niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 22

Rozdział 21

Sith zniknął. Mirlea klęczała na ziemi i płakała.
- Ja... Chodźmy stąd. Zaraz pojawią się wasze koszmary.- Wyjąkała Mirlea.
Wzdrygnęłam się. Wiedziałam, że zobaczyłabym kogoś z Datchomiry. Kogoś, kto mówiłby o moim przeznaczeniu. Czyli normalny dzień z nienormalnego życia Atari Orgeen. I tak mój mózg jest uszkodzony na tyle, że gadam z samą sobą. Wracając jednak do świata rzeczywistego wszyscy przystaliśmy na propozycję Mirley.
- Chyba jednak droga bardziej eee... Ciemnostronna jest zła. Chodźmy tą drugą.- Powiedział Chazer i szybko wstał.
- Nie zapomnijmy o tym, że Soka nie może chodzić.- Powiedziała już spokojna Mirlea.
- Nie może chodzić? Mogę stworzyć z ziemi laskę czy coś, żeby pomóc Ahsoce.- powiedziała Elektra.

Ahsokę i Niro zastaliśmy siedzących pod ścianą w milczeniu. Mirlea od razu zaczęła formować z ziemi laskę, a ja wyjęłam z plecaka bandaże i zajęłam się kostką Soki.

Zdecydowaliśmy, że w miejscu, w którym wypadliśmy z dziury w ziemi zrobimy nocleg, żeby nie zagłębiać się w któryś z tuneli. Słyszałam spokojny oddech śpiącej obok mnie Ahsoki, pochrapywanie Niro. Mirlea przewracała się i kręciła w śpiworze, a Chazer jak Chazer spał jak zabity. Po jakimś czasie odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Stałam na polanie w ciemnym lesie. Słyszałam płacz dziecka dochodzący do mnie ze wszystkich stron. Po głosie można było sądzić, że należy on do małej dziewczynki. Weszłam między drzewa z zamiarem znalezienia dziecka. Było o wiele ciemniej niż na polance. Korony drzew nie przepuszczały światła księżyca i tylko małe jego smugi przedostawały się przez blokadę z liści i gałęzi. Słychać było tylko szloch dziecka i szelest ściółki pod moimi stopami. Brak ptaków, zwierząt. Gdzie się wszystkie stworzenia natury pochowały? I chociaż nie słychać było zwierząt, ptaków, owadów, szumu drzew czy chlupotu wody w jakimś strumyku schowanym między drzewami i w wysokiej trawie las był żywy. Gdyby nie szloch dziewczynki można byłoby usłyszeć jak drzewa i inne rośliny rosną, jak dżdżownice spulchniają glebę. Biegłam w stronę głosu, ale po chwili zmieniałam kierunek, bo płacz się oddalał. Bez przerwy. Zaczęłam sądzić, że to tylko drzewa tak szumią, a dziecko nie istnieje. Wtedy płacz się jeszcze bardziej nasilał. Poczułam wstrząs ziemi. Upadłam, boleśnie tłukąc sobie kolana. Drzewa zaczęły się do mnie zbliżać. Oczywiście jak to one mają w naturze bezszelestnie. Zaczynało mnie już to denerwować. Płacz ustał. W lesie panowała cisza. Nie słyszałam nawet swojego oddechu, co było już serio ogromną przesadą. Drzewa były coraz bliżej. I właśnie wtedy wrzasnęłam ze strachu. Ktoś złapał mnie za ramię i w lesie po raz pierwszy słychać było inny dźwięk. Niespokojny i pełen złości oraz nienawiści. Demoniczny śmiech, który wywoływał gęsią skórkę. Strach.

I na tym kończę obiecaną notkę. Obiecuję rozdział 22 będzie o wiele dłuższy. Przysięgam na Styks.

Dedyki dla Kiwi, Mati, Wiki i Ashy.
Omm.... Ponad trzy tysiące wejść! Jestem prze szczęśliwa!
Dziękuję <3
NMBZW!!

niedziela, 22 grudnia 2013

Notka Specjalna: Wigilia, głupi brat, zamachowcy i wiaderko.



W świątyni Jedi od kilku dni panował radosny, pełen oczekiwania nastrój. Po korytarzach rozchodził się zapach Karpia, barszczu z uszkami, grzybowej i innych potraw jadanych obowiązkowo w ten cudowny dzień. Nadchodzący bardzo wolnymi krokami wieczór należał do najcudowniejszych wieczorów tego roku. Prezenty, przyjaciele, przyjaźń, miłość. Te słowa najbardziej się kojarzyły z tym wieczorem poprzedzającym dwa dni świąt. Wigilia... Atari uśmiechnęła się wbrew własnej woli. Takiego dnia jak ten nawet Deturi nie uprzykrzała życia jej i Ahsoce. Dawało się z nią wytrzymać. Szesnastolatka zastanawiała się czy istnieją jakieś inne światy, na których istnieją odpowiedniki jej i jej przyjaciół. Ludzie o podobnym charakterze. O podobnych podglądach. Po chwili jednak przerwała rozmyślania i zabrała się za pakowanie prezentów na święta dla Ahsoki, Barriss, Bultar, Chazera, Niro, Anakina, Obi-Wana, Mirley i wybuchowego prezentu dla mistrza Windu. Wyjęła czerwono biały papier w Mikołaje i zaczęła opakowywać pudełeczko z łańcuszkiem, pierścionkiem i bransoletką dla Mirley. Jej koleżanka bardzo ubiła błyskotki.

Ahsoka

Tano stała w swoim pokoju i starała się znaleźć maleńki kolczyk pośród prezentów, ubrań i innych rzeczy, które Chazer i Niro wrzucili jej do pokoju w nocy. Co roku obierali sobie cel na gwiazdkę i robili jej głupie kawały. Najczęściej obiektem ich żartów była właśnie ona, albo Atari. Kolczyk był prezentem gwiazdkowym dla Barriss, ale oczywiście musiał się wymsknąć z pudełeczka i upaść gdzieś w stos ubrań. Z e złością tupnęła nogą w podłogę.
- Trzeba będzie iść do Mirley, ona znajdzie jakiś pomysł.- Powiedziała sama do siebie i westchnęła.
Nieoczekiwanie tok jej myśli zszedł na zupełnie inny tor. Zaczęła się zastanawiać, czy istnieje ktoś, kto jest podobny do niej w charakterze i upodobaniach, ale zupełnie inaczej wyglądający i z całkiem innej, a może nawet nieodkrytej planety.

Kiwi

Pewna dwunastolatka była bardzo podekscytowana nadchodzącymi świętami. Dzisiejszego dnia będzie wigilia, jutro Idka do niej przyjedzie i będzie u niej aż do 1 stycznia i spędzą razem Sylwestra, wczoraj spadł śnieg i nasypało go przez noc tak wiele, że co chwila wpadało się w zaspy. Było cudownie! Choinka już stała, następna notka już napisana tylko ją wstawić, a w domu czuć było tyle cudownych zapachów, unosiła się radosna atmosfera. Bartek nawet nie denerwował Otylii, co było bardzo rzadkie w ciągu ostatnich dwunastu lat. Kamila wyjechała i wróci dopiero w marcu. Szykują się dwa cudowne miesiące bez niej! Rzuciła się na łóżko z prze szczęśliwym wyrazem twarzy. Zamknęła oczy i zaczęła sobie wyobrażać jakby to było, gdyby się przeniosła na Coruscant i spotkała Ahsokę, Atari i resztę. Na sto procent zaprzyjaźniłaby się z Ahsoką i podenerwowała Anakina. Wylałoby się coś na głowę Windu. Ech... To by było piękne. I jeszcze gdyby była tam Des, Mati, Idka, Wika i Malina. Cudownie.
Melonik

Ida siedziała przy komputerze i grała w Simsy. Kołobrzeg... Cudowny zapach i rodzinna atmosfera
- Idula chcesz kawałek ciasta?- Zapytała się babcia.
- Jakie?
- Babka.
- Możesz dać. Poproszę.
Na twarzy babci Melonika pojawił się uśmiech. Kochała, kiedy jej ukochana wnuczka jadła jej potrawy. Przynajmniej nabierze trochę ciałka i nie będzie taką chudziną.
- Wyłącz dźwięk.- Rozkazał brat dziewczyny.
- Nie.
- Ja cię nie proszę. Masz wyłączyć.
- Myślisz, że jak masz osiemnaście lat to jesteś dorosły i możesz mi rozkazywać? Jak ci się nie podoba to załóż słuchawki, albo idź do innego pokoju.
- To jest też mój pokój.
- Właśnie. Przystosuj się do panujących w nim warunków. A w ogóle to jestem na swojej połowie pokoju i mogę sobie na niej mieć włączony dźwięk.
Chłopak nie znalazł ciętej odpowiedzi na odpowiedź siostry więc zrobił niezadowoloną minę i ucichł. Na twarzy Idy pojawił się tryumfalny uśmiech. Nagle poczuła dziwne łaskotanie w żołądku. Wszystko zaczęło się jej rozmazywać przed oczami. Mrugnęła, a kiedy otworzyła oczy wszystko było już widoczne. Tylko, że nie była w swoim pokoju. Siedziała na twardym łóżko podobnym czymś, a naprzeciwko niej stała blada czarnowłosa dziewczyna. Pakowała prezenty i wydawała się nie zauważać Idy. Dziewczyna podeszła do czarnowłosej i chciała potrząsnąć ja za ramię, ale jej ręka przeleciała przez szesnastolatkę jak przez widmo. Brązowowłosa opanowała zdziwienie i wyszła z pokoju nastolatki. Znalazła się na korytarzu świątyni Jedi. Nabrała pewności siebie. Nie widzieli jej, nie słyszeli jej i nie mogli jej dotknąć. To była idealna okazja do zwiedzenia świątyni. Laptop został na Ziemi więc nie mogła wysłać wiadomości do kogoś, a telefon się ładował i leżał na stole na połowie jej brata. Sięgnęła do kieszeni i zdziwiona poczuła jakąś paczkę w kieszeni. Wyjęła ją. Okazało się, że miała w kieszeni paczę żelków Haribo. Roześmiała się cicho i przypomniała jej się Kiwi. Stanęła na środku korytarza i zaczęła go oglądać. Takie nic. Puste ściany pomalowane na jasny kolor, podłoga z metalu, i jakieś lampy u sufitu. Czyli tak jak sobie wyobrażała. Nagle poczuła lekki ból i wylądowała na podłodze. Strąciła z siebie coś, co na nią spadło i się temu przyjrzała. Nie był to przedmiot, tylko człowiek. Dziewczyna. Miała długie brązowe włosy. Twarzy nie było widać. Dziewczyna wstała i os=trzepała ubranie.
- Hej. Jestem Otylia. A ty?
- Ida.
- Ida... Mroczny Melonik?
- Kiwi!?
- Co ty tu robisz?
- Yyy... Szczerze mówiąc to nie wiem. A tak ogólnie wesołych świąt. Co robimy? Teraz i tak nie czuję, żebyśmy wracały do domu.- Zapytała Idka.
- Wydaje mi się, że jest Wigilia. Chodźmy zobaczyć jak ją obchodzą.
- I tak nie mamy co robić.- Zgodziła się Ida.

Wieczorem

Cały Zakon zasiadł do wielkiego stołu. Jedi dzielili się opłatkiem. Śmiali się, rozmawiali ze sobą. Stół zastawiony był wieloma potrawami. Pod ogromną choinką stało mnóstwo prezentów. Młodziki z wytęsknieniem wpatrywali się w nie czekając, aż pozwolą im wstać od stołu i pobiec rozpakować prezenty. Atari, Chazer, Ahsoka, Mirlea, Niro i Barriss ciągle gadali i się śmiali. Nagle coś ucichli i zaczęli między sobą szeptać. Po chwili zauważyłyśmy wiaderko unoszące się za krzesłem mistrza Windu. Wszyscy siedzące przed nim już je zauważyli. Jedi byli w lekkim szoku. Nagle któryś z młodzików opanował chęć widoku jak na mistrza spada jakiś litr lodowatej woli krzyknął:
- Mistrzu Windu, niech mistrz uważa!
Windu obrócił się. Podniósł głowę do góry, by zobaczyć jak ciecz wylewa się z wiaderka w zwolnionym tempie. Zapewne ktoś z tamtej grupki kontrolował ją mocą. Źrenice mistrza rozszerzyły się. Chciał się odsunąć, ale „zamachowcy” przewidzieli to i puścili wszystko, co trzymali mocą. Na mistrza lunęła lodowata woda. Zasłonił się rękami. Kiedy już wszystko ustało odetchnął z ulgą i miał zamiar się podnieść, gdy z siłą wspomaganą mocą spadło na niego wiaderko. Krzesło, na którym siedział przez nagły ruch Windy straciło równowagę i przewróciło się razem z mistrzem. Starsi mistrzowie starali się bez skutków powstrzymać śmiech i zachować powagę, padawani skręcali się ze śmiechu, a adepci chichrali się po cichutku starając się zapamiętać wszystkie szczegóły tego wieczora. Kiwi i Melonik leżały na podłodze i ryczały ze śmiechu. Mistrz Windu wstał i chciał nawrzeszczeć na sprawców tego wypadku, ale po szóstce padawanów nie było nawet śladu. Ich krzeseł tez nie było. Talerzy nie było, sztućców brakowało, a szklanki również zniknęły. Windu opadł na krzesło wykończony, ale okazało się, ze jego krzesło też znikło i wylądował w kałuży zimnej wody boleśnie się obijając, co p=wywołało kolejny atak śmiechu. Nagle Idka poczuła takie samo łaskotanie w żołądku, co przed kilkoma godzinami. Spojrzała się przestraszona na koleżankę, która widocznie poczuła to samo. Złapały się za ręce, aby ich po raz kolejny nie rozdzielono i starały się nie mrugać, by nie stracić obrazu Wigilii w Świątyni Jedi na Coruscant. Niestety nic to nie dało. Zaczęły się unosić i po chwili wszystko się rozmazało. Zaczęły wirować w pustej przestrzeni, która nie była wcale czarna, a czerwono, biało, żółta. Usłyszały śmiech taki sam jak śmiech Świętego Mikołaja we wszystkich bajkach i mignął im w oddali przed oczami kształt reniferów, sani, wielkiego wora z prezentami i ogromnej, tęgiej postaci w saniach. Wywołało to na ich twarzach uśmiech. Naokoło nich zawirowały sceny z ich przeszłych świąt. Mała krótkowłosa blondynka ze starszym brązowowłosym batem szli po długim korytarzu z nadzieją, że za drzwiami pokoju spotkają Mikołaja podkładającego prezenty. Ida była pewna, że Otylia widzi święta ze swojego życia. Następny obraz. Mała dziewczynka siedząca na baranach u młodego mężczyzny. Następna scena. Dwie dziewczynki. Jedna najwyżej dziesięcioletnia siedząca na sztucznym koniku na biegunach za młodszą dziewczynką. Obok nich stoi choinka ozdobiona cukierkami, bombkami, łańcuchami, światełkami i świeczkami. Następny moment z życia. Kilka połączonych ze sobą ławek. Balony zwieszające się z sufitu. Młode dzieciaki siedzące przy stole. Młoda młodzież. Różne ciasta i ciasteczka na talerzach i w miseczkach na ławkach, plastikowe talerzyki i kubeczki. Słychać śmiech i rozmowy. Nagle wszyscy milkną. Zbliża się koniec Wigilii klasowej. Wszyscy patrzą się na nietknięte cukierki. Na ich twarzach pojawia się dziwny wyraz nie do odgadnięcia. Ich spojrzenia spotykają się i wszyscy rzucają się na cukierki. Dziewczyny zapatrzone w cudowne momenty swojego życia nie zauważyły, kiedy ich ręce się rozłączyły. Każda została poniesiona w swoją stronę. Ku swojej rodzinie, ku zbliżającej się kolacji Wigilijnej i ku wymarzonym prezentom...

I tak oto powracam z świąteczną notką!! Wstawię ją teraz byście się nie zniechęcili, bo zauważyłam, że już kilka osób wstawiło notki świąteczne, a ja się całkowicie opóźniam z wstawianiem notek i zawieszam bloga, co mi się zdarzyło niestety po raz pierwszy i ta notka jest oficjalnym odwieszeniem. Wydaje mi się, że nn wstawię dopiero po świętach, więc możliwe, że 29.12, a ostatniego dnia Grudnia wstawię na 98,8 % Notkę Specjalną: Sylwester. Jeżeli nie będę tak podekscytowana, że będę latała po domu i wyczekiwała godziny, w której pójdziemy do wujka i cioci. A potem będę straszyła kuzynkę, że w bezalkoholowym serio jest osiem procent na kieliszek. (Ona i tak potrafi się upić bezalkoholowym.) I pogramy w UNO!!!

Życzę wam wesołych, wesołych, wesołych, wesołych, wesołych, wesołych, wesołych świąt Bożego Narodzenia, wymarzonych prezentów, śniegu, jeżeli nie macie, bo u mnie niestety nawet deszcz nie pada,a śnieg to ja ostatnio w kwietniu widziałam taki prawdziwy, a taki też prawdziwy, ale nie trzymający się to wtedy, kiedy huragan wiał nad Polską, życzę, aby żaden huragan wam domu nie zniszczył, świetnych ocen w szkole, spełnienia mażeń i szczęśliwego nowego roku 2013 eee... 2014!!!!

wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 21


Mirlea
- Ał!- Krzyknęła Ahsoka upadając na ziemię.
Spojrzałam się na nią. Widoczne było, że coś się jej stało. Chazer podał jej rękę, by pomóc jej wstać. Ahsoka podniosła się, ale nagle jęknęła, a łzy poleciały jej z oczu. Jej odziana w rękawicę mechaniczna dłoń powędrowała w stronę nogi. Skrzywiła się. Podeszłam do niej ze współczuciem na twarzy.
- Chyba masz skręconą kostkę. Nie możesz iść dalej.- Powiedziałam stanowczo.
- Dam radę.- Zaparła się i znów spróbowała wstać.
Gdyby nie szybka reakcja chłopców zrobiłaby sobie coś jeszcze przy kolejnym upadku.
- Niro. Zostaniesz tu z Ahsoką dobrze?
- Dlaczego ja!- Oburzył się chłopak.
- Ponieważ jesteś trochę bardziej ogarnięty, a przynajmniej mam taką nadzieję, niż Chazer.
- Ej!- Tym razem Chazer się żachnął.
- Słuchaj, a może zostaniesz tu z Niro, a ja sama pójdę, bo się z wami po prostu dogadać nie da! Chłopaki rozwijają się do trzeciego roku życia!- Wykrzyknęłam ze złością.
- Spokojnie Mirlea. Pójdę z tobą. Nie denerwuj się.
Uspokoiłam się i bez słowa ruszyłam w dalszą drogę. Rzuciłam jeszcze tylko współczujący uśmiech Ahsoce.


Elektra
Wiedziałam kim jest ten człowiek. A raczej potwór. Nienawidziłam go. Ale on już nie żył. Sama wbiłam mu nuż w serce kilka minut po tym, co zrobił... To nie była wystarczająca kara! Powinien być utrzymywany w torturach przez całe życie! Atari jednak nie wie do czego on jest zdolny, a raczej był... Co to za miejsce? Martwi tutaj powracają zza grobu? Jeśli on tu jest, to my jesteśmy w piekle! Panikowałam. No cóż. Przecież może mnie zabić. Albo Atari! Tylko ona nie wie kim on jest! A przecież nie umiem gadać z nią w myślach.
Mężczyzna był coraz bliżej. Łzy poleciały mi z oczu. Chciałam krzyczeć, ale z mojego gardła nie wydobył się nawet najcichszy dźwięk. Wszystkie słowa, które chciałam wypowiedzieć zatrzymały się w gardle, które ściskał strach. Moje serce biło jak szalone. On był już blisko. Wyciągał rękę w naszą stronę i otwierał usta...

Atari

Wyczuwałam strach Elektry. Widać było, że znała tego człowieka. Czuć było jej nienawiść, gniew i rozpacz. Poddawała się ciemnej stronie mocy... Tak... Przybliża się do nas jakiś nieznajomy facet, zapewne wróg mojej siostry a ja rozmyślam o jej uczuciach i ciemnej stronie mocy... Jak zwykle jestem rozkojarzona, a sumienia jak nie był tak nie ma. Ale w sumie nie mogę polegać tylko na mnie. Muszę również posłuchać się mnie... Chyba jednak wolę określać sumienie jako inną osobę... To głupio brzmi. Co by zrobiła Mirlea w takiej sytuacji... I Barriss pewnie też by coś wymyśliła. Niro i Chazer też mieliby swoje pomysły, a Ahsoka by zaatakowała nie czekając na rozkazy. Oni zawsze wiedzieli, co mają robić, a ja? Nigdy! Nie zaatakuję go. To by było nierozsądne. Jednak Elektra się go boi więc możliwe, że jest groźny. Nie porozmawiam z nim, bo to byłoby dziwne. Więc... Poczekam, co on ma zamiar powiedzieć! Męrzczyzna wyciągnął w naszą stronę rękę i przemówił. Jednak słowa jego kierowane były w stronę Elektry.
- Uczucie nadchodzącej śmierci jest dziwne prawda? Ten strach... Ta nienawiść... Och nawet nie wiesz jak przyjemnie jest żywić się tymi uczuciami. Ciemna strona mocy jest w tobie silna. Może właśnie przez nią nie oszalałaś przez wyrzuty sumienia? Krew na twych rękach... Tak. Zabiłaś mnie! I teraz dzięki tobie jestem potężniejszy niż kiedykolwiek! Jestem nieśmiertelny! Jestem kimś o wiele wspanialszym niż ty i twoja siostra razem wzięte. Hahaha.- W jego oczach teraz widocznych błyskały ogniki szaleństwa. Nagle rozległ się głośny tupot i syk włączanych mieczy świetlnych. Spojrzałam się w stronę, z której dobiegały odgłosy i zobaczyłam Mirleę i Chazera biegnących w naszą stronę. Odetchnęłam z ulgą. Tylko gdzie byli Niro i Ahsoka? Odwróciłam się jednak szybko przodem do mężczyzny. Kogoś takiego nie wolno tracić przecież z oczu. Poczułam, że Mirlea stanęła obok mnie. Włączyłam mój miecz świetlny o zielono-niebieskim ostrzu, ale coś mnie zdziwiło. Mężczyzna wciąż z iskrami szaleństwa w oczach zaczął się rozpływać, by po chwili zniknąć.
- Gdzie on...?- Zapytał się zdezorientowany Chazer.
Nagle do mnie dotarło.
- To było widmo. Ta jaskinia jest przepełniona ciemną stroną.
- Atari...- Elektra wyszeptała moje imię wskazując palcem w miejsce gdzie zniknął ten facet. Na jego miejsce pojawiła się inna postać w czarnych szatach. Ciemna strona emanowała od niego jeszcze bardziej. Była ona aż przytłaczająca. On jednak nie tracił czasu na przybliżanie się. Zrzucił z głowy kaptur. Ukazała nam się twarz przykryta maską. Jeżeli w ogóle była pod tą maską jakaś twarz... I tym razem chyba tylko Mirlea wiedziała z kim dokładnie mamy do czynienia. Skrzywiła się lekko i cofnęła kilka kroków. Wiedziałam jednak, że ten człowiek jest Sithem. A może jednak był sithem?
- Nie odsuwaj się Mirleo Rossen. I tak nie uciekniesz od swojego przeznaczenia...
- Nie! Zostaw mnie! Zostawcie mnie wszyscy! To nie jest moim przeznaczeniem! Sama decyduję o swoich losach! Nie wy!- Wykrzyczała, co Lord Sithów skwitował głośnym śmiechem.
- Nie my wybieramy ci to przeznaczenie tylko moc. A ty od tego starasz się uciec. Bez szans. Nigdy ci się nie uda. Każdy Sith, który doczekał się potomka wiedział, że jego dziecko będzie kontynuowało tradycję. Ty jesteś do tego zobowiązana więzami krwi. Nie po to, któryś z twoich pradziadów władał imperium by jego potomek był Jedi...!

Proszę bez bicia! Dawno planowałam coś takiego od czasu, kiedy dałam pochodzenie Mirley: Korriban. Dedyki dla wszystkich czytających.

NMBZW

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 20

Yoda

- Dobrze mistrzu. Nasze poszukiwania zaginionego chłopca idą coraz lepiej. Podejrzewamy miejsce jego pobytu.
- Znakomita wiadomość to jest. Jednak czuję, że coś trapu cię, młoda padawanko.
- Taak... Mistrzu... No bo... Atariijejsiostrazniknęły.- Wyrzuciła z siebie Mirlea na jednym wydechu. Mistrz Yoda nic nie zrozumiał.
- Spokojnie padawanko powtórz. 
- Atari- przerwa- i- przerwa- jej- przerwa- siostra- przerwa- zniknęły- a - raczej- zapadły- się- pod- ziemię- dosłownie.
- Siostra? Padawanka Orgeen siostrę ma? Niespodziewane to jest. Tak samo jak siostra może się silna stać. Musicie znaleźć ją. 
- Są w miejscu, w którym jest dziecko. Chyba...
- Dobrze. Do swojego zadania wróćcie. 
Padawanka Adi Galli rozłączyła się, a mistrz Yoda zagłębił się w rozmyślaniach.

Mirlea
(Jam być dobra i jam nie opisywać wam spaaaaaadaaaaniaaaaa) Mirlea musiała przyznać, że spadali długo, ale wreszcie zlecieli na sam dół. Ona i Ahsoka wylądowały gładko, ale chłopacy trochę się zagadali i zdążyli wyhamować dopiero pół metra przed ziemią. I tak się walnęli. 
- Są dwa tunele. Z tego po lewej odczuwa się ciemną stronę, a z tego po prawej jeszcze więcej.- Zaniepokoiła się Soka.
- Idziemy w prawy tunel.- Powiedział Chazer.
- A to niby dlaczego?!- Wykrzyknęła pytanie Mirlea.
- Atari zawsze powtarza, że zawsze mogą się zdarzyć gorsze rzeczy. A przecież skąd wiesz czy w tym tunelu po lewej stronie nie ma wielkich pająków, które zjadają wszystkich napotkanych? A skąd wiesz, że po lewej stronie nie ma kosmitów, a skąd wiesz czy po lewej stronie nie chowa się Dartch Sidious, a skąd wiesz czy nie rosną tam drapieżne żelki z kłami wampirów, czy wiesz, że tam gdzie niby jest przyjemniej w dziewięciu na dziesięć przypadków zdarzają się przypadki śmiertelne z udziałem nieśmiertelnych, zmutowanych chomików z bazooką, czy wiesz, że tam może być woda, która wygląda na zwykłą, nieskazitelnie czystą wodę, a naprawdę zawiera trujące substancje i kwasy, które spalą cię zanim dotkniesz powierzchni wody. Czy wiesz, że tam może być aktywny wulkan przysłonięty cienką warstwą ziemi, która, kiedy tylko na niej staniesz może się osunąć i wpadniesz do lawy? Skąd możesz wiedzieć...
- Proszę Chazer ucisz się!- Wrzasnęła- Nie filozofuj nam tu proszę!
- A wiesz, że krzycząc możesz przywołać tutaj...
Mirlea opadła na kolana i złapała się za głowę. 
- Dobra! Idziemy prawy korytarzem! Jak chcesz! Tylko nie wspominaj już o pająkach proszę!
- Boisz się pająków?- Zapytał Chazer.
- Wow!- Dodał Niro.
- A wiesz, że obliczając sprytnie i zaokrąglając to ilość widzianych pająków przez ciebie w twoim pokoju można pomnożyć przez wszystkie pokoje studentów w świątyni i dodać do tego jeszcze kilkadziesiąt lub tez kilkaset pająków w...
- Nie! Przestań!- Pisnęła Rossen i przysunęła się trochę bliżej Ahsoki.
- A ja mam pająka w pokoju. Nazywa się Ari. To mała tarantula. Oswojona!. Słodka jest. Może będzie miała małe.- Westchnął i się rozmarzył. 
- Nie!- Wymsknęło się Mirlei.(Miałam kłopot żeby to odmienić.)
- Dobra, Chodźmy. - Powiedziała Ahsoka.
- Nie czuć tu ich śladu.- Zaniepokoił się Niro.
- Ciemna strona mocy go pochłonęła. Za kilka minut nie będzie widać naszego śladu w mocy. - Odpowiedziała mu Ahsoka i ruszyła w prawą stronę zagłębiając się w mroku korytarza.

Atari

- Coś tutaj... Nie pasuje...- Powiedziała Elektra.- Ciemna strona pochłania wszystko. Nawet światło bijące od miecza przygasło... Atari... Ja... Ja... Chyba... Boję się...
- Ja... Chyba też... 
Pierwszy raz w życiu poczułam to uczucie. Zaschło mi w gardle, Serce mocno mi biło... o tej pory wszystko, co nazywałam strachem... To wszystko było tylko niczym. To było jak maska zasłaniająca twarz. Tylko to było... To nie był strach. To nawet nie było.. przerażenie. To było... coś innego. Uczucie. Myśl o nim przerażało, ponieważ było one gorsze od najgorszych koszmarów.
- Ja... Matka Talzin o tym opowiadała... Takie uczucie... Ono może się pojawić w obecności kogoś, lub czegoś... bardzo silnego ciemną stroną. Dusisz się. Bije ci serce, czujesz, że podchodzi ci ono do gardła, drżysz, pocisz się... Właśnie takie są objawy! To nie jest przerażenie, ani strach. To... po prostu Ciemna Strona. Może... lepiej by było, gdybyśmy poszły dalej. Może gdzieś wyjdziemy...
- D... dobry pomysł.
Po dziesięciu minutach nic się nie zmieniło, ale przynajmniej już miecz lepiej świecił.
- Ech... Ciemną stronę czuć jeszcze bardziej, ale miecz świetny rzuca więcej światła. Dziwne...- Powiedziała Elektra.
- Zaraz... To nie miecz! To światło księżyca! Słabe, ale jest!
Ruszyłam się biegiem do przodu. Po chwili wyszłam na rozległą polanę. Nie byłą to jednak zwykła polana...
Po pierwsze ta polana nie była obsiana roślinnością Datchomiry. Mówiąc szczerze, to nie była roślinność jakiejkolwiek znanej planety. Trawa była czarna, drzewa były spróchniałe i sczerniałe. A gdyby spojrzeć do góry, widać było nocne niebo! No... Było to dziwne... Jakbyśmy znalazły się na całkiem innym świecie. Nie było konstelacji, które zdołałam zapamiętać. Elektra stanęła obok mnie, i aż otworzyła usta ze zdziwienia. To... To nie jest Datchomira...
- Co!- Wykrzyknęłam.
- Niebo Datchomiry tak nie wygląda. Nasze niebo jest jaśniejsze. I księżyc na Datchomirze rzadko, kiedy jest widoczny... A teraz go widać. A do tego jest w pełni! Tutaj, a raczej tam gdzie ja mieszkam księżyc nigdy nie jest w pełni... Ati? 
Mój wzrok był zwrócony na środek polany. Znikąd pojawiła się na niej postać. Była odziana w czarną pelerynę. Jednak nic nie można było dostrzec przez... Deszcz! Kiedy on zaczął... W ułamku sekundy deszcz przemienił się w ulewę. A postać... Zbliżyła się do nas. Teraz już wiedziałam, że to ta osoba rozprowadza Ciemną Stronę... Tak... To uczucie towarzyszące nam po drodze było tylko zalążkiem tego, co czułyśmy teraz...
_________________________________________________________________________________
WoW! Z dnia na dzień pojawia się notka! Oceniam ją na super! 
Dedyk dla Kiwi i Ghost, które skomentowały jako jedyne poprzedni rozdział!  Chyba tylko one czytają ;( Sonia czyta jak ja poproszę ;c Po co ja w ogóle wiszę tego bloga ;( Jak tylko dwie osoby go czytają!




wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 19



Mam tego dość. Szliśmy już od pół godziny. Zlitujcie się! Większa ta planeta nie mogła być? Albo przynajmniej ładniejsza. Atari gdzie jesteś? Po tylu latach spędzonych w świątyni bawiąc się i spędzając razem czas, ja muszę Cię teraz szukać na tej o to planecie.
Szłam z smutną miną i jestem zmęczona. Popatrzyłam się na Mirleę. Zachowywała spokój, ale wyczuwałam, że także jest zmęczona. Chazer i Niro wygłupiali się od czasu do czasu. Wiedziałam, że próbują nadać tej wyprawie trochę humoru i jestem i za to niezmiernie wdzięczna. Naprawdę. Przynajmniej się śmiałam i nie miałam cały czas tej miny. Mirlea niekiedy też puszczała jakieś odzywki. Ciekawe co robi Anakin? - pomyślałam zaciekawiona. Zawsze gdzieś znika nawet gdy są w świątyni, ale gdzie to już nigdy nie mówi.
Ni stąd, ni zowąd Niro chwycił mnie za rękę i zaczął tańczyć. Śmialiśmy się wszyscy gdyż ani ja ani Wido nie umiemy tańczyć. Wyglądało to trochę dziwne. Dwoje nastolatków tańczących po środku jakieś dróżki na mrocznej Dathomirze.
- Gołąbeczki. - Zwrócił się do nas Chaz ledwie powstrzymując śmiech. - Nie chcę wam przerywać tej pięknej chwili, ale musimy Ati znaleźć. - w końcu się roześmiał. Podbiegłam do mojego przyjaciela i rzuciłam w niego garścią piachu, a właściwie w jego miodowe włosy. - Ej! - Krzyknął oburzony.
-A czy tobie i twoim włosom też nie przeszkadzać gołąbeczki!

Znowu wybuchliśmy śmiechem.

- Moje włosy... FOCH! Jak mogłaś! Ja je myłem! I to niedawno! Teraz jest w nich pełno piachu, wszystko swędzi...!

- Wow Chazer. Od kiedy jesteś takim...

- Narcyzem.- Stwierdziła sucho dziewczyna z Korribana, której już wróciła powaga.

- Ja! Narcyz? No chyba nie. - zaparł się chłopak i zrobił obrażoną minę.

- No wiecie... Przecież wychował się w jednej z najbogatszych rodzin Coruscant.- Przypomniał Niro.

Chazer prychnął.

- No tak!- Krzyknęłam.

Blondyn nonszalancko machnął rękę i przybrał na twarz minę szlachcica. Osiągnęło to zamierzony efekt ponieważ wybuchliśmy po chwili śmiechem. Chaz również po chwili do nas dołączył. Śmialiśmy się w najlepsze. Dokładnie to tylko chłopcy i ja. Mirlea znów przybrała zimną maskę i krzyknęła:

- Uspokójcie się! Czy wy już do końca powariowaliście!

Zrobiliśmy to co kazała i spojrzeliśmy się zdziwieni na nastolatkę. Na twarzy Mirley pojawił się zadowolony uśmiech. Pierwszy raz była zadowolona z tego, że Jedi wykrzyczane polecenie, które nie jest "złe" wykonają, albo przynajmniej zwrócą uwagę na osobę wydającą polecenie. Tym razem wybraliśmy pierwszą opcję.

- Słuchajcie mamy za zadanie szukać Atari i Elektry, a nie się bawić.

- To co mamy robić... pani?- Zadrwił Niro.

Mirlea jednak go zignorowała.

- Po prostu wyciszmy się i przesondujmy teren mocą. W taki sposób znajdziemy dziewczyny, a może nawet tego zaginionego bachora.

- Dobra.- mruknął Chazer i wywrócił oczami.

Mirlea zauważyła ten ruch i zgromiła go wzrokiem, ale się nie odezwała.

Wyciszyłam swój umysł i po chwili mnóstwo dźwięków, zapachów, uczuć, i co najważniejsze żyć tej planety uderzyło we mnie w jednej chwili. Oddzieliłam od siebie wszystkie odczuci​a i zaczęłam dokładnie sondować obecność ludzkiego życia w pobliżu. Nigdzie nie było "widać" Datchomirianek. Nagle coś zwróciło moją uwagę. Był to ślad ich mocy, tylko, że dobiegał on... spod ziemi! Wstrząsnęło to mną, więc nie skupiałam swojej uwagi już tylko na mocy. Szybko wszystkie uczucia ode mnie odleciały. Chłopcy widać też już znaleźli ten ślad. Tylko Mirlea siedziała na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i było pewne, że jeszcze sondowała planetę. Po kilku minutach otworzyła oczy i spokojnie zaczęła swoją mowę.

- Jak mniemam już zobaczyliście ślad mocy dziewczyn. Oczywiście wytrąciło was to z równowagi i straciliście kontrolę nad mocą. Było to do przewidzenia. Gdybyście jednak się skupili na zadaniu dokładniej, wyczulibyście, że pod powierzchnią planety, bardzo głęboko istnieje cywilizacja. Można więc wywnioskować, że dziewczyny za jakiś czas znajdą się w krainie pod powierzchnią. Oczywiście pewnie nie wyczuliście na planecie ludzkiego dziecka? Podejrzewam, że jest w tamtym miejscy, do którego spadają dziewczyny. Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Zbierajcie się. Udało mi się znaleźć wejście pod powierzchnię. Ślad Atari i jej siostry jest tam bardzo widoczny. Jednak przy wejściu kręci się Rancor. Tylko jeden. Nie wiem jak zareaguje na naszą obecność. Na pewno na nim jechała, któraś z nich. Drugi musiał uciec, albo również udał się za nimi. Jeżeli jesteście gotowi to idziemy. I bez marudzenia. To jakieś pół godziny drogi stąd. Mówiąc szczerze to idąc tutaj minęliśmy to wejście Musimy się bardziej skupić na otaczający nas świecie, a nie na sobie. Komu w drogę, temu czas. Ruchy!- Swój monolog zakończyła iście aktorsko.

Wystarczyło to, żebyśmy się poderwali z miejsc i w sekundę byli gotowi do drogi. Tak się zaczęłam zastanawiać skąd Mirlea Rossen, zwykła nastolatka z planety Sitchów ma takie zdolności przywódcze. Mówiła, że jej rodzice to zwykli robotnicy... Chyba powinnam przestudiować po powrocie do świątyni szlacheckie rody Korribana...





Atari

No dobra. Wszystko poszło nieźle. Mirlea złapana, a my przed chwilą wylądowałyśmy na ziemi. Coraz mniej lubię tą planetę.

- Co robimy?- zapytała się młodsza Orgeen- Są dwa tunele. Z jednego czuć okropnie ciemną stronę, a w drugim czuć ją jeszcze bardziej.

- Ech... Nie przejmuj się. Poprowadzę cię bezpiecznie. Idziemy w prawo.

- Ale przecież to w tym tunelu najbardziej czuć mrok...- jęknęła.

- No właśnie! Zawsze lepiej iść w straszniejsze miejsce. Tunel w lewo może prowadzić do paszczy jakiegoś potwora, albo do krainy elfów... Nie wiem co gorsze.

- Ty to normalnie masz pomysły. Elfy? Przecież one nie istnieją.

- Sitchowie też podobno nie istnieli...

- Noo... Masz rację, ale Elfy? To bajkowe istoty.

- Bajki... Elfy... One nie zostały by wymyślone, a raczej ktoś by nie powiedział, że je wymyślił gdyby ich nie widział, albo widział kogoś podobnego. Rzeczy nieistniejące trudno się przyjmują.

- Nie najlepiej to widzę...

- I tam. Zawsze może się trafić coś gorszego.

- Jesteś pewna?- Spytała z sarkazmem.

- Tak. Jestem.- Odpowiedziałam równie jadowitym głosem.

Złapałam ją za rękę i pociągnęłam w głąb ciemnego, strasznego tunelu odpalając mój miecz świetlny, po to by oświetlił nam drogę.


_____________________________________________________________________________________________

No! I w końcu się pojawił dzięki inicjatywie Kiwi, której dedykuję ten rozdział. Początek napisany innym kolorem pisała właśnie ona. I dziękuję ci bardzo, bo dzięki temu nabrałam weny, by napisać ten rozdział! Dziękuję!!!!

Ps. Sorki za te białe wypełnienie, ale coś się popsuło O-o

piątek, 25 października 2013

Rozdział 18

Cello Wars (Star Wars Parody) Lightsaber Duel - ThePianoGuys 


Rozdział 18

Atari

Spadałyśmy bardzo długo. Chyba... A może tylko mi się wydawało... Zaraz... My nadal spadamy! Eee... Jeżeli będziemy leciały w takim tempie to jurto dolecimy do jądra planety... Ej! Ja nie chcę się sfajczyć! To nie tak ma się skończyć! I pomyśleć, że cztery lata temu, kiedy ludzie się wojny nie spodziewali chodziłam do szkoły, siedziałam w ławce z Ahsoką i Barriss no i czasami z Chazerem, odwalaliśmy różne numery, chodziliśmy na wagary i normalnie żyliśmy trenując, aby w przyszłości stać się Jedi. (To zdanie było krótkie moja koleżanka ciągnęła jedno przez dwie i pół strony!) A teraz, kiedy poznałam moją rodzinę mam się zjarać? A tak jak już o tym myślę to ciekawe jak to jest być palonym. Jeszcze nigdy w życiu nie dostałam się w niewole wroga tak jak Soka. Przecież byłam już na tylu misjach i to nie mniej niebezpiecznych. Ciekawe, co robi teraz Chazer...? Zaraz czy ja przypadkiem nie za szybko zmieniam tok myślenia? Hmm... Gdybym robiła coś głupiego sumienie by się włączyło. Szczerze to nie lubię tego sumienia. No za przeproszeniem, ale ono jest takie logiczne, myślące itd. I jeszcze ma czelność mówić, że jest mną! Ja jestem sobą! A nie... Ono przeciez mówiło, że jest "dobrą stroną mnie". To gdzie jest niby ta zła?
- Tłumaczyłam ci to już mądralo.
- Tego gdzie jest ta zła nie tłumaczyłaś!
- Nie mam czasu się z tobą kłócić maluszku. Rozejrzyj się. Spróbuj skierować swój lot w stronę ściany, zwolnij, odbij się, złap Elektrę i nadal spadaj. Powiem ci, kiedy masz zwolnić lot mocą. Powinnyście wylądować bezpiecznie.
- Co ty? Znasz przyszłość?- zapytałam, ale ono, a raczej ona już nie odpowiedziała.
- Jak ja jej nie lubię. Ale z drugiej strony ratuje mi życie. Oki.
Dobra... Gdzie ta ściana... Jednak naprawdę jestem głupia przecież jestem w dziurze to wszędzie są ściany. Postarałam się zmienić kierunek mojego lotu i złapałam się ściany. Miałam już przejść do następnego punktu plany, tylko oczywiście jak zwykle musiało mi coś przeszkodzić. Tym "czymś" pierwszy raz nie był wróg więc to jakiś postęp. Teraz problemem było to, że Elektry nigdzie nie było. I co ja teraz zrobię! Panika! Ogarnia mnie panika! Co robić, co!

Nie ma emocji jest spokój.
Nie ma ignorancji jest wiedza.
Nie ma namiętności jest pogoda ducha.
Nie ma chaosu jest harmonia.
Nie ma śmierci jest moc.

Nie ma emocji jest spokój
Nie ma śmierci jest moc.

Te dwie linijki kodeksu Jedi. Pierwsza i ostatnia. W tej chwili muszę się ich trzymać! Nie ma emocji jest spokój. Uspokój się debilko! Wdech wydech. Wdech wydech. Nie ma śmierci. Elektra nie umrze. Jest moc. A jeśli to po śmierci zjednoczy się z mocą. Niepokój jest wadą. Trzeba być cierpliwym, a nagroda zawsze się pojawi. Cierpliwości. Możliwe, że Elektra spadała trochę wolniej. Jeśli trochę poczekam to możliwe, że ją złapię. Cierpliwość jest najważniejsza.

- Atari. Cierpliwości. Teraz ci nie wychodzi, ale na pewno się w końcu uda. Kontrolowanie trzydziestu przedmiotów jednocześnie jest trudne, a ty masz dopiero pięć lat. I tak wykracza to poza normy treningowe dla osób w twoim wieku.
- Dobrze mistrzu Plo. Będę cierpliwa. Może powinnam otworzyć mój umysł na napływającą wiedzę. Po treningu pouczę się w bibliotece. Nie ma ignorancji jest wiedza.
- Świetne podejście adeptko. Chcesz spróbować jeszcze raz?

Wizja jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła, ale jej wartość jest nieoceniona. Wyciszyłam swój umysł i pozwoliłam, by przez ciało przepływała czysta moc. Czułam, że moja siostra żyje. Wiedziałam to doskonale. A Elektra wcale nie jest taka bezbronna. Co jak, co. Przecież ona opanowała już w jakiejść części magię wiedźm i potrafi się posługiwać mocą. Ja w nią wierzę.

Ahsoka

W lesie czułam się jak w domu. Jakbym mieszkała pośród drzew i zieleni. Pośród zwierząt i owadów. Może włącza mi się zmysł drapieżcy. W końcu jestem Togrutanką. Cóż. Ja się dobrze czuję w lesie, za to Mirlea i Niro ciągle marudzili, że na Datchomirze nie powinno być lasów tylko pustynie i kratery. Chazer był jednak chyba w najgorszym nastroju. Szedł jakiś przygaszony i jakby nie zauważał otaczającego go piękna. Nie popisywał się, nie wchodził na drzewa i nie robił innych dziwnych rzeczy. A przecież las był taki piękny. Drzewa przeróżnych gatunków miały swoje kolorowe korony dziesięć metrów nad ziemią, stąpało się po miękkiej, soczyście-zielonej trawie, jesienne kolory otaczały nas ze wszystkich stron. Od czasu do czasu słychać było ryki i inne odgłosy dzikich zwierząt, ćwierkanie ptaków i szumienie drzew. To był jeden z nielicznych zadrzewionych miejsc na planecie, a pięknem przytłaczał wiele parków przyrodniczych i rezerwatów przyrody na planetach lesistych. Niestety. Wszystko, co szczęśliwe zawsze się kończy, a często potem następuje szereg nieszczęść i cierpień. I w tej chwili ja musiałam to przeżyć. Każdy człowiek w życiu ma pewne chwile pewnego zachwytu związanego z jakąś rzeczą i nie chcą, by to się skończyło. Jednak najczęściej właśnie się tak dzieje i tak było w tej chwili. Przecudny las skończył się w mrugnięciu oka i wyszliśmy na równinę bez żadnych drzew, krzewów, czy chociażby kaktusa czy suchorośli. A co najgorsze nie było strumyków, a chociaż mieli zapasy wody wszystko się kończy jak z bicza trzasnął. Oczywiście Mirlea i Wido byli cali rozradowani, że wyszli z lasy. Chyba zbyt przyzwyczaili się do Coruscant. No bo przeciez mamy tyle powodów do szczęścia. Czeka nas tylko przeszukanie całej planety. Juhuu!!! Ale się cieszę. Po prostu... Tak się cieszę, że aż wcale.

Mistrz Yoda (Trzecia osoba)
Mistrz Yoda siedział na pufie w świątyni Jedi i rozmyślał nad wizją, która przed kilkoma chwilami go nawiedziła. Wyczuwał ból, cierpienie, strach i gniew. Śmierć była bliska. Wiązał się z nią ogromny ból. To się wiązało z misją padawanów na Datchomirze. Towarzysza stracą.(I w tym momencie moje kochane Kiwi zobaczymy jak dobra masz pamięć. Kogo chciałam uśmiercić :DDD W pierwszym rozdziale drugiego tomu "Ten Obcy" Zenka ( Zadanie na Polski: Napisać 1 rozdział 2 tomu "Ten Obcy" Jak myślicie czy w 2 tomie może być mnóstwo krwi? To będzie książka  z gatunków Horror, detektywistyczne, fantasty, przygodowe, thiller. :DDD) Chciałam uśmiercić jeszcze kilka osób, ciągle nawijam o śmierci więc teraz sobie przypomnij :DDD) Ciemna strona niestety wszystko przysłania. Nie wiadomo, kto zginie i kto zabije.
- Mistrzu Yodo, coś się stało?- Zapytała Bultar Swan, która właśnie weszła do sali.
- Ból i śmierć czuję. Towarzysza młodzi padawanowie stracą. Strach i nienawiść silna w nich jest. Wszystko mocy ciemna strona zasłania.

_________________________________________________________________________________
I jest kolejny rodział! Tym razem troszkę dłuższy. Mam nadzieję, że yeksty Yody napisałam dobrze. Na końcu orzeczenie czyli chyba dobrze. Dedyk dla Kiwi. I jak się podobał teledysk??? Ps. Też tak jeśli się pouczę mogę grać, bo gram na wiolonczeli :DDDD

(Wasza) Idka

NMBZWITMK



niedziela, 20 października 2013

Rozdział 17

Rozdział 17



*Ahsoka*
*Pisane w trzeciej osobie*

Ahsoka Tano była niecierpliwą istotą. I tak samo jak teraz gdy się niepokoiła była chodzącą bombą atomową. Kiedy togrutanka obudziła się rano w namiocie swojej przyjaciółki Atari dopiero po kilkunastu minutach zobaczyła, że Dathomirianki nie ma w namiocie. I jej siostry również. Atari i Elektra zniknęły. Jedna z Sióstr powiedziała, że widziała jak dziewczyny kierowały się do zagrody Rancorów. Tak RANCORÓW. Co one chciały od tych potworów. No, ale to nie jest teraz ważne. O wiele bardziej togrutanke niepokoił fakt, że dziewczyn nie ma już od sześciu godzin! Od sześciu godzin. I co niby miała robić Ahsoka, kiedy nie było z nią Barriss, która wymyśliła by jakiś genialny plan. Przecież z jednej strony miała Chaza, a z drugiej Wido. A wiadomo przecież nie od dziś, że ci dwaj to mieszanka wybuchowa. Najlepsi przyjaciele od czasu, kiedy wszyscy byliśmy w klanie Sarlaców jeszcze jako trzyletni adepci. No i oczywiście była tam jeszcze Deturi Killara, ale o niej nikt nie słyszał już od bardzo dawna. No, ale Tano widziała ją jakieś dwa lata temu, a Orgeen cztery. I co robić, co robić! Zraz! Przecież Mirlea ma świetne plany i zawsze wie, co robić. Tylko gdzie ona jest? Trzeba się kogoś spytać- pomyślała Ahsoka. Togrutanka pobiegła w stronę namiotu Atari i Elektry. Na szczęście przed nim na ziemi siedziała jej przyjaciółka pochodząca z Korriban. Medytowała. Ahsoka podeszła do niej i usiadła na przeciwko niej.
- Tak?- Zapytała się Rossen.
- Atari i Elektra zniknęły!
- Wiem.- Odpowiedziała spokojnie Mirlea.
- I nic nie robisz!- Zdenerwowała się Ahsoka.
- Próbuję je wysondować. Czuję je jakby były tutaj na Datchomirze, ale również zupełnie gdzie indziej. Powinnyśmy zawiadomić mamę dziewczyn o tym, wziąć Chaza i Niro i ich poszukać.
- Dobra ja idę zawiadomić panią Orgeen. Spotkamy się przy bramie. Załatw jeszcze jakieś jedzenie i picie oraz wszystko potrzebne do przetrwania na tej planecie. - Odpowiedziała Ahsoka i pobiegła w stronę namiotu chłopaków. 

________________________________________________________

Rozdział dzisiaj specjalnie krótki chociaż mam masę pomysłów. Następny będzie długi.
Jeszcze BARDZO BARDZO BARDZO przepraszam, że tak długo czekaliście! No tak wyszło nie miałam weny itd. 
Dedykacja dla:

Wiedźmy- Bo jest suuuuper!
Dla Mati <3
Dla Soni :*
I dla Wiki <3:*


NMBZW!

Wasza Idka

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 16




Rozdział 16



 Obudziłam się dosyć wcześnie. Jednak nie wcześniej niż Elektra. Moja siostra stała na środku namiotu i wykonywała poranne ćwiczenia. Była całkowicie rozbudzona. Podniosłam się z łóżka i przywitałam z Dathomirianką. Wyszłam z namiotu zaczerpnąć świeżego powietrza. Na dworze było już kilka Sióstr Nocy. Po chwili wróciłam do namiotu. Zimne powietrze zadziałało pobudzająco. Przyłączyłam się do ćwiczeń Elektry. Po kilkunastu minutach ciszy dziewczyna zaczęła:
- Atari?
- Tak.
- Wiesz... Jeśli jesteś moją siostrą i córką moich rodziców to masz pewną umiejętność wrodzoną, którą każdy ma.
- Jaką?- Zapytałam.
- Chodź to ci pokarzę.
- Okej.
Wyszłyśmy z namiotu. Elektra podążała ku wyjściu z obozu sióstr. Jednak nie wyszła za bramę jak się spodziewałam, ale skręciła nagle w prawo. Przed nami pojawiła się budowla. Elektra się uśmiechnęła.
- Już jesteśmy. Teraz mogę ci powiedzieć. Jako członkini naszej rodziny masz wrodzoną umiejętność jazdy na Rancorach!- Wykrzyknęła i pobiegła do budowli, która była zagrodą Rancorów.- No chodź! One są oswojone! A i tak możesz panować nad ich umysłem. Przecież masz dar!- I roześmiała się.
Podążyłam za siostrą w stronę budowli. Ona już była przy drzwiach. Otworzyła je i wyszedł przez nie najprawdziwszy, dobrze zbudowany i zdrowy Rancor. Zaraz obok niego pojawił się drugi. Elektra, która jak większość sióstr potrafiła korzystać z Mocy jednym skokiem znalazła się na grzbiecie zwierzęcia. Zachęcona podbiegłam do Rancora i również wskoczyłam mu na grzbiet. Był on chropowaty i twardy, ale równocześnie wygody. Od razy znalazłam idealne do siedzenia miejsce i znalazłam jednocześnie słaby punkt Rancora. Na pierwszy drugi, trzeci i czwarty rzut oka Rancor był stworzeniem twardym i silnym. Jednak mało osób dotykało jego skóry, bo zazwyczaj zostały zjadane. Rancor ma po dwa wgłębienia na grzbiecie i po bokach. W tych wgłębieniach rosło najprawdziwsze futro, a pod nim była miękka i gładka skóra. Spojrzałam się zdziwiona na siostrę. Ona tylko się uśmiechnęła i klepnęła potwora w bok. Zrobiłam to samo. Kiedy Rancor ruszył poczułam jakbym jeździła na nich od dziecka. Ale kto wie czy tego nie robiłam jako trzy latka. Wyjechałyśmy z obozu i znalazłyśmy się na równinie. Gdzie nie gdzie rosły egzotyczne drzewa, a w oddali widać było las. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i popędziłyśmy Rancory w jego stronę. Kiedy już dotarłyśmy do lasy, a zajęło nam to więcej niż przypuszczałyśmy, bo aż godzinę postanowiłyśmy zatrzymać się przy stawie widniejącego w oddali. Puściłyśmy zwierzęta, aby coś sobie upolowały, a my wyszłyśmy na równinę po drugiej stronie lasu. Spacerowałyśmy brzegiem lasu rozmawiając i żartując. Po pół godziny podbiegł do nas Rancor. Miał zakrwawione kły i pysk. Był to mój wierzchowiec. Poklepałam go po szyi jakby był zwykłym pieskiem. Nagle do mojej głowy wstąpił obraz z mojej wizji. Jeśli to była wizja, a nie sen oczywiście, to zaraz wszystko powinno zniknąć, a pojawiłaby się piękna kraina. Ale to ie nastąpiło. Podbiegłam więc do Elektry i opowiedziałam jej o śnie/wizji.
- Wisz... Jeśli tam były wodospady u trawa i Rancory to mogło być Rakatan Prime.
- Lechon!
- Noo... Tak.
- O i jak się pokazał Rancor z zakrwawionymi zębami to powinno wszystko zniknąć i pokazać się...
- AAAAAAAAAAA!!!

________________________________________________________________________________

W tym samym czasie w apartamencie pewnej pięknej pani senator...
Anakin i Padme siedzieli w apartamencie pani Senator.
- Annie?
- Tak?
- Kochasz mnie prawda?
- Oczywiście! Przecież wiesz.- Powiedział i pocałował ją namiętnie.
Padme oddała pocałunek z pasją, wkładając w niego całą miłość, którą żywiła do Anakina. Przyponiał jej sie moment pierwszego ich spotkania. Wtedy ledwo ośmioletni Annie zapytał się jej czy jest Aniołem. Po długiej chwili oderwali się od siebie spojrzeli sobie w oczy z miłością. Anakin złapał ją za ręce i powiedział:
- Kocham cię. I nigdy, orzenugdy o tym nie zapominaj. Dobrze?
- Nigdy nie zapomnę. Kocham cię tak mocno.- Powiedziała i wtuliła się w męża.
Ta noc była najlepsza w ich życiu. Pełna namiętności i żaru prawdziwej miłości. (Co ja mam dzisiaj z tymi rymami!!! O_o)
*Następnego ranka*
Anakin obudził się z przyspieszonym oddechem. Oczy miał szeroko otwarte. Padme leżało obok niego i również nie spała.
- Kochanie? Co się stało?
- Nie wiem, ale to coś z kimś bardzo bliskim sercu Soki. Albo Barriss Offe, albo Atari Orgeen, albo Chazer Mottess są w niebezpieczeństwie. Stawiam na ostatnią dwójkę. Oni są teraz samotnie na misji na Datchomirze. Nie podobało mi się to od początku. Wysłać Ahsokę, Chazera i Atari razem na misję... To jest przecież mieszanka wybuchowa. Przepraszam Padme. Wiem, że te dwa dni miałem spędzić s tobą, ale muszę zawiadomić radę.
- Nic się nie stało. Ja też martwię się o nich. A najbardziej o Atari. Jest impulsywna. I ma siostrę, którą na pewno poznała. Podejrzewam, że są takie same. One to dopiero mieszanka wybuchowa.


_________________________________________________________________________________
I skończyła. Podejrzewam, że końca wyczekiwaliście z niecierpliwością. Rozdział jest słaby i pisany z poczucia obowiązku i przypływu niemrawej weny. Jest Anakin i Padme, którzy ostatnio byli z jedenaście rozdziałów temu. Dedyki dla wszystkich czytających. Niech moc będzie z wami i z waszymi pomysłami;)





wtorek, 24 września 2013

Rozdział 15

Rozdział 15


- Nie tak jak ty Niro.- Odpowiedziałam na stwierdzenie starego przyjaciela.
- Ty z wyglądy. Miałaś brązowe włosy teraz są czarne miałaś również brązowe oczy. Teraz są żółte. Jak u Sitha.
- Lub jak u siostry nocy.- Powiedziała patrząc na mnie jedna z sióstr nocy.
Spojrzałam na nią. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Takie same oczy...- Szepnęła druga z sióstr.- Niemożliwe... Żadne z nich nie wraca.
Poczułam dziwne ciepło na sercu. Patrząc w takie same oczy jakimi mnie niedawno obdarzono. Czułam się jak we śnie. Na twarz kobiety naprzeciwko mnie wstąpiła nadzieja. Ahsoka spojrzała się na mnie ze zdziwieniem.
- Ati... A może...
- Atari...- Szepnęła znowu druga Dathomirianka.
- Tak się nazywam.- Powiedziałam.
- Jak masz na nazwisko?- Spytała się pierwsza z kobiet.
- Ja... Mam na nazwisko... Ja... Jestem Atari Orgeen...
Na twarzach kobiet pojawiło się zdziwienie, które po sekundzie zmyło wielkie szczęście. Po twarzy kobiety tak podobnej do mnie poleciały łzy.
- Po tylu latach... Dlaczego Jedi cię tu przysłali...?
Nic już nie rozumiałam. Czy ta siostra nocy jest... jest moją, moją mamą?
- Ja nie jestem zdziwiona siostro. Oni myślą, że jesteśmy słabe. Że szybko zapominamy o stracie. Oni nie wiedzą czym jest uczucie rodzica siostro. Kim są twoi rodzice młoda rodaczko.
- Eee. Ja... Nie wiem. Moja mama miała na imię chyba Sidea. Jestem Dathomirianką. Jedi mnie zabrali siłą od mamy, kiedy miałam trzy lata. Później mi zmienili wspomnienia i wsadzili do komory transformacyjnej. Więcej nie pamiętam.
- Wiemy kim jesteś. A jesteś księżniczką Dathomiry. A ja jestem twoją matką.- Powiedziała kobieta tak podobna do mnie.
Zszokowało mnie to. Ona nie zapomniała przez te wszystkie lata o mnie. Chciała mnie. Kochała nadal. Nie odrzuciła choć mogła. Nie wiedziałam, co zrobić. Przecież znałam tą kobietę trzynaście lat temu. Spędziłam z nią trzy lata, których nie pamiętam.
- Cześć. Mamo...
- Dlaczego przybyliście na Dathomirę z tymi ludźmi? Po co oni wszyscy tutaj?
- Oni zaraz odlecą. Zostawiają zapasy i mały statek, którym odlecimy po zakończeniu misji. - Powiedziała Mirlea.
- A jaka jest ta misja?
- Musimy znaleźć jakieś zaginione dziecko- Odpowiedział Chazer.- Oczywiście zaraz się zwijamy, bo mistrzowie oczywiście poinformowali kogoś z nas dokładnie gdzie mamy szukać mam nadzeieję.- Dodał i rozejrzał się.
- Niestety Chaz. Chyba nie dysponujemy takimi informacjami.- Stwierdził Niro.
- Czyli mamy przeszukać tylko całą planeta, żeby znaleźć jakiegoś dzieciaka!- Wykrzyknęliśmy jednocześnie.
- Nie. Tylko nie to. Tak samo było w zeszłym roku na Nar Shadaa.- Powiedziała Ashoka. Musieliśmy szukać zaginionego generała, który szukał nas i tak krążyliśmy po całej planecie.
- Nie fajnie.
- Odnalazł się na Nal Hutta.

Wszyscy się roześmialiśmy. Siostry nocy zaproponowały nam schronienie w swojej wiosce. Tam zapoznałam się z moją mamą znowu. Okazało się, że mam młodszą o rok siostrę. Moja rodzina była super. Mama okazała się naprawdę zabawna i miła, Szybko się ze wszystkimi zaprzyjaźniłam. Z tata też miałam świetne stosunki. Po kolacji chyba do drugiej w nocy gadałyśmy z Ahsoką, Mirleą i moją siostrą Elektrą o wszystkim i obgadywałyśmy chłopaków. Elektra opowiedziała nam wiele rzeczy o zwyczajach w klanie sióstr nocy i klanie ze śpiewającej góry. Elektra powiedziała, ze teraz każda siostra potrafi władać mocą i magią Dathomiry. Elektra opowiadała również o legendach dwóch klanów i o darach, którymi obdarzone są niektóre siostry. Ona sama władała prądem. Z tond jej imię. Już w pierwszych sekundach życia przejawiała swoje umiejętności. Podobno każdy w rodzinie ma taki dar. Ja sama odkryłam w sobie pewną umiejętność. Zawsze miałam lepsze kontakty ze zwierzętami. Słuchały się mnie i ufały. Mogłam z nimi rozmawiać. Ale to nie było ważne. Dowiedziałyśmy się od Elektry, że klan sióstr nocy i klan ze śpiewającej góry oraz kilka innych klanów, które podlegały klanom głównym oswoiły kilka rancorów. Jednak na wolności żyje mnóstwo dzikich okazów. W wyśmienitych nastrojach zasnęłyśmy na moim ogromnym łóżku gdyż żadna z nas nie miała siły iść do siebie. Przez resztę nocy spałam spokojnie chociaż moje sny nie były zbyt zwyczajne. Nie wiedząc czemu nawiedzał mnie obraz ogromnego rancora z kłami poplamionymi świeżą krwią. No i była tam też dziewczyna o włosach białych jak świeży śnieg, a oczach niebieskich jak czyste zimowe niebo. Skóra jej była blada jak... jak nie wiem co, a usta czerwone jak krew. Jednak jakoś nie była straszna. A ten Rancor... Jak rancor. Pewnie właśnie zeżarł jakieś stworzonko... Albo innego rancora... Przydała by mu się szczoteczka do zębów, no ale w końcu to jest zwerzę. Ciekawe tylko czy ta dziewczyna istnieje. Przecież to miejsce, w którym ją widziałam we śnie to nie była Dathomira. Była tam zielona trawa, niebieskie niebo. Rzeka i wodospad. To było piękne miejsce...

piątek, 13 września 2013

Rozdział 14



Nie zaważyłam nawet, kiedy statek wylądował na powierzchni planety. Poinformował mnie o tym Chazer, który zachowując wszystkie zasady kultury Chazer'a wpadł do mojego pokoju na statku przewracając się na wysokim progu i strącając z półki waląc w nią głową kilka książek, które dodatkowo wylądowały w sposób niewiadomy na jego głowie. Ja wcale nie posłużyłam się do tego mocą! Ja jestem grzeczna. Jako, że Chazer sam dał radę wstać nie musiałam się o niego martwić. A, że po kilku sekundach mógł już gadać i gadać i jeszcze raz gadać byłam pewna, że sobie nie uszkodził już i tak uszkodzonej główki. Chazer, kiedy już skończył nadawać o jakiś żelkach i kwiatkach zaciągnął mnie na mostek, na którym oczywiście nikogo nie było i musieliśmy przechodzić przez cały statek (Znowu!) żeby wyjść na powierzchnię. Trafiliśmy oczywiście na moment gdzie cała rampa była zapchana ludźmi. Udało nam się wydostać na zewnątrz, ale tylko tyle. Stojąc na rampie musiałam pilnować Chazera, który chciał się wdrapać na statek i z niego zeskoczyć. Odwiodłam go na szczęście od tego pomysłu. Wiedziałam już, co muszę zrobić. A pomógł mi w tym pewien słodki ptaszek, który leciał sobie bardzo ładnie i nagle spadł. Wyciszyłam umysł i owinęłam się mocą, po czym ugięłam kolana i skoczyłam. Kiedy ominęłam ludzi i poczułam, ze spadam zebrałam szybko moc i spowolniłam upadek i wylądowałam zgrabnie na ziemi. Chazer po chwili wylądował obok mnie. W posługiwaniu się mocą był naprawdę dobry. Po kilku sekundach zorientowałam się, że stoimy kilka metrów przed trzema osobami. Dwie z nich stały po bokach. Rozpoznałam w nich siostry nocy. Były pewnie w naszym wieku lub troszkę starsze. Pomiędzy nimi stał wysoki chłopak o czarnych włosach i kilku bliznach na twarzy. Od razu skojarzył mi się z martwym już uczniem Sith. Jednak po dłuższych oględzinach już nie wyglądał jak Klaus. Jego rysy były łagodniejsze. I był nieco młodszy. Jednak nie wiedząc czemu nadal mi kogoś przypominał. Zamknęłam oczy. Po chwili je szeroko otworzyłam, bo usłyszałam mój głos w głowie.

Znasz go. Jest ci bardzo bliski.
Ech... Znowu ty?
Chamstwo. Nie będę zwracała na te twoje komentarze uwagi. Nie ma emocji jest spokój.
Bla bla bla. Czego chcesz tym razem?
Pff. Przypomnij sobie. Znasz go dobrze.
A nie możesz pokazać mi po prostu wizji?
Ty to zawsze idziesz na łatwiznę. To jest choroba!
Zwana potocznie lenistwem. Nie matkuj mi tu, tylko daj wizję.
Jak chcesz.

Znalazłam się w ogrodzie w świątyni Jedi. Niedaleko mnie kilkoro adeptów chyba bawiło się w berka. W jednej dziewczynce rozpoznałam siebie. Miałam jeszcze długie brązowe loki. Malutka, może pięcioletnia bliźniaczka Padme Amidali. Młodsza wersja mnie uciekała przed chłopcem, który chyba kierował się jedynie Mocą, bo czarne włosy całkiem zasłaniały mu oczy. 
Nieopodal stała roześmiana Togrutanka, w której rozpoznałam Ahsokę. Obok niej dwie, nieco starsze dziewczynki rozmawiały ze sobą, ukradkiem przyglądając się adeptom.
Spojrzałam z powrotem na mnie i chłopca. Dogonił mnie i rzucił na miękką trawę. Chazer, który właśnie wybiegł ze świątyni roześmiał się głośno i krzyknął coś o wyższości chłopców nad dziewczynami.
Czarnowłosy chłopiec coś odpowiedział i odgarnął włosy z twarzy. Już wiedziałam kim on jest. Dawno się nie widzieliśmy...

Wizja się urwała. Spojrzałam się w stronę chłopaka i wesoło się roześmiałam. Prócz tego, że urósł, niewiele się zmienił. On odwzajemnił uśmiech. 
Już miałam zamiar się przywitać, ale on mi przerwał.
- Cześć Atari, dawno się nie widzieliśmy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z oczu poleciały mi łzy. Jednym skokiem znalazłam się przy chłopaku i mocno go przytuliłam.
- Zmieniłaś się.

_______________________________________________________
Poprawiony... Nie jest tak źle, jak myślałam xD

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 13


Razem z Ashoką biegłam korytarzem gdyż rada Jedi wezwała nas w jakiejś bardzo pilnej sprawie niecierpiącej zwłoki, więc mamy się stawić tam jak najszybciej, bez zbędnych opóźnień w pełnym rynsztunku bojowym ( Czyli ze srebrnym cylindrem przypiętym u pasa.) A, że rada Jedi rzadko kiedy wzywa nas to pomyślałyśmy, że trzeba odstawić na bok lakier do paznokci i prostownicę pobiec do rady na jednej nodze. Przybrałyśmy takie tempo, że nagle na prawie pustym korytarzu świątyni wpadłyśmy na kogoś przewracając się przy okazji robiąc widowiskowe salto i lądując kilka metrów dalej na tyłku. Już miałam nawrzeszczeć na tą osobę przez, którą złamałyśmy nakaz rady „Bez zbędnych opóźnień”, ale w głowie od razu obiła się zasada „Nie ma emocji jest spokój”. Spojrzałam się na winowajców i zobaczyłam nikogo innego jak pana Chazera Motessa.
- Chazer - wydarłyśmy się na całe gardło. W związku z nim pierwsza linijka kodeksu nigdy nas nie nękała.
- Dziewczęta spokojnie. Wiem, że jestem ładny, ale nie musicie się na mnie rzucać.
- My się na ciebie nie rzucamy tylko sprawdzamy czy w świątyni działa siła przyciągania ziemskiego.- Powiedziałam i strzeliłam focha, a Ahsoka zrobiła to samo pokazując Motessowi język.
- A tak przy okazji rada was tez wezwała, że się tak spieszycie?
- Ciebie wezwała rada?!- Wykrzyknęłyśmy.
- Tak, ale ja nie lecę jak szalony na spotkanie tylko idę spokojnym krokiem, by uniknąć nieprzyjemnych wypadków jednak widzę, że one same mnie znajdują. Więc może udamy sę do sali radu, by mistrzowie nie musieli na nas dłużej czekać i cierpliwie wysłuchamy tego, co mają nam do powiedzenia?
- Wow Chazer. Zamieniasz się w mistrza Kenobiego.- Powiedziałam i zaczęłam uciekać w kierunku sali posiedzeń rady ponieważ Motess jak to Motess zaczął mnie gonić wymachując dziko rękojeścią miecza świetlnego. Ahsoka biegła za nami głośno się śmiejąc. Nie wiedząc w jaki sposób nagle znaleźliśmy się w sali rady Jedi. Był to dosyć komiczny widok. Chazer stał za mną z rękojeścią miecza świetlnego w dłoni z roztrzepanymi blond kosmykami, które zawsze były nienagannie ułożone i srebrnym kolistym kolczykiem w wardze, którego zapomniał zdjąć. Ahsoka cała czerwona ze śmiechu i ja: Moje kruczoczarne włosy wcześniej starannie ułożone były teraz roztrzepane na wszystkie strony, a policzki były czerwone ze śmiechu i z biegu. Ta sytuacja jednak nie bawiła mnie, ani moich przyjaciół. Mistrzowie spojrzeli na nas krytycznie, ale niektórym ledwie udawało się ukryć rozbawienie. Spojrzeliśmy na siebie, a Chazer jeszcze bardziej się zarumienił przypominając sobie o kolczyku i o mieczu świetlnym. Szybko przypiął cylinder do pasa i stanął na baczność przed mistrzami salutując oraz poruszając głowa starając się doprowadzić włosy do ładu.
- Bez dwóch ton żelu sobie nie poradzisz. - Powiedziała Ahsoka ze śmiechem.
- Minimalnie Soka. Przecież zanim on wychodzi z kibla ykhm- odchrząknęłam ze względu na obecność całej rady Jedi i poprawiłam – toalety mija godzina.
- Godzinę zajmuje mu same ułożenie włosów następne pół się kąpie, a jeszcze pięć minut poświęca na włożenie kolczyka. Zanim zdecyduję, którą tunikę włożyć mija dziesięć minut, później spodnie, co zajmuje mu również z dziesięć minut, po czym zastanawia się czy nałożyć łańcuszek czy nie, a to trwa pięć minut. Równo dwie godziny.- Usłyszałyśmy głos od strony drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam lidzką nastolatkę z brązowymi włosami z różowymi pasemkami, o janych oczach i arystokratycznych rysach twarzy.
Zorientowałam się, że już kiedyś widziałam tą osobę.
- Mirlea!- Wykrzyknęłam i rzuciłam się dziewczynie na szyję.
- Ati! Dawno cię nie wiedziałam stęskniłam się!- Również wykrzyknęła szesnastolatka.
Mirleę poznałam, kiedy dopiero co przyjechałam do świątyni. Ja i Ahsoka miałyśmybwtedy trzy lata, a ona prawie sześć. Zaprzyjaźniłyśmy się, ale potem rzadko mogłyśmy się widywać gdyż Mirlea uczyła się w świątyni Jedi na innej planecie.
Miałam już coś powiedzieć, ale nie pozwoliło na to znaczące chrząknięcie. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy rozbawionych mistrzów.
- Kiedy łaskawie pozwoliliście nam przemówić pozwólcie, że wytłumaczymy dlaczego waz wezwaliśmy.- Powiedział mistrz Kenobi.
-Na misję wyruszycie. W czwórkę tylko. Zagubione odnajdziecie dziecko.- Przemówił mistrz Yoda.
- A gdzie polecimy?- Spytał Chazer.
- Cierpliwości młody padawanie.- Przemówił znów Kenobi.
- Polecicie na Dathomire. - Powiedział krotko, zwięźle i na temat mistrz Windu.
Wytrzeszczyłam oczy, Ahsoka przybrała głupkowaty wyraz twarzy, Chazer zaczął się krztusić, a Mirlea przybrała szczere zdziwienie na twarz. Jako pierwsza się otrząsnęłam.
- Czy poleci z nami jakiś mistrz?- Spytałam.
- Nie. To wasz sprawdzian czy potraficie sobie poradzić w misji bez nikogo. Na Dathomirze nie będzie wam potrzebna oddział klonów. Siostry Nocy nie zaatakują osoby z ich rasy, która nie jest zdrajcą.- Odezwał się mistrz Plo.
Zrobiło mi się słabo. Wyglądałam jakbym chciała zwymiotować. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Padawanko Orgeen. Coś się stało?- Zapytała mistrzyni Adi Gallia.
- Nie. Tylko mi słabo troszkę mistrzyni.
Adi Gallia była moją ulubioną mistrzynią. Kiedy przyjechała do świątyni zawsze właśnie do niej przychodziłam, kiedy śnił mi się koszmar albo coś mnie bolało.
- Dobrze. Jeśli już w wszystko w porządku możecie iść. Wasz statek odleci za pół godziny. Będzie wam towarzyszył pilot. Możecie odejść.- Zakończył mistrz Windu.
Wyszliśmy z sali z niepewnymi odczuciami, co do misji. Byłam spięta. Jechałam na moją rodzinną planetę. Powrót po latach... Przecież ja nawet nie pamiętam moich rodziców. Dlaczego ja zostałam wybrana. I dlaczego Barriss nie jedzie? Może na Dathomirze znajdę na pytanie, które bez przerwy od czasu wizji krąży po mojej głowię – Dlaczego Jedi się tak zachowali? Dlaczego? Przecież Jedi nigdy, by nie zabrali dziecka od rodziców. Nagle oczy mi zaszły mgłą już nie byłam w świątyni Jedi. Byłam w mojej wizji.

Znowu to samo. Mistrz Windu i dwóch nie znanych mi mistrzów zabierają mnie od rodziców. Pociekła mi łza z oczu. Otarłam ją. I olśniło mnie! Teraz mogłam się ruszać. Wcześniej nie mogłam! Podbiegłam i stanęłam naprzeciwko Jedi i mnie zmroziło. Ich oczy były bez wyrazu. Puste.


Znowu byłam w świątyni. Nikt nic nie zauważył. Kardy z moich przyjaciół był w swoim odrębnym od szarego, ponurego świata świecie. Pomachałam im i pobiegłam do swojego pokoju wziąć najpotrzebniejsze rzeczy. Po pół godzinie sprawdziłam czy mam miecz i wszystko, co potrzebne i pobiegłam na lądowisko gdzie czekał już statek. Nie było tylko Chazera, ale on zawsze się spóźniał. Nie musieliśmy jednak długo czekać. Po pięciu minutach przybiegł Motess. Weszliśmy na statek. Po chwili statek wleciał w codzienny ruch Coruscant.

___________________________________________________________
I kolejny rozdział!!! Wiem, że nie jest ciekawy, ale w następnym będzie się działo trochę więcej. Rozdział miał być wczoraj, ale internet mi nie działał :C Coraz częściej się to zdarza :(


NMBZW I CZEKAM NA KOMENTARZE!!! Dedyk dla Wszystkich Ahsok, które komentują :DDD Dla Martyny i Wiki. Jeśli kogoś pominęłam to też dedyk. Dla tych co nie komentują też, ale mam FOCHA!!! FOCH FOREVER!

EDIT - ten moment, kiedy człowiek patrzy na to, co kiedyś pisał po dwóch latach doświadczenia... wow. Dziecko, po prostu dziecko xD