Hotel, którego współrzędne przesłała jej Anja nie wyglądał najgorzej, chociaż do średniaków z Coruscant wiele mu brakowało. Był jednak idealny dla osób, które nie chcą przyciągać wzroku tłumów, nawet jeżeli na tym między innymi ma polegać ich praca. Przylecieli na Sullust, żeby zinfiltrować dwie partie polityczne, podejrzane o dążenia niepodległościowe. Nie była to wymarzona praca, wymagała od nich całkowitego zaangażowania, idealnej konspiracji i zapewne kilku tygodni na przeprowadzenie wszystkich działań, ale Atari wiedziała, że tak będzie. Lord Vader wyraźnie zaznaczył, że są eksperymentalną jednostką do zadań, do których nie można wysłać klonów.
Kiedy weszła do ich niewielkiego, acz przytulnego mieszkania zauważyła, jak bardzo brakowało jej normalnego, niewypełnionego smrodem siarki i lawy powietrza o temperaturze niższej niż trzydzieści stopni.
- O, Atari, dobrze, że jesteś - powiedziała Anja, odrywając się od książki. - Na łóżku położyłam twój mundurek.
- Co?
- No do szkoły.
Ta informacja całkowicie wytrąciła Atari z równowagi. Słowo szkoła było dla niej właściwie nieznane. Nigdy jej noga tam nie stanęła. W Świątyni uczyła się wszystkiego, co było jej potrzebne, a poziom nauczania był o wiele wyższy niż w cywilnych placówkach.
- Dlaczego mam chodzić do... szkoły? - wykrztusiła.
- Bo masz siedemnaście lat - odpowiedział Kol. - My, jako dorośli ludzie, zajmiemy się polityką, a ty, jako dziecko, będziesz grzecznie chodziła do szkoły.
- No chyba was po...
- Dokładniej mówiąc - przerwała jej Sheela - w twojej klasie będzie córka jednego z podejrzanych o wspieranie buntowników. Chyba wiesz, co robić.
- Według statystyk republikańskiego wywiadu takie akcje mają mniej niż piętnaście procent szans na powodzenie - powiedziała sceptycznie.
Wiedziała, że zachowuje się niedojrzale, ale nie chciała iść do szkoły, siedzieć w ławkach z rówieśnikami, którzy nie mają pojęcia o prawdziwym życiu, a tym bardziej o wojnie i zajmują się swoimi głupimi problemami nie przejmując się w ogóle tym, co dzieje się na świecie.
- No widzisz, Imperialne Biuro Bezpieczeństwa wyzerowało statystyki, jesteś pierwsza, więc jak ci się uda, będzie sto procent! - roześmiała się Anja. - Nie marudź, jesteś przecież żołnierzem.
- Inkwizytorem.
- To to samo - odparła.
Nie miała siły się sprzeczać, szczególnie, że i tak nie miała szans wygrać. Naburmuszona ruszyła do swojego pokoju żałując, że nie da się trzasnąć rozsuwanymi drzwiami.
Następnego ranka mundurek wydawał się wyglądać jeszcze gorzej niż wieczorem. Mimo, że była to zwyczajna szmaragdowa bluza z logo szkoły, nie pociągała. W Świątyni Jedi ceniony był skromny ubiór, ale nie było szczególnych wymogów, co do jego wyglądu. Ważne było, by był dobry do wszelkich akrobacji i w miarę przylegający do ciała. Niechętnie założyła bluzę i od razu zatęskniła za szatą Jedi. W niej przynajmniej mogła wtopić się w tłum ludzi. W tak widocznym ubraniu czuła się jakby była na celowniku snajpera.
Przejrzała swój nowy plan na datapadzie. Zaczynała dwoma godzinami matematyki, potem miała być chemia i fizyka. Nie miała pojęcia, kto układał plan, ale już go nie znosiła. Kto normalny daje aż cztery godziny przedmiotów ścisłych pod rząd i to na dodatek z rana? Jedynym plusem było to, że po tym miała mieć Wiedzę o Kulturze, Przysposobienie Obronne i WF.
- Super wyglądasz - zakpił Kol, kiedy weszła do kuchni pełniącej jednocześnie funkcję jadalni i salonu.
- Bez komentarza - odpowiedziała. - Spełnisz swój dorosły obowiązek i odwieziesz mnie do szkoły?
Już miała wyjść, aktorsko trzaskając drzwi, ale Kol o dziwo wstał z krzesła i poszedł za nią, po drodze zabierając swoją kurtkę.
- Czemu nie, chodź.
Pomalowany na niebiesko trzypiętrowy budynek wyglądał nienaturalnie wśród innych, przeważnie szarych brył, które w niczym nie przypominały ogólnie przyjętego wyglądu domów. Jednakże nawet ona nie oparła się szkodliwemu działaniu natury i szary pył, który na niej osiadł powoli sprawiał, że niebieski kolor zanikał. Szkoła nawet pokusiła się o posadzenie kilku mizernie wyglądających drzewek. Na spalonej lawą skale wyglądało to żałośnie, ale i tak sprawiało, że szkoła była najbardziej pozytywnym budynkiem w tej części stolicy.
- Jak wrócisz, mogę pomóc ci w zadaniach domowych! - krzyknął Kol na pożegnanie.
- Wal się -- burknęła Atari.
Ruszyła w stronę szkoły, czując się w tłumie młodzieży wyjątkowo obco. Zapominając o stwarzaniu pozorów normalności, do klasy matematycznej dotarła po prostu kierując się Mocą. Jej mózg podrzucał jej obrazy, na których przy drzwiach nie stał trzydziestoosobowy tłum Sullustan i ludzi, tylko Chaz, Ahsoka, Mirlea, Barriss oraz Wido. Niestety, były to tylko wspomnienia z przeszłości, która miała nigdy nie wrócić.
Stanęła przy ścianie i włączyła jedną z gier, które magicznie pojawiały się na datapdzie po każdej aktualizacji systemu, przy okazji zaśmiecając jej pamięć. Starała się nie zwracać uwagi na krzyki i dzieci z młodszych klas ganiające po korytarzu.
Kiedy zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję miała już dość szkoły do końca życia, chociaż nawet nie przekroczyła progu klasy.
Nauczyciel od matematyki złapał ją za ramię i pociągnął na środek klasy, zanim Atari zdążyła choćby skierować się w stronę najbliższej ławki.
- Macie od dzisiaj nową koleżankę w klasie. Przedstaw się i powiedz coś o sobie - powiedział ciepło.
Z jego opalonej twarzy nie schodził uśmiech.
"Cześć, nazywam się Atari Orgeen, pochodzę z Dathomiry, ale od trzeciego roku życia szkoliłam się na Jedi. Aktualnie jestem Inkwizytorem pod bezpośrednimi rozkazami Lorda Vadera, miło mi was poznać."
Nie miała pojęcia, co powiedzieć. W Świątyni Jedi nigdy nie trzeba było robić tak głupich rzeczy.
- Nazywam się Quari. Mam siedemnaście lat i pochodzę z... - przerwała na chwilę, nie widząc, którą planetę podać - z Naboo. Przeprowadziłam się na Sullust na kilka miesięcy razem z rodzeństwem. Miło mi was poznać - uśmiechnęłam się.
Kłamanie było jedną z czynności, których nie znosiła robić, ale musiała Nie mogła żadnym swoim zachowaniem zdradzić, że ze szkołą nie ma nic wspólnego, a w jej torbie oprócz książek i zeszytów znajdują się dwa miecze świetlne i mandaloriański WESTAR-35.
Usiadła na jedynym wolnym miejscu obok Sullustańskiej dziewczyny.
- Alloro, oprowadzisz Quari po szkole, kiedy skończycie lekcje.
Dziewczyna siedząca w pierwszej ławce kiwnęła głową, a Atari ledwo powstrzymała pełen satysfakcji uśmiech. Allora Daan, córka Dava Daana, czyli cel.
Po siedmiu godzinach żałosnych lekcji, Atari miała serdecznie dość. Na Przysposobieniu Obronnym nauczyciel wziął ją do pokazania ćwiczenia tylko dlatego, że była nowa. Od razu wylądował na macie. WF okazał się być zupełnie inny niż ten, jaki mieli dawniej w Świątyni, ale spodobał jej się. Pół godziny rywalizacji między dwiema drużynami było fajnym przeżyciem. Mogła na chwilę oderwać się od misji zwyczajnie w świecie się zabawić.
Po lekcjach podeszła do Allory, uśmiechając się przyjaźnie. Chciała jak najszybciej zyskać przyjaźń, a przynajmniej zaufanie dziewczyny, żeby móc zakończyć tę misję i wrócić na Coruscant w przeciągu tego miesiąca. Zanieczyszczone powietrze zaczynało jej przeszkadzać mimo maski tlenowej, którą wczoraj dostała od Sheeli.
- Cześć - powiedziała Sullustanka bez większego entuzjazmu. - Serio muszę cię oprowadzać?
Oczywiście, że nie, Moc mi wystarczy w zupełności - pomyślała, ale na głos jedynie potwierdziła, udając niepewność.
- Wiesz, ta szkoła jest strasznie duża, ledwo dotarłam dzisiaj rano na lekcje, a dalej chodziłam za wami. Sama w życiu nigdzie nie trafię - skłamała.
- Jakoś nie widziałam, żebyś się czuła zagubiona - odparła Sullstanka.
O tym, że zdolności aktorskich nie miała, wiedziała doskonale - dlatego też nie pchała się do bycia agentem IBB.
- Skąd ty właściwie jesteś? - podejrzliwość wręcz promieniowała z dziewczyny. - To nie jest dobra planeta, nikt tutaj nie przylatuje z własnej woli, a tym bardziej nie na stałe.
Atari uśmiechnęła się w duchu, Allora była nieufna, ale przynajmniej zaczynała rozmowę, którą można pokierować na dobre tory.
- Chyba nie myślisz, że chciałam tu przylatywać - prychnęła. - Do tej pory mieszkałam na Naboo i możesz być pewna, że za nic nie zmieniłabym Theed na kupę skał i kamieni. To wszystko wina mojej siostry - podziękowała w myślach Mocy za widoczne podobieństwo między nią i Anją. - No wiesz, przysłali ją tu na jakąś dyplomatyczną wyprawę - przewróciła oczami, udając rozdrażnienie. - A ja oczywiście nie mogłam zostać w domu.
Atari pochwaliła się za tak ładną, improwizowaną historię. Była raczej na tyle wiarygodna, by Allora w nią uwierzyła - jako zwyczajna nastolatka raczej nie była szkolona w wykrywaniu kłamstwa, jak Jedi czy pracownicy służb specjalnych.
- W sumie nawet nie wiem, jakie interesy może mieć tutaj Imperium - westchnęła.
- Serio nie wiesz? - zdziwienie Allory było autentyczne.
Atari poczuła je nawet w Mocy, co było całkiem niezłym znakiem. Nie wyczuwała od Sullustanki żadnych złych intencji, tylko coraz większe zaangażowanie i zainteresowanie rozmową.
- Nie interesuję się specjalnie polityką, mam od tego siostrę.
Allora uśmiechnęła się nieco.
- Sullust od dawna chciało wyjść z Republiki, teraz z Imperium Galaktycznego. No wiesz, mamy możliwości, jako układ planet bez problemu zapewnilibyśmy sobie wszystko, co potrzebne.
- A jedzenie? Przecież z kamieni nic wam nie wyrośnie. A bez porozumienia z Imperium handel byłby niemożliwy.
Dziewczyna przez chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Jest Hapes - odparła w końcu.
Atari nie mogła powstrzymać się od roześmiania się. Jeżeli ojciec Allory myślał w ten sposób, bo sama Sullustanka raczej nie doszła do takich wniosków, musiał przegrać tę walkę. Cały ten plan był jednym wielkim "co by było gdyby", który tak naprawdę miał same niewiadome.
- Wybacz, ale Hapes ze swoją izolacjonistyczną polityką na niewiele się nada Sullustanom. Szczególnie, że po odłączeniu się Sullust od Imperium, stałoby się wrogiem, a Konsorcjum nie prowadzi interesów, które mogą im zaszkodzić.
Wieczorem, po streszczeniu rozmowy Anji, Sheeli i Kolowi miała rozkaz kontynuowania tejże znajomości oraz ustaleniu z An, że będą podawały się za siostry, Atati otrzymała dość niespodziewaną wiadomość od Allory, która proponowała, żeby następnego dnia poszły razem do szkoły skoro mieszkały całkiem blisko siebie.
Ta propozycja sprawiła, że Atari nagle cieszyła się o wiele lepszym humorem niż przez cały dzień - misja zaczynała ruszać do przodu.
__________________________________________________________
Znowu przerwa, wiem, przepraszam, wybaczcie :(
Jako, że nie chcę zostawiać 2016 roku bez kolejnego rozdziału, wstawiam go już dziś!
Przy okazji - życzę wam wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku 2017! Oby był lepszy od 2016!
- Jakoś nie widziałam, żebyś się czuła zagubiona - odparła Sullstanka.
O tym, że zdolności aktorskich nie miała, wiedziała doskonale - dlatego też nie pchała się do bycia agentem IBB.
- Skąd ty właściwie jesteś? - podejrzliwość wręcz promieniowała z dziewczyny. - To nie jest dobra planeta, nikt tutaj nie przylatuje z własnej woli, a tym bardziej nie na stałe.
Atari uśmiechnęła się w duchu, Allora była nieufna, ale przynajmniej zaczynała rozmowę, którą można pokierować na dobre tory.
- Chyba nie myślisz, że chciałam tu przylatywać - prychnęła. - Do tej pory mieszkałam na Naboo i możesz być pewna, że za nic nie zmieniłabym Theed na kupę skał i kamieni. To wszystko wina mojej siostry - podziękowała w myślach Mocy za widoczne podobieństwo między nią i Anją. - No wiesz, przysłali ją tu na jakąś dyplomatyczną wyprawę - przewróciła oczami, udając rozdrażnienie. - A ja oczywiście nie mogłam zostać w domu.
Atari pochwaliła się za tak ładną, improwizowaną historię. Była raczej na tyle wiarygodna, by Allora w nią uwierzyła - jako zwyczajna nastolatka raczej nie była szkolona w wykrywaniu kłamstwa, jak Jedi czy pracownicy służb specjalnych.
- W sumie nawet nie wiem, jakie interesy może mieć tutaj Imperium - westchnęła.
- Serio nie wiesz? - zdziwienie Allory było autentyczne.
Atari poczuła je nawet w Mocy, co było całkiem niezłym znakiem. Nie wyczuwała od Sullustanki żadnych złych intencji, tylko coraz większe zaangażowanie i zainteresowanie rozmową.
- Nie interesuję się specjalnie polityką, mam od tego siostrę.
Allora uśmiechnęła się nieco.
- Sullust od dawna chciało wyjść z Republiki, teraz z Imperium Galaktycznego. No wiesz, mamy możliwości, jako układ planet bez problemu zapewnilibyśmy sobie wszystko, co potrzebne.
- A jedzenie? Przecież z kamieni nic wam nie wyrośnie. A bez porozumienia z Imperium handel byłby niemożliwy.
Dziewczyna przez chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Jest Hapes - odparła w końcu.
Atari nie mogła powstrzymać się od roześmiania się. Jeżeli ojciec Allory myślał w ten sposób, bo sama Sullustanka raczej nie doszła do takich wniosków, musiał przegrać tę walkę. Cały ten plan był jednym wielkim "co by było gdyby", który tak naprawdę miał same niewiadome.
- Wybacz, ale Hapes ze swoją izolacjonistyczną polityką na niewiele się nada Sullustanom. Szczególnie, że po odłączeniu się Sullust od Imperium, stałoby się wrogiem, a Konsorcjum nie prowadzi interesów, które mogą im zaszkodzić.
Wieczorem, po streszczeniu rozmowy Anji, Sheeli i Kolowi miała rozkaz kontynuowania tejże znajomości oraz ustaleniu z An, że będą podawały się za siostry, Atati otrzymała dość niespodziewaną wiadomość od Allory, która proponowała, żeby następnego dnia poszły razem do szkoły skoro mieszkały całkiem blisko siebie.
Ta propozycja sprawiła, że Atari nagle cieszyła się o wiele lepszym humorem niż przez cały dzień - misja zaczynała ruszać do przodu.
__________________________________________________________
Znowu przerwa, wiem, przepraszam, wybaczcie :(
Jako, że nie chcę zostawiać 2016 roku bez kolejnego rozdziału, wstawiam go już dziś!
Przy okazji - życzę wam wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku 2017! Oby był lepszy od 2016!