niedziela, 15 lutego 2015

Cudowne walentynki! Ale nie dla wszystkich...


Atari

Walentynki... Kolejne głupie święto wymyślone po to, by ludzie więcej zarabiali na plastikowych serduszkach, bombonierkach, kwiatach i innych bzdurnych rzeczach, które nikomu się w życiu nie przydadzą. Najgorsze było to, że wszyscy je tak uwielbiali. Padawani przystrajali korytarze Świątyni (Głównie młodsze dziewczyny, które mogły mieć najwyżej czternaście lat.) różnymi bezsensownymi ozdóbkami. Mogłam jeszcze zrozumieć święta i Wielkanoc. Ale po cholerę komu to idiotyczne święto? I co za idiota wymyślił, że wszystko musi być różowe albo czerwone, a jeśli takie nie jest, jest smutne? To takie durne! Jak Mistrzowie mogli w ogóle na to pozwolić? To jest jakaś idiotyczna zabawa! Przecież Jedi nie może mieć partnera, a oni myślą, że Walentynki są wyjątkiem... Przecież to jest bez sensu! Jeden dzień w roku, w który nagle wszyscy muszą się kochać i dawać sobie prezenty, kwiaty, serduszka i inne badziewia. Tyle się mówi, że przywiązanie prowadzi na Ciemną Stronę Mocy, a oni mają to w dupie! To jest niemożliwe... Nawet Mistrz Yoda nie interweniuje widząc tę zalewającą wszystko falę różu, brokatu, wstążek, serduszek i kwiatów. To jest... Niedobrze mi. Stang! Czy co roku wszyscy muszą tak szaleć z powodu głupiej uroczystości? Co ona w ogóle ma oznaczać? Przecież jeśli ktoś ma partnera, powinien przez cały rok zachowywać się tak jak w Walentynki. To święto jest tylko na pokaz. Wszyscy chcą całemu światu obwieścić jak bardzo się kochają, a potem są razem tylko teoretycznie. Nie rozumiałam tych głupich padawanek, które tak bardzo się podniecały i miały nadzieję, że w tym roku dostaną jakąś walentynkę od cichego wielbiciela.
Myśląc to,  kopnęłam różowo-czerwony stosik, który zawierał tysiąc procent totalnego przesłodzenia i wyznań szczerej i prawdziwej miłości od cichych wielbicieli, których zapewne znałam tylko z widzenia. Tak rzadko przebywałam w Świątyni, że prawdziwą przyjaźnią darzyłam tylko trójkę padawanów i dwie młode Rycerz Jedi. W końcu trwała wojna i wszyscy mieliśmy niewiele czasu. Tak bardzo zawalała nas robota, że nie mieliśmy czasu na spotkania towarzyskie. Kiedy już przebywaliśmy w Świątyni, mieliśmy treningi i trudno było nam się spotykać. Dzisiaj też nie mieliśmy okazji na wspólne spędzenie czasu. Za piętnaście minut miałam trening z Yalą i musiałam na niego niestety iść. Nie przepadałam za treningami. Zawsze byłam po nich zmęczona, jak po wyjątkowo wyczerpującej bitwie. 
Wzięłam miecz świetlny i wyszłam z pokoju. Mój aktualny strój raczej nie spodoba się Yali, ale świetnie się w nim ćwiczyło. Szare spodnie od dresu i luźną, czarną koszulkę. W ciągu dziecięciu minut dotarłam pod salę treningową. Weszłam do środka i pechowo poślizgnęłam się na rózowej serpentynie. Zanim moje szanowne cztery litery spotkały się z podłogą, wyrwało mi się szpente przekleństwo. Od razu poczułam na sobie karcące spojrzenie. Mistrzowie Jedi chyba szkolili się w umiejętności posyłania padawanom spojrzeń, które przenikały do szpiku kości. Wzdrygnęłam się. Szybko wstałam z ziemi i podbiegłam do Mistrzyni.
- Dzień dobry.
- Witaj Atari. Wydaje mi się, że wyraziłam swoje zdanie.na temat przekleństw. Czy masz jakieś dobre uzasadnienie swojego słownictwa?
- Proszę, by Mistrzyni zauważyła, ż mamy dziś cywilne święto, a mianowicie walentynki. Mimo, że Jedi mają unikać przywiązania, ta uroczystość jest obchodzona wyjątkowo hucznie w Świątyni. Pragnę zauważyć, że wszędzie wiszą serduszka, a na podłodze leży mnóstwo serpentyn. Kiedy wchodziłam do sali, jedna z tych ozdób niefortunnie znalazła się pod moimi nogami, co sprawiło, że się poślizgnęłam. Spowodowało to bolesny upadek, który sprawił, że wypowiedziałam te, a nie inne słowa.
- Ach... Wypracowanie czytasz,  czy się tłumaczysz? Pięć minut ci to zajęło. A teraz słuchaj uważnie. Mistrz Yoda zniknął. Zapewne jest gdzieś w Świątyni. Mistrzowie nie mają zasu go szukać dlatego ty i jakiś innybpadawan się tym zajmiecie. Przy okazji potrnujecie swoją cierpliwiść. Drugi padawan czeka pod arboretum. Macie półtorej godziny. Kiedy minie, odbędzie się zebranie Zakonu, na którym obecność mistrza jest obowiązkowa. Ruszaj się Atari! Nie ma czasu na stanie z otwartą buzią. Raz, raz! Nie ociągaj się! To wojsko!
- Przecież my nie jesteśmy w wojsku...
- Nie łap mnie za słówka! Za każde dwie sekundy zwłoki, sto powtórzeń formy Shien!
Wybiegłam z sali, żegnając się z Mistrzynią krótkim skinięciem głowy. Skierowałam się ku arboretum. Udało mi się ominąć wszystkie walentynkowe pułapki. Kiedy dotarłam w wyznaczone miejsce, stał tam już pewien blondyn, który najwyraźniej na kogoś czekał. Nad jego głową wisiał amorek na sznurku, a pod nogami leżały maleńkie serduszka.
- Chaz?
- Ati! Ty zostałaś wyznaczona?
- Tak, Chodźmy już lepiej. Mamy mało czasu.
Poszliśmy w stronę opuszczonej części Świątyni. Mało kto tam mieszkał. Była to stara część na tyłach budynku. Stwierdziliśmy, że tylko tam Mistrz mógł się schować. Nie wiedziałam do końca, czemu ten kawałek Świątyni był opuszczony, ale prawdopodobnie przekonam się o tym w ciągu następnej godziny.

Uciekaliśmy już kilka minut. Powiedziała, że poćwiczymy cierpliwość... Tak... Prędzej szybkość. Na szczęście tutaj nie dotarło jeszcze walentynkowe szaleństwo. Prawie... Dzikie ptaki z Dagobah w jakiś magiczny sposób pojawiły się w Świątyni. Niech nikt się nie pyta dlaczego były pomalowane na różowo, a do ich nóżek przypięte były różowe serduszka. Ja też tego nie wiem.
- Czemu ich po prostu nie zabijemy? - zapytał się Chazer
- Może dlatego, że jest ich tam ponad tysiąc? Do tego mają ostre dzioby i pazury. Jeśli chcesz je atakować, to droga wolna, ale mnie w to nie mieszaj.
- Myślisz, że to jakiś kawał? Może Mistrzowie po prostu sobie z nas zażartowali.
- Taa... I teraz oglądają wszystko przez kamery. Nie sądzę, żeby mieli takie poczucie humoru.
- Ale czy nie wydaje ci się przesadzone, że Mistrz Yoda zniknął, ale prawdopodobnie jest w Świątyni? Przecież to bez sensu. No i jeszcze te całe walentynki... To nie jest normalne, że nikt się jeszcze nie zajął tym różowym szaleństwem.
- Masz rację, ale jak każą, to trzeba. Może jak dwie godziny pobiegały, to nam odpuszczą... Padnij! Cholera... Nie mogli sobie innego dnia wybrać na tę "zabawę"?
Nad głową Chazera przeleciał wściekły ptak. Prawdopodobnie chciał rozorać blondynowi twarz, ale nie zdążył. Po chwili zwierzę leżało na ziemi, a z jego ciała unosił się dym.
- Chodźmy stąd. Zaraz pojawią się jego kumple.
Pobiegliśmy dalej korytarzem. Znaleźliśmy się w tej części Świątyni, której nie znałam. Jako dzieci często zwiedzaliśmy Świątynię, ale była ona tak wielka, że nigdy jej nie poznałam w całości.
- Pospiesz się!
Chwycił mnie za rękę i pociągnął. Nie moja wina, że był szybszy de mnie. Uśmiechnęłam się nagle. Podobała mi się ta sytuacja. Z jakiegoś dziwnego, nieznanego mi powodu.

Dwoje dzieci stało na przeciwko siebie. Patrzyli się sobie w oczy zacięcie. nagle chłopiec mrugnął. Dziewczynka zaczęła się tryumfalnie śmiać.
- Przegrałeś! Przegrałeś! Atari Orgeen - dziesięć, Chazer Motess - zero!
- Nie prawda! Wygrałem trzy razy!
- Chyba w snach! 
- Dlaczego wszystkie dziewczyny są takie głupie?
- Kogo nazywasz głupią?
Chłopiec i dziewczynka byli mniej więcej w tym samym wieku. Wyglądali na osiem lat. Może trochę więcej. Nieopodal nich na trawie siedziała brązowowłosa dziewczyna. Była od nich starsza. Mogła mieć dwanaście lat. Może mniej, ale jej wyraz twarzy ją postarzał. Była wyraźnie znudzona. Bawiła się liściem który opadł z drzewa. Za pomocą delikatnego ruchu dłonią unosiła go bez dotykania go. Co jakiś czas spoglądała w stronę kłócących się dzieci i wzdychała znudzona.
- Ja taka na pewno nie byłam w ich wieku.- stwierdzała i wracała do ćwiczeń.
- Wyglądają tak słodko.- powiedziała dziwczynka, która usiadła obok brązowowłosej.
Nowoprzybyła była w wieku koleżanki. Miała długie, prawie białe włosy, brązowe i jasną cerę. Należała do tego typu osób, które byłyby piękne, gdyby nie jakiś element ich urody. Białowłosa nie uśmiechała się. Jej twarz była jakby bryła lodu, który nigdy się nie stopi.
- Nie są słodcy tylko denerwujący. Zaraz rozboli mnie głowa od tych ich kłótni i coś im zrobię.
- Och Mirlea... Jesteś taka... Nieprzyjemna. Przecież to tylko dzieci.


Nie wiem, dlaczego przypomniała mi się tamta chwila. Nie pamiętałam kim była tamta białowłosa. Kręciła się obok Mirlei, ale chyba nigdy z nią nie rozmawiałam. Zawsze śmiała się ze mnie i Chazera i uważała, że kiedyś weźmiemy ślub. Dobra. Już wiem, czemu to się akurat mi przypomniało. Przecież mamy to idiotyczne święto. Walentynki. Tylko kim była ta dziewczyna?
Nagle poczułam szarpnięcie. Pisnęłam przestraszona.
- Cicho. Tu są jakieś drzwi. Może uda się nam ukryć.
Otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Prawie wpadłam na stos wiader, szczotek, mopów i środków do czyszczenia podłóg. Chazer wszedł zaraz za mną i zatrzasnął drzwi.
- To serio nie jest zabawne...- mruknęłam.
Wiedziałam, że i tak nie zwróci na to uwagi. Ale taka sytuacja dawała mi kilka możliwości. Mogłam się zapytać o dziewczynę ze wspomnienia.
- Chazer, przypomniało mi się pewne zdarzenie z dzieciństwa...
- I co z tego?
Dlaczego on jest taki chłodny dzisiaj? Jakby nic go nie obchodziło. Ale nie ważne. Potem się go spytam.
- No bo w tym wspomnieniu pojawiła się pewna dziewczyna. Miała białe włosy, brązowe oczy i taką zastygłą w wyrazie obojętności twarz... Starsza od nas. Kolegowała się z Mirleą i zawsze uważała, że jesteśmy słodcy. Wiesz kto to?
Kiedy wypowiedziałam te słowa, wyraz twarzy Chazera się zmienił. Widać było smutek w jego oczach. Zacisnął pięści i zagryzł wargi.
- Nie wiem kim ona była. Zresztą nie twoja sprawa. Daj spokój, okej.
Dziwnie się zachowywał. Jakby to nie był on.
- Coś się stało?
- Nie. Odczep się, dobra.
Uraził mnie swoim dystansem. Przecież się przyjaźnimy. Powinniśmy mówić sobie o swoich problemach.
Być razem. Siedzieć w ciszy. Ludzie nie zawsze potrzebują rozmowy.
Racja... Jeżeli teraz nie chce mi powiedzieć, nie musi. Ma prawo. Jeżeli będzie chciał pomocy, na pewno mi pomoże. Oparłam się o dużą skrzynię i przymknęłam oczy.

Kilku adeptów biegało po sali treningowej. Atari, Wido, Deturi, Chazer, Mirlea i Ahsoka. Na ławce siedziała białowłosa dziewczyna i przyglądała im się. Jej twarz była bez wyrazu, ale oczy zdradzały rozbawienie. Dzieci krzyczały i się śmiały. Nie byli to mali adepci, ale co najmniej dziesięcioletnie dzieci. Grali w berka. Gonił Chazer. Biegał szybciej od innych. Zauważył okazję i szybko złapał Deturi. Dziewczynka nie chciała być berkiem. Szybko dopadła Chazera i mocno go popchnęła.
- Berek!- krzyknęła z satysfakcją.
Blondyn potoczył się po podłodze i zastygł na ziemi. Białowłosa zerwała się ze swojego miejsca.
- Chazer!- krzyknęła, a w jej głosie można było usłyszeć nutkę rozpaczy. 

Tego też nie pamiętałam. Jakby większość wspomnień o dziewczynie zniknęło z mojej głowy. Kim ona była? Nie pamiętałam jej imienia ani nazwiska. Nawet sama jej postać była zamglona. Spróbowałam przywołać jej obraz w swojej głowie. Uśmiechała się delikatnie. Wyciągnęła rękę w moją stronę i zniknęła. Rozwiała się w powietrzu. Dziewczyna... Kim ona była? I kim był dla niej Chazer?

Mirlea szła spokojnie korytarzami świątyni. W dłoni ściskała różę. Po jej dłoni ściekała stróżka krwi, ale ona się tym nie przejmowała. Jej wzrok błądził po korytarzu. Szła w stronę arboretum. Na jej policzkach było widać ślady łez. Kropla krwi skapnęła na podłogę. Mirlea oparła się o ścianę. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Mogła mieć teraz około czternastu lat. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Wzięła kwiat do drugiej ręki. Łodyga w wielu miejscach poplamiona była krwią dziewczyny. Róża była piękna. Mimo wszystko. Miała delikatnie pomarańczowe kwiaty i intensywnie zielone liście. Mirlea pogłaskała delikatnie kwiat po płatkach. Uśmiechnęła się smutno i ruszyła w dalszą drogę.

Nie byłam nigdy z Mirleą w takiej sytuacji... Czyżby to była wizja? Czemu ja w snach widzę okaleczającą się Mirleę? Co takiego się stało, że podjęła takie kroki? W tej wizji nie było białowłosej, ale czułam, że była ona z nią związana. Dlaczego ta dziewczyna mnie nawiedza? Czemu akurat w walentynki? Czyżby była w jakiś sposób powiązana z tym świętem?

Chazer

Nie chciał być niemiły dla Atari. Nie chciał, by poczuła się urażona, ale po prostu... W walentynki zawsze był inny. Smutny. Miał powód. Nie było to usprawiedliwieniem dla jego zachowania, ale zawsze w to "cudowne" święto miłości, czuł okropny ból psychiczny. Nienawidził, kiedy wszyscy tak bardzo się radowali w ten dzień. Okazywali sobie miłość i udawali, że się kochają i chcą żyć razem do końca świata i o jeden dzień dłużej. To wszystko było nieszczere. Takie pary, które najbardziej afiszowały się swoją miłością, po niedługim czasie się rozstawały. Mało kto zachowywał się normalnie w tym dniu. On także zachowywał się inaczej. Ale nie szalał z miłości. W ten dzień był przepełniony smutkiem i tęsknotą. Za kimś kogo kochał i kogo stracił. 

- Chazer! Jak mogłaś mu to zrobić?- krzyknęła białowłosa dziewczyna, zwracając swoje słowa do Deturi.
Blondynka uśmiechnęła się chłodno. Nie obchodziło ją, że zrobiła krzywdę koledze. 
- Ojej... Matko... Ale robicie aferę. Przecież tylko się przewrócił. 
Białowłosa wstała. Z jej oczu sypały się błyskawice. Gdyby można było zabijać spojrzeniem, Deturi leżałaby martwa. Atari i Ahsoka zajęły miejsce białowłosej przy chłopaku. Kiedy zauważyły, że posadzka robi się czerwona od krwi, pobiegły po pomoc. Kiedy białowłosa zobaczyła, co się dzieje z Chazerem wściekła się.
- Zapłacisz za to!- krzyknęła dziewczyna.
Wszystkie okna w sali treningowej pękły. Szkło posypało się na podłogę. 
- Co ty...- zaczęła Deturi, ale przerwała.
Chwyciła się za szyję. Dusiła się. Białowłosa spoglądała się na Deturi z nienawiścią w oczach. Dziewczyna zaciskała pięści. Deturi upadła na ziemię, jej twarz zaczęła robić się sina z powodu braku powietrza.
- Przestań!- krzyknęła Mirlea i rzuciła się na białowłosą.- Zwariowałaś?!
Mirlea pchnęła dziewczynę na ziemię. Deturi skupiła się na ziemi i zaczęła kaszleć. Białowłosa podniosła się do siadu i zaczęła płakać.
- Przepraszam... Na prawdę nie chciałam...- mówiła pomiędzy napadami płaczu.
Mirlea przytuliła dziewczynę.

Po tym wypadku spędził miesiąc w szpitalu. Miał wstrząśnięcie mózgu i pękniętą czaszkę. Mistrzowie przymknęli oko na to, co się stało Deturi. Kayla... Tak się nazywała białowłosa dziewczyna. Kayla została wysłana na misję wraz ze swoją mistrzynią. A on i Deturi strasznie się pokłócili. Od tamtej pory byli wrogami. A potem... A potem stało się TO. Wszystko się posypało. Później Mirlea wyjechała, po niej Atari. Wido także pojechał szkolić się w innej akademii Jedi. Został tylko Ahsoka. I Deturi... Potem zaczął się zmieniać. Nie robił już tylu żartów co wcześniej. Nie opowiadał mnóstwa dowcipów. A kiedy wszystko zaczęło powoli wracać do normy, wybuchła wielka wojna. Wszyscy musieli walczyć i  ginąć za Republikę. Wszystko się zmieniło. On też się zmienił tylko tego nie pokazywał. Chociaż pewnie wszyscy zauważyliby, że się zmienił, gdyby mogli spędzać razem więcej czasu. Ale to było teraz niemożliwe.
Westchnął cicho, co zwróciło uwagę Atari. Stwierdził, że powinien jej wszystko powiedzieć. Wyglądała na zmartwioną. Musiał ją przeprosić.
- Atari... Przepraszam. Byłem okropny.
- No. Trochę byłeś.
- Wybacz. Wiem, że żadna sprawa nie stanowi powodu, by krzyczeć na przyjaciół, ale... Dzisiaj mija rocznica. Już pięć lat minęło od tamtego zdarzenia. Pytałaś się o tę białowłosą dziewczynę. Zapewne chodzi ci o Kaylę. Była od nas starsza o trzy lata. Pewnie ją pamiętasz. Mirlea była dawniej jej najlepszą przyjaciółką. Zwykle wszędzie razem chodziły. Należały do tego samego klanu jako adeptki. Może pamiętasz, jak sześć lat temu miałem ten wstrząs mózgu. Kayla wtedy zrobiła coś, czego nie powinien zrobić żaden Jedi. Zawsze była silna Mocą. Mistrzowie z Rady nie chcieli wykluczyć jej z Zakonu. Wysłali ją na misję, która miała nauczyć ją cierpliwości, rozsądku, mądrości
i dyscypliny. Ona i jej Mistrz mieli zinfiltrować grupę wspierającą Separatystów. Wtedy nie było jeszcze wojny, ale każdy wiedział, że prędzej czy później ona wybuchnie. Kiedy Kayla i jej Mistrz wylecieli, okazało się, że ktoś zdradził. Separatyści dowiedzieli się, że Republika wysłała szpiegów. Wiedzieli kim oni są. Przygotowali zasadzkę. Kiedy Kayla i jej Mistrz dotarli na miejsce, już na nich czekali. Zginęła w walce. Separatyści mieli stukrotną przewagę liczebną. Kayla nie miała szans. Jej Mistrzowi udało się zabrać jej ciało i uciec. Kiedy dotarli na Coruscant tamten Mistrz zginął od odniesionych ran. Ich ciała zostały spalone i pogrzebane. Ich grób jest na cmentarzu Jedi na tyłach Arboretum. Kayla została zabita czternastego lutego. To był dla mnie cios. Byłą dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kochałem ją jak nikogo innego. Bardziej od własnych rodziców. 

Atari

Zakończył swoją opowieść. Wstrząsnęło mną to. Ta dziewczyna była dla niego ważna. Kochał ją, a ona zginęła. 
- Nie sądziłam, że miałeś dziewczynę.- powiedziałam.
Chazer spojrzał się na mnie tak, jakbym właśnie powiedziała, że Jabba jest słodki.
- Dziewczynę? Kayla była moją siostrą.
Rozchyliłam usta ze zdumienia. Nie miałam pojęcia, że Chazer miał siostrę. Czyżbym zapomniała o tak istotnej rzeczy? Teraz wszystko nagle stało się jasne. Bezgraniczna miłość Chazera  do starszej dziewczyny była miłością brata do starszej siostry. Współczułam mu ogromnie. Miałam rodzeństwo, ale nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłabym je stracić. 
Odchyliłam głowę do tyłu i mocno w coś uderzyłam. Wiaderka posypały się we wszystkie strony, uderzając nas boleśnie w ramiona i głowę. 
- Au, au, au, boli bardzo to.- usłyszałam skrzekliwy głos.
Wstałam szybko i przybrałam pozycję obronną.
- Ktoś ściągnąć to mógłby?- dobiegł nas głos spod sterty wiader.
Za pomocą Mocy podnieśliśmy wiadra i ustawiliśmy je obok. Zobaczyłyśmy niewielką postać z wiadrem na głowie. Była ona ubrana w szatę Jedi. Chazer zachichotał na widok komicznej postaci. Ja także nie mogłam powstrzymać się od cichego śmiechu.
- Na Moc, kto był na tyle głupi, że wszedł do tego schowka i ukrył się w wiadrach?- zapytał się Chazer między napadami szaleńczego śmiechu. 
Zdjął wiaderko z głowy maleńkiej istoty i od razu je upuścił. Nagle zniknęła nam ochota na śmiech. Staliśmy jak zamurowani wpatrując się w małego, zielonego karzełka, który przypatrywał się nam z rozbawieniem. 
- Och... Nie miałem na myśli głupi, że głupi, tylko...
- Nie pogrążaj się Chaz. 
Przyglądałam się zielonemu stworkowi, który niestety był Wielkim Mistrzem Jedi.
- Przepraszamy Mistrzu...- zaczęłam.
Yoda się roześmiał.
- Pośmiać się czasami, złe nie jest, młoda padawanko. Ukrywać w na miotły schowku, również można się. 
- To może my już pójdziemy... Ja na przykład spieszę się... Eee...
- Złe nie jest rodzinę kochać. Przywiązanie do żywych zgubić może, lecz śmierć nieodwracalna jest, padawanie. Zapamiętaj to. Na siostry grób idź. Spokoju zaznasz. A ty, padawanko, wróć do pokoju swego. Medytacja przyniesie odpowiedzi na pytania Twoje.
Ukłoniliśmy się i poszliśmy tam, gdzie kazał nam Mistrz. Dzikie ptaki gdzieś zniknęły. Powrót był bezproblemowy.

Chazer

Na jej grobie jak zwykle spoczywała pomarańczowa róża. Mirlea położyła ją w tym miejscu pięć lat temu. Do tej pory nie spadł z niej ani jeden płatek. Na łodydze nadal widniały ślady zaschniętej krwi. Nie wiedział, jak to możliwe, że róża wciąż utrzymuje się przy życiu. Nie chciał wiedzieć. To była tajemnica. Kayla zawsze kochała tajemnicze rzeczy, zagadki i nieodkryte miejsca. Ta róża była niesamowitą zagadką. Tak bardzo przypominała mu Kaylę... To ona zasadziła ten kwiat. Zawsze była świetną zielarką.

Dwoje dzieci klęczało nad świeżo rozkopanym skrawkiem ziemi. Chłopiec i starsza od niego dziewczynka. Byli do siebie nieco podobni. Mieli takie same oczy i podobne rysy twarzy. 
- Myślisz, że wyrośnie?- zapytał się chłopiec.
- Będzie piękna! Jestem pewna. Chciałabym, żeby ta róża kwitła wiecznie.
Białowłosa wrzuciła nasionko do wykopanej przez nich dziurki. Chłopiec zasypał ją ziemią i podlał wodą z zabawkowej konewki.
- Zawsze będzie mi o Tobie przypominała.- powiedziała dziewczynka.
- Mi o Tobie też.- zapewnił ją chłopiec.

Kayla poprosiła kiedyś Chazera i Mirleę, by zerwali tę róże kiedy ona umrze. Chciała by położyli ją na jej grobie. Spełnili jej życzenie. Wtedy, kiedy im to powiedziała, śmiali się. Przeciez nie było wojny, co miało się stać. Dlaczego miałaby zginąć. Teraz Chazer podejrzewał, że Kayla wiedziała, że umrze szybciej od nich. Starała się wtedy przebywać z nimi jak najdłużej, a kiedy wylatywała, pożegnała się z nimi tak, jakby miała już nigdy nie wrócić. Chazer myślał, że jego siostra widziała swoją własną śmierć w wizji. Zawsze była wyjątkowo silna Mocą. Widziała więcej od innych mimo młodego wieku. Była idealna... Kochał ją najbardziej na świecie... 
- Braciszku, nie smuć się.
Poderwał się na nogi i wyciągnął miecz świetlny. Usłyszał śmiech, którego nie słyszał już od wielu lat. Obok grobu stała dziewczyna otoczona błękitnym światłem. Miała na sobie strój padawana Jedi. Białe włosy otaczały jej twarz. Uśmiechała się tęsknie.
- Jesteś taki duży...- westchnęła.-  Taki dorosły. Ostatnim razem miałeś jedenaście lat. 
- Kayla... Jesteś duchem?
- Zjednoczyłam się z Mocą. Nie bądź smutny Chazer. Ja nad tobą czuwam. Jestem twoją starszą siostrą. Zawsze będę przy tobie, kiedy będziesz mnie potrzebował. Nie musisz mnie widzieć, ale wiedź, że zawsze jestem z tobą. Kocham cię bardzo, braciszku.
- Nie możesz być tutaj długo, prawda?
- Zawsze jestem z tobą Chazer.
Dziewczyna uśmiechnęła się do brata, po czym zniknęła. Chazer uśmiechnął się sam do siebie. Mistrz Yoda miał rację. Odnalazł w końcu spokój.

_______________________________________________________________________
Ło mejn gat... Jakie długie! W końcu! Dlaczego rozdziały nie mogą być takie długie? Tylko one shoty. Ale dobra. Jakoś to przeżyję. Macie walentynki! Dzisiaj wyjątkowo późno rozdział, ale godziny dodawania nigdy nie ustalałam :P A musiałam przecież napisać ten o-s :D
Dedyk dla wszystkich singli z okazji dzisiejszego dnia singla!
Dziękuję za uwagę :*

NMBZW!




10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jestem. Pośpieszek została moim piesełem :v Kochany z niej krasnal <3
      Tak czytam ten wątek o różu... i Ty się dziwisz, czemu dla mnie czarna różna jest najpiękniejsza *-* Po prostu jest taka cudowna ^^ Chcę taką. Zrobię sobie jeszcze ^^
      Wyobraziłam sobie Atari:
      Wyszła z pokoju, miała szare dresy, koszulkę bez brzucha z napisem "#SWAG", ręce w kieszeni z mieczem, i żucie gumy.
      Dobra, dawać mi resztę, ej no :<<<
      TO JEST TAKIE KOCHANE I TAJEMNICZE! Czytałabym coś takiego po milion razy... kocham takie tajemnicze utraty! *-*
      Chcę więcej!
      Mam niedosyt!
      Nie
      Róbcie
      Mi
      Tego
      ;_________;
      Piękne
      Cudowne
      Kochane
      Chcę
      Więcej
      *__________________________*
      Niech Moc będzie z Tobą

      Kocham ♥

      Kiwi ^-^

      Usuń
  2. O w pytę, dziewczyno... Zaszokowałaś mnie! Zacznijmy może od początku... Podzielam zdanie Atari. Serio, walentynki to tak naciągane, złe święto, że to się w głowie nie mieści! Ej no! Powiedzcie mi czemu te ptaki też były walentynkowe! Serio! Chcę to wiedzieć! I ten Yoda, LOL. Był i go nie ma XD Biedny Chazer, żeby mu siostra zginęła właśnie w ten cholerny fałszywy dzień... Dobrze, że w końcu odnalazł spokój :')
    Dzięki za dedyk :*
    NMBZTŁSWBSI!
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  3. Chazer ma siostrę. Fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. O, wow. Rozdział jest po prostu cudowny. Jest zupełnie inny niż pozostałe o walentynkach. Mega mnie zaskoczyło to, że Chaz ma siostrę. Byłam przekonana, że to jego dziewczyna. I wzruszyłam się. Lubię płakać przy opowiadaniach o stracie kogoś bliskiego i tak było tym razem. Coś pieknego, choć nie było przesady. Wprost idealnie. To chyba jeden z najlepszych rozdziałów. I co ja. mogę więcej powiedzieć? Naprawdę, to było niesamowite <3

    OdpowiedzUsuń
  5. JA DZIĘKUJĘ ZA DEDYKACJE.

    OdpowiedzUsuń
  6. KAYLA to bardzo fajna postać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda c: Ale nie sądzę żeby się jeszcze pojawiła.

      Usuń
    2. Szkoda, chociaż można by zrobić jakieś Chazera wspomnienia z nią związane.

      Usuń