niedziela, 16 kwietnia 2017

Rozdział 11(83)


Chazer


    Pieniądze mają wielką siłę, jeżeli potrafi się z nich korzystać. Czekamy.
    Nie taką wiadomości spodziewał się dostać po wielu miesiącach milczenia. Powinien podejrzewać od samego początku, że nawet przy takiej ostrożności jaką zachował, życie po proklamowaniu Imperium powinno być znacznie trudniejsze, nawet na obrzeżach Galaktyki To nie była bajka dla dzieci, żeby wierzyć w niebywałe szczęście. Ta krótka wiadomość dopiero mu to uświadomiła. Pieniądze były w stanie nawet oprzeć się ideologii, przez którą życie straciło tak wielu wspaniałych ludzi. A on może to wykorzystać i zrobić to, czego chce jego "wybawiciel". Wrócić na Coruscant, do miejsca, które powinien nazywać domem. Przestać bawić się w Jedi, jak to określili jego rodzice kilka miesięcy temu kiedy nic nie wskazywało na to, że nadejdzie tak ogromna tragedia i zająć się poważnymi rzeczami. Wrócić do rodziny.
    Ale jeszcze nie teraz. Czuł, że najpierw musi ogarnąć swoje życie, a dopiero później wracać do życia innych ludzi, nawet jeśli oni tego chcą.

    Następną podróż planował odbyć na Bespin. Jego aktualny myśliwiec był w żałosnym stanie po kilkunastu tygodniach spędzonych na wilgotnej, deszczowej i gorącej Dagobah. Bespin była bardzo blisko jego aktualnego miejsca pobytu i słynęła z niskich cen dobrych statków kosmicznych, których właściciele dramatycznie potrzebowali gotówki.  Za to Chazer zdecydowanie potrzebował czegoś większego. Myśliwiec nie był statkiem wygodnym

Atari

    - Musimy wracać do domu - powiedziała Sheela.
    - Myślałam, że idziemy im pomóc.
    - W życiu ich nie znajdziemy, nawet z twoimi psychicznymi zdolnościami. Musimy zabezpieczyć rzeczy w domu. Często tam nie bywałaś, ale mogę cię zapewnić, że ten debil z fotograficzną pamięcią - Atari zgadywała, że może jej chodzić o Kola - datapad ze szczegółami misji trzyma w bardzo widocznym miejscu. Bez powodu nas nie napadli, a mogę się założyć, że jest ich o wiele więcej. Jeżeli się dostaną do danych będzie o wiele gorzej.
    Chciała poprawić partnerkę, co do tego, że Moc i "psychiczne zdolności" jak to określiła to dwie zupełnie różne rzeczy, ale wizja konsekwencji ze strony Vadera, które przyniosłoby takie zawalenie misji, kazały jej ugryźć się w język i skupić całkowicie na zadaniu.
    - Dobrze - odparła. - Zajdziemy mieszkanie od okien ze wschodu i zachodu. A kiedy wszystko się skończy, to porozmawiamy.
    - Niby o czym?
    - O Mocy - rzuciła. Czyli jednak nawet wizja wściekłego, duszącego Vadera nie mogła jej od tego powstrzymać, jednak lata nauki w Świątyni pozostawiły swoje piętno na zawsze.
    Spojrzała się niepewnie na dachy - z jednej strony byłyby idealnym miejscem na szybką podróż, ale z drugiej, po godzinnej gorącej burzy dachy musiały być o wiele bardziej nagrzane niż przed nią, a podczas walki na nich już i tak nabawiła się nieprzyjemnych, bolesnych oparzeń
    Dlatego też zdecydowała się ruszyć boczną uliczką, równoległą do głównej alei miasta, która szybko zaczęła zapełniać się Sullustanami. Atari nie wyczuwała zbliżającego się niebezpieczeństwa, ale mimo wszystko wolała unikać żywych istot, które mogłyby zostać poszkodowane podczas walki. Gdyby tylko mogła używać miecza, wszystko byłoby łatwiejsze, ale niestety nawet teraz tajność misji ją obowiązywała, więc nie mogła po prostu paradować po ulicy z charakterystyczną bronią, która wręcz krzyczała "Hej, patrzcie! Jestem Inkwizytorem Dartha Vadera, jeden fałszywy ruch a na waszą planetę spadnie sprawiedliwość Imperium!" Nie, zdecydowanie wolała swoje dwa niepozorne blastery - je mogli nosić wszyscy, nawet uczennica.
    Do ich mieszkania zostało kilka przecznic, więc nieco zwolniła, żeby przypadkiem nie natknąć się na kogoś niepożądanego, chociaż dzięki Mocy i tak była właściwie niewidoczna dla ludzi, którzy nie skupiali się na otoczeniu. Mimo wszystko, wolała zachować całkowitą ostrożność. Otworzyła swój umysł, by móc myślami obejmować okolicę. Nadal nie wyczuwała zagrożenia, ale to nic nie znaczyło.
    Zatrzymała się tam, gdzie ustalił plan - w wąskiej uliczce miedzy domami, na wschód od jej mieszkania. Miała stąd idealny widok na okna salonu.
    Atari zamknęła oczy i sprawdziła Mocą mieszkanie. Zgodnie z podejrzewaniami Sheeli, nie było puste, ale obecność w nim kogoś była bardzo świeża, intruz dopiero przedostał się przez zabezpieczenia i wszedł do środka.
    Nie czekając na Sheelę, Dathomirianka rozejrzała się uważnie i nie widząc nikogo wokoło, wspomagając się Mocą, wskoczyła na nagrzany parapet. Jednym ruchem nadgarstka otworzyła okno i zgrabnie weszła do środka. Przywołała leżący w szufladzie miecz świetlny i zacisnęła na niej palce. Od razu poczuła się o wiele pewniej. Bez miecza czuła się jak bez ręki i dopiero teraz, kiedy w końcu mogła go użyć, to uczucie się spotęgowało. Cicho przeszła do pokoju i uśmiechnęła się na widok dość wysokiego Sullstanina, którego cała uwaga poświęcona była  złamaniu zabezpieczeń w datapadzie Kola.
    Niedbałym ruchem ręki, Atari chwyciła Mocą urządzenie i wyrwała je z ręki zaskoczonego intruza. Miała nadzieję, że mężczyzna straci orientację i pewność siebie, więc nie będzie musiała go zabijać, ale ten niestety był przygotowany na taki obrót wydarzeń i od razu wystrzelił w jej kierunku kilka wiązek laserowych, które od razu odbiła. Miecz świetlny był jednak najwspanialszą bronią galaktyki.
    Pchnięciem Mocy posłała przeciwnika na ścianę na tyle mocno, by stracił przytomność. Nie chciała go zabijać, przynajmniej nie do czasu, kiedy przyjdzie Sheela i zdecyduje się, co z nim zrobić.
    Na szczęście nie musiała czekać długo, bo kilka standardowych minut później, do mieszkania weszła Sheela, zdyszana i w gorszym stanie niż wtedy, kiedy się rozstały.
    - Idź na zachód - prychnęła. - Czekało na mnie kolejnych dwóch, naprawdę nie słyszałaś strzałów?
    - Byłam zajęta tym tutaj - nagięła nieco fakty. - Zresztą jesteś przecież wykwalifikowanym łowcą nagród, na pewno poradziłaś sobie z nimi bez problemu.
    - Oni też byli łowcami nagród. A ja nie mam ani miecza świetlnego, ani tej całej Mocy.
    - Tak, tak, to co z nim zrobimy?
    - Oddamy szturmowcom, kiedy w końcu tutaj przylecą. Może coś z niego wyciągną.
    Atari skrzywiła się nieco, znając metody jakich używali żołnierze do przesłuchiwania jeńców, ale nie skomentowała tej decyzji.

Anja

    - Idziemy za nimi - zarządził Kol.
    Tym razem Anja się nie spierała, Misja piekielnie się dłużyła, a oni przez miesiąc bezskutecznie próbowali dowiedzieć się czegokolwiek. Bariera tubylców była jednak ogromna, a prywatne rozmowy w obecności ambasadorów były niespotykane. Ich krok do przodu był tak ogromny, że z początku misji dotarli właściwie do jej końca.
    - Jaki masz właściwie plan? - Wolała polegać na genialnym umyśle Kola i jego strategicznych umiejętnościach. Ona na ich miejscu po prostu posłuchałaby o czym ich wrogowie mówią, a potem ich wszystkich zabiła, ale to raczej nie było zbyt mądre.
    - Posłuchamy o czym mówią, a potem ich zabijemy - powiedział spokojnie.
    Potrzeba walnięcia się ręką w czoło była zbyt wielka. Kol na ten gest zareagował jedynie śmiechem.
    - Już poinformowałem Lorda Vadera o planach tubylców. Podejrzewam, że przyśle krążownik, by załatwić sprawy do końca.
    - To głupi plan - powiedziała.
    - Zabijanie możemy zostawić szturmowcom. My ich tylko schwytamy i poturbujemy.

    Podążając za spiskowcami, dotarli do hangarów niedaleko lądowiska. Bezdźwięcznie wspięli się na skrzynie wypełnione zapewne pożywieniem dla miasta i dotarli do miejsca, gdzie już zebrała się dość spora grupa Sullustan i ludzi, którzy rozmawiali ze sobą przyciszonymi, ale wyraźnie podnieconymi głosami.
    Anja włączyła po ras kolejny tego dnia dyktafon, żeby nagrać całą rozmowę, by Imperium miało cały jej zapis.
    - Jest ich zbyt wielu - szepnęła Kolowi do ucha.
    - Cóż, myślałem, że mogą mieć pewną przewagę liczebną - mruknął. - Całkiem możliwe, ze nie damy im rady.
    - No co ty - prychnęła.
    Ich rozmowę przerwał podniesiony głos jednego ze spiskowców, który natychmiast uciszył wszystkich innych. Każdy skupił swoją uwagę na mężczyźnie. Nie trudno było się domyślić, że stanowił tutaj kogoś w rodzaju przywódcy.
    - Imperium coraz bardziej nas infiltruje - powiedział. - Możliwe, że teraz pośród nas są zdrajcy, którzy marzą tylko o tym, by donieść Imperatorowi o naszych planach. Dlatego musimy wypełnić nasze plany jak najszybciej. Postanowiliśmy, że zaczniemy powstanie dzisiaj w nocy. Każdy ma być przygotowany. Imperium o nas wie, ale nie spodziewa się tak szybkiej akcji. W ciągu tego tygodnia Sullust będzie w końcu wolne!
    Spiskowcy zaczęli wznosić okrzyki poparcia. Znów zaczęły się pełne oczekiwania i energii do działania rozmowy.
    - Trochę im współczuję - powiedział. - Całkiem możliwe, że... cholera!
    Leżący obok nich metalowy pojemnik stoczył się i spadł prosto pod nogi przywódcy spiskowców.
    - Szpiedzy! Łapać ich! - wrzasnął Sullustanin.
    Zerwali się z miejsc i rzucili biegiem do wyjścia. Już wcześniej ocenili, że nie mają szans w walce z całą grupą ludzi, nawet z superwytrzymałymi mieczami Kola i jego umiejętnościami.
    - Przydałyby się dziewczyny! - krzyknął Kol z nadzieją.
    - Przydałby się oddział szturmowców! - odkrzyknęła Anja.
    Jakoś udało im się unikać strzałów przeciwników, ale nie mogli polegać na szczęściu przez cały czas. Anja oddała kilka strzałów na ślepo, ale nie sądziła, by trafiła w cokolwiek innego niż w skrzynie.
    - Jesteśmy blisko wyjścia!
    Wydostanie się na zalany słońcem betonowy plac przed hangarem niewiele im dawał tak naprawdę. Znajdowali się na otwartej przestrzeni, bez większych możliwości ucieczki, a blasterowe błyskawice nadal latały wokół nich.
    Kol zatrzymał się, widząc, że nie ma szans i schował się szybko za jednym z nielicznych drzew, strzelając do wybiegających z hangaru napastników.
    Anja poszła za jego przykładem, ale zamiast atakować rozglądała się po okolicy szukając jakiejkolwiek możliwości ucieczki, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Do pierwszych zabudowań było co najmniej dwieście metrów otwartej przestrzeni, gdzie bez problemu zostaliby zabici. I tak teraz ich szanse wynosiły jakieś minus dziesięć procent. Za jakieś dwie minuty zostaną otoczeni i zabici albo pojmani. Walka nie miała sensu, ale mimo to kobieta zdecydowała się na atak.
    Spojrzała się na Kola, który z zapałem ostrzeliwał przeciwników. Wiedziała, że chłopak lepiej czuje się w walce kontaktowej, tak samo jak Atari, a do strzelania nie ma wybitnego talentu, ale radził sobie naprawdę dobrze.
    - Zanim zginiemy - powiedział nagle, przekrzykując hałas blasterów. - chciałem powiedzieć, że nie jesteś naprawdę taka okropna jaką próbujesz być. W sumie to próbowanie bardzo słabo ci wychodzi!
    Tylko on potrafił krytycznie skomplementować. Nie rozzłościło jej to jednak. W takiej chwili każde słowa były pokrzepiające.
    - Rzućcie broń! - krzyknął jeden z buntowników.
    Byli otoczeni, nie mieli żadnej szansy,a wszystko przez głupi, niestabilny pojemnik.
    Rzuciła broń, tak samo jak Kol. Nie było sensu i możliwości ciągnąć tej walki.
    - Wiesz, ty też czasami potrafisz być mniej irytujący niż zawsze - powiedziała.
    - Rozstrzelać - rozkazał przywódca.
    O dziwo nie czuła strachu. Nie miała wspomnień, rodziny. Jedynie pieniądze. Nie miała dla kogo żyć, a na śmierć przygotowana była od zawsze. Uśmiechnęła się delikatnie do Kola, który tak samo jak ona wyglądał na pewnego siebie. Może była to tylko maska, a tak naprawdę paraliżował go strach? Miała się już nigdy tego nie dowiedzieć.
    Odwzajemnił uśmiech. Nigdy go takiego nie widziała. Wyglądał tak szczerze, spokojnie...
    Dźwięk odbezpieczanej broni.
    Mogłaby polubić tego chłopaka.
    Strzały.
    Mimo wszystko, nie tak to sobie wyobrażała.
__________________________________________________
Ogólnie tak, cztery komentarze i pisze następny rozdział. Chociaż właściwie to dodaję nowy rozdział, bo jest już napisany, tak samo jak trzy następne.  Brakuje mi motywacji i chciałabym wiedzieć, że ktoś to czyta.
Ten rozdział był bardzo dla mnie problematyczny, ale w końcu się wzięłam i dałam mu radę :)

NMBZW!

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Czemu faceci są tak ślepi? Powiedz, że jakiś tu zginął...
      YAAAAAAS XD
      Czy tylko mnie to nie boli? Ja wiem co będzie dalej <3
      Cudo ��
      NMBZT! ������

      "Karotka" XDD ����

      Usuń
  2. CZY JA MAM CIĘ KUŹWA ZABIĆ W TE ŚWIĘTA?! IDA!! JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?! Foch! Foch na 100 lat, chyba, że mi to jakoś naprawić!! Jestem tak wkurzona, że nie jestem w stanie skomentować tego, co się działo przez cały rozdział! Powiem tylko, że wyłapałam parę błędów. I tyle. Strzelam focha wielkiego niczym obie Ameryki.
    Sonia z fochem >.<

    OdpowiedzUsuń