Atari
Jestem Dathomirianką i z natury mam bladą skórę, ale jeszcze chwile posiedzę na tej planecie, to na Coruscant wrócę brązowa! Opalenizna nie będzie mi pasować. Nienawidzę tej planety... Piasek, piasek, smród i jeszcze raz piasek. Na szczęście, Yala nie kazała mi przez cały czas siedzieć na słońcu. Zabrała mnie do kantyny, by zdobyć informacje. Stwierdziła, że mogę się przydać. Jedynym, co podobało mi się w kantynie był przyjemny chłód, który tam panował. Najwyraźniej klimatyzacja kosztowała zbyt wiele, bo właściciele nie zainwestowali w odświeżacze powietrza. Cuchnęło tam alkoholem, potem i przeróżnymi stworzeniami. Chciałabym żeby Deturi posiedziała sobie w takiej kantynie. Jej rasistowski umysł by nie wytrzymał. Może by się złamała... Byłoby super. Przestałaby nam w końcu przeszkadzać w życiu.
Kantyna składała się z trzech pomieszczeń. Sali głównej, bocznej sali i zaplecza. Yala kazała mi usiąść przy barze i się integrować. Czy to jest na pewno normalna Mistrzyni? Nie miałam wielkiej ochoty na tę integrację. W kantynie było mnóstwo dorosłych, upitych facetów i kilka kobiet, ubranych tak skąpo, że trudno było zauważyć ubranie. Usiadłam przy barze w pewnej odległości od innych. Miałam nadzieje, że mistrzyni sama zdobędzie wystarczającą ilość informacji i nie nie będzie miała mi za złe, że nie zadałam sobie tego trudu. Siedziałam z boku i starałam się nie rzucać w oczy. Nie byłam oczywiście ubrana jak Jedi. Miałam na sobie krótkie, białe spodenki, czarną bluzkę na jedno ramię i czarne, skórzane buty za kostki. Długie, czarne włosy związałam w wysoką kitkę. Nałożyłam delikatny makijaż. Nigdy się nie malowałam, ale Mistrzyni kazała mi się jakoś bardziej wtopić w tłum. Pod bluzką miałam zamocowany miecz świetlny, a w bucie sztylet. Ostry, ozdobny metal może nie był najnowocześniejszą bronią w galaktyce, ale był diabelnie skuteczny. Kiedy działało się incognito lepiej było poderżnąć komuś gardło, niż obciąć głowę mieczem świetlnym.
- Hej, młoda.- usłyszałam męski głos tuż obok mnie.
Odwróciłam się błyskawicznie i ledwo powstrzymałam odruch uderzenia mężczyzny w twarz. Był to ciemnowłosy człowiek w średnim wieku. Już się nieco upij, co dodało mu śmiałości. Uśmiechał się łobuzersko. Jego wzrok się ślizgał po moim ciele. Czułam się nieswojo, ale ukryłam to uczucie. Jeżeli będzie się dowalał, obiecuję, odetnę mu ręce.
- Postawić ci drinka?
Czy on nie widzi, że nie mam ochoty na towarzystwo?
- Nie piję.
- Zawsze musi być pierwszy raz, młoda. Nie zaszkodzi, przecież to tylko alkohol.
W Świątyni Jedi były pewne ograniczenia. Alkohol można było pić od dziewiętnastego roku życia, a nawet wtedy nie było to pochwalane.
- Jestem niepełnoletnia.
Miałam nadzieję, że teraz się ode mnie odczepi, ale znów się przeliczyłam. Mężczyzna był jeszcze bardziej chętny.
- Eee tam. W takim razie po co przyszłaś do kantyny?
- Czekam na kogoś.- odpowiedziałam. Nie było to prawdziwym powodem mojej wyprawy, ale nie miałam powodów, by mówić mu o celu mojego przybycia w to ohydne, cuchnące miejsce.
- Barman! Coś delikatnego dla młodej, dla Mnie Menkoro!
- Się robi szefie! - odkrzyknął sześcioręki barman-robot i zaczął przygotowywać drinki.
Nie mogłam zbyć gościa, wiec postanowiłam wyciągnąć z niego kilka informacji. Barman podał kieliszki. Wiedziałam, że będę musiała wypić zawartość mojego, by zdobyć zaufanie mężczyzny. Pomyśli, że mu uległam. Oczywiście nie nie obawiałam się żadnych proszków, trucizn, czy innych środków odurzających. Po pierwsze: codziennie od czasu naszego przylotu na Tatooine, brałam środki przeciw truciźnie i tym podobnym. Antidotum było delikatnym narkotykiem, ale wierzyłam, że się ie uzależnię. Po drugie: zbadałam mojego "adoratora" za pomocą Mocy. Chciał tylko spędzić popołudnie z dziewczyną. Ewentualnie noc. Tylko czemu wybrał sobie akurat mnie? Podobno posiadałam nieprzeciętną urodę, ale sama nigdy się nie przejmowałam jakoś specjalnie moim wyglądem. "Obudowa" nie była dla Jedi sensem życia.
- Jak się nazywasz, moja droga? - zapytał.
Jednym haustem opróżnił kieliszek i zamówił następny.
- Atari.- powiedziałam.
Nie było sensu kłamać. Raczej mnie nie rozpozna. Oczywiście, byłam czasami w telewizji. Sama, albo z Ahsoką, Bultar, czy innymi moimi przyjaciółmi. Oraz oczywiście z Padme. Najczęściej właśnie z nią. Na serwisach plotkarskich, Padme często była głównym tematem, a czasami także ja. W końcu byłam jej kuzynką- nie kuzynką.
- Piękne imię. Zupełnie jak właścicielka.
- Dziękuję. A pan jak mam na imię?
- Mów mi po imieniu. Jestem Wane. Co taka ślicznotka jak ty robi na Tatooine? Mieszkasz tutaj?
Najlepsza gadka na podryw według Wane'a jakiegoś tam: walnąć kilka komplementów i zapytać się dziewczyny o pochodzenie.
- Podróżuję po wielu światach. Na Tatooine jestem po raz drugi. A ty? Pochodzisz z tej planety?
Wane pił już szósty kieliszek Menkoro. Był to mocny alkohol. Oczywiście wiele napoi procentowych biło go na głowę, ale Menkoro też potrafił szybko uderzyć do głowy.
- Urodziłem się tutaj, wychowałem, wyjechałem stąd szybko, a teraz wróciłem pół roku temu i na razie pozostanę.
- Och, skoro tak, to mam pytanie. Przyleciałam tutaj wczoraj i musiałam lądować na prowizorycznym lądowisku. Co się stało? Nie miałam jeszcze możliwości się o to zapytać.
Facet był już pijany. Nie był w stanie uważać na to, co mówi.
- Słyszałem, że to Łowcy wynajęci przez wrogów Republiki przeprowadzili zapach na republikańską senator. Jabba strasznie się wściekł. Ukarał za to kilka osób. Stwierdził, że Republika będzie na pierwszym miejscy stawiać jego, jako zleceniodawcę zamachu. Pewnie ma rację. Republika uwielbia zwalać winę na tych niewinnych. To oczywiste, że nie Jabba zabił panią senator.
- A to nie on?
- No coś ty, piękna! To pewnie ci cali Separatyści. Ta kobieta na pewno im przeszkadza. Mogę się założyć, że wynajęli lokalną grupę Łowców. Tych, którzy są bliscy Jabbie, żeby podejrzenia spadły na nich.
- Skąd takie wnioski...
Nie dokończyłam, ponieważ mężczyzna nagle przyciągnął mnie do siebie. Czułam jego pijacki oddech na twarzy.
- Po co o tym rozmawiać? Przejdźmy do przyjemniejszych spraaa!- urwał z krzykiem.
Kopnęłam go z całej siły w bliżej nieokreślone miejsce poniżej pasa. Spadł z ławki i potoczył się po podłodze.
- Łapy przy sobie.- powiedziałam lodowatym głosem.
Nagle ręce człowieka przylgnęły do jego ciała, jakby posiadały własną wolę. Rozkojarzyło mnie to i w tym samym momencie, ręce opadły normalnie na podłogę. To było dziwne. Obeszłam mężczyznę i wyszłam z kantyny. Za mną, dyskretnie wyszła Yala, siedząca wcześniej samotnie przy jednym ze stolików. Goście kantyny nawet nie zwrócili uwagi na zdarzenie sprzed kilkunastu sekund. Orkiestra ciągle grała, tancerki tańczyły, a bywalcy pili piwo. Zapewne takie sytuacje są normalne w kantynach.
Szłyśmy w milczeniu uliczkami Mos Espy. Yala szła kilka metrów przede mną. Nie oglądała się za mną. Sprawiała wrażenie, jakby była zwyczajną mieszkanką, która spieszy się do swoich spraw. Udawałyśmy, że siebie nie znamy. Mijali nas ludzie zajęci swoimi sprawami. Nie odsuwali si od nas, nie spoglądali ze strachem pomieszanym z szacunkiem lub pogardą. Brali nas za zwykłe kobiety. Mnie zapewne za jakąś buntowniczą nastolatkę, która ma wszystkich gdzieś, a Yalę za dorosłą, poważną kobietę, która spieszyła do swoich spraw. Mistrzyni nie wyglądała jak Jedi. włosy miała związane w długi warkocz, opadający jej na klatkę piersiową. Na sobie miała jasne, obcisłe spodnie, skórzaną bluzkę i wysokie skórzane buty. Mogła uchodzić za Łowczynię Nagród. Nikt nie wziąłby jej za Jedi. W pewnym momencie, Mistrzyni skręciła w boczną uliczkę. Ja miałam przejść na równoległą ulicę i wejść od drugiej strony. W międzyczasie, przyglądałam się dyskretnie ludziom. Niewolnicy poruszali się ulicami ostrożnie, ale szybko. Starali się nikomu nie zajść za skórę. Mieszkańcy pędzili do swoich spraw. W sklepach i składach złomu wałęsali się ludzie i różne istoty. Nieopodal ktoś krzyczał o zbliżających się wyścigach śmigaczy. Słyszałam, że Anakin Skywalker kiedyś wygrał taki wyścig, ale nie miałam pojęcia jakie okoliczności zmusiły go do wzięcia udziału w zawodach. Oczywiście, był nadpobudliwy i strasznie odważny, więc może z własnej woli startował w wyścigach. Pamiętam, że kiedy zaczął naukę, często wymykał się ze świątyni i chodził na różne ekscytujące wyścigi i rajdy.
Kiedy weszłam do klatki schodowej, poczułam, że jest mniej gorąco niż na zewnątrz. Klatka była zaniedbana i brudna, ale Yala stwierdziła, że jesteśmy bezpieczne w tym domu. Wystukałam kod otwierający drzwi i weszłam do naszego tymczasowego mieszkania. Miało ono cztery niewielkie izby. Dwa pokoje sypialne, salon i łazienkę. Yala siedziała przy stole w salonie i spożywała obiad. Na przeciwko niej była także porcja dla mnie. Nie byłam głodna, ale wiedziałam, ze Yala nie przepada, kiedy siebie "głodzę". Dlatego usiadłam na wolnym miejscu i powoli zaczęłam jeść posiłek. Żywność pilotów. Nie było to jakoś szczególnie smaczne, ale dało się jeść bez grymasów.
- Dowiedziałaś się czegoś Atari?
- Ten facet, którego kopnęłam, powiedział, że zapewne Separatyści wynajęli grupę lokalnych Łowców Nagród. Zapewne powiązanych z Jabbą, by Republika myślała, że to on stoi za zamachem. A ty Mistrzyni?
- Mniej więcej to samo, co ty. Jednak ja także dowiedziałam się, gdzie są kryjówki lokalnych Łowców Nagród.
Wyciągnęła z kiszeni kartkę i położyła ją na stole. Wszystko było idealnie rozpisane.
- Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś to pani dał.
- Wystarczyło, że był na tyle głupi, by po pijaku powiedzieć, że wie, gdzie znajdują się kryjówki Łowców Nagród i ma je wszystkie rozpisane. A ja pożyczyłam od niego tę kartkę.
- Pożyczyłaś bez zamiaru oddania?
- Kradzież nie jest zła, póki zna się granicę. Uznaj to za kolejną lekcję, Atari.
____________________________________________________________________
Staram się robić dłuższe rozdziały :) Wiem, że giganty to nie są, ale przynajmniej nie jest to kilkanaście zdań :D Tylko trochę więcej ;P Przepraszam za błędy, ale jest to jeden z kilu rozdziałów, które przez przypadek przetłumaczyło Google. Proszę nie spamować w komentarzach!
Dedyk dla :
Soni
Kiwi
Martyny
- Piękne imię. Zupełnie jak właścicielka.
- Dziękuję. A pan jak mam na imię?
- Mów mi po imieniu. Jestem Wane. Co taka ślicznotka jak ty robi na Tatooine? Mieszkasz tutaj?
Najlepsza gadka na podryw według Wane'a jakiegoś tam: walnąć kilka komplementów i zapytać się dziewczyny o pochodzenie.
- Podróżuję po wielu światach. Na Tatooine jestem po raz drugi. A ty? Pochodzisz z tej planety?
Wane pił już szósty kieliszek Menkoro. Był to mocny alkohol. Oczywiście wiele napoi procentowych biło go na głowę, ale Menkoro też potrafił szybko uderzyć do głowy.
- Urodziłem się tutaj, wychowałem, wyjechałem stąd szybko, a teraz wróciłem pół roku temu i na razie pozostanę.
- Och, skoro tak, to mam pytanie. Przyleciałam tutaj wczoraj i musiałam lądować na prowizorycznym lądowisku. Co się stało? Nie miałam jeszcze możliwości się o to zapytać.
Facet był już pijany. Nie był w stanie uważać na to, co mówi.
- Słyszałem, że to Łowcy wynajęci przez wrogów Republiki przeprowadzili zapach na republikańską senator. Jabba strasznie się wściekł. Ukarał za to kilka osób. Stwierdził, że Republika będzie na pierwszym miejscy stawiać jego, jako zleceniodawcę zamachu. Pewnie ma rację. Republika uwielbia zwalać winę na tych niewinnych. To oczywiste, że nie Jabba zabił panią senator.
- A to nie on?
- No coś ty, piękna! To pewnie ci cali Separatyści. Ta kobieta na pewno im przeszkadza. Mogę się założyć, że wynajęli lokalną grupę Łowców. Tych, którzy są bliscy Jabbie, żeby podejrzenia spadły na nich.
- Skąd takie wnioski...
Nie dokończyłam, ponieważ mężczyzna nagle przyciągnął mnie do siebie. Czułam jego pijacki oddech na twarzy.
- Po co o tym rozmawiać? Przejdźmy do przyjemniejszych spraaa!- urwał z krzykiem.
Kopnęłam go z całej siły w bliżej nieokreślone miejsce poniżej pasa. Spadł z ławki i potoczył się po podłodze.
- Łapy przy sobie.- powiedziałam lodowatym głosem.
Nagle ręce człowieka przylgnęły do jego ciała, jakby posiadały własną wolę. Rozkojarzyło mnie to i w tym samym momencie, ręce opadły normalnie na podłogę. To było dziwne. Obeszłam mężczyznę i wyszłam z kantyny. Za mną, dyskretnie wyszła Yala, siedząca wcześniej samotnie przy jednym ze stolików. Goście kantyny nawet nie zwrócili uwagi na zdarzenie sprzed kilkunastu sekund. Orkiestra ciągle grała, tancerki tańczyły, a bywalcy pili piwo. Zapewne takie sytuacje są normalne w kantynach.
Szłyśmy w milczeniu uliczkami Mos Espy. Yala szła kilka metrów przede mną. Nie oglądała się za mną. Sprawiała wrażenie, jakby była zwyczajną mieszkanką, która spieszy się do swoich spraw. Udawałyśmy, że siebie nie znamy. Mijali nas ludzie zajęci swoimi sprawami. Nie odsuwali si od nas, nie spoglądali ze strachem pomieszanym z szacunkiem lub pogardą. Brali nas za zwykłe kobiety. Mnie zapewne za jakąś buntowniczą nastolatkę, która ma wszystkich gdzieś, a Yalę za dorosłą, poważną kobietę, która spieszyła do swoich spraw. Mistrzyni nie wyglądała jak Jedi. włosy miała związane w długi warkocz, opadający jej na klatkę piersiową. Na sobie miała jasne, obcisłe spodnie, skórzaną bluzkę i wysokie skórzane buty. Mogła uchodzić za Łowczynię Nagród. Nikt nie wziąłby jej za Jedi. W pewnym momencie, Mistrzyni skręciła w boczną uliczkę. Ja miałam przejść na równoległą ulicę i wejść od drugiej strony. W międzyczasie, przyglądałam się dyskretnie ludziom. Niewolnicy poruszali się ulicami ostrożnie, ale szybko. Starali się nikomu nie zajść za skórę. Mieszkańcy pędzili do swoich spraw. W sklepach i składach złomu wałęsali się ludzie i różne istoty. Nieopodal ktoś krzyczał o zbliżających się wyścigach śmigaczy. Słyszałam, że Anakin Skywalker kiedyś wygrał taki wyścig, ale nie miałam pojęcia jakie okoliczności zmusiły go do wzięcia udziału w zawodach. Oczywiście, był nadpobudliwy i strasznie odważny, więc może z własnej woli startował w wyścigach. Pamiętam, że kiedy zaczął naukę, często wymykał się ze świątyni i chodził na różne ekscytujące wyścigi i rajdy.
Kiedy weszłam do klatki schodowej, poczułam, że jest mniej gorąco niż na zewnątrz. Klatka była zaniedbana i brudna, ale Yala stwierdziła, że jesteśmy bezpieczne w tym domu. Wystukałam kod otwierający drzwi i weszłam do naszego tymczasowego mieszkania. Miało ono cztery niewielkie izby. Dwa pokoje sypialne, salon i łazienkę. Yala siedziała przy stole w salonie i spożywała obiad. Na przeciwko niej była także porcja dla mnie. Nie byłam głodna, ale wiedziałam, ze Yala nie przepada, kiedy siebie "głodzę". Dlatego usiadłam na wolnym miejscu i powoli zaczęłam jeść posiłek. Żywność pilotów. Nie było to jakoś szczególnie smaczne, ale dało się jeść bez grymasów.
- Dowiedziałaś się czegoś Atari?
- Ten facet, którego kopnęłam, powiedział, że zapewne Separatyści wynajęli grupę lokalnych Łowców Nagród. Zapewne powiązanych z Jabbą, by Republika myślała, że to on stoi za zamachem. A ty Mistrzyni?
- Mniej więcej to samo, co ty. Jednak ja także dowiedziałam się, gdzie są kryjówki lokalnych Łowców Nagród.
Wyciągnęła z kiszeni kartkę i położyła ją na stole. Wszystko było idealnie rozpisane.
- Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś to pani dał.
- Wystarczyło, że był na tyle głupi, by po pijaku powiedzieć, że wie, gdzie znajdują się kryjówki Łowców Nagród i ma je wszystkie rozpisane. A ja pożyczyłam od niego tę kartkę.
- Pożyczyłaś bez zamiaru oddania?
- Kradzież nie jest zła, póki zna się granicę. Uznaj to za kolejną lekcję, Atari.
____________________________________________________________________
Staram się robić dłuższe rozdziały :) Wiem, że giganty to nie są, ale przynajmniej nie jest to kilkanaście zdań :D Tylko trochę więcej ;P Przepraszam za błędy, ale jest to jeden z kilu rozdziałów, które przez przypadek przetłumaczyło Google. Proszę nie spamować w komentarzach!
Dedyk dla :
Soni
Kiwi
Martyny
Jainy
:**
NMBZW!
NMBZW!
Jestem!
OdpowiedzUsuńO kurka xD Atari, Ty niegrzeczna krejzolko z zapędami do tortur psychicznych xD W sumie, sama bym chciała zobaczyć jak się ta blondyna trzyma się za głowę i wrzeszczy oraz obraża rasy, a każdy się na nią dziwnie patrzy i ją zabijają ;> Doigra się, hyhy >.>
UsuńNa co komu makijaż? Mogę się na ludziach poznęcać, jak im się moja twarz nie podoba x)) Ślepną x))
To je Trynkiewicz! Jak ją zgwałci to Chazer mu przywali. No bo przecież pewnie Chazer chciałby ją rozdziewiczyć ;__; #Motesstakidebilzbok. Chaziu <3
To Padme jest na pudelku? O.o I Atari? No nieźle!
Co raz bardziej lubię Yalę + jak opisywałaś jej ubranie, to jakbym widziała Thalię, ale w długich włosach :D
Fajna kradzież ^^
Czekam aż Atari znajdzie Padme xD No i oczywiście ciąg dalszy.
Rozdział świetny! ^^
Niech Moc będzie z Tobą <3
Kiwi
Rozdział fajny.
OdpowiedzUsuń