Atari
To nie było normalne... W świątyni było jakoś inaczej. Niby wszystko działo się tak jak zwykle, ale panowała dziwna atmosfera. Zupełnie jakby zaraz miało się coś stać. To było dziwne, ale pierwszy raz nie czułam się bezpiecznie we własnym domu. Coś w mojej głowie szeptało, że powinnam stąd uciekać. Ukryć się i zniknąć z życia publicznego. Coś nie dawało mi spokoju. Zanosiło się na coś.
- Atari, musimy porozmawiać!- do mojego pokoju wbiegł Chazer.
Wyglądał wyjątkowo poważnie. Na jego twarzy malował się niepokój.
- Chaz? Coś się stało?
Chłopak rozejrzał się niespokojnie i zamknął drzwi od pokoju. Prywatna rozmowa? To do niego niepodobne.
- Atari, dzieje się coś złego. Mam złe przeczucia. Coś wisi w powietrzu... Wydaje mi się, że coś się stanie.
Czyli że on też... To było niepokojące. Chazer nigdy nie odbierał tak mocnych sygnałów z Mocy, które dotyczyły przyszłości. To nie było jego mocną stroną. A teraz był naprawdę zaniepokojony.
- Coś widziałeś?
- Tylko rozmazane kształty. Laserowe błyski i ludzi w białych zbrojach. I mnóstwo cierpienia. Czułem się, jakbym patrzył na śmierć mojej rodziny i nic nie mógł zrobić.- głos mu się załamał.
Usiadł na łóżku i oparł się o ścianę. Był załamany. Pierwszy raz w życiu widziałam go w takim stanie. Usiadłam obok niego i objęłam go. Oparł głowę o moje ramię.
- Ja też to wyczuwam. Słuchaj, może to po prostu przeczucie, które ostrzega nas o przyszłości. Będzie jakaś wielka bitwa. Postacie w białych pancerzach, to pewnie klony. Śmierć kogoś z rodziny... Może zginą jacyś Jedi, których znamy.
- Może wyjdziemy dzisiaj ze świątyni?
- Że co?
- Jesteśmy niespokojni. Ciągle słuchamy o bitwach. Jesteśmy zestresowani. Może kiedy wyjdziemy na miasto się odprężyć, wszystko minie?
To był dobry pomysł. Miałam wrażenie, jakby nasze wyjście ze świątyni miało co najmniej wagę życia. Szybko przeszliśmy przez korytarze i zbiegliśmy po wysokich schodach prowadzących do świątyni. Kilka minut później, byliśmy już na jednej z wielu ulic Coruscant. Ludzie mijali nas, nie poświęcając nam większej uwagi. Najwyraźniej nawet wtedy, kiedy twoja twarz jest pokazywana codziennie w telewizji, jeżeli masz na sobie cywilne ubranie, nikt cię nie rozpozna. I o to nam chodziło, kiedy wychodziliśmy w celach towarzyskich na miasto. Starałam się zawsze ubierać, jak wszyscy. Nie wyzywająco, nie tajemniczo. Najzwyczajniej w świecie. I oczywiście tak, by nie przypominać Jedi w najmniejszym stopniu.
- Gdzie idziemy najpierw? Do klubu?
- Chyba nie jesteśmy przygotowani na wizytę w klubie.
- Czemu?- uważnie obejrzał mój strój.
Miałam na sobie krótkie dżinsowe spodenki z postrzępionymi nogawkami, luźną, biało-niebieską koszulkę ze średnim dekoltem, pod którą miałam schowany miecz świetlny. Na stopy założyłam czarne trampki do kostek. Włosy miałam rozpuszczone.
- Według mnie jesteś idealnie ubrana. Ja też. Idziemy?
Szybko rzuciłam okiem na jego strój. Miał na sobie rozpiętą, czerwoną koszulę w czarną kratę z rękawami podwiniętymi do łokci, czarną koszulkę z nadrukiem, dżinsy i czarne adidasy.
- Skoro tak sądzisz... Możemy iść. Nie mam nic przeciwko tańcom.
Chaz wyszczerzył się i pociągnął mnie w stronę "naszego" klubu. Po chwili byliśmy w środku. W klubie jak zwykle były tłumy, nie ważne jaka była pora dnia. Wszędzie siedzieli, stali lub tańczyli ludzie. Grała głośna muzyka, od której strasznie dudniło w uszach. Uwielbiałam takie miejsca!
- Zatańczymy?- zapytał się Chazer z łobuzerskim uśmieszkiem.
Podałam mu dłoń, a on poprowadził mnie na parkiet. Kiedy tańczyliśmy, prawie zapomniałam o naszym niepokoju. Muzyka zagłuszała wszystkie moje myśli. Pozwoliła na odprężenie i chwilowe zapomnienie. Chazer świetnie tańczył. Mimo szybkiej muzyki, nie przeszkadzało mu trzymanie mnie w ramionach. Prawdopodobnie byliśmy zbyt blisko siebie... Ale kto by się tym przejmował? Przecież nie jesteśmy teraz w świątyni! Nie musimy trzymać się ściśle zasad, które po części były bezsensowne. Przywiązanie nie prowadziło na ciemną stronę. Ja byłam bardzo zżyta z moimi przyjaciółmi i gdybym ich straciła, załamałabym się, ale na pewno ni zeszłabym ze ścieżki Jedi. Przyjaciele dodawali mi sił. Byli dla mnie ważniejsi od kogokolwiek innego. Nie mogła sobie wyobrazić życia bez nich, ale wiedziała, że to przywiązanie nie jest złe. W końcu nie będzie mogła stracić ich wszystkich na raz. Przyjaciele są od tego, by się wzajemnie wspierać. Jeśli jeden z nich zginie, reszta nie pozwoli by jeden z nich się stoczył.
Nagle poczułam przeszywający ból. Usłyszałam krzyk wielu osób. Łzy pociekły mi z oczu. Nagle poczułam tak ogromny smutek, tak wielkie cierpienie, niedowierzanie... Chazer też miał wyraz bólu na twarzy. Zupełnie jakby ktoś go torturował. Moja psychika najwyraźniej starała się mnie zabić. Widziałam armię klonów zmierzającą w stronę świątyni i postać odzianą w czarny płaszcz, która szła na czele żołnierzy.
- Co się dzieje?- zapytał Chazer łamiącym się głosem.
- Chodźmy stąd.- powiedział z trudem.
Wyszliśmy szybko z klubu i skręciliśmy w jakiś ciemny, ślepy zaułek. Chazer oparł się o ścianę, a ja osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać. Ten ból był tak okropny... Jakbym traciła rodzinę i musiała się na to patrzeć. Umysł podsyłał mi wizje wybuchających myśliwców, w których siedzieli Jedi. Widziałam Adi Gallię, w której stronę zwróceni są żołnierze WAR z odbezpieczoną bronią. Widziałam młodzików i adeptów, których właśnie zabijał jakieś Jedi.
- Musimy tam iść.- szepnęłam zduszonym głosem.
Zerwałam się z ziemi i zaczęłam biec, zanim Chazer zdołał mnie powstrzymać.
- Atari, czekaj! Tam może być niebezpiecznie!
Nie słuchałam się go. Mirlea była w świątyni. Ona nie mogła umrzeć! Nie teraz! Dzięki wyczulonym zmysłom słyszałam, że Chazer zaczął mnie gonić. Przyspieszyłam. Potrącałam mieszkańców planety, którzy szli obok mnie. Rzucali w moją stronę przekleństwami i oburzonymi spojrzeniami. Nie zwracałam na nich uwagi. Jedynym co się liczyło w tej chwili, była świątynia, która w tym momencie była właśnie atakowana. Dotkliwy ból wciąż się nasilał, ale starałam się go odrzucić, całkowicie zignorować. Po kilku minutach szaleńczego biegu w końcu dotarłam do zaułka, z którego widać było świątynię. Po schodach wchodziły klony z przygotowaną bronią. Słyszałam krzyki. W odległym o kilkadziesiąt metrów ekranie widziałam kanclerza, który przemawiał do obywateli.
- Jedi zdradzili Republikę. Chcieli przejąć władzę, lecz ich bunt pozostał szybko stłumiony. Rozkaz 66 został wydany klonom. Zrobiłem to z wielkim bólem, ale niestety musiałem wydać to polecenie. Jedi byli naszymi wielkimi sprzymierzeńcami, ale władza namieszała im w głowie. Każdy kto zobaczy Jedi, ma obowiązek natychmiast wydać go władzom planety. Obywatele Republiki! Nie kierujcie się uczuciami, którymi darzyliście Jedi. Wszystko co robili, było manipulacją. Mieszali wam w głowie dzięki swoim umiejętnościom! Tak naprawdę od zawsze chcieli tylko jednego: całkowitego przejęcia kontroli nad galaktyką. Na dzisiejszym zebraniu Senatu, odbędą się obrady na temat powstania Jedi. Zadecydujemy o tym, jakie kroki podjąć w tej sytuacji. Jedynym Jedi, który pozostał wierny Republice jest Anakin Skywalker, prawdziwy bohater Republiki!
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Czułam mroczną obecność w świątyni. Już wiedziałam kto to jest. Anakin... To on był tą postacią ubraną w ciemny płaszcz. To on zabija własnie młodziki w świątyni. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam się ruszyć. Przecież on był Wybrańcem Mocy! Jak mógł zwrócić się przeciwko swojej rodzinie? I skąd ta okropna propaganda, którą właśnie wygłosił Kanclerz? Przecież nie było czegoś takiego jak powstanie Jedi! Wszyscy służyliśmy Republice! Inni Jedi nawet oddali za nią życie! Jak on śmie tak mówić! Przecież zawsze był po stronie Jedi! Może coś zrobiono Kanclerzowi... Może to jego klon czy coś, jakiś android... Kanclerz nigdy nie powiedziałby czegoś takiego! Zawsze był wielkim przyjacielem Jedi... Może to ten szpieg w senacie, który przekazywał informacje Separatystom. To pewnie jakaś jego intryga, ale Anakin... Jak on mógł...
- Atari.- Chazer podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
Był to mocny uścisk. Chciałam mus się wyrwać, ale nie dałam rady. Był zbyt silny.
- O co ci chodzi?- warknęłam wściekła.
- Nie możesz tam iść, słyszałaś komunikat Palpatine'a!
- To nie może być Palpatine! On nigdy by czegoś takiego nie powiedział.- szepnęłam.
Z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia. Chciałam na niego nawrzeszczeć. Jak on mógł być tak cholernie spokojny, kiedy ginęli nasi przyjaciele! Nasza rodzina!
- Gdzie idziemy najpierw? Do klubu?
- Chyba nie jesteśmy przygotowani na wizytę w klubie.
- Czemu?- uważnie obejrzał mój strój.
Miałam na sobie krótkie dżinsowe spodenki z postrzępionymi nogawkami, luźną, biało-niebieską koszulkę ze średnim dekoltem, pod którą miałam schowany miecz świetlny. Na stopy założyłam czarne trampki do kostek. Włosy miałam rozpuszczone.
- Według mnie jesteś idealnie ubrana. Ja też. Idziemy?
Szybko rzuciłam okiem na jego strój. Miał na sobie rozpiętą, czerwoną koszulę w czarną kratę z rękawami podwiniętymi do łokci, czarną koszulkę z nadrukiem, dżinsy i czarne adidasy.
- Skoro tak sądzisz... Możemy iść. Nie mam nic przeciwko tańcom.
Chaz wyszczerzył się i pociągnął mnie w stronę "naszego" klubu. Po chwili byliśmy w środku. W klubie jak zwykle były tłumy, nie ważne jaka była pora dnia. Wszędzie siedzieli, stali lub tańczyli ludzie. Grała głośna muzyka, od której strasznie dudniło w uszach. Uwielbiałam takie miejsca!
- Zatańczymy?- zapytał się Chazer z łobuzerskim uśmieszkiem.
Podałam mu dłoń, a on poprowadził mnie na parkiet. Kiedy tańczyliśmy, prawie zapomniałam o naszym niepokoju. Muzyka zagłuszała wszystkie moje myśli. Pozwoliła na odprężenie i chwilowe zapomnienie. Chazer świetnie tańczył. Mimo szybkiej muzyki, nie przeszkadzało mu trzymanie mnie w ramionach. Prawdopodobnie byliśmy zbyt blisko siebie... Ale kto by się tym przejmował? Przecież nie jesteśmy teraz w świątyni! Nie musimy trzymać się ściśle zasad, które po części były bezsensowne. Przywiązanie nie prowadziło na ciemną stronę. Ja byłam bardzo zżyta z moimi przyjaciółmi i gdybym ich straciła, załamałabym się, ale na pewno ni zeszłabym ze ścieżki Jedi. Przyjaciele dodawali mi sił. Byli dla mnie ważniejsi od kogokolwiek innego. Nie mogła sobie wyobrazić życia bez nich, ale wiedziała, że to przywiązanie nie jest złe. W końcu nie będzie mogła stracić ich wszystkich na raz. Przyjaciele są od tego, by się wzajemnie wspierać. Jeśli jeden z nich zginie, reszta nie pozwoli by jeden z nich się stoczył.
Nagle poczułam przeszywający ból. Usłyszałam krzyk wielu osób. Łzy pociekły mi z oczu. Nagle poczułam tak ogromny smutek, tak wielkie cierpienie, niedowierzanie... Chazer też miał wyraz bólu na twarzy. Zupełnie jakby ktoś go torturował. Moja psychika najwyraźniej starała się mnie zabić. Widziałam armię klonów zmierzającą w stronę świątyni i postać odzianą w czarny płaszcz, która szła na czele żołnierzy.
- Co się dzieje?- zapytał Chazer łamiącym się głosem.
- Chodźmy stąd.- powiedział z trudem.
Wyszliśmy szybko z klubu i skręciliśmy w jakiś ciemny, ślepy zaułek. Chazer oparł się o ścianę, a ja osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać. Ten ból był tak okropny... Jakbym traciła rodzinę i musiała się na to patrzeć. Umysł podsyłał mi wizje wybuchających myśliwców, w których siedzieli Jedi. Widziałam Adi Gallię, w której stronę zwróceni są żołnierze WAR z odbezpieczoną bronią. Widziałam młodzików i adeptów, których właśnie zabijał jakieś Jedi.
- Musimy tam iść.- szepnęłam zduszonym głosem.
Zerwałam się z ziemi i zaczęłam biec, zanim Chazer zdołał mnie powstrzymać.
- Atari, czekaj! Tam może być niebezpiecznie!
Nie słuchałam się go. Mirlea była w świątyni. Ona nie mogła umrzeć! Nie teraz! Dzięki wyczulonym zmysłom słyszałam, że Chazer zaczął mnie gonić. Przyspieszyłam. Potrącałam mieszkańców planety, którzy szli obok mnie. Rzucali w moją stronę przekleństwami i oburzonymi spojrzeniami. Nie zwracałam na nich uwagi. Jedynym co się liczyło w tej chwili, była świątynia, która w tym momencie była właśnie atakowana. Dotkliwy ból wciąż się nasilał, ale starałam się go odrzucić, całkowicie zignorować. Po kilku minutach szaleńczego biegu w końcu dotarłam do zaułka, z którego widać było świątynię. Po schodach wchodziły klony z przygotowaną bronią. Słyszałam krzyki. W odległym o kilkadziesiąt metrów ekranie widziałam kanclerza, który przemawiał do obywateli.
- Jedi zdradzili Republikę. Chcieli przejąć władzę, lecz ich bunt pozostał szybko stłumiony. Rozkaz 66 został wydany klonom. Zrobiłem to z wielkim bólem, ale niestety musiałem wydać to polecenie. Jedi byli naszymi wielkimi sprzymierzeńcami, ale władza namieszała im w głowie. Każdy kto zobaczy Jedi, ma obowiązek natychmiast wydać go władzom planety. Obywatele Republiki! Nie kierujcie się uczuciami, którymi darzyliście Jedi. Wszystko co robili, było manipulacją. Mieszali wam w głowie dzięki swoim umiejętnościom! Tak naprawdę od zawsze chcieli tylko jednego: całkowitego przejęcia kontroli nad galaktyką. Na dzisiejszym zebraniu Senatu, odbędą się obrady na temat powstania Jedi. Zadecydujemy o tym, jakie kroki podjąć w tej sytuacji. Jedynym Jedi, który pozostał wierny Republice jest Anakin Skywalker, prawdziwy bohater Republiki!
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Czułam mroczną obecność w świątyni. Już wiedziałam kto to jest. Anakin... To on był tą postacią ubraną w ciemny płaszcz. To on zabija własnie młodziki w świątyni. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam się ruszyć. Przecież on był Wybrańcem Mocy! Jak mógł zwrócić się przeciwko swojej rodzinie? I skąd ta okropna propaganda, którą właśnie wygłosił Kanclerz? Przecież nie było czegoś takiego jak powstanie Jedi! Wszyscy służyliśmy Republice! Inni Jedi nawet oddali za nią życie! Jak on śmie tak mówić! Przecież zawsze był po stronie Jedi! Może coś zrobiono Kanclerzowi... Może to jego klon czy coś, jakiś android... Kanclerz nigdy nie powiedziałby czegoś takiego! Zawsze był wielkim przyjacielem Jedi... Może to ten szpieg w senacie, który przekazywał informacje Separatystom. To pewnie jakaś jego intryga, ale Anakin... Jak on mógł...
- Atari.- Chazer podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
Był to mocny uścisk. Chciałam mus się wyrwać, ale nie dałam rady. Był zbyt silny.
- O co ci chodzi?- warknęłam wściekła.
- Nie możesz tam iść, słyszałaś komunikat Palpatine'a!
- To nie może być Palpatine! On nigdy by czegoś takiego nie powiedział.- szepnęłam.
Z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia. Chciałam na niego nawrzeszczeć. Jak on mógł być tak cholernie spokojny, kiedy ginęli nasi przyjaciele! Nasza rodzina!
- Nie bądź głupia. To jest Palpatine! Nie rozumiesz tego? Anakin, który staje nagle po przeciwnej stronie, Palpatine wydający rozkaz natychmiastowej eliminacji wszystkich Jedi, WAR posłuszne mimo wszystko. Wido kiedyś podzielił się ze mną swoimi przypuszczeniami. Tajny szpieg, który wie o wszystkich panach Republiki. Nawet o tych najtajniejszych, do których dostęp ma tylko garstka osób. On musiał być kimś ważnym, prawda? Na samej górze. Czyli albo Mistrz Yoda, albo Palpatine. Yoda odpada. W końcu jest Jedi. Tajemniczy Darth Sidious. Sith, który swoje kontakty ma w całej galaktyce, traci ucznia, którym na pewno był Dooku. Anakin zabił Dooku. Nie widzisz tutaj pewnej zależności?
- Nie, nie widzę! Puść mnie natychmiast Motess!
Chazer mimo nakazu nadal trzymał mnie mocno. Kopnęłam go, ale on chyba nawet nie poczuł bólu. Wepchnął mnie do opuszczonej klatki schodowej. Przycisnął mnie do ściany, zabierając mi możliwość ruchu.
- Cholera, mówią, że to ty jesteś ta mądrzejszą... Czy możesz się uspokoić w końcu? Nie bądź głupia, jeżeli tam pójdziesz, zabiją cię! Zawsze uważasz się za rozsądną, gdzie ten rozsądek, co? Mirlea i Wodo nie są głupi. Poradzą sobie. Mirlea ma kontakty z martwymi Sithami. Oni nie chcą stracić jedynej łączniczki z ich światem, więc zapewne zmyła się ze świątyni już kilka godzin wcześnie, a przedtem ostrzegła Niro. Teraz pewnie są już razem daleko stąd. Mozę nawet zdążyli już opuścić Coruscant. My tez powinniśmy. Gdyby nie żyli, poczułabyś to. Palpatine i Anakin będą szukali ocalałych. Musimy uciec stąd jak najdalej.
- Kim oni są Chazer?
Zrozumiałam już jak głupio się zachowałam. Dziękowałam Mocy za takiego przyjaciela jak Chazer. W codziennych sytuacjach nie był poważny, ale kiedy coś nam zagrażało, zawsze jego osobowość się zmieniała. Stawał się rozsądny i opanowany. Nie rzucał się tak jak ja. Był wspaniałym Jedi. O wiele lepszym ode mnie.
- Mistrz i uczeń. Nie jestem pewny, ale to bardzo prawdopodobne...
- Uczeń i mistrz... Masz na myśli, że Papatine jest...
- Darthem Sidiousem? Tak. Anakin to jego uczeń, a WAR... Od początku byli zaprogramowani, by wykonać rozkaz 66. Mieli go w głowach od urodzenia. Trzeba było go tylko aktywować, a wtedy wszystkie ich relacje z Jedi popadały w zapomnienie. To był koniec. Klony służą Palpatine'owi. Służą Sithom. Trudno mi to powiedzieć, ale najwyraźniej Sithowie wygrali. Wojny Klonów chylą się ku końcowi. Jedi już nie ma, a Lord Sithów panuje nad Republiką i Separatystami. Koniec wojny właśnie się rozpoczął i nic nie możemy na to poradzić.
Przestałam się opierać. Po prostu wpadłam chłopakowi w objęcia i zaczęłam płakać. Świat o który walczyliśmy... To wszystko było kłamstwem. Mieliśmy walczyć, dopóki władza Palatine'a się nie umocni. Od samego początku byliśmy skazani na rzeź. Eksterminacja Jedi się zaczęła, a my właśnie na to patrzyliśmy i nie mogliśmy nic zrobić. Coś we mnie pękło. Wszystko się zawaliło. W tej chwili droga którą podążałam zniknęła. Już nie mogłam być Jedi, musiałam znaleźć nową ścieżkę w życiu, zniknąć w cieniu i nie rzucać się w oczy. Sprawić, by nikt nigdy nawet nie pomyślał, że jestem Jedi...
_____________________________________________________________________
Taki sobie one-shot. Nie najlepszy, nie najgorszy. Taki sobie po prostu. Trzeba było coś napisać, a że był w zanadrzu napisany w jednej piątej one-shot, to pomyślałam, że go skończę. I tak przy akompaniamencie Jedi Temple March, powstał ten oto o-s.
Dedykacja dla Kiwi! Słuchanie starych piosenek przy Tobie jest o wiele ciekawsze!
NMBZW!
- Nie, nie widzę! Puść mnie natychmiast Motess!
Chazer mimo nakazu nadal trzymał mnie mocno. Kopnęłam go, ale on chyba nawet nie poczuł bólu. Wepchnął mnie do opuszczonej klatki schodowej. Przycisnął mnie do ściany, zabierając mi możliwość ruchu.
- Cholera, mówią, że to ty jesteś ta mądrzejszą... Czy możesz się uspokoić w końcu? Nie bądź głupia, jeżeli tam pójdziesz, zabiją cię! Zawsze uważasz się za rozsądną, gdzie ten rozsądek, co? Mirlea i Wodo nie są głupi. Poradzą sobie. Mirlea ma kontakty z martwymi Sithami. Oni nie chcą stracić jedynej łączniczki z ich światem, więc zapewne zmyła się ze świątyni już kilka godzin wcześnie, a przedtem ostrzegła Niro. Teraz pewnie są już razem daleko stąd. Mozę nawet zdążyli już opuścić Coruscant. My tez powinniśmy. Gdyby nie żyli, poczułabyś to. Palpatine i Anakin będą szukali ocalałych. Musimy uciec stąd jak najdalej.
- Kim oni są Chazer?
Zrozumiałam już jak głupio się zachowałam. Dziękowałam Mocy za takiego przyjaciela jak Chazer. W codziennych sytuacjach nie był poważny, ale kiedy coś nam zagrażało, zawsze jego osobowość się zmieniała. Stawał się rozsądny i opanowany. Nie rzucał się tak jak ja. Był wspaniałym Jedi. O wiele lepszym ode mnie.
- Mistrz i uczeń. Nie jestem pewny, ale to bardzo prawdopodobne...
- Uczeń i mistrz... Masz na myśli, że Papatine jest...
- Darthem Sidiousem? Tak. Anakin to jego uczeń, a WAR... Od początku byli zaprogramowani, by wykonać rozkaz 66. Mieli go w głowach od urodzenia. Trzeba było go tylko aktywować, a wtedy wszystkie ich relacje z Jedi popadały w zapomnienie. To był koniec. Klony służą Palpatine'owi. Służą Sithom. Trudno mi to powiedzieć, ale najwyraźniej Sithowie wygrali. Wojny Klonów chylą się ku końcowi. Jedi już nie ma, a Lord Sithów panuje nad Republiką i Separatystami. Koniec wojny właśnie się rozpoczął i nic nie możemy na to poradzić.
Przestałam się opierać. Po prostu wpadłam chłopakowi w objęcia i zaczęłam płakać. Świat o który walczyliśmy... To wszystko było kłamstwem. Mieliśmy walczyć, dopóki władza Palatine'a się nie umocni. Od samego początku byliśmy skazani na rzeź. Eksterminacja Jedi się zaczęła, a my właśnie na to patrzyliśmy i nie mogliśmy nic zrobić. Coś we mnie pękło. Wszystko się zawaliło. W tej chwili droga którą podążałam zniknęła. Już nie mogłam być Jedi, musiałam znaleźć nową ścieżkę w życiu, zniknąć w cieniu i nie rzucać się w oczy. Sprawić, by nikt nigdy nawet nie pomyślał, że jestem Jedi...
_____________________________________________________________________
Taki sobie one-shot. Nie najlepszy, nie najgorszy. Taki sobie po prostu. Trzeba było coś napisać, a że był w zanadrzu napisany w jednej piątej one-shot, to pomyślałam, że go skończę. I tak przy akompaniamencie Jedi Temple March, powstał ten oto o-s.
Dedykacja dla Kiwi! Słuchanie starych piosenek przy Tobie jest o wiele ciekawsze!
NMBZW!
Zajmuję sobię :3
OdpowiedzUsuńBłąd wyżej zrobiony specjalnie.
UsuńA więc wreszcie przyszłam by to komentować. Najpierw patrząc na tytuł miałam napisać "I hate ewerything. Giń, giń, giń, giń, giń, giń" Co słowa "giń" były szyfrem "Przyjedź do mnie na 3 dni" czyli jutro wieczorem, hehehe.
Coś wisi w powietrzu? Jemioła! Niby były Święta Wielkanocne, ale Adepci to dzieci. Czy jako dzieci ktokolwiek odróżnia Wielkanoc od Bożego narodzenia? Po za tym, jeżeli ma coś wisieć nad Chati, to tylko jemioła. Jest jemioła - jest impreza.
...
...
*poker face*
...
...
To ostatnie to kiepski joke, nie zwracajmy na to uwagi.
Idą na miasto?! To oznacza tylko jedno - randkę. A jednak miałam rację z tą jemiołą! I kto powie, że nie jestem genialna?!
- Ja. - zgłosiło się sumienie Atari.
- Ja. - poparła wredotę Kiwi. Więcej nic nie powiedziały, bo obelgi były zbyt drastyczne dla młodej widowni w internetach...
Wracamy po krótkiej przerwie, a teraz zapraszamy na reklamy! *Biiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip*
Oni nie są za młodzi na panie nianie obok rurek? :)))) To tyż kiepski żort. Jo żem jyst w to słobo.
Hmmm... jak dla mnie ten o-s to jest wprowadzenie do takiego poprzedniego. Ten co tam Chati to małżeństwo, czy co to tam było :P
Jest wspaniale!! A i Ati, mam dla Ciebie radę. Śpiewaj, a jak zwykle będę fałszować "Wstań, powiedz nie jesteś sam!" :D Taaak. Dzisiaj było naprawdę świetnie. Stare piosenki i mowa po śląsku, hehehehe <3
Po raz kolejny dziękuję, że jesteś ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Niech Moc będzie z Tobą <3
Twoja WieRZyczka ♥
Uwielbiam słuchać z Tobą starych piosenek xD Bon Jovi, Queen, Big Cyc...
UsuńNie myślałam nad tym, że to wprowadzenie do tamtego o-s, ale może być tak :)
Giń, giń, giń! (Kocham Cię, siostro!) :3
OdpowiedzUsuńŁipitipiti! (No comment >.>) nowe szyfry jednym słowem :*
UsuńBrałaś.coś? Potrzebujesz pomoc? Zawiadomoć pogotowie? xD
UsuńWitam! dawno nie komentowałem.
OdpowiedzUsuńRozdział to cudo.
Zapraszam na mojego bloga.
Chętnie zajrzę, ale niestety nie w najbliższym czasie. Mam tyle na głowie, że nawet rozdziału, który powinien być dzisiaj nie dałam eady zacząć...
UsuńSzkoda.
UsuńNa pewno kiedy już skończą się wszystkie testy w muzycznej i po wyjeździe do Londynu, systematyczność w dodawaniu rozdziałó powróci :)
UsuńTo życzę powodzenia☺
UsuńNominuję Cię do Liebster Award, pytania znajdziesz na moim blogu ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję c;
UsuńNominuję Cię do LA, pytania u mnie na blogu.
OdpowiedzUsuńDzięki c;
Usuń