Wido
Bitwa w przestrzeni kosmicznej zawsze była przerażająca. Wido Niro nigdy nie przepadał za lataniem, a walki w kosmosie wręcz nienawidził. Ewakuacja z pola bitwy była prawie niemożliwa. Kapsuły ratunkowe bez trudu zostały bezlitośnie niszczone zaraz po wykryciu przez przeciwnika. Ogólnie Wido nigdy nie lubił bitew. Huki, błyski, krzyki i ogólny hałas był tym, czego Wido nie znosił najbardziej. Czasami sam się sobie dziwił, że wytrzymał te wszystkie lata z Chazerem, Ahsoką i Atari. Rozwrzeszczana zgraja. Jednocześnie jego jedyni przyjaciele. Aż trudno mu powiedzieć, że to oni zostali jego rodziną.
Kolejna salwa z wrogiego okrętu wstrząsnęła statkiem, zwalając niektórych członków załogi z nóg. Zewsząd dało się słyszeć przekleństwa. Nic dziwnego, on sam miał ochotę w coś mocno przyłożyć. Wpadli w zasadzkę! Tak wiele wrogich okrętów przeciwko trzem krążownikom. Nie mieli szansy na zwycięstwo. Już dawno powinni się wycofać, ale nie, kazali im walczyć, a teraz... Teraz sprawa jest przegrana. Padł hipernapęd. Lewy silnik stracił moc, osłony zaczęły padać. Ta bitwa była już teoretycznie skończona. Wido ie rozumiał po co jeszcze to ciągną. Powinni skapitulować.
- Komandorze Niro, generał Waridi rozkazuje panu poprowadzić eskadrę "Błękitnych". - poinformował go nieznany klon.
- Powiedz generałowi, że bezzwłocznie stawię się w hangarze. Piloci mają być gotowi do wylotu.
- Tak jest, sir!
Żołnierz zasalutował i odszedł szybkim krokiem. Wido skierował się do hangaru. Niechętnie wykonał ten rozkaz, ale nie miał wyboru. Nie przepadał za lataniem, nie przepadał za walką. Całe życie mówiono mu, że zabijanie i walka nie jest domeną Jedi, a tutaj nagle zaczęto wysyłać go na front. Ostatnie trzy lata głównie spędził na polu bitwy - miejscy tak sprzecznym z ideologią Jedi, że już chyba bardziej nie można było. Miał tego serdecznie dość. Nie po to zostawał STRAŻNIKIEM POKOJU, by brać udział w konflikcie zbrojnym na tak ogromną skalę. Nadal pamiętał, jak trzynaście lat temu, z dudniącym sercem opuszczał rodzinny dom na Alderaanie. Usłyszał od Mistrza Wardi wiele wspaniałych rzeczy o Jedi i zapragnął zostać jednym z nich. Pamiętał, że mama z trudem powstrzymywała łzy, kiedy przekraczał próg ich domu po raz ostatni. Tata z dumą przyglądał się synowi, wspierając go w jego wyborze. Wido nie płakał w tamtym momencie. Świadomie podjął tamtą decyzję i do tej pory był z niej zadowolony, ale... kierował się filozofią Zakonu, którą wpajano mu od kiedy tylko znalazł się w świątyni. Co więcej, zgadzał się z nią prawie całkowicie, dlatego też udział Jedi w wojnie był dla niego sprawą karygodną.
- Wido!- usłyszał krzyk Sako Wardi'ego.
Obrócił się i pobiegł do swojego mentora.
- Tam jest twój myśliwiec. Wylatujecie za pięć standardowych minut.
- Tak jest, Mistrzu.
Odwrócił się, by pójść do swojego statku, kiedy zauważył, że różni się od standardowych jednostek swojego typu.
- Mistrzu, po co mi jednostka z hipernapędem?
Zmarszczył brwi. To miała być jedynie szybka operacja zniszczenia myśliwców wroga, które bez ustanku ostrzeliwały statek, osłabiając jego osłony. Zaraz po tym mieli wrócić na statek. Coś musiało być nie tak.
- Zaufaj mi, Wido.
- Mistrzu, lecisz z nami, prawda?
- Nie. Zostaję tutaj do końca.
- Mistrzu... Ta bitwa jest przegrana, nie lepiej ewakuować załogę i uciec?
Jedno spojrzenie wyjaśniło całą sprawę. Ewakuacja była niemożliwa. Mistrz nie chciał porzucać swoich żołnierzy, a sam siebie uratować.
- Nie...- zaczął.- Nie zgadzam się! Proszę, Mistrzu, ja zostanę, ty możesz się ratować!
Jak się czuł w tym momencie? Nie potrafił tego dobrze określić. Od środka rozsadzała go niezliczona ilość emocji. Żal, smutek, strach, niepewność, gniew...Ten człowiek dał mu nowe życie! Zabrał do Świątyni Jedi i nauczył wszystkiego, co sam wiedział. A teraz chciał tak po prostu poświęci swoje życie... Był Mistrzem! Jego wiedza bardziej przydałaby się Zakonowi, niż siła jakiegoś szesnastoletniego padawana, który nadal niewiele wie.
- Wido, byłeś najlepszym padawanem, jakiego do tej pory miałem. Jesteś w stanie mnie przewyższyć. Zakon Jedi cię potrzebuje. Twoi przyjaciele również. Leć. Żołnierze widza twój strach. Nie odbieraj im pewności siebie, Wido. Jesteś dla mnie jak syn. Nie sprzeciwiaj się w tak ważnej chwili. Ratuj siebie.
- Mistrzu... Ja sobie nie poradzę bez ciebie.- zagryzł wargę.- Jesteś mi jak ojciec!
Czuł łzy zbierające się w kącikach oczu, ale nie pozwalał im popłynąć.
- Idź już. Niech Moc będzie z tobą.
- Niech Moc będzie z tobą, Mistrzu.- powiedział zdławionym głosem.
Uścisnął swojego mentora mocno i odbiegł w stronę myśliwca, nie odwracając się za siebie. Bał się spojrzeć w oczy człowiekowi, który przez ostatnie trzynaście lat zastępował mu ojca.
____________________________________________________
Dzisiaj notka bardzo krótka, za co Was ogromnie przepraszam, ale tak wyszło, że dopiero dzisiaj zaczęłam ją pisać :(. Wytłumaczę się tym, że wczoraj poprawiałam rozdział 10, a przez ostatnie dwa tygodnie miałam mnóstwo testów i intensywne próby. W piątek, 30 października wystawialiśmy "Dziady" w szkole i musieliśmy bardzo się spiąć, żeby nam to wyszło. I udało się, było idealnie :).
Mam nadzieję, że rozdział się Wam się spodobał. Za dwa tygodnie dokończę ten wątek :)
NMBZW!!
Dobry wieczór <3
OdpowiedzUsuńWcale nie rozmawiamy właśnie przez fb xDD
UsuńNo, w ogóle. "Serialnie" xD
UsuńKiwi wraca do internetu! Wow! Ja żyję! Ja żyję! xD
Jak mnie tu dawno nie było... dwa tygodnie a przez zawieszenie mam wrażenie, jakbym nie wchodziła na blogsferę wieczność :/
Czytam i komentuję kując daty, bo jak wiesz - lepiej mi się uczy jak robię co innego i wtedy mój mózg lepiej zapamiętuje bo jest do tego zmuszony ze względu na skupienie na innej, mniej ważnej rzeczy :D
COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?! :O
CO TY ZROBIŁAŚ?
OSZALAŁAŚ?
SZCZERZE TO MYŚLAŁAM, ŻE JEGO ZABIJESZ, ALE WAT?!
NIE! JAK MOŻESZ?! :(
CO TY ZROBIŁAŚ?
ZA JAKIE GRZECHY?
CZEMU TY GO TAK RANISZ?
1274 - śmierć Tomasza z Akwinu...
POGIĘŁO?!
PORYCZAŁAM SIĘ
SERIO
TO RANI ;__________;
IDĘ PŁAKAĆ DALEJ
JAK MI SIĘ DATY ROZMYJĄ, TO BĘDZIESZ JE PISAĆ OD NOWA ://
Paaa
CUDO
RANISZ
PIĘKNE
RANISZ
PRZYKRE
RANISZ, SIOSTRO!
Idę się przenieść do 13 sierpnia <3 Jednak nie zawsze 13 jest pechowa <3 Zwłaszcza czwartek <3
Paaaa
Niech Moc będzie z Tobą!
Lecę, bo1175 i drzwi Gnieźnieńskie na mnie czekają! ^-^
Weny!
Twoja już od dwóch lat nie taka dorosła Kiwi (to słownictwo :') )
Tak niepokolei te daty! Najpierw 1274,.a potem 1175! Prawie sto lat!
UsuńCo takie krótkie!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :( Na szybko pisałam, żeby dodać ;__;
UsuńSpoko.
UsuńKrótkie ale fajne. Cade nie naciskaj. Trzymam kciuki. Przepraszam że wcześniej nie komentowałam ale nie mogłam.
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy xD Ja czasem tydzień albo dwa nie komentuję xD
UsuńPotwierdzam to na własnej skórze.
UsuńTak btw, miałyśmy coś pisać, jak byłam u Ciebie xD
Rly? To czemu nie przypominałaś? xD To przecież był w sierpniu !! xD
Usuń