 6(78)



Szum silników podchodzącego do lądowania niewielkiego statku poinformował pogrążone w rozmowie Atari i Sheelan o przybyciu wyczekiwanych od dawna łowców nagród.
Atari, mimo powołania do Inkwizycji Vadera, nadal miała służyć tak samo jak wcześniej - tłumiąc bunty, a nie wyłapując ocalałych Jedi, jak reszta. I dobrze - eliminacja bezimiennych celów była mniej wstrząsająca niż ludzi, których znało się przynajmniej z widzenia.

Po rampie zeszły dwie osoby. Twarze miały zakryte chustami, ale z rozpoznaniem ich Atari nie miała problemu, chociaż do tej pory widywała ich tylko na słabej jakości zdjęciach i hologramach związanych z zabójstwem trzech dzieciaków, które Padme przygarnęła na Tatooine, bo akurat włączył jej się instynkt macierzyński. 
Anja ściągnęła nakrycie głowy i skinęła im głową na przywitanie.
- Cześć Atari.
Druga siostra przewróciła oczami.
- Po co ja skróciłam i przefarbowałam włosy i zmieniłam imię, skoro i tak wszyscy mnie poznają? - jęknęła. - Na dodatek nawet ludzie, którzy mnie nie znają.
- Przecież się znamy - odparła, bardzo rozbawiona tą sytuacją kobieta. - Znaczy zabiłam dwie dziewczynki, które znałaś. 
- Przepraszam, że się wtrącę, ale starsza akurat ci uciekła. Przy okazji, ja cię nie znam. Atari, tak? Kol Vares, miło mi. Jesteś Sithem, tak?
Skrzywiła się nieco. Posiadanie żółtych oczu i miecza świetlnego kojarzyła się niektórym aż za bardzo.
- "Zawsze dwóch ich jest. Nie więcej, nie mniej." - zacytowała zasłyszane kiedyś w Świątyni Jedi słowa Mistrza Yody. - Nie jestem nawet po Ciemnej Stronie. I nie planuję - dodała po chwili.

Prom na Slullust odleciał z ponad dwudziestominutowych opóźnieniem. Kol narzekał, że gdyby polecieli ich statkiem, dawno byliby w nadprzestrzeni, ale tylko Atari zwracała na niego uwagę. Anja wręcz ostentacyjnie grała w strzelankę na datapadzie, a Sheelan oglądała jakieś obrazki, nie zwracając uwagi na świat wokoło. 
Atari przyglądała się im uważnie, starając poznać ich przez Moc. Nie byli na nią ani trochę wrażliwi, więc nie mogli jej poczuć, co było bardzo wygodne. Sondując Anję, Atari natknęła się jednak na czarną dziurę. Łowczyni wydawała się być całkiem sztuczna, jakby nie potrafiła czuć. Przez chwile pomyślała, że Anja jest socjopatką, ale wystarczyło dotknąć umysłu Kola, by dostać wręcz podręcznikowy przykład socjopaty. Z kobietą było coś nie tak i chociaż sprawa była interesująca, nie była interesem Atari.

Zakłócenia Mocy wyczuła jeszcze przed wyjściem z nadprzestrzeni. Dwie znajome obecności zbliżały się do Sullust bardzo szybko. W Galaktyce oczyszczonej prawie całkowicie z ludzi wrażliwych na Moc, Atari potrafiła dostrzec ślady obecności znajomych Jedi bardzo wyraźnie, nawet kilka dni po ich obecności, ale teraz wszystko było niesamowicie świeże i wyraźne.
- Coś się stało, Atari? - zapytała Anja. - Gapisz się w jeden punkt na ścianie chyba od piętnastu minut.
- Nie... po prostu wyczuwam zakłócenia w Mocy.
- Może to po prostu Kol? Przegrał ze mną ostatnie trzy rozgrywki. No wiesz, męskie ego i tak dalej - uśmiechnęła się drwiąco.
- Wcześniej przegrałaś cztery razy - odgryzł się.
- Ale jak lecieliśmy na Coruscant było dwa do jednego dla mnie!
- Wy jesteście parą? - zapytała rozbawiona Sheelan. - Bo kłócicie się jak stare małżeństwo.
- My?! - wykrzyknęli razem, zwracając na siebie uwagę pasażerów, niezadowolonych z hałasu.
- W życiu - wzdrygnęła się Anja.
- Najwyżej w koszmarach... - dodał Kol.

Kiedy w końcu wylądowali na zaniedbanym lądowisku, Atari nie mogła otrząsnąć się z przeczucia, że coś się wydarzy.
- Przepraszam, ale muszę was na chwilę opuścić - powiedziała i zanim jej towarzysze zdążyli cokolwiek odpowiedzieć wybiegła z płyty lądowiska.
Wypożyczyła skuter z biura stacjonującego tuż przy wyjściu z budynku lotniska i wyleciała z miasta, kierując się jedynie przeczuciem i Mocą.
______________________________________________________
Wow, napisałam! Najlepsze jest to, że następny rozdział już gotowy i tylko ten jakiś taki niechętny do powstania.


NMBZW!

poniedziałek, 7 listopada 2016

Rozdział 5(77)



Wraz z dziesięcioma innymi zabójcami stała na mostku flagowego niszczyciela dowodzonego przez samego Lorda Vadera. Stali na tyle oddaleni od załogi, że nie dało się ich usłyszeć, nawet gdyby rozmawiali głośno.
Atari stała w milczeniu, obserwując każdego z zebranych. Dwóch z nich znała ze Świątyni Jedi. Wyższy od niej o co najmniej trzydzieści centymetrów Pau'anin był dawniej strażnikiem Świątyni. Drugi był całkiem przystojnym mężczyzną koło trzydziestki. Indywidualista, który nie zdecydował się na padawana. Reszty nie znała, ale ich żółte oczy doskonale świadczyły o tym, kim są. Chociaż nie, kojarzyła jeszcze jedną z nich. Kobietę z krótko przyciętymi, jasnymi włosami i dwoma charakterystycznymi tatuażami zaczynającymi się w kącikach ust. Różniła się nieco od swojej poprzedniej wersji, ale bez dwóch zdań, to musiała być ona.
- Ventress - syknęła cicho.
Kobieta odwróciła się w stronę Atari i uśmiechnęła się drwiąco.
- Przyjaciółka padawanki Skywalkera - mruknęła. - Akurat ciebie się tutaj najmniej spodziewałam.
Nastolatka skrzywiła się, słysząc to określenie.Wolałaby być kojarzona z Padme niż z "padawanką Skywalkera".
- A ja powinnam się ciebie tutaj spodziewać - powiedziała.
Atari zmarszczyła brwi. Ventress była Dathomirianką. Była padawanka nie wiedziała, jak do tej pory mogła tego nie zauważyć, ale był to niezaprzeczalny fakt.
- Wojny Klonów już się skończyły, a ja nie jestem Jedi, więc uważam, że powrót do korzeni będzie najlepszym rozwiązaniem, siostro.
Ventress szybko ukryła zaskoczenie, które na chwilę zmieniło jej zazwyczaj obojętne oblicze.
- Jesteś z klanu Sióstr Nocy? - zapytała z niedowierzaniem.
Atari uśmiechnęła się lekko.
- Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego krótkiego okresu, ale tak, urodziłam się tam.

Kiedy Vader wszedł na mostek, Atari miała wrażenie jakby powiało chłodem. Brakowało tylko mrocznej muzyki oznajmiającej, że przyszedł pan i władca. Atari delikatnie sięgnęła ku niemu Mocą, mając nadzieję, że Sith niczego nie wyczuje.
Ledwo zdusiła krzyk. Jego obecność była tak przytłaczająca, tak mroczna i... znajoma. Zerknęła na Ventress, ona też była zaniepokojona. Vader emanował tak silną ciemną stroną, że Atari nie potrafiła przypomnieć sobie, kogo jej przypominał.
- Zostajecie powołani do Inkwizycji - powiedział bez zbędnych wstępów. - Wszyscy potraficie posługiwać się mieczami świetlnymi i macie pojęcie o Mocy. Będziecie pod moim przywództwem i moje rozkazy będziecie stawiać na pierwszym miejscu.
Przerwał, ale raczej nie oczekiwał od żadnego z nich odpowiedzi. Cisza, która zapadła była przerywana jedynie głośnym oddechem Lorda Sithów. W Mocy czuć było wyraźne zaniepokojenie niektórych zebranych.
- W waszych datapadach powinny się właśnie pojawić wszystkie informacje dotyczące nowej pracy i stanowiska.
Odszedł, nie zaszczycając własnie powołanych Inkwizytorów spojrzeniem. Po co pofatygował się na miejsce, by poinformować ich o nowym przydziale, Atari nie wiedziała. Może po prostu uważał, że nawiązanie kontaktu z żołnierzami jest właściwe.
Odpaliła plik, który wyświetlił się w skrzynce odbiorczej i przestudiowała. Miała być drugą siostrą, czego by to nie oznaczało. Po przejrzeniu hierarchii była nawet zadowolona. Nad nią była jedynie Ventress, jakiś nieprzyjemnie wyglądający Zabrak i ów Pau'anin ze Świątyni Jedi.
Następna wiadomość zepsuła jednak namiastkę jej dobrego nastroju. Jej partnerką nadal była Sheela.

Idź do jaskini, powiedział. Tam znajdziesz odpowiedzi, powiedział... Jasne. Gdyby jeszcze na Dagobah było pięć jaskiń, to nie byłoby problemu, ale te cholerne jaskinie były na każdym kroku i z każdej z nich wiało Ciemną Stroną, stęchlizną i rozkładającymi się szczątkami roślin i zwierząt. Jednym słowem: niezachęcające. Na dodatek Mistrz Yoda chyba zapomniał, że ta cholerna puszcza nie rozciąga się na dwóch czy trzech kilometrach kwadratowych, ale na całej planecie, która do najmniejszych nie należała! I jakie odpowiedzi miał znaleźć, skoro żadnych nie szukał? Interesowało go oczywiście, gdzie są Wido i Atari, szczególnie ona. Ostatnio widział ją chyba wtedy, gdy nieumiejętnie wyznał jej miłość i się wycofał. Chciałby też wiedzieć, czy dziewczyna odwzajemnia to uczucie, ale o to Mistrzowi Yodzie na pewno nie chodziło o uczucia i przywiązanie. Nie potrafił sobie jednak wyobrazić spotkania z nią.
"Hej, Atari, może mnie poznajesz, przyjaźniliśmy się ze sobą jakieś piętnaście lat. Przy okazji kocham cię, ale ty o tym oczywiście nie wiesz, bo jestem debilem i nie wykorzystałem żadnej sytuacji, by ci o tym powiedzieć." Każda wizja była mniej więcej tak samo nieprzyjemna, więc odpuścił.
Mimo tego, że przez cały czas biegł zamknął oczy i otworzył się całkowicie na Moc, by jak najszybciej dotrzeć do celu, który jak na razie był jedną wielką niewiadomą. Miał szukać zła.
Wyrwał się jeszcze bardziej, starając się umysłem ogarnąć najbliższe dwa kilometry kwadratowe. Bariera Ciemnej Strony, na którą trafił wypchnęła jego umysł z powrotem do ciała. Potknął się o jeden z licznych korzeni pokrywających powierzchnię i boleśnie uderzył o ziemię, przetaczając się kolejne kilka metrów, idealnie pod wejście do największego skupiska zła na Dagobah - Jaskini Ciemnje Strony.

_____________________________________________________
Długo mnie nie było, a jak jestem to z opóźnieniem. O dziwo nie zaszkodziło to blogu, który ma już 45000 wyświetleń :O Mam nadzieję, że do końca roku dobiję do 50000 :D Takie małe świąteczne życzenie <3
Dedyk dla wszystkich obserwatorów - co tam, że bloga czytają tylko dwie/trzy osoby :D

NMBZW!