niedziela, 4 września 2016

Ta dziewczyna...




Ta dziewczyna od Sithów

Jeśli ktoś pomyślał, że Mirlea Rossen po usłyszeniu w holowiadomościach informacji o zamachu stanu i orędzia kanclerza straciła rezon, jest w błędzie. Wyglądała na zdziwioną, to fakt, ale kto normalny by się nie zdziwił, gdyby właśnie publicznie oskarżono go o zdradę Republiki, dla której walczyło się przez ostatnie trzy, długie lata pełne cierpienia i śmierci.
Chazer siedzący na fotelu drugiego pilota również zachował spokój i jedynie zmarszczył czoło, jakby coś mu ewidentnie nie pasowało.
- Mirleo, moja droga przyjaciółko - zaczął bardzo oficjalnie, ale Mirlea znała zbyt dobrze ten jego charakterystyczny błysk w oku, by nie wiedzieć, że od powagi mu bardzo daleko. - Ja to ogólnie jestem poza informacjami, ale tak się zastanawiam, czy popełniłaś ostatnio jakieś niewielkie wykroczenie? No... na przykład próbę przejęcia władzy w Republice? Nic nie sugeruję, ale to dość niepokojąca sytuacja.
- Nie przypominam sobie - odpowiedziała. - Ostatnim zamachem był chyba ten Barriss... Kaan, a ty może o czymś wiesz? - zwróciła się z uśmiechem do swojego ucznia.
Dzieciak był jeszcze bardzo młody i niedoświadczony. Gdyby jego mentorka pokazała, jak bardzo w rzeczywistości jest wytrącona z równowagi. Nie mogła się przed nim rozpłakać, chociaż właśnie całe jej życie rozpadło się na miliard kawałeczków i nigdy nie miało już wrócić do oryginalnej formy.
Chłopiec jednak mimo opanowania starszych Jedi, trząsł się, ledwo powstrzymując płacz. Miał w końcu tyko dwanaście lat. Mirlea dotknęła jego umysłu, żeby chłopiec się nieco uspokoił. Niewiele to dało.
- M-mistrzyni... co się teraz z nami stanie? - zapytał przez łzy.
Chciała powiedzieć coś, co podniosłoby Kaana na duchu, dało nowy cel w życiu, ale... ona sama nie wiedziała, co będą robić. Zakon Jedi dawał im całe życie, a bez niego trudno było się odnaleźć.
- Wszyscy Jedi będą chwytani i mordowani - powiedział Chazer. - Trudno mi to mówić, na prawdę, ale uważam, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli zdecy...
- Chaz, nie owijaj w bawełnę, błagam - przerwała mu Mirlea.
- Musimy się rozdzielić. Wiem, to szalone, ale to nasza jedyna szansa.
Kaan się przeraził. Mirlea doszła do tego samego wniosku, co Chaz. Nie mieli innego wyjścia.
- Nie płacz Kaan, ale łatwiej będzie nas wyśledzić, jeśli będziemy podróżować we troje.
- Dlatego też - wtrąciła się Mirlea - wiem, co z tobą zrobić i w twoim wypadku jest to najlepsze. Odstawimy cię na Korelię do twoich rodziców.
- Jesteś pewna? Imperium będzie szukać.
- To Korelianie - uśmiechnęła się. - Tacy jak oni wiedzą, jak oszukać władzę.

Chazer jednak nie zamierzał lecieć na Korelię. Poprosił, żeby wylądowali na Tralusie, jednej z planet układu koreliańskiego i tam się z nimi pożegnał. Wyszedł właściwie bez niczego. W cywilnych ubraniach z plecakiem na plecach, w którym znajdowało się kilka kredytek, komplet ubrań na zmianę, racje żywnościowe na tydzień, medpakiet oraz dobrze ukryty miecz świetlny, z którym chłopak nie chciał się rozstać za nic w świecie. Oczywiście nie była to jego jedyna broń. Chazer Motess bez blastera to nie Chazer. Mirlea nie wiedziała, co planował i jak ma zamiar przeżyć samotnie na dość nieprzyjaznej planecie, ale on najwyraźniej miał plan, którego jej brakowało.
Dopiero później zdała sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie widziała swojego przyjaciela ostatni raz w życiu.
Niedługo później, Mirlea skierowała statek ku Korelii. Kaan, który podniesiony na duchu widząc swoją ojczyznę, odzyskał humor, siedział na fotelu drugiego pilota i zgrabnie operował pulpitem sterowniczym.
- Za dziesięć sekund wejdziemy w atmosferę - poinformował.
Jak na komendę, statek nagle się zatrząsł i zaczął nabierać prędkości, pokonując kolejne warstwy atmosfery. Stary gruchot, jak pieszczotliwie określali przydzielony im przez Republikę statek, okazał się mieć starą, ale dobrą elektronikę.
Wylądowali na cywilnym lotnisku.
- Idź do pokoju i się przebierz. Ktoś mógł nas widzieć nas na lotnisku w Świątyni.
Sama również poszła do swojej sypialni i zmieniła strój Jedi na zwyczajny, cywilny. Czarne spodnie, biała tunika, którą dostała na urodziny od Atari. Przyjrzała się sobie w lustrze i chwycił nożyczki. Jej włosy, długie do połowy pleców, leżały na podłodze. Zamiast ślicznej fryzury, Mirlea miała krótkie, nierówno przycięte kosmyki. Zbyt często widać ją było w Holonecie, żeby mogła wyglądać tak jak wcześniej. Kaanowi rozpoznanie nie groziło, ale i tak wolała podjąć nawet najmniejszy krok bezpieczeństwa, jakim była zmiana ubrania.
Chłopiec czekał na nią w sterowni, ubrany tak, jak każdy dzieciak z Korelii. Widać było, że czuje się dziwnie bez stroju Jedi i miecza świetlnego przy pasie. Broń leżała na fotelu drugiego pilota. Mirlea włożyła ją do torby, obok swojej.

Rodzice Kaana mieszkali na przedmieściach Tyreny w ładnym, jednopiętrowym wiejskim domku ogrodzonym wysokim plotem. Za domem aż po horyzont widać było zielone pole.
Chłopiec wpatrywał się w miejsce, w którym mieszkał przez pierwsze lata swojego życia bez niepotrzebnego sentymentu. Mirlea podejrzewała, że chłopiec nie pamiętał nawet jak wygląda jego matka. Pewnie nawet nie był pewny, czy to właściwy dom.
Mirlea zadzwoniła domofonem przy furtce. Po chwili drzwi od od domu się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta.
- Już idę! Mikrofon w domofonie nam się zepsuł, więc i tak byśmy nic nie pogadały.
Otworzyła furtkę i zaprosiła ich do środka, bez żadnych pytań. Przyglądała się jednak z zaciekawieniem Kaanowi.
Wnętrze domu było bardzo przytulne. Usiedli we troje przy stole w kuchni, a robot stojący przy ścianie poszedł zrobić dla nich kaf.
- Jestem Kamina - przedstawiła się dziewczyna. - Rodzice zaraz do nas dołączą.
- Nazywam się Rossa - skłamała Mirlea.
Kaan nie zdradził nic, przyzwyczajony do takich zagrywek.
Do kuchni weszła kobieta w średnim wieku, a za nią mężczyzna. Kiedy tylko zobaczyła Kaana, uśmiechnęła się i podeszła do chłopca.
- Urosłeś.
Ona wiedziała. Po prostu wiedziała. Mirlea nie rozumiała w jaki sposób, bo kobieta widziała syna ostatnio jakieś dziesięć lat temu. Czyżby to był ten słynny instynkt macierzyński? Przecież czuć było, e nie jest ona wrażliwa na Moc, a jednak... Ciekawe, jak silny musi być ten instynkt u kogoś obdarzonego Mocną. Nie żeby chciała to odkrywać na sobie.
- Dzień dobry, mamo. - Kaan nie bardzo wiedział, co ma zrobić w tej sytuacji.
Matka jednak wybawiła go z opresji i przytuliła.
Mirlea przykleiła pod stołem niewielki mikrofon, który przesyłał na statek wszystko, co zostało wypowiedziane w salonie i ulotniła się z pokoju, odwracając uwagę od siebie Mocą.
Za trzy dni mikrofon przestanie działać i się rozpadnie, a ona będzie wiedziała, czy wszystko potoczyło się dobrze, czy nie.
Teraz pozostało jej tylko wrócić na statek i obrać kurs na Korriban. Nie do domu tylko tam, gdzie będzie mogła pomedytować w samotności. Wśród Mocy tych, którzy szepczą w jej głowie. Wśród ich grobowców.

Ten chłopak z cmentarza



Leżał tutaj, pod jego nogami w jednej z przemysłowych części Coruscant. Ale nie było to takie, jak sobie wyobrażał przez ostatnie kilkanaście lat! Wszystko poszła nie po jego myśli, wszystko! 
Miał ochotę coś rozwalić, ale nie chciał zachowywać się jak niepełnosprawny psychicznie i niestabilny emocjonalnie dzieciak.
Mimo wszystko... to nie miało tak być.
Czarnoskóry Jedi, którego tak bardzo pragnął zabić Kol był już zabity. Teraz mężczyzna mógł tylko popatrzeć na to zmasakrowane ciało, które najwyraźniej spadło z wysoka i rozbiło się o ziemię. Jego ręka zniknęła, ale miecz świetlny, dziwnym trafem, leżał tuż obok ciała.
Kol schylił się i podniósł broń. Kiedy wcisnął przycisk na rękojeści, ostrze zalśniło fioletowym blaskiem.
- Ktoś go pięknie urządził - stwierdził Kol, wyłączając miecz świetlny.
Włożył broń do plecaka.
- Chciałabym poznać tego, kto go załatwił. Rękę uciął Jedi, to pewne. No i jest dość mocno porażony prądem. Ciekawe co mu zrobili - roześmiała się Anja, opierająca się o brudną ścianę budynku. - Ważne, że jest martwy.
Kol kopnął bezwładne ciało i z satysfakcją usłyszał chrzęst kości złamanej pod wpływem kopnięcia.
- Właśnie straciłem cel życia. Ciekawe uczucie.
- Mówisz? Ty miałeś przynajmniej coś ambitnego... ja ganiałam po całej Galaktyce za rodziną jakiejś dziewuchy i za nią samą. Gdybym nie dostała za to kupy kasy, rzuciłabym to w cholerę. 
- To gdzie teraz idziesz?
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Chyba poszukam jakichś zleceń. Ty też mógłbyś - uśmiechnęła się nikło. - Jesteś dobry.
- Może.
- Moglibyśmy zostać partenarami. Znaczy... dobrze mi się z tobą pracuje i tyle. Nic więcej.
- Jasne - odparł od razu.
- Co?
Przypatrywali się sobie przez chwilę w milczeniu. Żadne nie chciało się odezwać pierwsze, aż w końcu Kol się odważył.
- Mówię, że możemy współpracować.
Wymienili uścisk dłoni.
- Oby to była owocna współpraca. Inaczej cię wywalę ze spółki.
- Tak wiem, na śmietnik i w czarnych workach.

_____________________________________________________
Nie ma w tym one-shocie Wido i Ais. Dlaczego?
Będą się oni przeplatać przez dalsze części opowiadania, więc nie było sensu tutaj o nich wspominać. Historia Wido będzie wytłumaczona w którymś z rozdziałów. Avis jeszcze będzie miała swoje pięć minut.

Niech Moc będzie z Wami!


8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Przyzwyczaiłam się xD

      Usuń
    2. Uwaga! Przybyłam!
      " Gdyby jego mentorka pokazała, jak bardzo w rzeczywistości jest wytrącona z równowagi." Co co co? Czy mi się wydaje czy to zdanie nie ma sensu, bo jest nieskończone :P
      Jedna literówka w opisie ścięcia jej włosach. Pisze "Chwycił" xD
      O! Burza!
      Z cmentarza? Co to za nowa Ukryta Prawda? O.o Znowu jakiś pseudo wampir, czy jak? xD
      "Wszystko poszło..." masz napuane "poszła" xD
      No to nieźle xD
      Wszystko spoczko!
      Niech Moc będzie z Tobą!

      Kiwiś ^-^

      Usuń
    3. Ten cmentarz to metafora, tak samo jak dziewczyna od Sithów. Gdybyś pamiętała historię Kola, wiedziałbyś dlaczego :*

      Usuń
  2. Przeczytałam! Yay! A to jest takie duże yay, skoro ostatnio nieco się odsunęłam od SW XD
    Ja wiem, ze to rozdział o Mirlei i Chazerze, ale... No kurcze wiesz, że muszę... ANJA X KOL OMGOMGOMGOMG!!! Make this happen pls! ;^; Daj mi ten promyk nadziei, który ostatnio polubiłyście mi obie z Kiwi zabierać... Meh, meh, meh, mech i protisty XD Aaanywaaay.. CHAZ BĘDZIESZ POTEM TEGO ŻAŁOWAŁ! OJ BĘDZIESZ, MÓWIĘ CI TO JA! XD A Kaana jeszcze spotkamy? Tak? Nie? Hm... Znając Ciebie to nigdy nic nie jest wiadome C; Wzdech...
    NMBZT!
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie tam się podoba. Ale cóż, nie mam czasu, żeby ogarnąć to wszystko + zmęczenie + szkoła :((((
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważnie, że się podoba :*
      Dzięki, że znalazłaś czas na komentarz <3

      Usuń